13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

P.O.V Jeff


Siedziałem na dachu hotelu. Byłem między młotem a kowadłem. W duszy, jeżeli ją jeszcze mam cieszyłem się, że Sasza odchodzi. Smutno mi było też bo zabrała ze sobą Sophie. Tyle, że ona została porwana!

 Zeskoczyłem z dachu. Chuj z tym, że to piąte piętro. Wylądowałem na czymś miękkim.

- Zejdź ze mnie! - darł się Jack. Ojć. 

Śmiałem się w niebo głosy. Po chwili zostałem zepchnięty z pleców Eyeless'a na ziemie. Wstałem i pobiegłem za wkurzonym brunetem. Udawał obrażonego i specjalnie mi uciekał. Złapałem go za kaptur i rzuciłem na ziemie. Jego maska spadła odkrywając jego czarne jak smoła wydłubane oczy. Trochę straszne. 

- Stary czego  chcesz?! - wydarł się Jack, zakładając maskę. Była trochę brudna od ziemi. 

- Pobyć z przyjacielem?! - wydarłem się na niego- ale nie to nie!- odszedłem od niego nie patrząc za siebie. Zacisnąłem pięść i szłem. 

-Stary... Sorry. Ja... Po prostu jestem wściekły i tyle. Sorry- powiedział drapiąc się po karku.

Moja mina ułożyła się w uśmiech. Podszedłem do niego i dałem pstryczka w czoło.

On tylko westchną i zaczął iść dalej w las, a ja obok niego. 

~~~

Siedzieliśmy w krzakach od jakiś 10 minut i podglądaliśmy rozmowę trzech chłopaków. Jeden z nich był gruby, drugi chudy, a trzeci tak po środku.

- Rendy przecież ona wyjedzie!- krzyczał chłopak z tuszą. Rendy, Rendy, Rendy skądś kojarzę imię. Rendy odwróć się, chce zobaczyć jak wyglądasz dupku.

- Nie, najpierw ona mi pomoże go złapać. Hahaha - zaśmiał się głośno chłopak. Miał śmiech psychopaty, co mi się już nie podobało. 

 -A jak ona się w ogóle nazywa?- spytał chudy chłopak. Poprawił swoje długie włosy, które opadły mu na oczy. 

-Shadow - powiedział cicho i zniknął z resztą grupki w lesie. W tamtym momencie pragnąłem go zabić. Drugi raz. Krew we mnie buzowała. Jak on może wykorzystać do swojej zemsty Sophie?! Jak?! Zemszczę się, jak jej coś się stanie. Kurwa zemszczę!!!!!

Sally P.O.V

Siedziałam z Benem u mnie w pokoju. Bawiliśmy się lalkami. Dokładnie ja. On tylko siedział i gapił się na to. Mógłby się przyłączyć. 

- Zagramy w coś razem?- spytałam. Pokiwał głową. Spod łóżka wyciągnęłam jakąś planszówkę. Popatrzył na mnie krzywo.

- Może w jakąś grę komputerową?- zaproponował. 

- Ok...- powiedziałam smutna. Nie pasowało mi to. 

- Zaraz przyjdę - powiedział elf i wyszedł. Usiadłam na parapecie wpatrując się w dal. Czemu nie ma mojej siostrzyczki. Ona na pewno by się ze mną pobawiła.  A nie jak Ben tylko siedział. 

Na mojej twarzy pojawił się smutek. Przytuliłam swojego misia mocniej. Drzwi zaskrzypiały i pojawił się w nich Ben. Nie zauważył że chciałam płakać, bo zakryłam twarz pluszakiem. Jakby zauważył pewnie by nie wiedział nawet czemu mam ochotę płakać. 

- Choć tu do mnie Sally, wybierzesz jakąś grę - powiedział Uśmiechnięty. Chyba na prawdę cieszy się z tych gier...

Zeskoczyłam z parapetu i wybrałam byle jaką grę. Chłopak chyba liczył, że ją wybiorę. W jego oku była iskra radości. Westchnęłam i usiadłam obok niego. Załączył grę. Była to zwykła gra o wyścigach. Może zagram? Chociaż wolę nie...

- Chcesz zagrać na dwie osoby?- spytał.

- Nie trzeba- odpowiedziałam i wróciłam myślami do Shadown. Nikt nie chciał mi powiedzieć gdzie jest. Czemu? W oczach znowu miałam łzy. Czemu nie mogę wiedzieć gdzie ona jest!

- Dzieciaki, na dół na obiad!- zgarnęła nas Clockwork. Chłopak nie chętnie wyłączył grę. Podał mi rękę, promiennie uśmiechając się. Odwzajemniłam uśmiech i pozwoliłam by pomógł mi wstać. Co z tego, że udawany.. Był? Był.

Stare schody skrzypiały. Muszę wsadzić pomiędzy nie watę, może trochę pomoże. W kuchni byli już prawie wszyscy prócz Jeffa i Jacka. Pewnie znowu gdzieś się szlajają lub się gdzieś upili. 

Usiedliśmy na swoim miejscu i zaczęliśmy powoli jeść takie warzywa w sałatce. Chyba. Pamiętam je. Kiedyś mama mi je robiła. Zjadłam ze smakiem, a widząc innych miny nie zbyt im to smakowało. 

Wstałam od stołu.
- Dziękuje - powiedziałam i wybiegłam na dwór. Mój miś biegał ze mną. Coraz głębiej wchodziłam w las. Robiło się ciemno. Usłyszałam krzyki. Pobiegłam tam. Moja siostrzyczka tam była. Muszę jej pomóc...

Pov Shadown.

Kiedy obudziłam się nie było już tacy z jedzeniem. Trudno. Był dzień. Mogłam zobaczyć gdzie się znajduje. Był to mały pokój o białych ścianach i betonowej podłodze. Dlatego tak mi zimno w dupę. Tynk odpadał od ścian. Sufit w rozsypce. Gdzieś tam w rogu było szpitalne łóżko. Leżało na podłodze w kałuży szkarłatnej cieczy, która już dawno wyschła. Jedyną nową rzeczą w tym pomieszczeniu były drzwi i ja. Za mną była rura, która przeciekała. Dlatego było mokro.  

Ręce były już wiązane.

Drzwi otwarły się, a w nich stanęli moi rodzice. To było straszne. Cieszyć się ze śmierci dziecka, bo drugie je zabiło i jeszcze porywać swoje dziecko. To są jakieś pojeby! Z litością, udawaną litością przez chwilę na mnie patrzyli po czym z uśmiechem podeszli. 

- Tu jest - powiedział Gregore. Nie mogę już go nazwać tatą. Nie jest już nim.

- Dobrze się spisaliście- poklepał Gregoriego jakiś facet.

Tamten tylko uśmiechnął się  i wpuścił przed siebie pięciu facetów wielkich jak słonie. Byli ubrani w czarne spodnie, mundury i glany. Jedyną kolorową rzeczą na ich ubraniu był krótki napis na piersi W.D.S.M. Mam przejebane...

***


I kolejny rozdział za nami? Gwiazdka? xDD Zapraszam do moich innych książek ;p

Wgl. Dziękuję xD "Smile" Ma już prawie 45 tyś odsłon i 4 tyś gwiazdek ^^ W dodatku jest na 3 miejscu w horrorach ~~ 31.08.2017 ;p 

Do następnego żelusie 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro