Pierwsze spotkanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jason Voorhees

Nie, żeby wizja lasu, spokoju i odcięcia się od wszechobecnych spalin Ci nie odpowiadało, ale po zobaczeniu miejsca, w jakim miałaś mieszkać przez najbliższe trzy tygodnie, nieco osłabiło Twój zapał. 

-No dalej (Imię), będzie fajnie!- powiedziała Twoja przyjaciółka, która namówiła Cię na ten wyjazd- Słońce, plaża i opiekowanie się małymi dziećmi. Przecież są takie słodziutkie.

-Doceniam twoje starania na poprawienie mi humoru- mruknęłaś. Niedługo później spotkałyście się z resztą opiekunów i dostałyście swoje grupki dzieci. Twoja przyjaciółka bardzo się wkręciła, a Ty, po jednym dniu postanowiłaś, że będziesz czerpać z wyjazdu tyle, ile się da. Mimo wszystko, hałasujące dziewięciolatki potrafiły dopiec i kiedy nadszedł wieczór i nadszedł czas snu małych potworków, postanowiłaś przejść się na nocny spacer po lesie. Nikt Was raczej nie kontrolował, więc miałaś wolną rękę w tej kwestii. 

-Idę się przejść- oznajmiłaś (Imię przyjaciółki). 

-O tej godzinie? Jest zimno i ciemno, poza tym, możesz się zgubić.

-Wezmę telefon- mruknęłaś. Dziewczyna westchnęła.

-W razie czegoś, dzwoń. I zaklucz drzwi jak wrócisz.

-Dla ciebie wszystko!- Krzyknęłaś na odchodne.

Faktycznie, było ciemno, ale zapach, cisza i spokój jaką emanował las wynagradzał Ci wszystko. Księżyc odbijał się w jeziorze Crystal Lake. Przeszłaś ze sto metrów i usiadłaś na trawie. Było ciepło. Zamknęłaś oczy i zaczęłaś wsłuchiwać się w naturę. Głównie słyszałaś świerszcze, kumkanie żab i bzyczenie komarów, ale niedługo później dołączyły do niego kroki i szeleszczenie trawy. Nie zwróciłaś na nie uwagi, dopóki nie były w odległości pięciu metrów. Bezszelestnie schyliłaś się i popatrzyłaś w stronę dźwięku. Ciemna postura wyróżniała się na tle granatowego nieba. Poczekałaś aż odejdzie jeszcze trochę i wstałaś. Wycofywałaś się cicho, myśląc nad każdym krokiem i błagając, abyś nie nadepnęła na patyk ani nie kichnęła. Mimo to, szanse na nie nadepnięcie patyka były o wiele mniejsze, niż nadepnięcie, dlatego stało się to parę sekund później. Postać stanęła i odwróciła się w Twoją stronę. Wyciągnęłaś komórkę i włączyłaś latarkę. Był wysoki, nosił maskę hokejową, a czarna kurtka nadawała mu wielkości. Przełknęłaś ślinę. Podszedł parę kroków, a Ciebie zmroziło ze strachu. Oby to była halucynacja.

-N-nie chcę żadnych k-kłopotów- wydukałaś szybko, a mężczyzna stanął. Wydawało Ci się, jakby wzrokiem wywiercał Ci dziurę w głowie, co było dziwne, bo nie widziałaś jego oczu- Pozwól, że teraz sobie pójdę, a to się nigdy nie wydarzyło, dobrze?

Nic nie zrobił, nadal patrząc wprost na Ciebie. Kiwnęłaś mu głową na pożegnanie i pognałaś w swoją stronę, błagając, by za Tobą nie szedł. Los Ci sprzyjał i bezpiecznie dotarłaś do tymczasowego domu. (Im. Przyjaciółki) już spała, dlatego zakluczyłaś drzwi i przebrałaś się w piżamę, bojąc się nawet wejść pod prysznic. To tylko halucynacje, powtarzałaś sobie aż do zapadnięcia w głęboki sen. 

Freddy Krueger

Sen zawsze dawał Ci ukojenie. Kiedy miałaś mętlik w głowie, nudziło Ci się lub nie miałaś ochoty wychodzić nigdzie ze znajomymi, więc wyciszałaś telefon i zrzucałaś nieodebrane połączenia na sen. Koszmary były dla Ciebie czymś rzadkim, choć jak już się zdarzały, to były mocne. Od paru dni jednak miałaś ten sam sen. Za pierwszym razem znajdowałaś się w ciemnym pomieszczeniu, w którym światło było czerwone, ale nie mogłaś się ruszyć. Do drugiego razu doszło słuchanie kroków, a za trzecim mroczny śmiech, gdzie zdołałaś przejść parę kroków, nim się obudziłaś. Nie wiedziałaś, co wydarzy się za czwartym razem, więc zaciekawiona nakryłaś się kołdrą i wtuliłaś nos w poduszkę. Nigdy nic takiego Ci się nie zdarzało, dlatego postanowiłaś być otwarta na nowe doświadczenia. 

Nie działo się absolutnie nic. Po prostu spałaś. Kiedy Twój umysł myślał, że do niczego nie dojdzie, a Twoja podświadomość samoistnie uznała, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła i kończy z tym, wokół Ciebie zaczął formować się ten sam pokój. Zacisnęłaś ręce i zaczęłaś przechadzać się po pomieszczeniu. Przez chwilę nic nie zdawało się dziać, jednak do Twoich uszu dotarło ocieranie metalem o metal. Skrzywiłaś się i odwróciłaś w stronę dźwięku. Co dziwne, nie czułaś strachu, a ciekawość. 

-Dzień dobry- zdziwiłaś się mając tak dużą kontrolę nad snem. Czyżbyś śniła świadomie? Mroczny śmiech również dotarł do Twych uszu. Mrugnęłaś, a postać zniknęła- Dziwne.

-Co jest dziwne?- wyszeptał głos do Twojego ucha. Chciałaś się odwrócić, ale ktoś przytrzymał Twoje ręce z nienaturalną siłą.

-H-halo! Przestrzeń osobista- warknęłaś, czując, jak Twoje plecy przyciskane są do klatki piersiowej obcego człowieka. 

-Nie wierć się- tym razem on warknął. Próbowałaś odwrócić głowę, chcąc zobaczyć mężczyznę, zakłócającego Twoje sny. Pierwszym było zielone oko, a zaraz potem spalona skóra. Wciągnęłaś nerwowo powietrze. Zazwyczaj nie zwracałaś uwagi na wygląd, a jednak... To cię przerosło. Zdusiłaś w sobie krzyk i zamknęłaś oczy. To tylko sen, nic Ci się nie stanie. Poczułaś ból tuż za uchem. 

Kiedy je otworzyłaś, z powrotem byłaś w swoim pokoju. Zapaliłaś lampkę stojącą koło łóżka, po czym głęboko odetchnęłaś. To był tylko sen. Nie ma się czym martwić. 

Chcąc położyć się ponownie, spojrzałaś na poduszkę. Była na niej krew. Twoje ucho w końcu się odezwało. W odbiciu telefonu zauważyłaś, jak cieknie ona po Twojej szyi, a ślad zaczyna się właśnie z boku Twojej głowy. 

Co tu się działo?!

John Kramer

Od niedawna pracowałaś w sklepie z częściami elektronicznymi. Twój wujek szukał zaufanej osoby do pracy, a ponieważ nikt nie chciał pracować w miejscu z dala od głównej części miasta, gdzie dojeżdżały tylko najtrwalsze autobusy, zaproponował Tobie tę rolę. Nie miał żony, dzieci i prawdę mówiąc, był trochę samotny. Dostałaś wyżywienie i mieszkałaś niedaleko, dlatego nie był to dla Ciebie problem.

Lubiłaś go, on lubił Ciebie, a praca była przyjemna. Zazwyczaj przychodziły te same osoby, dlatego zdziwiłaś się, kiedy zamiast jakiegoś stałego klienta, wszedł ktoś nowy. Byłaś w trakcie przenoszenia pudła z kablami, które zasłaniały Ci większość obrazu. 

-Dzień dobry - przywitałaś się.

-Dobry wieczór - rozległo się głębokim męski głos. Niewątpliwie zachęcił Cię do spojrzenia na jego posiadacza. 

Było już po osiemnastej. Została godzina do zamknięcia. Zaśmiałaś się nerwowo. Nie wiedziałaś, że już tak późno.

-Faktycznie, w czym mogę pomóc?- spytałaś, kładąc karton na blacie. Dopiero teraz przyjrzałaś się mężczyźnie. Był... Na pewno wyższy od Ciebie. Jego włosy były delikatnie siwe, a oczy błękitne.

-Jest właściciel? - spytał, podchodząc i kładąc dłonie na ladzie.

-Niestety nie, ale jeśli pan chce, to mogę coś przekazać - uśmiechnęłaś się zachęcająco.

-Nie, wrócę kiedy indziej - zakomunikował, po czym zdjął ręce z blatu i kiwnął głową w Twoją stronę- Do zobaczenia.

-Do widzenia - skierował się w stronę wyjścia. Odprowadziłaś go wzrokiem, a kiedy wyszedł, uśmiechnęłaś się. Wyglądał sympatycznie. Zastanawiałaś się, czy jeszcze kiedyś go zobaczysz.

Hannibal Lecter

Książki. Kochałaś je za to, że potrafiły w jednej chwili przenieść Cię w inny świat. Ucieszyłaś się więc, kiedy zdobyłaś pracę w bibliotece. Może nie płacili bardzo dużo, ale starczyło Ci na życie, a praca sama w sobie była przyjemna. Co prawda, czasem zdarzyło się odpakować cięższy pakunek, ale zdarzało się to stosunkowo rzadko.

Chociaż tak było tym razem.

-(Imię), wypakuj książki z zaplecza - brzmiało polecenie Twojej przełożonej. Co prawda, nie miała nad Tobą papierkowej władzy, ale pracowała tu o wiele dłużej, była starszą, nieco złośliwą panią, a Ty nie chciałaś wchodzić jej w drogę. Wzięłaś pakunki i posłusznie zaczęłaś je rozpakowywać, napawając się zapachem nowych książek. Nie ma nic lepszego. Chyba, że zapach starych książek, w tej kwestii można by się kłócić.

Byłaś w trakcie układania ich na półkach, kiedy ktoś stanął za Tobą i chrząknął. Obróciłaś się i napotkałaś mężczyznę, uśmiechającego się przyjaźnie.

-Witam - przywitał się, wyciągając dłoń. Chwyciłaś ją i lekko potrząsnęłaś.

-Dzień dobry, mogę w czymś pomóc?- spytałaś od razu. Nigdy nikt do Ciebie nie podchodził, więc była to dla Ciebie pozytywna nowość.

-Właściwie, to tak - zauważyłaś, że miał przyjemny głos - Szukam (Twoja ulub. książki). Wie pani może, gdzie ją znajdę?

Oczy Ci się zaświeciły. Oczywiście, że wiedziałaś, gdzie jest. 

-Rząd trzeci półka czwarta po lewej stronie - wyrecytowałaś. Czytałaś ją masakryczną ilość razy, dlatego dojście do niej z zamkniętymi oczami nie byłoby problemem.

-Dziękuję - skłonił głowę w Twoim kierunku i odszedł kawałek. Powiodłaś za nim spojrzeniem, ale kiedy "przełożona" zmroziła Cię wzrokiem, wróciłaś do pracy, co jakiś czas odwracając się i patrząc uważnie na mężczyznę, który usiadł przy stoliku oddalonym od reszty i zagłębił się w lekturę. Wyszedł niedługo później, wcześniej ją wypożyczając. Miałaś nadzieję, że jeszcze kiedyś przyjdzie, a wtedy zamienicie więcej niż dwa zdania. 

Pennywise 

Derry. Miasteczko urokliwe, dokładnie tak, jak powiedział Ci Twój przyjaciel. Laski, ładne budynki i domki jak z obrazka tworzyły niesamowity i niepowtarzalny klimat. Opłacało się tu przyjechać. Mimo, że miałaś urlop, szanse na oderwania się od aparatu były małe. 

Jako fotograf rzadko brałaś wolne. Praca była dla Ciebie jednocześnie pasją. Łapałaś ulotne chwile na zdjęciach by zgrać je na pendrive'a i przekazać parze młodej za symboliczną opłatą. Twoje zdjęcia ukazywały się również w magazynach przyrodniczych, a praca z kamerą również nie była Ci obca. 

Wynajęłaś hotel, odebrałaś klucz, zostawiłaś w nim walizki i wyszłaś na dwór. Słoneczko przyjemnie pieściło Twoją skórę, skutecznie umilając Ci spacer. Nawet nie zorientowałaś się, kiedy minęłaś główną część miasteczka i znalazłaś się w bardziej odludnym miejscu. Duży most będący drogą z Derry do jakiejś innej mieściny. Nie jeździło tu wiele samochodów, a, co za tym idzie, nie było zbyt dużo ludzi, więc zdziwiłaś się, kiedy na środku pomostu zobaczyłaś kogoś... Przebranego za klauna? Uniosłaś brew, jednak nie to było najdziwniejsze. Ów klaun podszedł do barierki i zaczął się na nią wdrapywać. Czy on zamierzał skoczyć? 

Pędem rzuciłaś się w jego stronę. Jeszcze nigdy nie biegłaś tak szybko. 

-H-hej!- krzyknęłaś, w nadziei, że Cię usłyszy. Tak się jednak nie stało, wręcz przeciwnie. Podniósł jedną nogę. Byłaś coraz bliżej, ale klaun ciągle pochylał się do przodu, jakby cały czas się wahając. Nie miałaś siły krzyczeć ale z pomocą przyszła Ci fizyka. Z rozpędu wskoczyłaś na mężczyznę, jedną nogą odbijając się od barierki, boleśnie lądując na ziemi. Przeturlałaś się kawałek i prawie od razu podniosłaś się do siadu. Rudowłosy leżał na ziemi niedaleko Ciebie. Podeszłaś na czworakach i dopiero teraz zauważyłaś, jak jest wysoki. Dotknęłaś jego ramienia, a człowiek otworzył pomarańczowe oczy...? Co było z nim nie tak?

-Ech... Nic ci nie jest?- spytałaś. 

-Nieee- uśmiechnął się, jednocześnie siadając. Przewyższał Cię o wiele. 

-Mi też nie, raczej- powiedziałaś. Wzbudzał w Tobie dziwny lęk. Nie, żebyś bała się klaunów, ale było w nim coś niepokojącego. 

-Jestem Pennywise, tańczący klaun!- wyszczerzył zęby-Uratowałaś mi życie (Imię)! Jak mogę ci się odwdzięczyć? 

-Po prostu, nie rób tego więcej. Muszę już wracać - pośpiesznie wstałaś - Do widzenia. 

-Pa pa!- Krzyknął. 

Odwróciłaś się napięcie i ruszyłaś szybkim krokiem tam, skąd przyszłaś. Po paru chwilach naszło Cię jednak pytanie. Skąd wiedział, jak masz na imię?!

Odwróciłaś się, ale nikogo nie było. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Co robi Aniela nie mając czasu pisać jednych scenariuszy?
Tworzy drugie hoho

Myślałam nad tym od dłuższego czasu ale dopiero teraz udało mi się to zrealizować. Za polskim Watt nie ma raczej tego typu opowiadań, a szkoda! Jak to mówią, jeśli chcesz coś przeczytać, sam sobie to napisz!

No cóż, ja idę spać. 

Słodkich snów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro