17. cz2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov Nightmare

Następnego dnia szliśmy dalej. Slenderman szukał różnych miejsc gdzie mogliby przywieść Sofi. W końcu namiary podał nam Azi. Wszyscy z niecierpliwością szli tam.

E....co tam iść na piechotę kolejne 20km? Chociaż kondycję poprawie.

Na miejscu byliśmy po trzy godzinnym biego marszu. To nie fair. Nawet w szkole tyle nie biegałam!

-co dalej?- spytał ben.

-jak to co? Wchodzimy i robimy rozpierdol. - powiedział Jeff kryjąc się w krzakach.

-a potem?- na twarzy Jeffa rosło wkurwienie.

Prychnełam i spojrzałam na ciemny budynek. Nie miał okien, a na zewnątrz chodzili wartownicy.

Trzeba zdjąć ludzi przed budynkiem.

Pouczył nas Slendi.

- Masky, Hoody zajmijcie się nimi. - kazałam.

- reszta idzie z nimi i odrazu wbijamy do środka. - dodała Jane.

-a co jeśli nas złapią?- spytała Sally. - co wtedy.

-Nie kracz. - syknął Jeff.

-nie krzycz na nią!- upomniała go Luna.

- To po co ona kracze?- do kłutni dołączył Jack.

-Ale to jest dziecko!- kolejny wariat, tym razem Masky.

-Kuźwa i co z tego? Może jeszcze powiesz , że ona nie zabija co?!- wydarł się Jeff.

Po kilku minutach prawie wszyscy się kłucili.

Kołomnie siedział Smile.Dog.

Głaskałam go po głowie, patrząc na komiczną kłutnie reszty Creepy.

-idziemy tamtych zdjąć?- spytał Pies. Kiwnełam głową.

Bezszelestnie Doszliśmy do granicy drzew. Z Smile. Dogiem uzgodniliśmy , że ja biorę na siebie dwóch i on też.

Powoli podeszłam do jednego z ludzi . W ręku trzymałam moją siekiereczkę. Zeszłam chłopaka od tyłu i odciełam głowę. Chłopak padł na ziemie i zaczął krwawić. Niby jedna ofiara a jestem cała w krwi.

Truchło zaciągnełam w krzaki. Tam znalazłam Smile. Doga zagryzającego jednego z mundurowych.

-ty zagryziesz tamtego, a ja tamtemu rozłupie głowę- poinstruowałam psa.

Tak jak powiedziałam dog pobiegł do chłopaka. Tamten nie wiedział co sie dzieje i stał tam ze zdziwienia.

Inny chciał mu pomóc, ale rzuciłam taporkiem i po chwili padł na ziemi martwy. Aż oczy mu wyszły. Podeszłam do jego głowy i wyjęłam moją broń. Po drodze zgarnęłam psa, który chciał zjeść tamtego chłopaka.

W krzakach, gdzie ukrywaliśmy się dalej rozgrywała się kłutnia.

-DO KURWY IDZIEMY CZY NIE? TEREN NA ZEWNĄTRZ WOLNY!- wydarłam się na nich, na co Smile. Dog zaszczekał uroczyście.

-Czy wy..? Zdjeliście ich kiedy my gadaliśmy?- spytał Pupeteer.

- Tak. Idziecie?- powiedział Smile.

-tak idziemy. - Jeff zbiegł z górki, a za nim reszta. W tym ja.

Jak wejdziemy do środka?

Spytał się Papa.

-bracie, przecież tam są drzwi. Zrobimy wjeżdżam z buta i bedziemy w środku. - Terenderman poklepał slendiego po plecach. Na co off i Splend roześmiali się.

Niestety nam nie było do śmiechu, mogli zwabić jakiś ludzi.

-włazimy - killer kopnął drzwi, po czym zaczął skakać na jednej z nóg. Eyeless śmiał się z niego.

-kurwa, to drzwi pancerne! - darł się malarz.

- brawo!- do kupy śmiechu dołączył L.J.

-zamknijcie się. - syknełam w ich stronę, na co oni jeszcze mocniej zaczeli się śmiać. - tylko się nie zesikajcie.

Podeszłam do drzwi. W miejscu gdzie jeff kopnął było wgniecenie.

- Slendi przetelepotrujesz się do środka i otworzysz drzwi?- spytałam. Na co beztwarzy kiwnął głową i zniknął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro