Kiedy przechowujesz go na noc

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jason Voorhees

Lało jak z cebra. Opłacało się wziąć płaszcz przeciwdeszczowy. W oddali widziałaś Jasona, stojącego pod drzewem, w skórzanej kurtce. Nie jest mu zimno? Szybko podeszłaś bliżej, a kiedy Cię zobaczył, pokiwał Ci.

-W takich warunkach nie dam rady zmienić ci bandażu! - Krzyknęłaś, by na pewno Cię usłyszał - Znasz jakieś ciepłe, suche i bezpieczne miejsce, żeby się schować?!

Pokiwał głową na boki. Wolałaś nie wiedzieć, gdzie mieszkał przez te wszystkie lata z obawy, że z żalu przygarniesz go jak pieska i nie zdołasz dobrze ukryć. Gdzie by tu go...? Masz! Jeden domek stoi pusty, a tak się akurat składa, że wiesz, gdzie są do niego klucze. Nikt nie powinien być na dworze, więc plan był doskonały!

-Jason, chodź za mną!

Podreptał za Tobą, z łatwością dotrzymując Ci kroku. Zawiał wiatr, zrzucając Twój kaptur. Postanowiłaś się pośpieszyć.

Kiedy dotarliście do obozu, kazałaś poczekać mu pod najdalej oddalonym, drewnianym domkiem i sama poszłaś po klucze. Skradając się jak ninja, zabrałaś je z pokoju dla personelu. Mijając pokój, gdzie Twoja przyjaciółka czytała książkę, wpełzłaś do łazienki i zabrałaś dwa ręczniki, a z kuchni jakieś ciastka i koc z salonu. Oby nikt nie zauważył. Potem podeszłaś do drzwi i biegiem puściłaś się w stronę Jasona, nie chcąc, by dłużej mókł.

Kiedy dotarłaś do mężczyzny, czekał tam, gdzie mu kazałaś. Przepuścił Cię na schodach, widząc Twój bieg, dzięki czemu szybko otworzyłaś drzwi. Wciągnęłaś go do środka. Drzwi oczywiście zakluczyłaś, po czym ściągnęłaś płaszcz i powiesiłaś go na wieszaku. Jason uważnie przyglądał się wnętrzu. Położył dłonie na fotelu i przesunął dłonią po jego wierzchu, napawając się miękkością materiału. Patrzyłaś się na niego przez chwilę i zdecydowałaś, że później dokładniej się rozejrzy.

-Zdejmij kurtkę, nie możesz się przecież rozchorować - powiedziałaś, a Voorhees powiesił skórę na wieszaku, zostając w samej czarnej, lekko podniszczonej koszuli. Kiedy usiadł na kanapie, zarzuciłaś mu ręcznik na głowę. Sama również miałaś go przewieszonego na szyi - To teraz bandaż.

Zastanawiałaś się, czy po obozie nie zostać przypadkiem pielęgniarką, ponieważ zamiana opatrunku zajmowała Ci dwa razy mniej czasu niż na początku. Po wszystkich usiedliście na kanapie. Kiedy Jason wstał i zaczął zmierzać do wyjścia, rzuciłaś się za nim.

-Hej, hej! Nie puszczę Cię w taką pogodę! - chwyciłaś go za rękę i zaczęłaś odciągać go od drzwi, co wyglądało niezmiernie komicznie, gdyż nie udało Ci się przesunąć go nawet o milimetr. W końcu westchnęłaś i obróciłaś się przodem do niego. Stanęłaś na palcach, by przyjrzeć się jego oczom. Ku Twojemu zdziwieniu, tańczyły w nich iskierki rozbawienia - Bardzo śmieszne, Jason. Proszę bardzo, idź sobie, ale ja ci tabletek na gardło nie załatwię.

Koniec końców został i razem zaczęliście oglądać domek. Wyglądał jak poprzednie, choć zamiast łóżek, był hamak. Znaleźliście nawet koc w szafce. Wystarczyło, że wytrzepałaś go z kurzu i nadawał się do użytku. Zamiast lamp użyliście świeczek, które porozstawialiście w co poniektórych miejscach, przez co stworzył się całkiem romantyczny nastrój. Dwoje ludzi zamkniętych w domku, z którego nie wyjdą w obawie przed deszczem... To się nie skończy dobrze.

-To... Chcesz coś porobić? - spytałaś się wyższego kolegi. Wzdrygnął ramionami, po czym niepewnie usiadł na hamaku. Kiedy podniósł nogi, zaczął tracić równowagę i ponownie je opuścił. Zachichotałaś, ale szybko do niego dołączyłaś. Dobrze bawiliście się, nawzajem zrzucając się z posłania, dopóki nie pękł, a Wy nie wylądowaliście z hukiem na podłodze - Heh, to chyba znak, że pora iść spać.

Wróciliście do salonu, gdzie obydwoje usiedliście na kanapie. Żadne z Was nie poruszyło tematu oddzielnych łóżek, bo kanapa była tylko jedna.

-Możemy spać na zmianę - zaproponowałaś, a on pokiwał głową. Zadecydowałaś, że to jemu należy się więcej snu, wiec to on położył się na kanapie. Nogi wystawały mu spod koca, ale wydawało Ci się, że był odprężony bardziej niż kiedykolwiek. Sama ziewnęłaś i oparłaś się plecami o kanapę - Dobranoc.

Minęło parę minut i sama zaczęłaś przysypiać. Jasona gryzło sumienie. Pozwalać kobiecie spać na ziemi, kiedy on wygodnie leży na kanapie? Coś było nie tak!

Podniósł się do siadu i nachylił, po czym wciągnął Cię na siebie. Z racji tego, że miejsca na kanapie dużo nie było, leżałaś na jego klatce piersiowej, w ręce ściskając jego koszulę. Byłaś zbyt zmęczona, by zaprotestować, więc kiedy okrył Was oboje kocem, a silne ramiona mężczyzny objęły Cię, by jeszcze mocniej przyciągnąć Twoją osobę bliżej, po prostu zasnęłaś.

Freddy Krueger

Był to zupełnie normalny dzień. Praca szybko Ci minęła, a w drodze do domu wstąpiłaś do sklepu, na małe zakupy. Następnie wróciłaś do domu i przebrałaś w piżamę, chcąc zrobić sobie maraton filmowy. Wszystko szło dobrze, do momentu, w którym dzwonek zadzwonił. Chcąc szybko pozbyć się gościa, otworzyłaś je, nie patrząc przez wizjer.

-O co chodzi? - spytałaś prosto z mostu, a następnie otworzyłaś buzię ze zdziwienia - Zasnęłam podczas oglądania filmów?

Tuż przed Tobą stał Freddy Krueger, we własnej osobie. Sweter miał cały od krwi, tak samo jak rękawicę. Kiedy Cię zobaczył, osunął się na Ciebie. Szybko go złapałaś i zobaczyłaś, że jego plecy są całe poharatane. Wciągnęłaś go do mieszkania i zamknęłaś drzwi.

-Freddy, halo! - poklepałaś go po policzku. Uchylił oczy, które po chwili błądzenia, znalazły się na Tobie - Jak się tu dostałeś? Myślałam, że nawiedzasz tylko w snach.

-Czasem jakiś mądrzejszy dzieciak się skapnie, że można mnie sprowadzić i potem zastawiają pułapkę i potem tak kończę - wysapał i spróbował wstać. Chciałaś mu pomóc, ale sam sobie poradził.

-To... Skąd właściwie wiesz, gdzie mieszkam?

-Twój umysł jest jak otwarta książka - machnął ręką, a następnie oparł się o stolik - Zaraz tam wrócę. Jak ich dorwę to...

-Freddy, w takim stanie, to ty byś pchły nie skrzywdził - odparłaś, zakładając ręce na piersi - Spójrz na siebie. Lepiej wróć do swojego snu i tam się ich pozbądź.

Nigdy nie myślałaś, że będziesz dawać rady mordercy, w kwestii mordowania.

Freddy wydawał się myśleć, po czym prychnął i przyznał Ci rację. Dowiedziałaś się również, że będzie mógł wrócić tam dopiero za parę godzin, ale nie chciał wyjaśnić, dlaczego?

-Czuję popcorn - mruknął Freddy i wszedł do Twojego salonu. Chciał rzucić się na kanapę i włączyć film, który zaczęłaś, ale przytrzymałaś go za rękę.

-Najpierw zdejmij sweter - poinformowałaś go. Usta Krueger'a wyszczerzyły się w iście nonszalanckim uśmiechu.

-Nie sądziłem, że tak od razu, ale nie mogę przejść obok twojej prośby obojętnie.

-To świetnie. Nie chcę, żebyś ubrudził mi całą kanapę.

Uśmiech mu zrzedł, a Ty, zadowolona z siebie, ruszyłaś po ręcznik. Skończyło się na tym, że leżał na brzuchu bez sweterka, a Ty obmywałaś mu plecki i zasypywałaś bandażami.

-Masz palce delikatne, jak słoń w składzie porcelany...Aua.

-To powiedzenie tu nie pasuje - odparłaś, kończąc swoją pracę - Gotowe.

Podałaś mu za dużą bluzę, którą kiedyś kupiłaś. Nie nosiłaś jej od dawna, więc zdecydowałaś, że raz możesz mu ją pożyczyć. Poza tym, miła odmiana, widzieć go w czymś innym. No, bez koszulki też dawał radę, choć widok tak mocno poranionych pleców nie był aż tak miły.

-Co oglądamy? - spytał po chwili.

-Jakąś komedię czy horror?

-Pytasz dzika czy sra w lesie, oczywiście, że horror!

Tak więc rozpoczęliście oglądanie. Byliście twardzi, znosząc nawet najstraszniejsze sceny wyjadaliście rzeczy, które kupiłaś. Kiedy zrobiło się do końca ciemno, poszłaś po kocyk i zamiast zapalać światła, podpaliłaś świeczkę. Był mroczny klimat, oj był.

-Nie wchodź tam - szeptałaś - Weszła...

-Miło było ją poznać. Teraz zamkną się za nią drzwi, a morderca wyjdzie zza rogu - objaśnił. Tak też się stało, co do słowa - Amatorzy. Powinni byli wymyślić coś oryginalniejszego.

-Pan specjalista - dogryzłaś, a mężczyzna chętnie przytaknął - Dobra, ja idę spać. Jutro praca.

-Zostały jeszcze cztery filmy! - krzyknął, a Ty wydostałaś się spod kocyka.

-To powodzenia. Nie spal mi domu! - z tymi słowami opuściłaś go i ruszyłaś w stronę swojej sypialni. Wsunęłaś się pod kołdrę i zamknęłaś oczy. Kiedy byłaś na skraju snu i jawy poczułaś, jak Freddy wchodzi do Twojego pokoju, a łóżko skrzypi bardziej niż zazwyczaj - Freddy?

-Ci, śpij już - szepnął i objął Cię ramionami. Odruchowo wtuliłaś nos w jego klatkę piersiową, czując się komfortowo i bezpiecznie.

-Jutro będziesz miał problem - wymamrotałaś.

-Jasne - przyciągnął Cię bliżej, dzięki czemu bezproblemowo zasnęłaś.

Michael Myers

-Jak to uciekł?! - Krzyknęłaś do słuchawki telefonu. Doktor Loomis nie miał dobrych wieści . Michael skorzystał z tego, że policjanci przenosili go do innej celi i zwiał, mordując przy tym parę losowych osób.

-Chyba wiem, gdzie zmierza. (Imię), jeśli usłyszysz coś niepokojącego, powiadom mnie i uciekaj. W międzyczasie pojadę do jego starego domu. Powinien zmierzać w tamtą stronę. Uważaj na siebie.

-Pan też - mruknęłaś i odłożyłaś słuchawkę. Od razu pobiegłaś pozamykać wszystkie drzwi i okna. Uzbroiłaś się w scyzoryk, złożony w kieszeni i udałaś się do salonu. Nie wiedziałaś, czego możesz się po nim spodziewać, dlatego musiałaś być gotowa na każdą ewentualność.

Siedziałaś w salonie i słuchałaś radia. Ostrzegali, że wszyscy mają niezwłocznie udać się do swoich domów i pozamykać się na wszystkie spusty. Czułaś narastający, nieco irracjonalny strach. Przecież nie wiedział, gdzie mieszkasz... A nie, czekaj. Przypomniał Ci się incydent, kiedy zabił Twojego ojca. Pogodziłaś się z jego stratą, ale nadal czułaś się nieswojo, kiedy o nim wspominałaś. Przynajmniej Twoja mama była w pracy i miała wrócić dopiero rano.

Poszłaś do kuchni, by zrobić sobie kakao. Nasypałaś proszek i spostrzegłaś się, że nie masz wyciągniętego mleka. Zajrzałaś do lodówki, a kiedy już ją zamknęłaś, w oknie pojawiła się znajoma, biała twarz. Krzyknęłaś ze strachu i odsunęłaś się kawałek. Michael zbił okno i w zastraszająco szybkim tempie dostał się do środka. Rzuciłaś w niego mlekiem i zaczęłaś uciekać. Przypomniałaś sobie jednak, że klucz do drzwi był w kuchni i zatrzymałaś się, po czym odwróciłaś. Stałaś oko w oko z Michaelem.

-Jeśli chcesz mnie zabić, to zrób to teraz. Ta szyba była droga - syknęłaś. Chłopak uniósł obie dłonie, więc zamknęłaś oczy, zmęczona ciągłą ucieczką. Zamiast bolesnego uczucia noża wbijanego w brzuch, poczułaś przyjemne ciepło. Uchyliłaś powieki. Przytulał Cię, opierając głowę na Twoim ramieniu. Nie wiedziałaś, jak zareagować. W końcu chwyciłaś go za ramiona i odsunęłaś lekko - Dostałam informację, że uciekłeś. Dlaczego?

Nie odpowiedział, tylko wyciągnął kartkę z kieszeni.

Przenocuj mnie, a nikomu nie stanie się krzywda - głosił napis.

Już się stała, pomyślałaś, przypominając sobie o ofiarach, które napotkał po drodze. Postanowiłaś jednak nie dawać mu większych powodów na mord.

-Michael, to pierwszy i ostatni raz. Obiecaj mi tylko, że przez tę noc nie wyjdziesz z mojego domu i... Pomożesz zabezpieczyć okno.

Pokiwał twierdząco głową, a nóż, który do tej pory trzymał w ręce, położył na stolik. Cały czas za Tobą chodził, jakby bojąc się, że uciekniesz.

Okno zabezpieczyliście folią. Pozamiatałaś szkło i dokończyłaś swoje kakao. Zaproponowałaś także Michaelowi ciepły napój, ale odmówił. Nieco nerwowa, oficjalnie oprowadziłaś go po całym domu. Na dłużej zatrzymaliście się w Twojej sypialni. Usiadłaś na łóżku i obserwowałaś, jak chodzi po pokoju i dotyka różnych rzeczy. Na dłużej zatrzymał się przy Twoim zdjęciu z dzieciństwa. Wziął je do ręki i pogładził małą Ciebie po policzku. Przechyliłaś głowę, nie wiedząc, co może to oznaczać. Następnie (już bez zdjęcia) zaczął czytać książki, które miałaś na półkach.

Nie wiedziałaś, o co może mu chodzić. Czy chciał Cię tylko odwiedzić, czy może miało to głębszy sens? Zbyt dużo pytań, tak mało odpowiedzi.

-Michael - zaczęłaś - Czemu zdecydowałeś się mnie odwiedzić?

Przez chwilę się nie ruszał, a następnie machnął ramionami. Nie wiedział?

-Musi być jakiś powód - wstałaś i podeszłaś do mężczyzny, który oparł się biodrami o biurko i złożył ręce na piersi - Cokolwiek! Nie wiem co się dzieje, a wszyscy cię szukają. Michael, pomóż mi się zrozumieć.

Mężczyzna nadal nie odpowiadał, a także nie ruszył się z miejsca. Wpatrywał się tylko. Ponownie nie uzyskałaś odpowiedzi, na trapiące Cię pytania.

Po chwili zdecydował się zejść do kuchni. Podreptałaś za nim i patrzyłaś, jak przeszukuje Twoje szafki.

-Szukasz czegoś konkretnego? - pokiwał twierdząco głową - Czego?

W końcu znalazł to, czego szukał. Ciastka.

-Naprawdę? - spytałaś z niedowierzaniem - Może jeszcze karty do tego?

Pokiwał ochoczo głową. Zamrugałaś parę razy, ale zdecydowałaś się nie wnikać za bardzo i znaleźć karty. Kiedy mu je przyniosłaś, zabrał wszystko i usiadł na dywanie w salonie, a następnie spojrzał się na Ciebie wyczekująco. Obrałaś stanowisko naprzeciwko i patrzyłaś, jak rozdaje karty. Przypomniałaś sobie, że tłumaczyłaś mu kiedyś zasady pokera, podczas jednego ze spotkań.

Cała ta sytuacja nieco Cię rozbawiła. Przez jakieś pół godziny grałaś w kart z mordercą, który, poza byciem niesamowicie okrutnym, co chwilę Cię ogrywał.

-Trójka asów - powiedziałaś, mając nadzieję, że w końcu poniesiesz zwycięstwo. Gorzko się jednak pomyliłaś - Kareta?! Nie wierzę w takie coś! A teraz mi powiedz, gdzie schowałeś ostatnie karty, oszuście.

Wstał i wyciągnął kieszenie. Faktycznie nic.

-Już ja cię przebadam - z tymi słowami popchnęłaś go, usiadłaś na brzuchu i sama zaczęłaś przeszukanie. W żadnej z kieszeni nic nie miał, jednak odkryłaś pewien istotny fakt, kiedy sprawdzałaś za kołnierzem. Michael miał łaskotki. Mimo, że nie śmiał się jak to normalnie bywa, to zaczynał się trząść, zakrywać i było słychać jego przyśpieszony oddech - Mamy łaskotki, co? Pora na zemstę.

Twoja zemsta trwała krótko. Po tym, jak jego brzuch stał się Twoją ofiarą, chwycił Cię za ręce i usiadł, przez co spadłaś prosto na dywan. Trzymał Cię tak dopóki nie obiecałaś, że już tego nie zrobisz.

-To był miły wieczór - powiedziałaś, ziewając - Ale na mnie już pora. Czas spać.

Chciałaś wstać, ale chłopak mocno Cię przytrzymał.

-Michael... - nim zdążyłaś powiedzieć cokolwiek więcej, chwycił Cię pod nogami i przerzucił na plecy - H-hej, czy ja ci wyglądam na worek ziemniaków?

Zaniósł Cię po schodach, do Twojej sypialni i usiadł na Twoim własnym łóżku. Wtedy dopiero zostałaś rzucona na pościel. Wyczekująco spojrzał, aż wejdziesz pod kołdrę. Kiedy w końcu zrobiłaś to, co podświadomie Ci kazał, nakrył Cię porządnie kołdrą i położył się na drugim końcu łóżka. Nie wiedziałaś, o co chodzi, ale zmęczenie nadeszło szybciej, niż się spodziewałaś.

Nim jednak zasnęłaś, zastanawiałaś się, czy przypadkiem jego zachowanie nie wynikało z tego, że w końcu znalazł osobę, przy której może zachowywać się jak, w miarę normalny, człowiek?

John Kramer

Pozostał jeden dzień do przyjazdu Twojego wujka. Siedziałaś w sklepie. Był wyjątkowo mały ruch, więc czytałaś gazetę i piłaś kawę. W wiadomościach ponownie poruszany był temat niejakiego Jigsawa. Od czasu, kiedy sama przeżyłaś ów wypadek, wszystko się ułożyło. Przy okazji media również trochę o Tobie mówiły, co przyczyniło się do wzrostu popularności sklepu. Prawie same pozytywy.

Drzwi otworzyły się, więc Twoje usta wyszczerzyły się w standardowym, przyjaznym uśmiechu. Odłożyłaś gazetę i wstałaś z krzesła.

-Dzień dobry - przywitałaś się, widząc, kto przyszedł. John zamknął pośpiesznie drzwi i, kuśtykając, podszedł do Ciebie. Jego beżowe spodnie przesiąknięte były krwią, trochę ponad kolanem - O Jezu, John! Co ci się stało?

-Nie ma mnie tu - szepnął, przyłożył palec do ust i pokuśtykał na zaplecze. Chciałaś do niego pójść, ale w kiedy tylko zniknął za drzwiami, do sklepu wszedł wysoki, czarnoskóry policjant.

-Był tu starszy mężczyzna? Mniej więcej mojego wzrostu, blond włosy - wypalił od razu. Pokręciłaś głową, a facet uderzył pięścią w blat - Cholera. Jak go zobaczysz, zadzwoń na policję.

-A-ale dlaczego? - wyjąkałaś zdezorientowana.

-Dowiesz się, jak to potwierdzimy. Wszyscy się dowiedzą - i poszedł. Odczekałaś chwilę, po czym pobiegłaś na zaplecze. John siedział na krześle, trzymając się za krwawiące udo.

-John, co się dzieje? - spytałaś, wyciągając czystą szmatkę z szuflady. Klęknęłaś przy nim i mocno przycisnęłaś ją do nogi mężczyzny, który syknął z bólu.

-Masz apteczkę? - pokręciłaś głową.

-Zadzwonię po karetkę - poinformowałaś go, ale chwycił Cię za ramię.

-Nie - powiedział spokojnie.

-Możesz się wykrwawić!

-Dam radę, potrzebuję tylko schronienia - zapewnił. Wiedziałaś, co ma na myśli.

-Dobrze, ale potem wszystko mi wyjaśnisz, dobrze? - nim udzielił Ci odpowiedzi, parę chwil minęło.

-Dobrze.

Biegiem ruszyłaś po samochód. Pierwszy raz tak szybko zamknęłaś sklep i wywiesiłaś kartkę informującą o nie działalności sklepu do końca dnia. Po chichu wpakowałaś Johna do samochodu i dziesięć minut później byliście w Twoim domu. Mężczyzna usiadł w salonie, a Ty pobiegłaś po apteczkę. Kiedy zaczął zajmować się raną, wyszłaś z pokoju nie chcąc oglądać tak... Krwawego obrazu.

Wróciłaś, kiedy jęki i stękania ustały. John prawie, że leżał z wyprostowaną nogą. Na szczęście wcześniej podłożyłaś mu pod kanapę papierowe ręczniki - inaczej Twoja podłoga byłaby cała zalana. Podeszłaś do niego i usiadłaś obok. Wyglądał na niesamowicie zmęczonego. Chwyciłaś go za rękę. Pewnie stracił sporo krwi.

-John, jesteś wstanie powiedzieć mi, o co tu chodzi? - spytałaś delikatnie. Blondyn spojrzał się na Ciebie, po czym nieco się przybliżył.

-Jeszcze nie - wyszeptał, a Ty pokiwałaś głową. Mimo, że ciekawość była silna, widok jego zmęczonych oczu wygrał. Chwyciłaś go za ramiona i położyłaś, by położył głowę na Twoich kolanach i wygodnie się rozłożył. Zamknął oczy, kiedy zaczęłaś głaskać go po głowie.

-Co ja z tobą mam - wymamrotałaś, a kiedy minęło paręnaście minut i mężczyzna zasnął, delikatnie zsunęłaś go ze swoich kolan i, zamiast nich, podłożyłaś mu poduszkę. Potem przyniosłaś koc, którym szczelnie go odkryłaś i posprzątałaś bałagan, jaki wcześniej zrobił. Miałaś nadzieję, że po nocce wynagrodzi Ci to porządnymi wyjaśnieniami.

Gdy był już wieczór, ostatni raz sprawdziłaś, jak się czuje. Pogładziłaś go kciukiem po policzku i opuściłaś, samej idąc spać.

Hannibal Lecter

Hannibala nie widziałaś od paru dni. Zastanawiałaś się, czemu po Waszej niezwykle udanej kolacji zniknął. Powód był jednak bardziej szokujący, niż myślałaś.

Siedziałaś przed telewizorem, patrząc na wyświetlającą się twarz doktora. Myśl o tym, że był jednostką, której szukali wszyscy policjanci i, że rozpoznał go mężczyzna, którego spławiłaś w dzień kolacji, sprawiła, iż wzięłaś wolne w pracy i zamknęłaś się na cztery spusty w ciepłym domku. Myślałaś, że to mężczyzna idealny, ale jak bardzo się pomyliłaś!

Położyłaś się na kanapie i leżałaś pod kocykiem, bezmyślnie wpatrując się w sufit. Nie miałaś pojęcia, co o tym myśleć. Długo tak niestety nie podrzemałaś, ponieważ powtarzający się dzwonek do drzwi wyrwał Cię z zadumy. Zrezygnowana i zmęczona psychicznie podeszłaś do drzwi i otworzyłaś je szybko. Twoje serce na chwilę stanęło, by sekundę później zacząć bić o wiele za szybko. Chciałaś zatrzasnąć drzwi, ale Hannibal wszedł już do środka. Zaczęłaś się cofać, a w międzyczasie mężczyzna zamknął drzwi.

-Nie podchodź, albo zacznę krzyczeć - ostrzegłaś. Domyślał się, że już wiesz, ale widok Twojej na wpół zmartwionej i przestraszonej twarzy, rozzłościł go. Cholerna telewizja.

-(Imię), spokojnie, nic ci nie zrobię - powiedział, podchodząc bliżej. Z każdym kolejnym krokiem, cofałaś się coraz bardziej, aż w końcu natknęłaś się na ścianę. Chciałaś uciec i zamknąć się w pokoju, ale złapał Cię za nadgarstki w jedną dłoń, a drugą nakrył Ci usta.

-Wysłuchaj mnie zanim dojdziesz do pochopnych wniosków - zabrał swoją rękę, nadal jednak mocno Cię przytrzymując.

-Pochopnych wniosków?! Fakty są takie, że jesteś mordercą - zmarszczyłaś brwi.

-To prawda, ale nie musisz się mnie obawiać.

Jego spokój Cię przytłaczał. Jak można trzymać na wodzy swoje emocje w takiej sytuacji?! Nie mogłaś dać się sprowokować.

-Nie boję się ciebie, Hannibal - odparłaś po chwili ciszy. Spojrzałaś mu prosto w oczy - Jestem rozczarowana. Wydawałeś się inny niż wszyscy, lepszy, a prawda jest taka, że jesteś jeszcze gorszy niż ktokolwiek tu.

-Przykro mi, że tak o mnie myślisz, (Imię) - z każdym jego słowem, Twoja serce przebijała kolejna szpilka - Ale zależy mi na naszej relacji. Jeśli tobie też, daj mi jeden dzień. Naprawię zaufanie, którym mnie obdarzyłaś.

-Hannibal, ja...

-Ostatnia szansa - zapewnił i puścił Twoje ręce. Niewiele myśląc, objęłaś go za szyję i wypuściłaś łzy, które tkwiły w Twoich oczach od kiedy go zobaczyłaś. Prawda była taka, że brakowało Ci go niemiłosiernie i, choć był poszukiwanym mordercą, nie mogłaś przeciwstawić się uczuciu, które rosło za każdym razem, kiedy go widziałaś.

Pozwolił Ci wypłakać się w swoje ramię, a następnie zaprowadził do sypialni. Zasłonił rolety, sprawiając, że pomieszczenie momentalnie ściemniało. Następnie przyniósł Ci herbaty i siedział przy Tobie, dopóki do końca się nie uspokoiłaś i zasnęłaś. Musisz dać mu szansę. Pierwszy raz od parunastu lat zaczęło bardzo poważnie mu zależeć.

Pennywise

Zastanawiałaś się, co by tu dzisiaj porobić. Nie miałaś na siebie pomysłu, dlatego kiedy zadzwonił dzwonek, podskakując otworzyłaś drzwi.

-Cze... - Pennywise stał przed Twoimi drzwiami, uśmiechając się dziko, z krwią wokół ust i poplamionym ubraniem. Wtargnął do Twojego mieszkania, zatrzasnął drzwi i spojrzał się wprost na Ciebie. Jego tęczówki jarzyły się pomarańczowym światłem. Pierwszy raz na jego widok, poczułaś niepokój.

Nagle wciągnął powietrze i momentalnie znalazł się przy Tobie. Podniósł Cię pod udami i oparł o ścianę. Chwyciłaś się jego kołnierza, nie chcąc spaść.

-Penny, co to ma znaczyć? - spytałaś, kiedy zaczął wąchać Twoją szyję.

-Smaczne, smaczne - mruczał cicho.

Jednak naprawdę nieswojo poczułaś się, kiedy polizał Cię po niej i boleśnie, choć nie do krwi, ugryzł w bark.

-Wystarczy już, postaw mnie! - krzyknęłaś. Klaun zatrzymał się nagle i, bardzo powoli, odsunął. Wyrwałaś się i spojrzałaś jednocześnie zdezorientowana i trochę zła.

-Co to było? - dopytywałaś. Przechylił głowę, a tęczówki zmieniły kolor na niebieski.

-Ale co? - szeptał.

-To wszystko! Najpierw wchodzisz tu jakby nigdy nic, a potem dzieje się... To!

-To?

-Tak, to! I co jest nie tak z twoimi oczami? Zmieniają kolor? Jak to w ogóle możliwe? Te wszystkie dziwne rzeczy, które mnie spotykały... Balon, dzieciak, uciekający przed tobą i ciągłe zaginięcia... To byłeś ty?! Dlatego te dzieci tak się bały - doszłaś do szybkich wniosków. Do tej pory uważałaś te wydarzenia za coś fantastycznego i nie groźnego, ale sytuacja sprzed chwili pokazała Ci, że myliłaś się w stu procentach.

-Hm? O czym ty mówisz?

-Żaden z moich sąsiadów nigdy cię nie widział, a ostatnio dzieci na widok klauna zabawki zaczęły uciekać, oto co się dzieje! - mówiłaś nieprzerwanie.

-To nie prawda - upierał się.

-W takim razie obiecaj mi, że to nie ty odpowiadasz za złą sławę tego miejsca - patrzyłaś mu prosto w oczy. Podeszłaś bliżej, a klaun zaczął się cofać. Teraz to ty przypierałaś go do muru - Obiecaj.

-Nie można kłamać, (Imię). To przecież niemoralne - powiedział niezwykle spokojnie. Tląca się nadzieja w Twoim sercu zgasła jak zapałka przy ostatnich mrozach w Polsce. Przełknęłaś ślinę opuściłaś głowę - Ale nie bój się, na ciebie mam inne plany.

-Wyjdź - warknęłaś.

-(Imię) - nie wiedział, czemu się tak zachowujesz. Przecież to nic złego. Musiał się czymś żywić. Poza tym nie wiedziałaś o nim prawie nic. Może jeśli przybliży Ci siebie, wtedy zgodzisz się go wysłuchać?

-Ja cię uważałam za przyjaciela - otarłaś oczy, które, mimo Twoich starań, zaczęły tworzyć łzy - A ty mówisz mi, że porywasz i zabijasz dzieci.

-Jestem twoim przyjacielem.

-Ciekawe, czyją krew masz na ubraniu?!

Pennywise chciał Cię uspokoić. Stracił nad sobą kontrolę, kiedy Cię zobaczył, ale żałował... Na tyle, na ile pozwalało mu nieistniejące sumienie. Do tego ten pyszny strach... Dawno nie kosztował czegoś tak potwornie dobrego.

Chwycił Cię za nadgarstki i przytulił. Trzymał dopóki nie straciłaś sił na szarpanie. Kiedy w końcu odpuściłaś, przerzucił Cię sobie przez ramię i zaniósł do sypialni. Chciałaś uciekać, ale kim byłaś, w porównaniu do stworzenia, które miało nadprzyrodzone zdolności?

Pennywise czuł, że rozczarowanie jest Twoją główną emocją. Nie był dumny z tego powodu. O wiele bardziej lubił, jak śmiałaś się w jego towarzystwie. Gdyby nie czuł tak ogromnej chęci zobaczenia Cię tuż po tym, jak schrupał tego chłopca... Wszystko byłoby normalnie.

-Zostaw mnie - szepnęłaś, przytulając się do swoich kolan.

-Mam lepszy pomysł. Opowiem ci o mnie - mimo, że czułaś wiele emocji, które targały Twoim umysłem jak plastikowa siatka na wietrze, zdecydowałaś się posłuchać Pennywise'a. Chciałaś zrozumieć, czemu jest... Taki.

Tej nocy opowiedział Ci, jak to pewnego dnia po prostu zaczął istnieć. Ludzie są dla niego pokarmem, tak jak dla ludzi bydło.

-To nie mógłbyś zostać wegetarianinem? - spytałaś cicho, a klaun pokręcił głową.

-Nie. Ale chciałem, żebyś wiedziała, że nie chcę cię zjeść.

-A chciałeś?

-Może na początku - przyłożył pięść do brody, jakby udając, że się zastanawia. Zaśmiałabyś się, gdyby nie przytłaczająca ilość informacji.

-A teraz?

-A na co wygląda ci chętne spędzanie z tobą czasu?

-Lubisz mnie?

-Chyba mogę to tak nazwać.

-Czyli mogę iść spać bez obaw?

-Tak.

-I będziesz mnie pilnował?

-Przed kim? - wzruszyłaś ramionami.

-Nie wiem - mruknęłaś zgodnie z prawdą. W ciągu ostatnich tygodni połączyła Was szczególna więź. Mimo, że tak naprawdę nie był człowiekiem, wspomnienia o tym, jak wspierał Cię podczas śmierci wuja i wszystkich Waszych szczęśliwych chwil... Nie mogłaś tak po prostu wykluczyć go ze swojego życia.

Położyłaś się na plecy i zamknęłaś oczy. Musiałaś to wszystko przemyśleć, ale najpierw sen.

Pennywise bawił się Twoimi włosami. Miał nadzieję, że udało mu się Cię uspokoić i przekonać, że... Zależało mu na Tobie, chciał dalej się spotykać i wspólnie bawić. Pierwszy raz czuł coś takiego i nie zamierzał przestawać.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

4064 - czemu mam wrażenie, że to najdłuższy rozdział w moim życiu? Trzeba by poprzeglądać inne rozdziały i posprawdzać.

Najmniej jestem zadowolona z Pennywise'a, ale nie miałam na niego pomysłu, więc wyszło jak wyszło, ale reszta jest całkiem nie zła (przynajmniej w moim mniemaniu xd).

Myślałam również nad dodaniem Ghostface'a, ale muszę obejrzeć resztę filmów z nim (na razie Krzyk 1 zaliczony) i Chucky'ego, ale z nim musiałabym obejrzeć cokolwiek.

Poza tym wstawiam to dzisiaj, bo zostałam w domku (ząb do kanałówki i całe dwa dni na paracetamolu) więc cieszcie się z mojego nieszczęścia! Ja tam się cieszę, ale to chyba tylko dlatego, że jestem po części masochistką xdd

Dobra, nie wiem, co tu jeszcze napisać, więc ładnie się pożegnam i pójdę... Pójdę... Pójdę... Nie wiem, gdzieś tam pójdę.

Do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro