12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

P.O.V Shadown:

Brzuch bolał mnie nie miłosiernie. Nic nie widziałam, tylko ciemność. Raz na jakiś czas światła mrugały na ścianie. Pewnie noc. Gdzie ja jestem? Jedyne co pamiętałam to moich rodziców śmiejących się i ogromny ból w brzuchu. Spojrzałam na tą ranę. Była zabandażowana, ale krew i tak wyciekła poza bandaż. Piekło jak diabli. 

Nie mogłam się ruszyć. Fuck. Dalej byłam w bordowej bluzie, która się do mnie kleiła. Gdzie ja  jestem! W dodatku jestem cała od krwi. Pięknie. Wzięłam duży wdech. Płuca też mnie bolały. Z kamienną miną spojrzałam na światła za oknem. Nie były nieregularne jak przy szosie tylko regularne, jakby ktoś jeździł i sprawdzał teren... Czyżby ochroniarz? Może jest po mojej stronie nie porywaczy i mi pomoże? Ale będzie przypał jak się okaże, że pracuje dla nich a nie jest po mojej stronie. Wtedy to się skazuje sama na śmierć lub coś gorszego...   

P.O.V. Slender:

Powiedzieliśmy razem z Saszą w tym samym momencie dwa ważne zdania. Nie rozumiem jej. Jak może nas teraz opuścić? Po tym wszystkim...

- Ale... Jak to porwana i jak to wyjeżdżasz?- spytał zamieszany Jack. Nie wiedział za co się wziąć. 

Heh i dobrze, że wyjeżdża. Tylko czemu za jej cenę zginęła Sophie?
Pomyślał Jeff. Czemu tak myśli? Przez to, że się pokłócili? 

Tak umiem czytać w myślach. Jeff zachowuje się jak dziecko. Jak może chcieć by najważniejsza osoba w życiu Shadown zniknęła. Zapewne nigdy mu tego nie wybaczyłaby jakby wiedziała.

- Tak to nie mam chęci zostać tu z tym debilem!- wskazała na Jeffa.
Ten tylko się zaśmiał i wyszedł z hotelu. Sasza prychła i poszła na piętro.

Zostałem sam z Jackiem. Też byłem zmieszany tak jak on. 

- Co to było? - spytał.

Powrót do dzieciństwa - Jack zaśmiał się.

- Zrobisz mi nerki ? - spytał się. 

Jasne chodź.

Wstał i udaliśmy się powoli  do kuchni. Starałem sobie wszystko poukładać w głowie. Plan by Sasza została i by odbić Sophie. 

P.O.V. Shadown

Gdzie jestem. No gdzie!? Ciemno tu jak w dupie i jeszcze stęchlizną śmierdzi! Ściany mokre, jakby spływała po nich woda a podłoga się klei, teraz przez coś innego czy przez to, że jestem brudna od krwi.  

Coś przede mną zgrzytnęło i oblała mnie fala światła, która mnie oślepiła na chwilę.

Gdy odzyskałam z wolna wzrok wyłoniła się z światła  czarna postać. Światło zaczęło gasnąć, aż w końcu znikło. Ktoś zamknął drzwi za sobą. Słyszałam kroki i odkładanie czegoś metalowego na ziemie.Mój oddech przyspieszył a w głowie szykowały się najgorsze scenariusze. 

- Hey... - zaczęła postać.
- Kim jesteś, czemu tu jestem i gdzie jestem?! - zaczęłam wrzeszczeć.Nie panowałam nad sobą. 

- Uspokój się. Dla mnie jesteś przynętą, ale dla reszty nowym okazem - zaśmiał się. Czyjaś ręka podniosła mój podbródek. Patrzyłam w oczy pełne nienawiści i złości. Co ci pojebie zrobiłam?! Iskierki grały mu prawie marsza w oczach. 

- Kim jesteś?!

- Jestem Rendy. Jeff pewnie ci o mnie opowiadał? - zaśmiał się cynicznie - Wracając do naszej rozmowy, lepiej jedz. Bo za jakiś czas nie będziesz już mogła - znowu się zaśmiał i podał mi tacę z jedzeniem. Dwie kromki chleba posmarowane masłem i szklanka wody. Wow jakie luksusy. Prychłam.

- Jak mam jeść?- spytałam ironicznie.

Rendy wstał i rozwiązał mi ręce.

- I tak nie uciekniesz słońce - zaśmiał się i wyszedł z pomieszczenia.

Przez chwilę patrzyłam w miejsce drzwi. Po czym zaczęłam opadać w ręce Morfeusza... Jebie mnie to jedzenie. Nie chcę nic stąd.

Dam dam dam.
Krótki trochę ale jest. Historia Jeffa się zaczęła nam
kłaniać.  xD I kolejny rozdział za nami. Jutro postaram się poprawić kolejne dwa rozdziały ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro