Kiedy rozstajecie się na dłuższy czas

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jason Voorhees 

Patrzyłaś bezwiednie, jak dzieci wkładają swoje bagaże do autokaru. W końcu skończył się słodki czas wycieczki i musiałaś wracać do domu. Powiedziałaś Jasonowi parę dni wcześniej. Od tamtego momentu chodził spięty i cały czas chciał mieć Cię blisko siebie, co trochę kolidowało z Twoją pracą. 

-(Im. Przyjaciółki)! - Krzyknęłaś - Zostawiłam coś przy ognisku. 

-Dobra, ale się pośpiesz! Policzymy dzieciaki i wyjeżdżamy! 

-Dobra!

Odwróciłaś się na pięcie i sprintem ruszyłaś do ogniska, oglądając się również za siebie. Nikt za Tobą nie szedł. Dobrze. 

Dobiegłaś tam w minutę. Mężczyzna już na Ciebie czekał. Na Twój widok wstał ze ściętego konara i rozłożył ręce, w które od razu wpadłaś. Schowałaś twarz w jego klatce piersiowej, po czym zamknęłaś oczy. Ściskał Cię mocno, choć nie na tyle, by połamać Ci kości. Słyszałaś jak szybko bije jego serce. Mimo, że od początku wiedział, że nie zostaniesz tu na zawsze, nie mógł do końca pogodzić się z tą myślą. Kochał Cię całym sercem i choć nie potrafił tego powiedzieć, wyrażał to gestami. 

Trwaliście w uścisku dłuższą chwilę, po czym zdecydowałaś się odsunąć. Jason klęknął, by mieć na Ciebie lepszy widok. Spojrzałaś się w jego błękitne oczy. Cholera, już za nim tęskniłaś. 

Bez słowa odchyliłaś jego maskę i pocałowałaś go w usta, nie potrafiąc niczego powiedzieć. W międzyczasie zaczęła wibrować Ci komórka. Już do Ciebie dzwonili. Z ciężkim sercem, odsunęłaś się. 

-Postaram się jak najszybciej wrócić, dobrze? Daj mi trochę czasu - powiedziałaś, łamiącym się głosem. Pokiwał twierdząco głową, do końca nie wierząc, że to już koniec - Czekaj na mnie. Zrobię wszystko, żeby przyjechać niedługo. 

Objęłaś go, by zaraz odsunąć i biegiem ruszyć w stronę autokaru. Nie potrafiłaś się odwrócić. Widok Jasona patrzącego się na swoje ręce, w których przed chwilą była kobieta, którą kochał ponad wszystko, złamałby Ci serce. Musiałaś wrócić jak najszybciej. Zbyt wiele w swoim życiu wycierpiał, żebyś zostawiła go na dłuższą chwilę. Poza tym, spodziewałaś się, że rozstanie pójdzie gorzej.

-Już się bałam, że nie przyjdziesz. Coś się stało? - spytała Twoją przyjaciółka, widząc Twoją smutną twarz. Pokręciłaś głową i usiadłaś na swoje miejsce, tuż pod oknem, ostatni raz ogarniając wzrokiem okolicę. 

-Jason - szepnęłaś, ocierając samotną łzę, która spłynęła po Twoim policzku. Zrobisz wszystko, by tu wrócić. 

***

Jason siedział przy ognisku, kompletnie zamyślony. Gdyby podeszła do niego zgraja nastolatków, nie zwróciłby na nich uwagi. Wczoraj odjechałaś. Starał się być wyrozumiały, ale teraz... Nie mógł przestać o Tobie myśleć. Chętnie poszedłby do Twojego domu, ale nie wiedział gdzie mieszkasz. 

Mężczyzna spojrzał się na domek, w którym spędziliście tyle niesamowitych dni. W tak niedługim czasie zdążył przywiązać się do Ciebie jak Hachiko. 

Ile jeszcze będzie czekał? Obiecałaś, że postarasz się szybko wrócić. Ile to szybko? Czy na pewno wrócisz? Głupie pytanie, ufał Ci. A co, jak ktoś Cię zaatakuje? Świat jest zły. Tylko przy nim byłaś w stu procentach bezpieczna. 

Jason chwycił się za głowę i warknął bezgłośnie. Będzie czekał. Musisz wrócić.

Mimo tęsknoty rozcinającej jego serce wpół Jason siedział w miejscu, w którym go zostawiłaś ze strachem, ale i nadzieją, wpatrując się w przyszłość. 

Freddy Krueger

-Cholera. Tak, postaram się przyjechać. Powiedz mamie, że będę jutro. Tak, pa - powiedziałaś do słuchawki telefonu. Dzwonił Twój wuja z informacją, że Twój tata trafił do szpitala. Nie mogłaś opuścić go w takiej sytuacji. Problem był jednak taki, że do domu rodzinnego miałaś bite siedem godzin jazdy, a musiałaś załatwić sobie jeszcze urlop w pracy. Na szczęście miałaś wyrozumiałą szefową, więc nie powinno być z tym problemu. 

Freddy czytał gazetę w salonie, kiedyś wpadłaś do niego szukając walizki. Na początku się tym nie zainteresował, ale kiedy zaczęłaś pakować najpotrzebniejsze ubrania, zbladł. Odłożył papier i wstał, podchodząc do Ciebie ostrożnie. 

-(Imię), czemu się pakujesz? Zrobiłem coś? - spytał, ale totalnie go zignorowałaś, skupiona na własnych myślach - (Imię)!

-Co? Co jest?! - Krzyknęłaś, w końcu zwracając na niego uwagę. 

-Czemu się pakujesz? 

-Muszę szybko jechać do domu - powiedziałaś, zapinając bagaż. 

-Po co? Miałaś jechać do nich na przyszły weekend - zmarszczył brwi. 

-Mój tata wylądował w szpitalu. To oczywiste, że muszę do niego jechać - odparłaś - Ubrania, klucze, telefon. Coś jeszcze?

-Jak chcesz wyjechać bez kluczy?

-No tak! Dzięki. 

Wpadłaś do kuchni, chwyciłaś torebkę i wybiegłaś na dwór, przygotowując samochód. Freddy był na tyle rozsądny, aby nie wchodzić Ci w drogę. Co więcej, sam zapakował Ci walizki i pomagał, jeśli o coś go pytałaś. Nie lubił widzieć Cię zdenerwowanej i choć sam był dzieckiem z gwałtu to potrafił wyobrazić sobie, co czułby, gdyby Cię stracił. Nie mówił tego, ale w głębi serca... Kochał Cię i choć nie było dobrej okazji, by to powiedzieć, to byłaś mu bliska, jak nikt nigdy. Akceptowałaś go pomimo jego... Wspaniałego i oryginalnego charakteru. Zdawał sobie sprawę, że bywał złośliwy, ale też kochany (czasem). 

-Chyba wszystko mam. Nie wiem, ile tam zostanę - powiedziałaś, podchodząc do swojego chłopaka. 

-Rozumiem, jedź i bądź tam tak długo, jak musisz - odparł. Nie spodziewałaś się po nim tak mądrych słów. Uśmiechnęłaś się nerwowo. 

-Trzymaj się - mruknęłaś, całując go w usta. Objął Cię, przedłużając pocałunek. Odsunął się jednak wiedząc, że bardzo się śpieszysz. 

-To ja powinienem to powiedzieć - odparł, puszczając Ci oczko. Ostatni raz go przytuliłaś i odeszłaś, wsiadając do samochodu. Odprowadzał Cię wzrokiem, dopóki nie zniknęłaś za zakrętem. Nie martwił się, zawsze mógł odwiedzić Cię w śnie. 

***

Freddy się martwił i to cholernie! Minęły trzy dni, a Ty nie dałaś znaku życia, poza esemesem, który napisałaś, że jesteś na miejscu. Nie mógł odszukać Cię również w snach. Pierwszy raz od czasu Waszego związku tak się bał. A może coś Ci się stało? Jeśli ktoś Cię skrzywdził, to mógł już kopać sobie grób. 

Mężczyzna chodził po Twoim domu, niespokojnie wyglądając przez okno. W każdej chwili mogłaś wrócić, choć równie dobrze mogło nie być Cię przez następny miesiąc. 

Jeszcze raz spróbował wtargnąć do Twojej głowy, totalnie bez skutku. Czy to możliwe, że mogłaś nie spać trzy dni? Jeśli postanowisz w końcu wrócić, zrobi Ci taką awanturę, że będziesz go przepraszać przez miesiąc. 

Freddy nie wiedział, że przez ostatnie dni byłaś na kawie, energetykach i innych odciągaczach od snu, by jak najwięcej czasu spędzić z tatą. Na szczęście, nie stało mu się nic poważnego, choć wolałaś cały czas czuwać. 

Michael Myers 

Spoglądałaś smutno na ekran telefonu. Nie, nie pękła Ci w nim szybka. Stało się coś wiele gorszego. Twoja ukochana babcia, mieszkająca na drugim końcu kraju, w końcu poddała się długoletniej chorobie i zmarła. Pogrzeb odbywał się za dwa dni, więc musiałaś powiadomić dr. Loomisa i okoliczne wojsko, że Michael pozostanie bez opieki. Nie mogłaś nie przyjechać. Choć spotykałyście się rzadko, to drzwi jej domu zawsze były dla Ciebie otwarte. Nie pamiętałaś momentu, by choć raz odmówiła Ci pomocy, choćby w najdziwniejszych sprawach. 

Michael wszedł do kuchni, po czym zbliżył się ostrożnie, widząc Twoją nietęgą minę. Zauważyłaś go, po czym podeszłaś i mocno przytuliłaś. Potrzebowałaś wsparcia. Wiedziałaś również, że chłopak chce wiedzieć, dlaczego jesteś w takim stanie. 

-Moja babcia zmarła - mruknęłaś, przytulając się do niego mocniej - Będę musiała wyjechać na parę dni. 

Ścisnął Cię mocniej. Słowo "wyjechać" oznaczało w jego języku "opuścić", dlatego nie zamierzał Cię puścić. Doskonale to wiedziałaś, więc musiałaś sporo się natrudzić, by zmienić jego zdanie. 

-Chodź, usiądziemy. 

Poszliście na kanapę, gdzie mocno się do niego przytuliłaś. Oddał pieszczotę, wciąż pamiętając o Twoich słowach związanych z wyjazdem. 

-Nie będzie mnie maksymalnie pięć dni - mruknęłaś - Spotkam się z rodziną, której na co dzień nie widzę i... Będę mogła zobaczyć ją po raz ostatni.

Pociągnęłaś nosem, nie mogąc opanować łez. Serce Michaela zmiękło. Kochał Cię i widok Twojej zapłakanej twarzy ranił jego serce. Czy był jednak gotowy obdarzyć Cię tak ogromnym zaufaniem? Nie miał pewności, że wrócisz. Ale jeśli nie pojedziesz, będziesz cierpieć jeszcze bardziej. Sam pamiętał swoją rodzinę... Była patologiczna, ale rodzina to rodzina, nie miał szansy jej wybrać. Teraz miał Ciebie. 

Tulił Cię dopóki się nie uspokoiłaś. Wykonałaś telefony do dr. Loomisa, a Twój chłopak nie zaprotestował. Z ciężkim sercem, patrzył jak pakujesz do walizki najpotrzebniejsze rzeczy. Kiedy skończyłaś, zaniósł Ci je do samochodu. 

-Wrócę jak najszybciej - szepnęłaś, przytulając się do niego. Ściskał Cię mocno, cały czas nie będąc pewnym swojej decyzji. Po dłuższej chwili spróbowałaś się odsunąć, ale nie chciał Cię puścić - Michael... Chodź tu.

Uniosłaś nieco jego maskę i pocałowałaś szorstkie usta. Odpowiedział na pocałunek, jednocześnie luzując uścisk. Wykorzystałaś sytuację i szybko wsiadłaś do samochodu. Nawet za Tobą nie szedł. Postanowił cierpliwie poczekać. Stał na chodniku, dopóki nie zapadł wzrok. W oczekiwaniu może puścić sobie Tytanica. 

***

Mężczyzna chodził nerwowo po domu. Cały czas miał nadzieję, że usłyszy charakterystyczny dźwięk silnika Twojego samochodu. Będzie mógł Cię przytulić, zanurzyć twarz w Twoich włosach i poczuć spokój. Tylko przy Tobie czuł się spokojny, a kiedy pojechałaś... Chęć zamordowania zupełnie niewinnych osób była silniejsza, niż kiedykolwiek. Wiedział jednak, że jeśli to zrobi, odseparują Cię od niego. Musiał się kontrolować. Pomagało mu w tym patrzenie na Wasze zdjęcia zawieszone na ramkach w salonie. Kiedyś je zrobiłaś i postanowiłaś wywołać. Pamiętał tę chwilę jakby to było wczoraj. Byłaś taka roześmiana... Ile dałby, byś znów była przy nim. 

I pomyśleć, że minął dopiero jeden dzień. 

John Kramer

-Moja mama ma urodziny i będę musiała ją odwiedzić. Chcesz jechać ze mną? - Spytałaś swojego mężczyznę. John wiedział, że Twoi rodzice mieszkają dosyć daleko i, mimo najszczerszych chęci, nie mógł. 

-Mam dużo spraw na głowie... - odparł, zagryzając wargę. Nie miał ochoty się z Tobą rozstawać, zwłaszcza ostatnio, ale rozumiał Twoją sytuację. I tak widzisz się z rodziną dosyć rzadko (oprócz wuja) i nie chciał, abyś przez niego przegapiła kolejną okazję - Ale nie oglądaj się na mnie. 

-Pomyślałam, że to może być dobra okazja aby Cię poznali - mruknęłaś, marszcząc brwi. 

-Może innym razem - powiedział i objął Cię ramieniem. Wtuliłaś się w niego, jednocześnie zamykając oczy. Jeśli chciałaś zdążyć, musiałaś wyjechać jutro z samego rana. Na szczęście pomyślałaś nad prezentem trochę wcześniej. 

Do wieczora leniliście się na kanapie, obściskując się i szepcząc słodkie słówka. Potem John pomógł Ci się spakować, dając w prezencie mały breloczek z czarnowłosą kukiełką. 

-Żebyś o mnie nie zapomniała, Billy przynosi szczęście - mówił, kiedy przyczepiałaś go do kluczy. 

-Zapomnieć o tobie? Nie żartuj - chwyciłaś go za koszulę i przyciągnęłaś do siebie, całując w usta- Ale mam nadzieję, że nie obrazisz się, jeśli trochę o tobie wspomnę...

-Nie. Tylko szybko wracaj - powiedział, kładąc swoje dłonie na Twoje biodra i przyciągając Cię bliżej. 

-Jeszcze nie wyjeżdżam, mamy całą noc - puściłaś mu oczko. 

-Nie wiem co masz na myśli. Za chwilę idziesz spać, żeby nie zasnąć przed kierownicą - Mówił absolutnie szczerze. Mimo, że z chęcią podzieliłby Twój figlarny nastrój, to wolał żebyś wsiadła za kierownicę w pełni przytomna. 

Po wspólnie spędzonej nocy, wstaliście razem. Mężczyzna chciał się jeszcze pożegnać przed wyjazdem, co okazało się trudne dla Was obydwojga. Mężczyzna kochał Cię tak bardzo, że nie potrafił się od Ciebie odsunąć aby nie ściągnąć na Ciebie kłopotów. Nawet nie wyjechałaś, a już czuł, jak będzie tęsknił. 

Oddałaś mu klucze do swojego mieszkania i mocno przytuliłaś. Zdecydowałaś z międzyczasie, że zostaniesz u rodziców na parę dni. Dogadałaś się z wujkiem, który był parę dni wcześniej. 

-Będę dzwonić - mruknęłaś, całując go w policzek. 

-Codziennie - odparł, całując Cię w dłoń - Jedź bezpiecznie.

Ostatni raz cmoknęłaś go w usta i wsiadłaś do samochodu. Pokiwał Ci, a gdy odjechałaś, wrócił do swojego domu. Musiał znaleźć zajęcie, które zagospodarowałoby jego czas, który do tej pory spędzał z Tobą. 

***

Dwa dni minęły mężczyźnie wolno jak nigdy. Nie miał głowy do tworzenia nowych pułapek, raczej nie wychodził z domu i co chwilę spoglądał na telefon. Nie chciał Ci przeszkadzać. Wiedział, że zadzwonisz jak tylko będziesz miała chwilę czasu, a jednak... Jego serduszko tęskniło. Bardzo. 

Po paru godzinach zdecydował, że pojedzie do Twojego mieszkania. Może tam poczuje się lepiej. 

Jak postanowił tak pojechał. 

Niestety, było tylko gorzej. Przed jego oczyma pojawiały się Wasze wspólnie spędzone chwile, co jeszcze bardziej go dobiło. Spodziewał się, że będzie mu Cię brakować, ale nie, że aż tak. To, co w tej chwili czuł kompletnie nie pasowało do spokojnego usposobienia Johna. Mógł mieć tylko nadzieję, że następne dni przyjdą szybko i będzie mógł powitać Cię z rozłożonymi ramionami. 

Hannibal Lecter

Ostatnie dni starałaś się spędzać z Hannibalem. Nie było to łatwe, bo kwiaciarnia okazała się doskonałym biznesem i myśleliście o zatrudnieniu pierwszego pracownika, dlatego Twój mężczyzna szukał kogoś dobrego do pomocy. 

Dlaczego jednak chciałaś spędzać z nim dużo czasu? Chciałaś pojechać do rodziny. Od dłuższego czasu, Twoja mama wypytywała się, jak tam Twój związek i kiedy w końcu ich odwiedzisz. Napomknęłaś jej kiedyś coś o Hannibalu i podczas każdej rozmowy wypytywała o niego. Mogłabyś wszystko jej wyjaśnić. 

Chciałaś również, aby pojechał on z Tobą, ale robienie urlopu w czasie, kiedy turyści i Francuzi chętnie robili u Was zakupy było niemądre, dlatego zdecydowaliście, że tylko Ty pojedziesz, a razem odwiedzicie ich innym razem. 

-Hannibal? Jaką książkę wziąć na podróż? - Spytałaś, trzymając w dłoniach dwa swoje ulubione egzemplarze. Mężczyzna podszedł do Ciebie, przeczytał tytuły i spakował je obie to torby. Uśmiechnęłaś się - Mądrze. 

-Spakowałaś plastry? I leki, jakbyś podczas podróży poczuła się źle - mruknął - W walizce jest jeszcze trochę miejsca, więc pomyślałem, żebyś zabrała...

Nie zdążył dokończyć, gdyż zatkałaś mu usta ręką. Był niezwykle inteligentny, to prawda, ale kiedy w grę chodziło Twoje bezpieczeństwo, stawał się trochę przewrażliwiony. 

-Spokojnie, mam już wszystko, co potrzebne - uśmiechnęłaś się. 

-Wszystko może się przydać, a masz jeszcze miejsce w walizce. 

-To prawda, aczkolwiek nie jadę na podróż dookoła świata, tylko moich rodziców. Wrócę zanim się obejrzysz - odparłaś, głaszcząc go po policzku. Mężczyzna westchnął i dał za wygraną - Mam jeszcze trochę czasu zanim wyjadę. 

Chwyciłaś go za rękę i poprowadziłaś do łóżka, gdzie nie oddaliście się miłosnym uniesieniom (Hannibal był na to zbyt zdenerwowany Twoją podróżą, bądź co bądź, nie będzie przy Tobie), to miło było znaleźć czas na tak proste rzeczy, jakimi są przytulanie się, szeptanie i czułe pocałunki. Na szczęście udało Ci się zapewnić go, że wszystko dobrze się potoczy, więc kiedy odprowadzał Cię na lotnisko, był w miarę spokojny. 

-Niedługo wrócę - szepnęłaś, przytulając go. Zanim odeszłaś, chwycił Twoją dłoń i pocałował jej wierz, nie zrywając z Tobą kontaktu wzrokowego. Uśmiechnęłaś się i odeszłaś, zostawiając go samego. 

***

Hannibal przeglądał zdjęcia, które wysłałaś mu z rodzinnego domu. Obiecałaś mu na bieżąco informować go o tym, jak się czujesz. 

Mężczyzna zdecydował się oddać pracy, aby nie myśleć o tym, że jesteś tak daleko, jednak po dwóch dniach nawet to nie pomagało. To tylko czterdzieści osiem godzin, a on czuł się, jakby minęły tygodnie. Nim wyjechałaś, nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo Cię pokochał. 

Usiadł na łóżku, trzymając w dłoni telefon i przeglądając ostatnie zdjęcia, które od Ciebie dostał. Byłaś na nim wraz z rodzicami, cała uśmiechnięta. Na ten widok poczuł się lepiej. 

Egoistycznie byłoby trzymać Cię cały czas przy sobie. On czułby się z tym dobrze, ale Ty nie byłabyś szczęśliwa. Przecież nie pozbawi wolności osoby, na której mu zależy. Może i nie, ale tęsknota ani na chwilę go nie opuściła. Kiedy tylko wrócisz, nie wypuści Cię z ramion ani na chwilę.

Pennywise 

-Skończył mi się urlop, muszę jutro wyjechać. 

Ta wiadomość uderzyła w klauna, jak grom z jasnego nieba. Wyjechać z Derry? Ty? Osoba, którą uważał, że pokochał? Pennywise nie potrafił dopuścić do siebie tej informacji. Zaczął chichotać. 

-Dobry kawał, (Imię) - mruknął, udając, że wyciera łzę rozbawienia. Przestał jednak widząc, że wcale nie żartujesz - Ty... Tak na prawdę?

Pokiwałaś twierdząco głową. Wizja rozstania również nie przypadła Ci do gustu. Oczywistym było dla Ciebie, że nie wytrzymasz tak długo bez swojego ukochanego, ale w końcu musiałaś wrócić do normalnego życia. 

-Ja też... Tego nie chcę - mruknęłaś, podchodząc do chłopaka, który patrzył się na Ciebie z szeroko otwartymi oczyma - Ale muszę wyjechać. Przynajmniej do czasu, aż załatwię sobie pracę tu, aby być blisko ciebie. 

Był zmieszany. Nie chciał, żebyś wyjechała, ale z drugiej strony zapewniałaś go, że wrócisz. Pennywise nie wiedział, co ma zrobić. 

-Nie zostawiaj mnie - powiedział cicho, po czym chwycił Cię delikatnie za ramiona - Nie wyjeżdżaj. Nie mam nikogo, poza tobą. Nie chcę nikogo... (Imię), nigdzie nie...

-Muszę, Penny. Postaram się przyjechać jak najszybciej. Obiecuję ci, że to nie zajmie mi dłużej niż dwa tygodnie - chwyciłaś go za ręce i ścisnęłaś mocno. Dwa tygodnie? To dla niego zbyt długo - Chcę żebyś wiedział, że zanim cię poznałam, moje życie było monotonne, nudne i nie miałam prawie nikogo, na kim prawdziwie mi zależało, ale kiedy się do ciebie zbliżyłam... Odżyłam. 

Klaun słuchał uważnie każdego słowa, mając absolutny mętlik w głowie. Myśl o tym, że mogłabyś go opuścić była... Przerażająca. 

-Dlatego zapewniam cię, że wrócę. Przez tak krótki czas sprawiłeś, że nie wyobrażam sobie życia bez ciebie - mruknęłaś. Każde słowo, które wypowiedziałaś, było prawdą - Dlatego daj mi trochę czasu. Wrócę do ciebie. 

Przez dłuższą chwilę klaun się nie ruszał. Jakby czas stanął w miejscu, czekałaś na jego reakcję. Po dłuższym czasie, spojrzał Ci się w oczy i pokiwał głową w górę i dół. Odetchnęłaś z ulgą, że rozumie i rzuciłaś mu się na szyję. Mocno Cię objął, zanurzając twarz w Twoich włosach. Zamierzał wykorzystać każdą chwilę, jaka pozostała Wam przed Twoim wyjazdem. 

***

Pennywise siedział w kanałach, trzymając w ręku czerwony balonik. Od trzech dni siedział w bezruchu i pozwalał, żeby jego myśli dryfowały pośród wspomnień, które wspólnie wytworzyliście. Nie mógł opuścić Derry, dlatego obiecał czekać. Jak długo? Dopóki nie załatwisz swoich spraw i nie przekonasz szefa, że możesz pracować na odległość. Nie do końca rozumiał idee pracy, ale starał się zrozumieć. 

Żałował jednak, że pozwolił Ci odejść. Od kiedy odjechałaś, nie mógł znaleźć dla siebie miejsca. Nie był nawet głodny. To znaczy był, ale nie miał ochoty na cokolwiek. Ruszenie się z miejsca było dla niego tak abstrakcyjnie, jak wszystko, co nie było związane z Tobą. Nie mógł przestać przypominać sobie Waszych wspólnych chwil. Chyba właśnie to ludzie nazywają "tęsknotą".

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jest 30 minut po północy i piszę to przez ponad 3 h. Planowałam dokończyć jutro, ale bałam się, że mi się wena wyczerpie, więc dokończyłam teraz xd

Trzeba korzystać. 

Czy ja chcę Wam o czymś napisać? Trzęsie mi się skóra nad lewą wargą, ale to chyba od braku magnezu... I... Bolą mnie plecy od pisania bez przerwy... I... Chyba powinnam skończyć Wam narzekać. 

No nic, jeśli ktoś umie dobrze masować to chętnie się zgłoszę. Zapłacę w miłości. 

Miłego dnia/nocy, miśki! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro