4. cz2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

3os.

Ciemność, nic prócz ciemności tu niema. Czarne chmury, spalona ziemia. Spopielone drzewa. Słońce już dawno zaszło. Nikt  już go nie pamięta. Nikt go nie szuka. Czarna postać o rudych włosach szła przez spalone ziemie. Wokół niego były groby. Groby wszystkich ludzi. Chłopak szedł szybkim krokiem. Nie zwracał uwagi na deszcz, który lał z nieba.

Stanął przed wielkimi drzwiami wbudowanymi w przestrzeń. Hebanowe drewno błyszczało od deszczu. Chłopak lekko dotknął je ręką. Usłyszał krzyki za sobą.

Chłopak poczuł wstrząsy pod nogami. Ziemia się trzęsła. Słyszał jęki i krzyki. Uspokoił oddech.

-Nie zabronicie mi wrócić!!- Krzyknął w niebo i pchnął drzwi z nadludzką siłą. Drewno lekko zaskrzypiało wywołując większe krzyki. Ziemią zawładnęły wstrząsy. Wiatr się wzmógł. Deszcz lał mocniej. Chłopak nacisnął klamkę uchylając drzwi. Białe światło oślepiło go na chwilę. Słyszał znowu krzyki i jęki. Rozejżał się dookoła. Ziemia świeciła czarnym światłem. Pękała w niektórych miejscach dając wolną drogę umarłym. Chłopak widział kości rąk. Wysuszona skóra idealnie je pokazywała. Krzyki wzmogły się, ogłuszając go. 

Poczuł ręce na nogach. Trzymały go. Przegrał. Krzyki ludzi ucichły gdy te wciągneły go w szczelinę. Przegrał. Nie dał rady. Przed zatrzaśnięciem rozpadliny krzyknął Wrócę do ciebie Scarlet...


Wiem, wiem krótki. Jakie staty takie rozdziały. :./ Do następnego żelusie. ♥∆♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro