5. świadomość, że nikt cię nie usłyszy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

•••••

Gęste chmury sunęły leniwie po niebie, gdy Yamaguchi stawiał kolejne prędkie kroki. Chyba od zawsze miał tę nerwową manierę, która skutkowała dużą ilością szybkich gestów oraz przemieszczaniem się po zatłoczonych przestrzeniach w tempie ekspresowym. Można by powiedzieć, że przez całe swoje życie nie chodził, a uciekał.

Podobnie teraz; zdawał się nie zmierzać ku parkowi, a uciekać przed otaczającą go rzeczywistością.

Nastąpiony liść wydał z siebie złowrogi szelest, a Tadashi uczuł, jak jeżą mu się włoski na karku. Nie zwalniając, rozejrzał się nerwowo. Miał wrażenie, że wlepione są w niego dziesiątki par oczu, że wszyscy się na niego gapią, chociaż był jedyną osobą znajdującą się na ulicy. Do parku zostało około pięćdziesięciu metrów.

Yamaguchi puścił się biegiem.

Z lekką zadyszką dopadł do ukrytej pod wielkim kasztanowcem ławki. Popołudniowe bieganie odpuścili sobie z Tsukishimą już parę miesięcy wcześniej. Nie mieli tyle czasu co reszta trzecioklasistów, która w większym stopniu mogła się beztrosko bujać po zajęciach, nie martwiąc się każdą nieprzeczytaną stroną. On i Kei mieli na karkach widmo egzaminów na studia. Oboje planowali zdawać na oblegane kierunki, niestety w różnych częściach Japonii, co jakoś szczególnie nie motywowało Tadashiego. Momentami miał wręcz ochotę cisnąć podręcznikiem od fizyki, rzucić całe te plany o studiach w cholerę i wyjechać do Tokio, wyjechać za Tsukishimą, by pracować w sklepie albo jakieś innej żałosnej pracy, dobrej dla dorabiającego ucznia, ale nie ambitnego dorosłego. Naprawdę odpuściłby sobie wszystko chyba nawet z ulgą; może wszechświat byłby mu wtedy odrobinę milszy.

Wszechświat prawdopodobnie tak, ale Tsukishima nieszczególnie.

Do zeszłego roku jego przyjaciel uparcie każdą rozmowę schodzącą na temat studiów zbywał stwierdzeniem, że "jeżeli się przyłożą, to w kolejne wakacje będą się rozglądać za mieszkaniem w stolicy". Brunet natomiast starał się nie komentować. Ba, bardzo chciałby w to wierzyć.

Problem w tym, że Tadashi nie był jak jego pewny tego, co chce i powinien robić, przyjaciel. Nie mógł skupić się na wieloletniej pasji, bo jej nie miał. Nie mógł też planować jakiejś wybitnie opłacalnej kariery w Tokio, bo dostatnie się na jakiś rozsądny kierunek zwyczajnie przekraczało jego możliwości. W związku z tym aktualny szkic przyszłości wskazywał na to, że brunet zostanie na studia w domu, w tej samej kamienicy, na której dachu zwykli oglądać z Tsukkim niebo.

Wszystko wskazywało na to, że już niedługo zostanie tragicznie sam. Nie chodziło jedynie o odseparowanie od przyjaciela, ale i całego mechanizmu budującego.

Przez te wszystkie lata Kei popychał go ku nowym rzeczom, można powiedzieć, że ku przyszłości. Yamaguchi czuł się wybudowany. Czuł, że jego wnętrze składa się z małych, silnych cegiełek ułożonych tam najbliższymi dłońmi. Może to był objaw jakiś nieuleczalnej choroby albo zmanipulowania, ale Tadashi nie wyobrażał sobie życia bez cudzych priorytetów. Nie wiedział, jak mógłby stawać się lepszym człowiekiem bez ingerencji osoby, której śladami podążał od lat, ślepo wierząc, że ona się nie zgubi.

W ten sposób osiemnastoletni Tadashi siedział na ławce w parku, do którego w wakacje przychodził z Tsukishimą grać w siatkówkę i czytać książki na miękkiej trawie, a w roku szkolnym zakuwać do testów. W wetkniętej do ucha słuchawce leciała jedna z tych piosenek z playlist jego przyjaciela, który permanentnie zabarwił jego duszę brązowo-rudym odcieniem jazzu zupełnie tak, jak rozlana herbata barwi papier. Na ławce obok niego spoczywały nieco sfatygowane notatki z fizyki.

Kilka lat wcześniej, jeszcze w czasach, gdy chodzili do gimnazjum, po niezapowiedzianym teście z tegoż to przedmiotu Kei posłał mu bystre, choć niby niechętne spojrzenie. Przyjrzawszy się przez moment jego arkuszowi, powiedział:

— Dobry z tego jesteś. Gdybyś trochę się postarał, mógłbyś być najlepszy w klasie.

Tadashi, jak to miał w naturze, wziął sobie jego słowa bardzo do serca i od tej pory bardziej pochylał się nad książkami od tego przedmiotu.  Nigdy nie musiał, a jednak chciał. Chciał udowadniać Tsukishimie, że mógł być z czegoś dobry. Chciał, żeby częściej patrzył na niego w ten sposób i chciał pchać go przodu tak jak ciepły podmuch wiatru dodający otuchy, tak jak Kei zawsze popychał jego.

Rzucił przelotne spojrzenie na zapisane karki. Istniały takie trzy słowa, które zgarniały mu sen z powiek i które gasiły w nim wszystkie iskierki zapału do nauki – "studia w Miyagi".

if you could see me now, you'd know how blue
I've been
one look is all you'd need to see the mood
I'm in

Yamaguchi mógł do tej pory żyć samymi marzeniami, ale był już dorosły i wiedział, że głowę można mieć zanurzoną w chmurach, ale stąpa się po błocie.

A on zmierzał donikąd.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro