⌗~🍁„Scenariusz życia"🍁~⌗

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Opowiadanie może zawierać wiele trigger-warningów!
Jeśli jesteś osobą wrażliwą, przemyśl czy chcesz siegnąć po tę lekturę!
Czytacie na własną odpowiedzialność!

________________________________

« Każdemu, kto wpadł do mojego życia tylko po to, żeby wprowadzić zamęt, zgasić światło, zamknąć drzwi.
Dziękuję.
Przetrwałam i jestem wzmocniona, nie tonę jak Ty, tylko odbijam się od dna. »

~

Przychodzę dziś do ciebie znowu, to już sto trzydziesty siódmy dzień z rzędu, gdy usiłuje wyleczyć się z wilgotnych oczu.

Kładę kwiaty na grobie i mimowolnie czuję, jak wewnętrznie się poddaję i po moich policzkach spływają łzy.
Łkam cicho, pragnąc by być niewidzialną, by nikt nie musiał patrzeć na moją rozpacz.

Ku mojemu nieszczęściu, niejednemu które mam, nagle ktoś zaciska rękę na moim barku.

— Chodź już, naprawdę – kojący głos starszej kobiety, nie działa już jak kiedyś...

— Proszę.. – dodaje po chwili, patrząc zatroskanie swoimi szarymi oczami we mnie.

Pociągając nosem, zaciskam powieki, bezskutecznie próbując zatrzymać potok łez; kręcę głową.

Kobieta chwyta moją wychudzoną, zimną dłoń i usiłuje ciągnąć, jednak ja bezwładnie opuszczam ją spowrotem.

— Już późno... – przekonuje mnie.

— Już za późno na pożegnanie – niewzruszenie odpowiedam, usiłując zapanować nad targającymi mną emocjami.

— Za późno, by to zmienić.. – odpowiada kobieta, razem ze mną wpadając w melancholię.

~

Stoimy tak, przyglądamy się, co prawda porządnie, ładnie, zrobionenu nagrobkowi, ale i tak przywołuje on jedynie ból w sercu.

— Wspaniały, uczynny... – wspomina zmarłego, próbując rozjaśnić moją (a także i swoją) twarz.

— I tak zostałyśmy same... – smutek, czuję smutek, ta rozpacz wylewa się ze mnie jak z wodospadu, nie mogę wytrzymać.
Zalewa wszystko, włącznie ze mną.
Topie się.

— Ale, pamiętamy, że...

— Nie ma go z nami... – nie będę myśleć pozytywnie, o nie.

— Ale jest w naszych sercach.. – siwowłosa unosi głowę ku niebu, a ja widzę jak oczy jej się szklą.

— Nie! – mój głos przebija się, przez wszystkie ściany, mury, odblokowuje wszystko – Nie zrozumiesz, nie zrozumiesz!

— Też przez to przechodzę... Rozumiem cię, proszę zaczekaj... – jej głos się łamie i chwyta mnie za ramię.

Ja bez słowa odbiegam, kurz kostek chodnika unosi się do góry, a mokre, splątane, brudne jesienne liście kleją się do stóp.

— Sama, sama, sama... — łzy ciekną po policzkach.
Zatrzymuje się, a moja matka, staje obok mnie.

— Nie mogę patrzeć na twoje cierpienie... – oznajmia cicho i pierwszy raz, na moich oczach ukazuje swoją słabość, płacze.

Mamo... Mamo.... – mówię.
Cisza.

Ona tylko stoi z głową pochyloną do ziemi i bez słowa odchodzi.

— Zaczekaj...

Ona odwraca się i patrzy już pełnymi pustki, szarymi, zawsze tak opiekuńczymi oczami.
I odchodzi, oddala się.

— Zaczekaj... – mój głos łamie się i zwijam się z bólu.

Gdy tracę nadzieję, że jeszcze zawróci, biegnę, biegnę, biegnę, biegnę za nią.

Kiedy dysząc docieram do końca cmentarza, nikogo nie ma.

Mocny podmuch wiatru, zsyła liście na mnie, co mocno mnie dezorientuje...

— Mamo, gdzie jesteś...? – wybiegam ze cmentarza i drżącym dłońmi zakładam rękawiczki.

Rozglądam się wokół zabłoconej ulicy, gdy dostrzegam bordowo mieniącą się kałuże, a tuż obok... człowieka.

Sparaliżowana strachem, nie potrafię się ruszyć.
Chcę iść w inną stronę, w końcu muszę znaleźć mamę, ale tu leży człowiek.

Jednak w końcu, wbrew swojemu instynktowi z wielkim przerażeniem zbliżam się do postaci.

Ma długi, czarny płaszcz...

Podchodzę bliżej, dostrzegam...

— NIEEE....! — wrzeszczę, aż nie mam powietrza. Brakuje mi tlenu, nie potrafię złapać oddechu.
Czuję ucisk w klatce piersiowej.

Przecież to absolutnie niemożliwe...

Nie pamiętam, w którym momencie zjawiło się pogotowie i stwierdziło zgon.

Nie pamiętam, kiedy ujrzałam kopertę, wystającą z płaszcza już zmarłej  mamy.
To wciąż do mnie nie docierało.

Moja ukochana, Amelio...
Przepraszam Cię bardzo.
Nie mam niestety pojęcia, jak to się stało — mogę mieć jedynie nadzieję, że stało się to nie z mojej własnej woli.

Własnej woli....? – nie zwracając uwagi na ciągły płacz, te słowa głucho odbiło się w mojej głowie, zostawiając gorzki smak na języku.

Przysięgłam sobie, zawsze mieć ten list przy sobie, aby nie zostawić Cię bez pożegnania, tak jak zostawił nas tata.
Przepraszam.

Dziękuję też za wszystkie spędzone chwile z Tobą.

Wierzę, że wyrośniesz na wspaniałego, mądrego człowieka.

Jednak, oczywiste jest, że taki list jest zdecydowanie zbyt krótki na podsumowanie wszystkiego, podziękowanie, a przede wszystkim nie stanowi prawie żadnego pożegnania.
A więc, zostaje mi jedynie mieć nadzieję, że będzie mi dane Ci jeszcze naprawdę długo towarzyszyć.

Przepraszam Cię, za wszystkie błędy, które popełniłam, złe wspomnienia, które stworzyłam.

Oraz proszę Cię jedynie o jedno — nie zapomnij o mnie.

Kocham Cię.
Nie piszę więcej, mam nadzieję, że nieprędko będę musiała się żegnać.
Iż jeszcze wiele słów skieruje ku Tobie i nie zostawię Cię bez słów, jak teraz.

~mama

Cała drżąc, zwijam kartkę w kulkę i wciskam do kieszeni.
Płacz i szok, zmienia się w bezsilny skowyt.

Wyję, płaczę.
Teraz już wiem, co tak naprawdę oznacza tonąć w rozpaczy.
Jak ocean – ciemny, nieznany, a przede wszystkim – niebezpieczny.

Może wkrótce i mnie tu nie będzie.

~

Dwa lata później....

Układam kwiaty na grobie i nie zwracam już uwagi na paląca łzę, spływającą po mojej twarzy.

— Mamo.... Tato... – z żalem, wpatruję się w ich imiona wyryte na kamieniu.

— Kochanie, chodź już... — chłopak obejmuje mnie w talii, ale teraz nie działa to łagodząco, jak zwykle. Odpycham go.

— Nie, nie zrozumiesz.... – wzdycham, hamując wrzask bezsilności.

— Staram się...

Z zaciśniętymi powiekami, piekącymi od łez, wybiegam ze cmentarza.

— Zaczekaj! — słyszę, że krzyczy za mną, ale jednocześnie, odbija się to ode mnie, jak od szklanej ściany.

— CIĘCIĘ! – reżyser podbiega do mnie – Brawo! Niesamowicie ci poszło, naprawdę!– gratuluje mi, wyraźnie zachwycony – Serio nie wiem, jak wydałaś tyle emocji, tak autentycznie wyglądających! Wyszły tak prawdziwe...

Jednym uchem słuchając, drugim wypuszczając reżysera, widzę jak mój chłopak do mnie biegnie.

Składa pocałunek na moich ustach, lecz tym razem nie skupiam się na pocałunku, a powstrzymaniu łez cisnących się na policzki.

Ile ja bym dała, aby te emocje nie były fałszywe...
Nawet nie wiedzą, jak historia jest bliska prawdy, a tym bardziej, moim sercu.

Nie chcę rozpamiętywać już mojej przeszłości, nie wskrzeszę ich, nie uszczęśliwie ich tym.
Mogę stać się lepszym człowiekiem sprawić, że byliby ze mnie dumni, a u góry są.

Oddaję pocałunek mojej miłości, nie zważając na wszystko inne.

Nie będzie lepszej chwili, by powiedzieć...

— Naprawdę kocham cię.

I nie wiem kiedy, staliśmy się szczęśliwym zakończeniem filmu.
Ale życia nie.
To dopiero początek.

___________________
Aachh, już od dawna w mojej głowie kwitł pomysł na taki zbór opowiadań!♡
Przyznam, że lekko stresuję się tą publikacją, ponieważ jesteś dość bliska mojemu sercu..🤍
Mam nadzieję, że choć trochę Wam się podobało!🫶
Dziękuję, jeśli dotrwaliście do końca, mam nadzieję, że widzimy się w kolejnym opowiadaniu!❤️‍🩹

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro