II - 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cała trójka dotarła do domu szatynki jakąś godzinę później. Po drodze zrobili zakupy, a Aron obiecał, że ugotuje kolację. Martwił się o Flor i pierwszy raz odkąd ją poznał, była taka cicha. Przez całą drogę do domu była bardzo milcząca i jakby nieobecna. Carmela ucieszona z paczki żelków pobiegła do siebie, a brunet wykorzystał sytuację i od razu zaciągnął szatynkę do jej sypialni. Zamknął za nimi drzwi i ujął dłoń szatynki.

- Flor, co się dzieje? Proszę porozmawiajmy. Widziałem, jaka byłaś spięta w szpitalu.

Szatynka popatrzyła na Arona i cicho westchnęła. Nie chciała mieć przed nim tajemnic, bo one prędzej, czy później zawsze wychodzą na jaw i niszczą życie.

- To był Rider.

- Chcesz powiedzieć, że on... że to ten Rider? - Aron był zszokowany.

- Tak - odpowiedziała i ciężko usiadła na łóżku. - Nie wiem skąd on się tutaj wziął. Nie widziałam go przeszło pięć lat. A ostatni raz był wtedy, kiedy dowiedziałam się o jego zdradzie i jednocześnie, że jestem w ciąży. Jestem oszołomiona spotkaniem jego.  A jeszcze kiedy Carmela powiedział, że przyszła z tatą... Boże, myślałam, że padnę tam na zawał i będziesz musiał mnie reanimować. I dlaczego, moja córka mówi do ciebie "tato"?

- Nie gniewaj się na mnie - Aron podrapał się po karku. -  To był co prawda jej pomysł, ale nie powiem, że mi się nie podoba. Spytała się, czy cię lubię i czy mogę być jej tatusiem. Cholera, wiem, że to źle, iż jej pozwoliłem. Bo jakby nam się nie udało... Kurwa, ale tak bardzo chcę, żeby nam wyszło. Nie zrezygnuję z was i nieważne, czy powiesz mu o Carmeli, czy nie. Chcę być dla niej prawdziwym ojcem. Chcę chodzić z nią do parku karmić kaczki. Do wesołego miasteczka po watę cukrową. Chcę tych wszystkich rzeczy, jakie robi ojciec z córką. Czy to zbyt wiele? Czy żądam rzeczy niemożliwych?

- Chcesz być dla niej ojcem? - Flor była oszołomiona wyznaniem Arona.

- Tak, do cholery, i żaden dupek mi tego nie odbierze. Wiem, jak to jest, kiedy zdradzi cię najbliższa osoba. Przez rok byłem jak wrak. O mało nie zapiłem się. Nie, nie jestem alkoholikiem - zaprzeczył widząc minę Flor.-   Ale to kurewsko boli, kiedy osoba, którą kochasz, idzie w tango z kimś innym. A twoje dotychczasowe życie rozsypuje się niczym domek z kart. 

- Czułam się tak samo. Rano wstajesz i wszystko jest okey, a wieczorem nie masz już nic. Twoje życie okazało wielkim kłamstwem. Chciałam mu nawet powiedzieć o ciąży i dziecko, ale kiedy dowiedziałam się, że on ułożył sobie życie, nie mogłam mu tego zrobić. Nie mogłam zburzyć jego życia. W sumie nie mogłam mieć do niego pretensji, ale... Zapewniał, że mnie kochał, a zdradził mnie dwa razy.

- Co? Jak to dwa razy?!

- Powiedział, że mnie kocha, a kila godzin później pieprzył kogoś innego.

- Skurwiel - warknął Aron i przygarną do siebie Flor. - Zamieszkajmy razem.

- Co?

- I tak spędzamy ze sobą każdą wolną chwilę. Tak jest od kilku miesięcy, a teraz kiedy jesteśmy razem, doszło do tego jeszcze wspólne spanie. Możecie przeprowadzić się do mnie. Mam większe mieszkanie.

- Aron, ja...

- Wiem, że wyskoczyłem z tym, ale chcę was obu w moim życiu. 

- Zaskoczyłeś mnie. Mogę pomyśleć?

- Jasne, króliczku. 

- Dziękuję - Flor miękko pocałowała Arona. 

- Proszę bardzo kochanie.

- Jutro niedziela i mam wolne.  Nie chce spotkać Ridera. Nie chcę z nim rozmawiać. Nie chcę go widywać.

- Wcale nie musisz. To on nawalił i ty nic nie musisz. A poza tym też mam jutro wolne i idę dopiero na nocny dyżur. Może zabierzemy gdzieś Carmele? A może przeprowadzicie się do mnie?

- Aron - upomniała go - miałeś dać mi czas.

- Żartowałem - cmoknął ją w usta - Idę zrobić kolację.

- Tylko ogarnę się i przyjdę - mruknęła i zniknęła w łazience.

Aron jak tylko wyszedł z sypiali, od razu rzuciła się na niego Carmela.

- Tatusiu - zapiszczała pięciolatka.

- Co tam, słonko? - Uniósł ją do góry i posadziła na barana.

- Zrobimy naleśniki? Mama bardzo je lubi.

- Jasne, a z czym mają być?

- Dżemem malinowym i bita śmietaną. Mama lubi takie naleśniki.

 - No to takie zrobimy. Ale musisz mi pomóc, moja mała pomocnico.

- O tak, tak - Carmela zaklaskała w ręce uradowana.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro