Kiedy jesteś chora

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jason Voorhees

Od trzech dni nie wychodziłaś z domku. Nie chciało wyrzucać Ci się chusteczek do kosza, więc leżały koło kanapy. Do tego gardło i głowa. Leki przywieźli Ci dopiero rano, a w międzyczasie, poddali Cię kwarantannie, dając klucze do niezamieszkanego domku. Dwa razy dziennie (Im. Przyjaciółki) wpadała sprawdzić, czy żyjesz, i przynieść jedzenie.

Drzemałaś, wystawiając poza koc tylko głowę. Nie miałaś ochoty na cokolwiek. Jedyne, czego pragnęłaś, to odpoczynek.

Poczułaś, jak ktoś kładzie Ci rękę na głowie. Uchyliłaś powieki i zauważyłaś Jasona, nachylającego się nad Twoją osobą.

-Jason - szepnęłaś i chciałaś się podnieść, ale przytrzymał Cię za ramiona - Chyba nie wyglądam najlepiej, co?

Pokiwał przecząco głową, a Ty uśmiechnęłaś się lekko. Szczerość to podstawa w związku, co nie?

-Jestem trochę chora, daj mi dwa dni, a... - przerwałaś, kaszląc parę razy -... Będę zdrów jak ryba.

Jason ponownie pokiwał przecząco głową i pogłaskał Cię po policzku. Zamknęłaś oczy, poddając się pieszczocie, jaką Ci okazał. Dzięki jemu kojącemu dotykowi, szybko zasnęłaś, a mężczyzna usiadł na brzegu posłania i szczelniej okrył Cię kocem.

***

Obudziłaś się godzinę później. Siedział w tym samym miejscu, w którym widziałaś go przed zaśnięciem. Zrobiło Ci się cieplej na sercu. Pomógł Ci podnieść się do siadu, a następnie podał herbatę. Wzięłaś łyk napoju i z błogością poczułaś, jak gorąco rozlewa się po Twoim ciele. Chciałaś ją odstawić, ale zatrzymał Twoją rękę i zmusił, byś wypiła jeszcze trochę.

-Dziękuję - szepnęłaś. Objął Cię ramieniem i przyciągnął bliżej. Objęłaś go rękoma w pasie i wtuliłaś twarz w jego klatkę piersiową. Jego dłoń masowała Cię po plecach, pozwalając Ci się rozluźnić.

Jason nie chciał widzieć Cię chorej. Pamiętał z dzieciństwa, jak bardzo nienawidził, kiedy musiał leżeć w łóżku, czując się jak zużyta chusteczka. Do tego nie chciał widzieć Cię w takim stanie. O wiele bardziej wolał Cię uśmiechniętą, a trzy dni wystarczyły, by zdążył zatęsknić za Waszymi spacerami.

Tego dnia, jak i do momentu, w którym nie wyzdrowiałaś, chłopak był na każde Twoje zawołanie. Nie chciałaś jednak, by przebywał z Tobą aż tak często, gdyż sam mógł złapać przeziębienie, ale Jasonowi zawsze udawało się Ciebie przekonać. Jak mogłaś oprzeć się jego niewinnym oczom?

Freddy Krueger

-Głowa mi pulsuje, katar spływa obiema dziurami, temperatura wylatuje poza termometr, a ta przypisała mi lizaczek dla dzieci i psik psik do nosa - warczałaś, od kiedy wróciłaś od lekarza. Położyłaś się do łóżka i co chwilę dmuchałaś nos, w akompaniamencie Freddy'ego, który wkręcił się w kolejną grę.

-Freddy! - Krzyknęłaś, kiedy nie zwracał na Ciebie uwagi.

-Co? - mruknął.

-Ja tu umieram!

-Nie wyglądasz!

-Wyglądam! Zresztą, nawet się nie patrzysz! - Łaskawie oderwał wzrok od monitora i zilustrował Cię od góry do dołu.

-W tej koszuli wyglądasz całkiem, całkiem - wymruczał, oblizując usta, jednak zaraz wywrócił oczyma, widząc Twoje zmarszczone brwi. Wstał i wyszedł z pokoju.

Rozczarowałaś się jego reakcją. Byłaś chora, a on tak po prostu Cię zignorował. Pociągnęłaś nosem, wydmuchałaś go jeszcze raz, odwróciłaś się na drugi bok i zamknęłaś oczy, chcąc zasnąć. Udało Ci się to po krótkiej chwili. Twoje ciało pragnęło odpoczynku, jak niczego innego.

***

Obudziłaś się parę godzin późnej. Na dworze było już ciemno. Było Ci strasznie gorąco, dlatego zaczęłaś wygrzebywać się spod kołdry i przecierać spocone czoło.

-Co ty robisz, małpko? - spytał Freddy, z powrotem otulając Cię kołdrą.

-Fred - mruknęłaś, nie mając siły powiedzieć nic więcej.

-Chociaż raz zamknij, te swoje, słodkie usteczka - powiedział i położył na Twojej głowie mokry ręcznik. Jęknęłaś, ale dałaś mu się sobą zająć, a robił to dokładnie i delikatnie. Poprawiał Ci poduszki i przyniósł koc.

Freddy nie lubił patrzeć, jak się męczysz (z wyjątkiem wspólnego uprawiania miłości). Widok Twojego zamglonego wzroku tolerował w innych okolicznościach, tak samo jak czerwone policzki. Na początku nie wierzył, że jesteś jakoś poważnie chora, ale kiedy wrócił z herbatą i zobaczył, jak zaczynasz się pocić pod kołdrą, zmierzył Ci temperaturę i zmienił zdanie. Nie chciał przyznawać się jednak, że się martwi. Mogłabyś to wtedy wykorzystać... Najwyżej wmówi Ci, że miałaś halucynację, a Freddy'ego w ogóle tu nie było!

Jego plan z omamami się nie udał, ponieważ temperaturę udało się szybko zbić i wróciłaś w miarę do normalności. Odprowadził Cię nawet do łazienki i stał pod nią nasłuchując, czy przypadkiem nie zemdlałaś. Koniec końców, Krueger nie okazał się zimnym draniem i udowodnił, że martwi się o Ciebie.

Michael Myers

Michael ponownie gdzieś zniknął. Nie miałaś siły go szukać, ponieważ choroba skutecznie trzymała Cię przy łóżku. Siedziałaś przy biurku, ucząc się na kolokwium. Chorobę wolałaś poświęcić na naukę i, mimo ciągłego kaszlu, starałaś się wkuć jak najwięcej.

W pewnym momencie, zaczęłaś się krztusić i dopiero po chwili udało Ci się złapać oddech. Postanowiłaś wstać, jednak poważnie zakręciło Ci się w głowie i o mało co nie upadłaś. Na szczęście, ktoś przytrzymał Cię w pionie.

-Michael? - Szepnęłaś - Nie słyszałam, jak wchodziłeś.

Mężczyzna, nie oczekując żadnych wyjaśnień, wziął Cię na ręce i szybko przeniósł na łóżko. Starałaś się zaprotestować, jednak pozostawał nieustępliwy. Takim sposobem, wpakował Cię pod kołdrę, gdzie od razu zaczęłaś się pocić.

-Myślałam, że nie mam temperatury - mruknęłaś, przymykając oczy. Siedział przy Twoim łóżku, dopóki Twój oddech się nie uspokoił i nie miał pewności, że nie zwiejesz.

***

Obudziłaś się niedługo później. Chłopaka nie było przy Tobie, ale na komodzie leżała gorąca herbata. Starając się ignorować ból głowy, podniosłaś się i upiłaś parę łyków. Odpuściłaś sobie wstawanie, z obawy przed omdleniem. Położyłaś się ponownie i zaczęłaś wpatrywać w sufit, myśląc o losowych rzeczach.

Po parunastu minutach drzwi się otworzyły, a stanął w nikt inny, jak doktor Loomis. Nie był jednak sam, stał za nim Michael, trzymający nóż na wysokości jego szyi.

-Dzień dobry? - przywitałaś się wątpliwie. Samuel zmierzył Cię od góry do dołu.

-Już wiem, po co mnie przyprowadziłeś, Michael. Kupię jej podstawowe leki, a jeśli nie pomogą w ciągu trzech dni, będzie musiała iść do lekarza. Do tej pory, niech (Imię) odpoczywa, a ty pilnuj jej, żeby się nie przeforsowała - powiedział. Michael przepuścił go w drzwiach i patrzył, jak zmierza do wyjścia.

-Wyjaśnisz mi, co tu się właśnie stało, Michael? - spytałaś.

Pokręcił głową i usiadł obok Ciebie, głaszcząc Cię po głowie. Kiedy tylko zobaczył, jak się chwiejesz, od razu postanowił interweniować. Nie chciał, byś była chora. Co prawda, to zatrzymałoby Cię w domu na dłużej, ale kiedy widział, jak się męczysz, denerwował się.

Kiedy Loomis dostarczył leki, Michael chciał Cię nimi nafaszerować, ale zdołałaś go powstrzymać. Motywację do powrotu do zdrowia dawał Ci fakt, że mężczyzna przeżywa to bardziej, niż Ty.

John Kramer

-John, nie będę mogła przyjść. No... Troszkę się rozchorowałam. Nie, nie musisz przyjeżdżać - mówiłaś go słuchawki telefonu - Drzwi są otwarte. Pa pa.

Odłożyłaś telefon i rzuciłaś się na kanapę w salonie. Otuliłaś się szczelnie kocem i starałaś znaleźć siłę, która wyrwie Cię spod szponów dresów, skarpetek nie do pary oraz za dużą bluzą. Nie udało Ci się.

Niedługo później, drzwi otworzyły się i przyszedł John. Widząc Cię zawiniętą niczym naleśnik, westchnął. Usiadł obok i mocno Cię przytulił.

-Moje biedactwo - mruknął.

-Nie przytulaj się, będziesz chory - powiedziałaś, a mężczyzna nieco się odsunął.

-Zrobić ci herbaty?

-Poproszę.

Wrócił niedługo później, trzymając dwa kubki. Piłaś ją powoli, bacząc na to, by nie oparzyć się w język. Siedziałaś oparta o jego klatkę piersiową, oglądając telewizję i ziewając.

-Najlepszym lekiem na chorobę jest sen - szepnął, a Ty zamknęłaś oczy wiedząc, że mężczyzna Cię nie zostawi.

***

Obudziłaś się dwie godziny. Twoja głowa leżała na jego kolanach, a gardło nie bolało już tak bardzo. Zamruczałaś z zadowolenia, kiedy zaczął delikatnie masować Twój kark. Odwróciłaś się na plecy i spojrzałaś na swojego chłopaka. Uśmiechał się lekko.

-Lepiej się czuję - powiedziałaś, jednocześnie siadając - Dzięki.

-Potrzebujesz czegoś?

-Oprócz ciebie? Nic - puściłaś mu oczko i wstałaś - Idę się umyć. Jeśli chcesz, to możemy potem iść do tego kina?

-Innym razem. Najpierw się porządnie wylecz.

-Tak jest! - I pobiegłaś do łazienki.

John patrzył się na Ciebie, dopóki nie zniknęłaś za drzwiami. Nie myśl sobie, że nie zauważył skarpetek nie do pary. Musiałaś się naprawdę źle czuć, skoro jedna była czerwona, a druga zielona. Nie lubił patrzeć, jak się męczysz. Od kiedy wyszłaś z jego gry, bez większego uszczerbku na zdrowiu, zwracał większą uwagę na to, czy jesteś bezpieczna. Co prawda, samo przebywanie w jego obecności nie było pozbawione ryzyka, ale pragnął z Twojego kontaktu.

Kiedy tylko doprowadziłaś się do porządku, John przez następne dwa dni nie pozwalał Ci wychodzić na dwór. Musiałaś przez to wziąć wolne, ale Twój wuja pokojowo przyjął informację, że jesteś chora i mogłaś siedzieć w domu, dopóki nie poczułaś się lepiej.

Hannibal Lecter

-(Imię), dobrze się czujesz? - spytał Hannibal, kiedy tylko wrócił do domu. Siedziałaś przy stole, segregując papiery. Popatrzyłaś się na niego i psiknęłaś.

-Tak - odparłaś cicho i wróciłaś do pracy. Mężczyzna nie był zadowolony z Twojej odpowiedzi i wyszedł z pomieszczenia tylko po to, aby wrócić za minutę z termometrem w ręku. Westchnęłaś tylko i wzięłaś go do buzi. Szybko okazało się, że Twoje "tak" miało niewiele wspólnego z prawdą.

-Trzydzieści osiem. Marsz do łóżka - zakomenderował, a Ty westchnęłaś i wstałaś. Odprowadził Cię do sypialni i okrył kołdrą.

-Hannibal, muszę zająć się tymi dokumentami - mruknęłaś.

-Zrobię to za ciebie.

-Ale sam masz dużo pracy...

-Niedługo będę mógł w pełni zająć się naszą kwiaciarnią i będziemy mieli dla siebie dużo czasu. Chyba mogę pomóc swojej partnerce? - Nachylił się nad Tobą, cmoknął w czoło i wyszedł, kupić coś w aptece.

Niedługo wszystko się ułoży, pomyślałaś i zamknęłaś oczy. Wystarczyła chwila, byś zasnęła. Twój organizm bardzo potrzebował odpoczynku.

***

Obudziłaś się w nocy. Głowa bolała Cię niemiłosiernie, a mimo kołdry i dodatkowego kocyka, oraz poduszek, nadal było Ci zimno. Nie widziałaś, że na łóżku siedział Hannibal, który co chwilę zmieniał mokry ręcznik na Twojej głowie.

-Dasz radę usiąść? - spytał, a Ty pokiwałaś głową. Nie było to łatwe - głowa pulsowała Ci jak nigdy wcześniej - ale, z małą pomocą, udało Ci się.

Podstawił Ci łyżkę z syropem pod usta. Starając się nie skupiać na ohydnym smaku, łyknęłaś wszystko. Czułaś się na tyle źle, że marzyłaś tylko o tym, aby zasnąć.

-Hannibal... - mruknęłaś, jednak przerwał Ci szybko.

-Nic nie mów i idź spać. Musisz odpocząć - powiedział, głosem nerwowym nawet, jak na niego.

Ponownie ułożyłaś się na poduszkach i pozwoliłaś sobie na sen. Mężczyzna nie spuszczał z Ciebie wzroku, pomimo bycia zmęczonym. Hannibal czuwał nad Tobą, od momentu, kiedy położyłaś się do łóżka. Martwił go Twój stan. Do tego Twoja gorączka jeszcze wzrosła, co niesamowicie go niepokoiło. Postanowił, że jeśli nie spadnie, wsadzi Cię w samochód i pojedzie do szpitala.

Tej nocy, ani razu nie zasnął. Kiedy obudziłaś się nad ranem, było już lepiej, dzięki czemu spadł mu kamień z serca. Nalegałaś, by sam odpoczął, ale nie chciał nawet o tym słyszeć. Dopóki Ty nie byłaś zdrowa, nie miał zamiaru przerywać monitorowania Twojego stanu.

Pennywise

-Umieram - mówiłaś, leżąc na łóżku. Temperatura to jeszcze nic! Twój żołądek zamienił się w istny wulkan, co półgodziny wyrzucając z siebie kule magmy, w postaci wymiocin. Miałaś grypę jelitową - największego chorobowego skurczybyka. Gdyby nie Pennywise, który podstawiał Ci miskę pod nos, nie dobiegłabyś do łazienki.

-(Imię), kiedy ci to przejdzie? - Pytał, mając dość pozbywania się zawartości Twojego żołądka.

-Nie wiem, z dwa dni - mruknęłaś, czując się jak wyciśnięta szmatka.

-Musisz szybko wyzdrowieć - powiedział, siadając na łóżku i chwytając Cię za rękę. Podniosłaś się do siadu i upiłaś łyk wody.

-Wiem - szepnęłaś, spuszczając głowę - Też mam dosyć tego siedzenia w domu.

-No właśnie. Obiecałaś mi wyjście do wesołego miasteczka, dlatego niech twój organizm skopie tyłek zarazkom i da ci spokój! - uśmiechnął się pokrzepiająco.

-Kochany jesteś - mężczyzna nachylił się, by cmoknąć Cię w usta, jednak Twój żołądek postanowił się odezwać, przez co zerwałaś się z łóżka i nachyliłaś nad miską. Pennywise westchnął i przytrzymał Ci włosy.

***

Następnego ranka czułaś się trochę lepiej, jednak wyczerpanie dało o sobie znać. Nie miałaś siły nic jeść, mimo usilnych nalegań swojego chłopaka, który starał się wcisnąć w Ciebie cokolwiek. Po jednym krakersie straciłaś apetyt.

-(Imię), zjedz coś - mówił klaun.

-Potem - mruknęłaś, zamykając oczy.

Pennywise rozumiał, że potrzebujesz odpoczynku. Sam nigdy nie chorował, więc nie wiedział, jak to jest, jednak widok Twojej bladej twarzy i sińców pod oczami podpowiadał mu, że to nic przyjemnego. Nie chciał również, byś była bardziej chora. Kto chodziłby z nim na spacery? Byłaś jedyną, bliską mu osobą.Martwił się na tyle, na ile pozwalały mu jego uczucia, jednak nadal były to emocje dosyć silne.

Dwa dni leżenia w łóżku i cierpliwości opłaciły się. Byłaś wstanie zjeść i wyjść z domu. Nie na długo, ale jednak! W nagrodę dostałaś lizaka od Pennywise'a, po którym bolał Cię brzuch. No cóż, chciał dobrze.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kiepski dzień, ale przynajmniej rozdział dodany. Nauka goni, a czasu coraz mniej xd

No cóż, może uda mi się wstawić rozdział Pennywise x Reader? Zobaczymy.

Miłego wieczoru!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro