II - 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rider czekał na telefon od Flor, gdyż minęły trzy dni, a ona wciąż się nie odezwała. Nie był nawet pewny, czy ten cholerny doktorek przekazał jej jego wizytówkę. Wściekły chodził po pokoju hotelowym. Spojrzał na syna i cieszył się, że Travis już spał. Nie chciał, żeby widział jego zdenerwowanie. Czas uciekał, gdyż jutro wylatywali do Nowego Jorku, gdzie mieszkał. Został tam po studiach i nigdy nie wrócił od rodzinnego miasta. Ból po stracie Flor wciąż w nim tkwił. Nie pogodził się nigdy z jej odejściem. Próbował wszystkiego, ale nic nie pomogło. A teraz kiedy byli w jednym mieście, miał ochotę iść do niej, porwać ją i wywieźć gdzieś na bezludzie. 

Szatyn wyciągnął telefon i zaczął przeglądać ich ostatnie wspólne zdjęcia. Był takim kretynem, że wtedy schlał się do nieprzytomności. Gdyby nie pieprzony Ethan, Flor nigdy by się nie dowiedziała. Nie miał zamiaru jej tego nigdy wyznać. Ale mleko się wylało, a on został z  pusta butelką.

Odruchowo wybrał numer blondyna i czekał na połączenie.

Ethan spojrzał na połączenie i ściągnął brwi. Nie wiedział po jaką cholerę ten dupek do niego dzwonił. Nigdy nie wybaczył mu, że zdradził jego przyjaciółkę. Owszem kochał ją i nawet myślał, że kochał ją jak facet kobietę, ale później spotkał Cassie i wpadł po uszy. A później dosłownie wpadli i tym oto sposobem został ojcem. Zacisnął dłoń na telefonie, ale odebrał.

- Obyś miał dobry powód, żeby do mnie dzwonić - Ethan warknął.

- Kurwa, dalej jesteś na mnie zły?

- Tak, do cholery. Po co dzwonisz?

- Masz numer Flor? - Rider nie bawił się w żadne podchody, a Ethanowi zapaliła się czerwona światło.

- A dlaczego pytasz? Przez pięć lat o niej nie wspomniałeś. Dlaczego właśnie teraz, Rider?

- Jestem w Seattle i ona tutaj, kurwa, pracuje - syknął wkurzony szatyn.

- No i? - Blondyn wcale nie był tym zdziwiony. Wiedział, gdzie mieszkała Flor.

- Wiedziałeś? - Rider nie mógł uwierzyć, że był chyba jedynym, który o tym nie wiedział.

- Powiedzmy, ale numeru ci nie dam. 

- Chyba sobie żartujesz - satyn wybuchnął.

- Nie i mam prośbę. Nie dzwoń do mnie nigdy więcej. - Ethan chciał się rozłączyć, ale następne słowa Ridera go powstrzymały i zszokowały.

- Flor ma córkę. Rozumiesz? Ma dziecko, które wyglądało identycznie jak ona. Jesteś tam? 

- Tak - odezwał się - jestem. Tylko jestem zszokowany.

- Aha. Czyli tobie też nie powiedziała - mruknął Rider, a połączenie z blondynem zostało zerwane.

Ethan ledwo mógł złapać oddech. Raptem wszystkie części układanki zaczęły pasować do siebie. Był prawie na sto procent pewny, że córka Flor była również Rider. Wiedział, że sama zdrada nie była powodem jej ucieczki. A bycie w ciąży już było. Jednak nie mógł uwierzyć, że nawet jemu nie powiedziała. Przez pięć cholernych lat ukrywała to przed nim. Miał ochotę skręcić jej kark, ale tak trochę ją rozumiał. Odcięła się przeszłości, ale cieszył się, że oni wciąż pozostali przyjaciółmi. A on jako dobry przyjaciel, miał zamiar przeprowadzić poważną rozmowę z szatynką. I to teraz. 

- Co tam Ethan? - Zapytała Flor, kiedy odebrała połączenie od blondyna.

- Mam ochotę cię udusić - mruknął zły do telefonu.

- A niby za co? - Flor była zdziwiona tym nieprzyjaznym tonem przyjaciela.

- Za co? Ty się jeszcze, kurwa, pytasz za co?

- Ethan, jestem w pracy, więc...

- Dobra streszczam się. Dlaczego nie powiedziałaś mi, że masz dziecko?

- Skąd... skąd wie...? Rider, prawda? On ci powiedział.

- Tak, zadzwonił, żebym podał mu twój numer telefonu i przy okazji powiedział, że masz córkę.

- Jezu - jęknęła i z wrażenia usiadła.

- Ona jest jego dzieckiem - Ethan stwierdził. To na pewno nie było pytanie.

- Ethan... - ponownie wyjęczała.

- Nie powiem mu. Widocznie miałaś powód, żeby mu nie mówić, ale wiedz, że jestem na ciebie zły. A teraz mam powód, żeby do ciebie przyjechać. Także, przyjaciółko, szykuj się na nasz przyjazd.

- Co? A niby kiedy?

- Na święta. Spędzimy je w piątkę  - powiedział stanowczo Ethan.

- Um... w szóstkę, spotykam się z kimś i... - szatynka przygryzła wargę.

- I?

- To coś poważnego. Zamieszkaliśmy razem, a Carmela - Ethan dowiedział się właśnie, jak jej córka miała na imię - uwielbia go.

- Dobra i tak przyjeżdżamy, więc powiadom swojego kochasia, że będziesz mieć gości.

- Ten kochaś spuściłby ci młot, blondasku - zaśmiała się Flor - więc uważaj na Arona.

- Ha. Widzimy się za cztery dni, maleńka.

- Jasne, już się cieszę na twoje przesłuchanie - mruknęła z przekąsem.

- Też cię kocham - powiedział.

- Ja ciebie też kocham, kretynie - rzuciła i rozłączyła się.

Aron stał oparty o drzwi i zmarszczył brwi. Nie wiedział z kim rozmawiała Flor, ale nie podobało mu się, że powiedziała do jakiegoś faceta, że go kocha. Miał pieprzoną nadzieję, że to nie był Rider. Uczucie zazdrości wywróciło jego wnętrzności do góry.

- Cześć - Aron przywitać się z Flor.

- O, cześć - szatynka posłała mu uśmiech.

- Emm, usłyszałem, jak powiedziałaś do kogoś, że go kochasz.

- Oo. Okey. Zadzwonił Ethan i ...

- Kim jest Ethan? - Wypalił pytanie.

- To mój przyjaciel z czasów studenckich. - Arona ta odpowiedz wcale nie zadowoliła, już chciał zadać kolejne pytanie, ale Flor kontynuowała. - Spokojnie, to tylko przyjaciel.

- Jasne - zakpił.

- Ethan jest z mojej przeszłości - wstała i złapała Arona za dłoń, chciała go uspokoić. - Ma żonę i dziecko. I jest  na tyle bystry, że po tym jak Rider oświadczył mu, że mam dziecko, domyślił się, że Carmela jest jego córką. Od razu oświadczył, że przyjeżdżają na święta. Więc kochanie, spędzimy święta w szóstkę i myślę, że dogadasz się z Ethanem.

- Zobaczymy - mruknął i pocałował Flor w kuszące usta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro