1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

P.O.V Sophia.

Szłam szybkim krokiem przez ciemny  las, drzewa nie wydawały już się tak straszne, chociaż niesmak i poczucie czyjegoś wzroku zostało.

 Wiedziałam, że ktoś za mną idzie, czułam to.  Na głowę naciągnęłam kaptur mojej szarej bluzy, którą dostałam dwa miesiące temu.  Kierowałam się do miasta, nie powinnam... a jak ktoś mnie rozpozna? Będzie trochę nie za dobrze, tym bardziej, że wszyscy myślą, że jestem martwa.

 Kroki za mną stawały się głośniejsze  i wyraźniejsze. Zatrzymałam się, odwracając głowę. Z obojętnością patrzyłam na osobę za mną. Był to  ten chłopak z willi, ten gbur. 

Przewróciłam oczami i ponowiłam marsz. W połowie kroku poczułam zimną rękę na moim ramieniu. Niby miałam bluzę i koszulkę, ale zimno jego ręki nie było normalne. Chyba,  że to dreszcz. Dorównał krok do mojego i szliśmy razem, nie byłam z tego zadowolona. Między nami panowała cisza. I dobrze, nie miałam ochoty z nim rozmawiać. 

####

- Potrzebujesz broni, jeżeli chcesz kogoś zabić- zniknęła grobowa cisza gdy się odezwał Czarnowłosy. Jego głosy był zimny. 

- Ta... skąd wiesz, że chcę zabijać? To jest śmieszne - syknęłam. Nadal byłam zła za tą sytuacje w willi. 

- Nie po to Slenderman dał ci drugą szansę. Trzymaj - podał mi nóż - zawsze się przyda, jeżeli nie do zabijania to do obrony  - zaśmiał się pod nosem. Jego słowa... " nie po to dał szansę" wzbudziły we mnie obrzydzenie. 

-Dzięki - wzięłam narzędzie i patrzyłam na metalowe ostrze. Z niechęcią spojrzałam na chłopaka. Mimo to, cieszyłam się z faktu, że sama nie muszę iść do miasta. Wolałam samotność ale się bałam tam iść. 

Szliśmy przez park, ludzie mijali nas bez słowa, nawet nie patrzyli na nas. Obojętność ludzka... 

Przed nami szły dziewczyny z mojej byłej klasy, puste laleczki, którym tylko wypompowania krwi brakowało by stały się prawdziwymi lalkami z plastiku.

  Dokładnie słyszałam ich rozmowę, głosy pełne pogardy i nienawiści. Jak mnie one denerwują. Samym głosem... samym bytem.  

- Haha co za debilka! - Krzyk rozniósł się pośród ciszy -  Powiesiła się, biedaczysko!- śmiała się Judit, klasowa królowa, jeden z największych plastików. Szmata, jak każda taka dziewczyna, która zeżarła cały rozum i tylko tapetę ma na twarzy. To jest smutne, że tyle szmat na ziemi a podłogi nadal brudne. 

- Ta...  ale jak musiała mieć nierówno pod sufitem!- potwierdziła jej siostra, Emma. Drugi plastiki, któremu tylko zależy na byciu w centrum uwagi.  

- Dobra, wyszło, że my to ci źli a ona to aniołek. - zakpiła kolejna - Nikt przecież nie wiedział, że śpi z misiem swojego brata - Zaśmiała się Clara. Skąd one to wiedziały? Zacisnęłam pięści. Czemu akurat musiałam na nie trafić... 

W oczach zaczęły zbierać się łzy. Iskra chęci pokazania kto tu rządzi była widoczna. Czarnowłosy    nie widział łez, które spływały mi po policzkach bo szedł kilka kroków z przodu. 

Skręciłam w stronę łazienek przy wesołym miasteczku. Lubiłam zostawać sama gdy się załamywałam.  Zostawiłam czarnowłosego samego, nie muszę go pilnować, sam sobie da radę. Oby nie zaczął mnie szukać. Chociaż  i tak mnie nie znajdzie.  

 Doszłam do małego, białego budynku. Znajdowały się od strony głównej dwie pary drzwi, jedna do męskiej łazienki, druga do żeńskiej i para okien. 

Weszłam do damskiej. Białe kafelki, trzy zlewy, długie lustro i cztery kabiny. Zaszyłam się w jednej z tych kabin. Płakałam. Złość i nienawiść, buzowały we mnie, myśl, że jestem tak słaba i jestem do niczego górowały.

 Z kieszeni wyciągnęłam nóż. Przez chwilę patrzyłam na niego. Wypolerowany metal odbijał światło, które padało z małego okienka za mną.  Przyłożyłam ostrze do rogu mojego oka. Co ja robię? Czemu? Może będę tego żałować, ale cóż... Takie życie masochisty.  

Zrobiłam małe nacięcie i ciągnęłam poziomo po policzku. Zatrzymałam ostrze i zjechałam nim w dół. Na końcu policzka zaczęłam ucinać skórę. Po chwili wyszedł pasek, bez skóry, tylko mięso i krew, dużo krwi. Na tym policzku zrobiłam tak jeszcze dwa razy. Ból mi nie przeszkadzał, podobał mnie się on. 

 W ręce trzymałam już trzy paski mojej skóry. To samo zrobiłam z drugim policzkiem. Skórę schowałam do kieszeni. Górna część mojej bluzy i cała twarz była od krwi. Co ja zrobiłam? Czemu? Coś ze mną jest naprawdę nie tak. Podobało mnie się, to coś. Uśmiechnęłam się. Może jestem inna, ale to raczej dobrze.  

Usłyszałam głosy w toalecie... To były one, dziewczyny, przez które to zrobiłam.  Tylko ich brakowało mi tutaj. One mnie śledzą czy jak? Mają jakiś nadajnik GPS? 

- Haha tak, to byłoby śmieszne, nieżywa ale śmieszna osoba, haha - śmiała się nie kto inny jak Judit, co najgorsze, ze mnie. Nawet nie mają szacunku dla zmarłych. 

-Może jeszcze przerobimy jej zdjęcia na gołe?- zaproponowała jej Anna. Obrzydliwe one są. Bez serca... potwory. 

Jedna z nich zamknęła toaletę na klucz. Głupie posunięcie. Wychyliłam się za drzwi kabiny. Dwie siostry stał przy lustrze i malowały się. Wychyliłam się na tyle by mnie zauważyły. Gdy tylko spojrzały w lustro, zastygły. Ich miny były komiczne. W końcu nóż tego  chłopaka się na coś przyda. Chwyciłam broń mocniej, uśmiechając się do dziewczyn.

 Podeszłam powoli do Judit. Dziewczyny darły się w niebo głosy. "Królowej'' wymierzyłam kopniaka w brzuch, nóż wbiłam jej pod mostkiem i szybko go wyjęłam by zadać drugi cios, tym razem w lewą pierś.  

Jej siostra próbowała mnie od niej odsunąć. Nic z tego. Nożem przecięłam jej brzuch. Jeden ruch za dużo dla niej.  Dziewczyna upadła i zaczęły wypływać z niej flaki. Urocze. Jelito grube wraz z cienkim plątały jej się pod nogami. Panicznie starała się zbierać narządy. Jej krew zalewała podłogę.   

Niestety jej siostra dalej się darła. Silnym uderzeniem pięścią przyszpiliłam ją do ściany. Załkała i zaczęła kaszleć krwią, chyba złamałam jej żebra. Ucichła. Z buzi leciała jej krew, a z oczu łzy. Słone, nic nie warte łzy. 

Wydobył się ze mnie śmiech psychopaty, inny niż zawsze. Czy ja się stałam właśnie jednym z nich? Potrząsnęłam głową... oni zabijają dla przyjemności ja dla zemsty,to są całkiem dwie inne rzeczy. Nie jestem taka jak oni, mam serce... A może go nie mam?

Wbiłam Judit nóż prosto w głupią, blond głowę. Dziewczyna martwa upadła na ziemię, mieszając swoją krew z krwią siostry. Na jej twarzy narysowałam sześć kresek. Trzy na jednym policzku trzy na drugim. Były podobne do moich, tyle że czerwone od krwi. Moje o dziwo były inne, czarne.  Magicznie się zmieniły. Może to związek z tym ożywieniem? 

 Emma dalej płakała w kącie. Ona jeszcze żyje? Podeszłam do niej. Jednym kopniakiem zniszczyłam jej głowę o ścianę, rozpryskując jej mózg. Jego kawałki były wszędzie. Zaśmiałam się znowu. Nic nie warte śmiecie.  

Wzięłam na ręce ich krew i na lustrze napisałam Shadown. Dziwna nazwa, ale nie chciałam być cieniem, chciałam być Cieniem ale tym, który już spadł na dno. Który będzie wszędzie, bo wszystko ma swoje dno. 

 Poćwiartowałam je a  części ciała porozrzucałam co całym pomieszczeniu.  Wyciągnęłam z Judit flaki. Na samą myśl o   cierpieniu tych dziewczyn, uśmiechnęłam się. 

Odcięłam im głowy i wsadziłam go muszli klozetowych. Tyle są warte  takie osoby. Jedno wielkie Gówno. 

 Obmyłam jeszcze twarz i nóż. Z śmiechem w głosie wyszłam z toalety, na szczęście nikogo nie było w pobliżu. Szybko pobiegłam w stronę lasu, nie pokażę się raczej nikomu w bluzie brudnej od krwi. 

P.O.V Jeff

Szedłem przez park z dziewczyną, którą przyprowadził Slenderman. Po co ją przyprowadził?! No po co? Tylko kolejnej baby w domu brakowało. Kolejnej gęby do gadania. 

Obejrzałem się za siebie, po jakiś czasie. Nie było jej. No pięknie. Zniknęła. Kolejny problem na głowie. 

Szybko  cofnąłem się kilka metrów. Byłem na miejscu gdzie ostatni raz ją widziałem. Może poszła do Wesołego Miasteczka? Tsa, bo przecież dziewczyny to dzieci. Bez sensu nie powinna się pokazywać w takich miejscach, tym bardziej nie wygląda natak głupią by pokazywać się innym. 

Udałem się tam. Szłem ścieżką aż  zauważyłem toalety. Przy jednych z  drzwi była kałuża krwi. Lekko uchyliłem drzwi i zajrzałem tam. W całym pomieszczeniu było dużo krwi i dwa ciała. Dziewczyny nie miały głowy a ich kończyny były wszędzie. Spojrzałem na lustro.

"Shadown"


No to Sophia się bawiła. Zamknąłem drzwi i udałem się po krokach krwi do lasu. Idiotka, powinna zwrócić na to uwagę. Z drugiej strony może jednak będzie z niej jakiś pożytek? Bo po co jej żyć, skoro nic by nie umiała. Chętnie bym ją zabił. Bez sensu żyć tym, którzy na nic się nie przydadzą.  

Szedłem chwilę, po czym zatrzymałem się i rozejrzałem. Nigdzie jej nie było, chwila, poprawka. Opierała się o jedno z drzew, zostawiając tam czerwony ślad. Śmiała się. Moje usta utworzyły łuk, też  się w duchu śmiałem.  Podeszłem do niej. Ona spokojnie z uśmiechem na twarzy patrzyła na mnie. Czyżby już nie była wściekła na mnie? Jakby nie moje włosy i kaptur zobaczyłaby ulgę na mojej twarzy. Nie będę musiał się tłumaczyć Slendermanowi czemu nie jest ona ze mną. 

 Brakowało jej dużo skóry na twarzy. Jakbym mógł to bym się zrzygał. Zamiast czerwonych plam, miała czarne paski. Nie pasowało to do niej, chociaż dodawało trochę uroku... Co ja gadam. Wyglądała okropnie. Teraz to może umierać. Chociaż... Dobry znak rozpoznawczy to sukces. A jej znak aż powoduje lekkie torsje ( nagłe wymioty ).

- Co się gapisz?- spytała, zorientowałem się, że gapię się na nią już jakiś czas. Idiota ze mnie. 

- Chodźmy do willi  - powiedziałem surowo, myśląc po jakie skarby zrobiła sobie takie coś z twarzą... Bez sensu, ona jest bardziej stuknięta ode mnie. 

Weszłem głębiej w las, nie czekając na nią. Idzie albo nie. Jedna karta, dwie strony. Wybór należy do niej. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro