2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

P.O.V Sophia 

Szłam za nim jak pies. Zawsze jak go wyprzedzałam do przyspieszał. Byłam na niego wściekła. Nie jestem jego psem! Nie jestem niczyim psem. Chociaż... Chciałabym psa.

Doszliśmy do willi, znowu duże, stare ściany, obrośnięte bluszczem. Tylko tym razem ktoś krzątał się po ogródku. Jakichś chłopak z białą maską na twarzy. 

 Weszliśmy do środka. Okazało się, że jest po osiemnastej, czemu ten czas tak szybko płynie? Tym bardziej teraz? Chcę w spokoju przemyśleć wszystko a czas nieubłaganie leci. Weszliśmy do pomieszczenia w kolorze błękitnym. Podłoga była w płytkach. Była to kuchnia, zlew pomiędzy szafkami, przy drzwiach lodówka. Na ścianach półki i szafki wiszące. Po drugiej stronie piekarnik i mikrofalówka. Przed zlewem znajdowało się okno z doniczką, chyba była tam zasadzona bazylia. Przy kuchence  gotował Slenderman, kolejne urocze wcielenie mordercy. 

Przy stole, który był na środku, siedział jakiś chłopak w niebieskiej masce i bluzie, która była lekko brudna od krwi jak się domyślam. Miał brązowe włosy, które lekko przechodziły w czerń. W ręce trzymał widelec. Był bardzo blady. Patrzył na nas. Jadł coś, bo wydawał dźwięki.  

- Jesteśmy - Powiedział z pogardą czarnowłosy. 

- Hey Jeff - szybko przełknął kąsek chłopak w masce. 

Powiedziałam ciche część i oparłam się o ścianę. Czułam się nieswojo. Chłopak z maską przyglądał mi się. Czy ja mu wyglądam na jedzenie? Myśląc o tym lekko się zaśmiałam. 

- Hej?- powiedział chłopak w masce. 

- Cześć - uśmiechnęłam się lekko w jego kierunku.

 Uśmiechnięta dotychczas mina chłopaka, jak już wiem: Jeffa, skamieniała. Przecież to nic takiego. A Jeff chyba nie lubi nie być  w centrum uwagi... Przewróciłam oczami i spojrzałam co robi Slenderman. Byłam ciekawa co tam gotuje, co robi.


~~Robię Jajecznicę z nerkami Sophie~~  wzdrygnęłam się na jego odpowiedź na moje pytanie, którego nie wypowiedziałam. A nawet jeżeli... to czemu z nerkami? Czemu jego głos brzmiał mi tylko w głowie... Czy to telekineza?

- Nie martw się, on czyta w myślach - powiedział z uśmiechem zamaskowany, zapewne zareagował tak przez moją zdziwioną i lekko przestraszoną minę - a tak apropo to jestem Jack, Eyeless Jack. - Zaśmiał się Brunet. Też lekko się uśmiechnęłam.

Wstał i ukłonił się lekko. To było dziwne. Nigdy nikt mi tak się nie przedstawił.

- Jack nie rób z siebie głupka - odezwał się Jeff z uśmiechem na twarzy. Cieszyło go docinanie brunetowi.

-  nie słuchaj Jeffa Jack - dałam nacisk na imię czarnowłosego - Nie zachowujesz się jak głupek - uśmiechnęłam się w stronę bruneta i spojrzałam na Czarnowłosego. Nie był zadowolony. Czyżbym zrobiła mu na złość?

Jeff mruknął coś pod nosem i wyszedł. W tym czasie mężczyzna w garniturze podał Jack'owi jajecznicę. 

- Smacznego - powiedział Slenderman i wrócił do kuchennych czynności. Mordercy a jednak wyglądają na normalnych ludzi, też mają swoje życie, umieją być mili, mają uczucia i nie tylko zabijanie im w głowie. Zachowują się jak rodzina...  

- Dzięki - odezwał się Jack i zaczął jeść. Przyglądałam mu się. Pracował widelcem tak szybko, że po chwili nie było połowy dania. Musiał być albo głodny, albo ma pojemny żołądek. 

- Chcesz trochę?- spytał. Poczułam niesmak w ustach.  Na jego talerzu było jajko, nerki i krew. Bleee. Dziwne, że może to jeść... Obrzydziła mnie ta myśl.

- Nie, dzięki - odpowiedziałam i zamyśliłam się, co często mnie się zdarza...

^ Siedziałam na polanie pośrodku lasu, zrobiliśmy szkolny piknik, drugi w tym roku szkolnym. Wszyscy siedzieli na żółtym kocu, prócz mnie. Wolałam zacisze starego dębu. 

Podeszła do mnie Judit. ( królowa idiotek. d.aut.) Jej twarz była sztuczna, jakby cała z plastiku.

- Cześć drzewo płazie haha. - zaśmiała się sztucznie - No chodź do nas - uśmiechnęła się z pogardą w oczach. Jak ja jej nienawidzę. Mój dobry  humor wyparował w ciągu kilku chwil. 

- Nie, dzięki - odpowiedziałam i zanurzyłam się głębiej w lekturę. Uwielbiałam czytać. 

Podniosła sok pomarańczowy, który miała w  lewej ręce i wylała na mnie jego zawartość.

- Co ty robisz!? - wstałam jak oparzona. Książka dosłownie zalana. Tusz powoli zanikał. Byłam mega zdenerwowana. 

- Haha mnie nigdy się nie odmawia - powiedziała i odeszła kręcąc swoim tłustym tyłkiem. Reszta klasy śmiała się cicho, jakby myśleli, że tego nie słyszę. 

Z torby, która leżała obok mnie, wzięłam sok jabłkowy i wylałam go na nią. Akurat pani to zauważyła i musiałam iść do dyrektora, który zawiesił mnie na tydzień. Trudno. Przeżyje jakoś. Najgorsze było to, że mnie się  zawsze obrywało jak komuś oddawałam... a nikt nie widział krzywdy mi wyrządzonej.

Przeniosłam się do swojego pokoju, mam z nim złe wspomnienia. Czarne ściany i kolorowe plakaty nie pasowały do siebie, biały sufit i szary dywan na podłodze. Mała komoda przy łóżku i ogromne okno z widokiem na las. Z dołu słychać było kłótnie, jak zawsze u mnie w domu. Po czym trzaskanie drzwi i cisza... ^

Otwarłam oczy, miałam grobową minę. Jacka już nie było przy stole jak i Slendermana przy kuchence. Rozejrzałam się jeszcze dyskretnie po domu i  wyszłam po cichu, tak by nikt mnie nie zauważył. Powoli nadchodziła noc. Niebo było już lekko różowe. 

 Szłam lasem umiarkowanym krokiem. Po chwili usłyszałam krzyki, błagalne i nawołujące jakiejś kobiety. Z zaciekawieniem udałam się w tamtą stronę. Wśród drzew i krzewów zobaczyłam moją przyjaciółkę  Saszę, która  siłowała się z Jeffem. 

Podeszłam do nich szybko  i rozdzieliłam. W oczach Jeffa widziałam złość, zapewne mój wzrok nie był lepszy. Patrzył na Saszę jak na zwierzynę łowną. Dziewczyna przytuliła mnie. Z kieszeni wyciągnęłam nóż i wskazałam nim na  Killera. Gotowałam się w sobie. 

- Zostaw ją - powiedziałam z udawanym spokojem mu w twarz. Jego mina wskazywała złość jeszcze większą niż wcześniej - Ona nie należy do ciebie. 

- Ale... Ale ... To moja ofiara!- kłócił się. Nerwowo trzymał nóż w ręce.

- Trudno! - rzuciłam także z furią. Starałam się kontrolować.

Odsunęłam od siebie przyjaciółkę a sama stanęłam tuż przed nosem czarnowłosego.

- Rozumiem... Sama chcesz ją zabić - Uśmiechnął się morderca.... Teraz widziałam dobrze jego twarz. Blada cera, biała jak kartka, Wycięty uśmiech z kącikami od krwi, lekkie zmarszczki, zapewne od zmęczenia i wypalone jakby oczy koloru niebieskiego ( Normalnie miał niebieskie oczy).

- To moja rodzina, a rodziny nie zostawię ani nie zabiję!- zmierzyłam Jeffa wzrokiem. 

- Dobra, nie sadź się, każdy wie jak to z czasem jest - schował ręce do kieszeni i odszedł, gdy miał już zniknąć rzucił przez ramię : "Dziś poznasz swoją nową rodzinę". 

Popatrzyłam na dziewczynę z ukosa. Trzęsła się z strachu jak galaretka. Bała się mocniej ode mnie. Chociaż też mocno się bałam postawić takiemu komuś jak on tym bardziej, że on się zna na zabijaniu i na walce a ja nie. Wiele ryzykowałam stawiając mu opór, ale nigdy nie zostawię rodziny. 

- Dzięki... - powiedziała cicho  i popatrzyła na moje policzki. Jej oczy mimowolnie się powiększyły, a w nich pojawiły się łzy. Oddech przyspieszy, sparaliżował ją strach. 

- Proszę - uśmiechnęłam się lekko. Może się  przestanie bać? Ta, na pewno przestanie się bać kogoś takiego jak ja. 

- Ty... To ty?- w jej oczach zbierały się nowe łzy. Nie wyszło... Jej brązowe oczy były pełne smutku- Ty przecież..? Jak...? To ty im to zrobiłaś..?- jąkała się. Czyli oto jej chodzi... Mogłam zrozumieć od razu. 

- Jak widzisz żyję - uśmiechnęłam się lekko - I tak, to ja im to zrobiłam, zasłużyły sobie na to -  na mojej twarzy zawitał duży uśmiech.

Cofnęła się kilka kroków. Jeszcze bardziej ją przestraszyłam... Coś nie wychodzi mi oswajanie jej z tą sytuacją. 

- Nie bój się mnie - poprosiłam z smutkiem - tobie nic nie grozi tylko tym zdrajcą... mordercą - uśmiechnęłam się lekko spoglądając na nią. 

- Ja też się z ciebie śmiałam! - załkała.

- Tylko raz i zawsze byłaś za mną, broniłaś mnie, chociaż wiedziałaś, że będziesz punktem drwin, ty, zawsze pocieszałaś mnie gdy płakałam, zawsze mnie wysłuchałaś i pomogłaś!! - w moich oczach pojawiły się łzy. Jak ona może się obwiniać za moją porażkę!? - A co najważniejsze nie jesteś mordercą ani zdrajcą - powiedziałam już spokojniej - Uważaj na siebie, o tej godzinie dużo dziwnych ludzi chodzi - zaśmiałam się - czekaj na mnie, przyjdę kiedyś - uśmiechnęłam się z otuchą i zniknęłam w poszyciu drzew, zostawiłam ją samą... ale powinna dać sobie radę, jeżeli znowu nie wpadnie na Jeffa niechcący. 

 Szłam do willi w pośpiechu. Łzy ciekły mi ciurkiem po paskach na policzkach. Załamała mnie tym, że obwinia się o moją śmierć... Przecież nawet jeżeli to żyję, jest dobrze. Postaram się ją chronić... niezależnie od niczego. 

Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać i nikogo widzieć, chciałam być sama z sobą... sama z swoimi myślami. Weszłam do mojego przyszłego domu i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Utrwaliło mnie się przez czarnowłosego.

Z pokerową miną patrzyłam na dziewczynkę przede mną. Jeszcze dzieci mi brakuje. 

- Cześć, jestem Sally, a ty?- spytała. Miała brązowe, brudne włosy, w których zauważyłam kilka liści i gałązkę.  Ubrana była w różową sukienkę do kolan. Materiał był podarty w kilku miejscach i miał ciemne plamki...domyślam się, że to też morderca. Takie małe dziecko a już zabija.  Była cała podrapana i brudna. Przecież mają wodę... To czemu się nie umyję, ktoś  stąd na pewno umie szyć lub prać, a jak nie to chociaż kupiliby jej nowe ubranie.  

- Jestem Sophia - uśmiechnęłam się niechętnie do niej. Nie przepadam za dziećmi. 

- Pobawisz się ze mną? - patrzyła na mnie błagalnie swoimi zielonymi oczami.Dlaczego na mnie to spłynęło bym musiała bawić się z jakimś obcym bachorem? 

- Dobrze, ale później. Ok? - Starałam się wymigać. 

- Dobrze- dziewczynka zaczęła skakać ze szczęścia, była naprawdę zadowolona...  - Chodź! Czekamy na ciebie w salonie - krzyknęła i pobiegła. Szłam za nią do dużego pokoju, w którym byłam dwa dni temu, czy może dzień temu?  Tylko, że był teraz pełny.

 Slenderman siedział na drewnianej ławie i rozmawiał z jakimś chłopakiem ubranym na żółto. Rozpoznałam w tym tłumie Jacka i Jeffa. Reszty nawet nie kojarzyłam. Wyglądali różnie. Teraz żałuje, że nie przykładałam wielkiej uwagi do wyglądu w horrorach.  

Wszyscy umilkli gdy do pokoju wbiegła wesoła i krzycząca Sally. Wskoczyła na kolana Slendermana.  Reszta ludzi, jeżeli mogę niektórych tak nazwać, patrzyła się na mnie.  

~~Cześć Sophia musisz kogoś poznać ~~ zaczął mężczyzna w graniaku, a jeżeli nie chcę poznawać? Jeszcze ta mowa w głowie... Jestem ciekawa czy inni też ją słyszą ~~ To jest Ben Drowned ~~ pokazał na chłopca który wyglądał jak elf, miał blond włosy i był ubrany na zielono. Jego oczy były dziwne... I ciekła nich czarna maź, w ręku trzymał kontroler. Spojrzałam na telewizor, grał w jakąś grę. Elf kiwnął głową by mnie przywitać i wrócił do gry - To jest Jane the Killer - Ręką wskazał na czarnowłosą dziewczynę, która siedziała na parapecie, ta pomachała mi na przywitanie. Była blada, miała na twarzy jakby maskę, która pasowała do niej. Usta czarne i puste oczy lalki. 

- Zżynaczka nazw - splunął na dywan Jeff. Zero kultury osobistej. 

Dziewczyna udała obrażoną, założyła rękę na rękę i zaczęła patrzeć się za okno. 

~~ To jest Hoodie ~~ wskazał ma mężczyznę z czarnym chyba balonem zamiast twarzy, jakby miał kominiarkę... Był ubrany w pomarańczową bluzę  ~~ to Masky ~~ pokazał na chłopaka z maską na twarzy i żółtą skórą ~~ są braćmi. To jest Laughing Jack ~~ Wskazał na kolejnego faceta, tylko że ten był ubrany w ubrania z czarno-białymi pasami. Wyróżniał go długi, spiczasty nos. Jakby był kolorowy, to mogłabym go nazwać klaunem. Miał czarne włosy i długie,ostre pazury. Z jego kieszeni wysypywały się cukierki ~~ to Le Grinny, kot Sally.~~ Miał czarno-czerwone futerko, wyglądał dość przyjaźnie... ale jego długie zęby odstraszały. Pazury pewnie też ma ostre. ~~ To jest Smile Dog pies Jeffa. ~~ Wyglądął prawie identycznie do kota, tylko że miał też wycięty uśmiech na twarzy, przez co było widać jego białe zęby. ~~ A to Ticcy Toby...

- Wystarczy Toby- powiedział brunet. Miał na twarzy dziwną maskę... Jeżeli w ogóle to maska. Ubrany był w bluzę, której rękawy były w paski poziome koloru zgniłej zieleni i niebieskiego. W ręku trzymał siekierkę a z jego pleców wystawała druga. Przy okazji potwierdziłam to, że inni też słyszą bez twarzego. 

Uśmiechnęłam się lekko w ich stronę. To ma być moja przyszła rodzina... Wolę mieć dobry z nim kontakt... Tym bardziej nie opłaca się zadzierać z mordercami. 

~~ A to jest Clockwork ~~  Slenderman przedstawił ostatnią dziewczynę.  Była brunetką, miała zielone  oko i zegarek zamiast lewego oka. 

Wszyscy powitali się ze mną i rozeszli w swoje strony. Została tylko Jane i Ben, który był zajęty grą.  Czarnowłosa podeszła do mnie i pociągnęła w stronę poddasza. Gdzie ona mnie zabiera?  
Otwarła drzwi chyba swojego pokoju. Trochę mnie to zdziwiło. Szła tak szybko, że nie zdążyłam zobaczyć drogi powrotnej. 

- Siadaj! Pogadamy!- powiedziała podekscytowana. Mam się bać... Chociaż powinnam, jestem z mordercami pod jednym dachem. Dziewczyna zachowywała się, jakby już dawno z nikim nie rozmawiała... Może być ciekawie. 

... ★?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro