9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Czarny, długi, tunel nie posiadający końca. Brak ścian, podłogi, sufitu przytłaczał. Światełko dawno już zgasło. Myśli krążyły wokół sytuacji w których mogłam zdobyć się na płacz. Jak byłam w przedszkolu, w rogu sali zabaw, z lalką w ręku - szlochałam. 

Gdy po długim dniu w szkole wróciłam do pustego domu. Siostra u koleżanek, rodzice w pracy. Nawet nie pamiętam gdzie pracowali, a może nigdy nie mówili gdzie? A może nie mieli pracy?

Sasza. Moja Sasza, została tam gdzieś z tyłu. Zawsze mi pomagała, a ja ją tylko zakopywałam w jej grobie. Każdy mój czyn przykrywał ją kolejną łopatą piachu, która przytłaczała i ściągała ją do zguby. 

Każda jej łza raniła mnie. A moja łza ją uziemiała przy mnie, jakby był to cement. Szara rzeczywistość straciła już kolor dawno temu. Czysta niegdyś biel przestała być biała. A czerń wygląda zimniej niż wcześniej. Ciepłe kolory zamieniły się w chłodne. 

Chcę płakać, ale łzy zastygają i spadają w nicość. Nie ma ich. Zniknęły.

 Zostawiłam wszystkich, jestem teraz tylko ja i nic więcej, jedna, wielka, rozciągająca się wokół mnie pustka. Rodzice znikli, Sasza znikła, Jeff znikł tak jak Slenderman i reszta. Wszystkie osoby dzięki którym coś zawdzięczam znikły. A słowa kumulujące się w mojej głowie układają się w ,,Proszę". O co proszę? Co chcę uzyskać? Nie wiem, wszystko co było racjonalne zniknęło, tak jak ja i inni. 

***
Cichy szloch. Nie wiem skąd on się wziął wśród niczego. Wszędzie jest ciemno. Nic, pustka, ale jednak ktoś szlocha. Coraz głośniej i głośniej. Znikąd pojawia się dziewczynka ubrana w czarną sukienkę z falbankami. Przy kołnierzyku złoty guziczek. Jej brązowe włosy są splecione w  dwa dobierane warkocze. W włosach ma różową kokardę, wcale nie pasującą do jej wyglądu i nastawienia. Jej smutne szare oczy kontrastują z uśmiechem na twarzy. Biedna Sophie.  Sztuczny uśmiech przylepiony na twarzy. Spojrzała na mnie i przywitała się po czym pobiegła w dal, w ciemność. 

"""

P.O.V Jeff.

Wziąłem ją na ręce. Wyglądała strasznie, blada cera brudna od krwi. Zabiję tego sukinsyna. Zabiję, za to co jej zrobił... Mojej księżniczce... Co ja gadam, ona nigdy nie będzie księżniczką a tym bardziej moją. Nie mam zamiaru jej kochać, ale chyba już to robię, od samego początku zwróciłem na nią uwagę. Niepotrzebnie. Będzie tylko cierpieć a ja będę się denerwował. Nie nadaje się na kochającego chłopaka. Na pewno nie ja, już lepszy byłby Jack. On od wszystkiego jest lepszy. Wszyscy tak uważają, każdy uważa, że jest lepszy ode mnie, więc czemu ona miałaby pokochać mnie? Skoro on bardziej by się nadawał?

 Jej piękne włosy opadają na jasną cerę. Znowu boli mnie serce, czemu coś do niej czuję? Mam ochotę się wydrzeć ale śpi, jest spokojna. Nie będę krzyczeć, muszę ją szybko zanieść do Slendermana. Ona nie może umrzeć... Kurwa, co ja mówię. Ona mnie zmiękczyła. Zaczęło mi zależeć na kimś... Na czyimś życiu.  Fuck, Jack będzie miał nową plotkę do sprawdzenia. Wziąłem ją na ręce i zacząłem iść w stronę nowego domu.

Reszta jest już dawno na miejscu. Jeszcze kilka kroków i będzie bezpieczna. Przeszłem ostatnie metry lasu i przede mną rozciągnęła się łączka z ogromnym budynkiem. W czasie swojej nowości musiał być piękny. Kurde, Jeff ogarnij się z tym pięknem. Złotawy tynk już powoli odpadał z ścian, ale ogólnie było przyzwoicie.

 Weszłem do budynku i zawołałem Slendermana. Zjawił się natychmiast. Jego mina gdy ją zobaczył mówiła sama za siebie. Jest źle. Wziął ją na ręce i zniknął za drzwiami jakiegoś pokoju, który był na przeciwko mnie. Aby jej wygląd nie był prawdą. Przypomnę wyglądała jak trup.

Usiadłem na podłodze przed drzwiami i oparłem się o ścianę. W głowie modliłem się by z tego wyszła. By była już ze mną. Zamknąłem oczy i myślałem o jej uśmiechu i płaczu o tym jak ją zobaczyłem po raz pierwszy, jak postawiła się, jak Slenderman o nią się troszczył, o tym jak widziałem ją gdy zrobiła swoje dzieło na twarzy, chciałem wrócić do tych chwil i wszystko pozmieniać. Mam w dupie co by myśleli. Chciałbym być przy niej gdy zabiła tamte dziewczyny. Gdy wycięła sobie te paski na twarzy. Jak bym kurwa chciał by była tu przy mnie! Zmieniła mnie, ale nie żałuję... Chociaż nie chcę kochać bo to boli. 

Po moim policzku spadła sucha łza. Tylko ona, niestety nie umiem płakać. Oczy się zeszkliły, ale łza nie poleciała. Jeff opanuj się i kurwa nie płacz!

Zamknąłem oczy i uśmiechnąłem się sam do siebie gdy przed oczami pojawiła mi się jej twarz. Po czym zasnąłem pod ścianą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro