14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Shadown P.O.V

Podeszli do mnie i rozwiązali. Zaczęłam się szarpać przez co dostałam dwa razy w brzuch z kopniaka. W końcu się poddałam. Ból przerastał mnie, tym bardziej, że rana na brzuchu zaczęła krwawić.

 Pozwoliłam im żeby wynieśli mnie na dwór. Słońce powoli zachodziło, zostawiając różową łunę na niebie. Za krzaków widziałam różowy materiał. Od kiedy widzę takie szczegóły? Może to przez to, że tyle siedziałam w ciemnym pomieszczeniu? 

- Szybciej!- wrzasnął mi do ucha jeden z W.D.S.M. Mógłby trochę mieć szacunku, nie mam ochoty ogłuchnąć.  

Popchnął mnie i wpadłam do czarnej furgonetki, która stała przede mną. 

- Zostawcie ją!- ktoś krzyknął. Były to słowa dziecięce. Oby nie Sally. Podniosłam się i obejrzałam za siebie. Sally.

 Dziewczynka walczyła z jednym z mężczyzn kiedy drugi próbował ją odciągnąć. Wybiegłam i kopnęłam jednego z nich. Zawył z bólu i za paska spodni wyciągnął scyzoryk. Odwrócił głowę w moją stronę i zaczął powoli iść do mnie. Cofnęłam się dopóki nie poczułam drzwi furgonetki. Musiałam szybko myśleć bo Sally została złapana przez tamtego. Jej słone łzy spływały po policzkach. Upuściła też swojego misia. Krzyczała by ją puścili a ja nic nie mogłam zrobić. 

Ktoś na mną wbił mi coś ostrego w plecy. Krzyknełam z bólu. Kucnełam na kolana i Próbowałam wyciągnąć ten przedmiot. Po kilkunastu próbach poddałam się, a jedyne co słyszałam to stłumiony płacz i głośne śmiechy.

Mężczyźni wzięli mnie za ręce. Co sprawiło kolejny krzyk z mojej strony. Ręce przywiązali do metalowej rury przy podłodze.

Koło mnie siedziała skulona Sally. Szlochała.

- Ciii nie płacz - powiedziałam, próbując ją uspokoić.

Sally wytarła łzy i lekko uśmiechnęła się. Była przestraszona widziałam to. 

- Znajdą nas, zdarłam jednemu z nich plakietkę- powiedziała i uśmiechnęła się szerzej. Widać że nabrała nadzieję. 

Zamknęłam oczy, wiem że to będzie ciążyć mi na sercu, że ją w to wciągnęłam. Popierdolone W.D.S.M!!!!!

P.O.V Jack Eyeless:

<<Chodziłem z Jeffem po lesie. Był wściekły. Też nie zbyt mnie ta rozmowa rozweseliła.

Sally została porwana...

W mojej głowie przemówił Papa Slender.

Słyszałeś?- spytałem Jeffa. Może to tylko moja głowa płata mi figle... 

- Tak... Kolejna osoba została porwana. Fuck - przeklną i zaczął kierować się w kierunku drewnianej chaty w lesie. Przed nią były ślady samochodu i trochę krwi. W kieszeni rozłożyłem skalpel. Jeff szedł pierwszy. Jak to on. Podszedłem do śladów krwi. Wśród nich znalazłem zabawkę, a dokładniej misia.

- Jeff?
- Co Jack?- podszedł do mnie i spojrzał na zabawkę - to jest Sally -  Jego głoś przycichł i stał się bardziej smutny. 

-Była tu - dokończyłem. Obok była druga smuga krwi. Na niej była plakietka. Wziąłem ją w rękę i sprawdziłem napis. Wystarczyło przeczytać jeden by wiedzieć, że Sally ma przejebane i nie tylko ona, bo oni też mają... i to dużo bardziej. 

- Stary co tam pisze?- spytał Jeff. Aż serce mnie bolało jak musiałem mu przeczytać napis. 

-W.D.S.M. - powiedziałem sucho i bez iskry szczęścia lub nadziei... >>

Siedzieliśmy z Jeffem na kamieniu, niedaleko domku,  myśląc jak odbić Sally. Ciekawe co powie reszta, tym bardziej Ben. 

Jeff bawił się plakietką, przekuwając ją nożem. Ja bawiłem się misiem Sally. Ciekawe co ona do niej czuje. W końcu to tylko zabawka, a chodzi z nią jak z zwierzątkiem. 

- Tu jesteście!- za krzaków wyszedł Masky.

- Szukaliśmy was!- za niego wyszedł Hoodie. Masky się zaśmiał. 

- A my sobie tutaj siedzimy grzecznie- zadrwił sobie Jeff.

- Wiecie, że Sally zaginęła?- zapytał Hoodie.

-Tak nawet wiemy gdzie - odpowiedziałem i wyrwałem Jeffowi z rąk plakietkę, rzucając nią w Masky'ego.

-No to się porobiło- powiedziało rodzeństwo razem po przeczytaniu jej. 

-Racja - pokiwał głową Jeff. Nadal wyglądał na zamyślonego. Jestem ciekawy nad czym tak myśli... teraz powinniśmy działać a później myśleć. 

- Trzeba ją znaleźć!... - Wydarł się Hoodie...

P.O.V  Sally 

Siedziałam przy Sophie . Chyba zasnęła. Była cała w krwi. Jeszcze ta rura wystająca z jej pleców. Jest dzielna i wytrzymała.... tyle przeżyła.

-Sophie...- szeptnęłam, może nie śpi?

- Tak?- podniosła na mnie swój wzrok. Jej oczy wyglądały strasznie. Wory pod nimi i ten brak iskierek w jej oczach. Brak siły i zmęczenie wygrywały nad chęcią życia.

- Uciekniemy?
- Nie wiem - powiedziała i lekko uśmiechnęła się. Wiedziałam, że chce mnie przytulić. Tyle, że nie może.

Miałam rozwiązane ręce. Wstałam i rozwiązałam ją. Dalej siedziała bez ruchu. Może to przez tą rurę? Pewnie bardzo boli. 

- Pomóc ci z rurą?

- Rurą?! - pobladła -  Wyciągnij ją proszę - po jej policzku spłynęła łza.

Chwyciłam lekko jeden z końców przedmiotu. Siostrzyczka syknęła. Jednym ruchem wyrwałam rurę z jej pleców. Nie krzyknęła tylko zaczęła płakać. Przytuliłam ją. Odwzajemniła to. Krew ciekła z jej pleców. 

- Trzeba uciekać - powiedziała i rozejrzała się po pomieszczeniu.

- Nie uciekniemy - powiedziałam.
Westcheła i oparła się o metalową ścianę.
Usiadłam obok niej - Ale inni nam pomogą. Muszą - próbowałam ją podnieść na duchu.   

Auto zwalniało. Zaraz pewnie się zatrzymamy. Jak pomyślałam tak było. Drzwi furgonetki otworzył mężczyzna w białej sukience i z maseczką na twarzy. Miał brązowe włosy. W ręce trzymał duży nóż i małą strzykawkę, w której był niebieski płyn. Przeraziłam się. 

Ilustrował nas wzrokiem. Jakbyśmy były jakimś niezastąpionym okazem z muzeum.

- I na co się gapisz Gracjan?- spytała Shadown. Skąd ona zna jego imię?

- Skąd wiesz jak się nazywam?- spytał zamieszany chłopak. Nie mógł uwierzyć, że wypowiedziała jego imię. 

Dziewczyna prychła. Jeżeli wie kim on jest to może ona jest proxy? Ale tak to by mi powiedziała. A może? Nikt jej się o to nie pytał.

- Z tego samego źródła co ty.

Złapałam rękę siostrzyczki.
Za Gracjanem pojawili się jeszcze trzej tak samo ubrani ludzie. Targali za sobą dwa łóżka chirurgiczne. Bałam się. Sophie chyba też, ale starała się tego nie okazywać. 

- Weźcie mnie ale zostawcie Sally - wstała i zasłoniła mnie.

- Och... Weźmiemy ciebie i ją- zaśmiał się Gracjan.

Podszedł kilka kroków w przód i wstrzyknął niebieską ciecz w żyłę siostrzyczki. Czemu się nie broniłaś? Po chwili Shadown leżała na łóżku przywiązana pasami. Zabrali ją do jakiegoś dużego, białego budynku. Czemu się nie obroniłaś..?

- A teraz ty.

- Nie!!!- krzyknęłam i kopnęłam go w nogę.

Podeszli do mnie tamci mężczyźni i przywiązali do łóżka.

Płakałam, rzucałam się i nic. Wjechaliśmy do tego budynku. Białe ściany, sufit, podłoga , drzwi. Raz na jakiś czas były na nich czerwone smugi. Czyli nie jesteśmy tu pierwszymi gośćmi.

 Zjechaliśmy do piwnicy. Były tam ala klatki. Ściany i drzwi były z kuloodpornej szyby. Były w nich różne osoby. Większość z nich była półżywa. Siedzieli w własnej krwi a w gorszych przypadkach flakach. Wielu z nich było przywiązane do czegoś. Jeden do krzesła elektrycznego a drugi do machiny śmierci. Jeden miał w ciele łańcuchy a drugi drut kolczasty. Widok był straszny. Jedyną osobę jaką tam rozpoznałam był jeden chłopak. Widziałam go jak byłam mała. Miał ksywę Cry. Latał po lesie i darł się jak kocha życie. 

Zaprowadzili mnie do jednego z tych pomieszczeń. Drzwi zamknęli szczelnie. Naprzeciwko mnie była Sophie. Jedynie korytarz i dwie warstwy szkła nas dzieliły, tak mało a za razem tak dużo.
Po lewej miałam jakiegoś gościa który miał w sobie diody elektryczne. A po prawej chłopca bez nóg, zamiast rąk miał czyste białe kości.Jego wygląd przerażał po prostu chciałam wymiotować...

 Miałam łzy w oczach... Chcę do domu...


***
Roni_ ANGLE


Do następnego żelusie. :* Kolejny za nami, to lecę ;p

Aaaaa i dobrych ocen w szkole xd chociaż chcę już wakacje :'c


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro