Początek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

P.O.V Sophia

Kolejny dzień, w którym muszę znosić docinki ze strony rówieśników. Mam już tego po wyżej uszu. Codziennie słyszeć tylko krytykę i porównanie do innych.  

 W głowie głos niemiłosiernie mówił mi, bym zrobiła coś, czego będę żałować... - zabić się. Może to nawet lepiej? Nikt nie będzie się męczył, ani ja, ani inny. W końcu jestem dla nich niczym.

  Wyszłam około północy, rodziców nie było w domu, na szczęście. Szłam powoli do lasu, który był niedaleko domu.  Byłam pewna, że chcę skończyć z moją udręką, zwaną życiem. 

Przed wyjściem z domu zostawiłam list, w którym poinformowałam rodziców dlaczego to robię. List pożegnalny, zapewne i tak  nikt nie raczyłby go czytać.

Weszłam do ciemnego lasu, drzewa jakby uginały się w moją stronę. Cienie przypominały mi ludzi. Było coraz bardziej nieswojo. Zawsze tak jest w lesie nocą. Bałam się, a wyobraźnia płatała mi figle ale w końcu szłam w dobrze znanym mi kierunku, do ogromnego Dębu, przy którym często bywałam. Wiedziałam, że nie zgubię się. 

Nie tylko ja go znałam, wiele ludzi chodziło do tego miejsca. Było ono spokojne i pełne życia. Ptaki zawsze tam ochoczo śpiewały. Motyle wesoło latały. Kwiaty bujnie rosły.  

 Zatrzymałam się przy wielkim drzewie. Z łzami w oczach wdrapywałam się na drzewo. Raz prawie spadłam, ale na szczęście szybko chwyciłam się gałęzi.

 Ludzie jednak są głupi mówiąc, że samobójcy to tchórze...Trzeba bardzo wiele siły i odwagi by skończyć z swoim życiem. 

Gdy byłam już na jednej z wyższych gałęzi zarzuciłam linę tak bym mogła zrobić z niej pętle. Jeden krok i każdy mój ból zniknie...Każdy. 

####

Ból w okolicach szyi i głowy nie dawał mi spokoju. Przejechałam ręką po twarzy... Coś zimnego i mokrego. Otworzyłam  oczy, ręce miałam brudne od ziemi. Ogólnie siedziałam na ziemi. Przy drzewie, chyba sośnie. Miałam rozmazany widok na świat.  

Potrząsnęłam głową starając się zetrzeć z twarzy ziemię, przy okazji przypomniałam sobie, że przecież się powiesiłam. Jak to możliwe, że żyję? 

Obejrzałam wszystko dookoła. Wiele drzew miało nacięcia na sobie i przywieszone rysunki, głównie domki z szczęśliwą rodziną lub pojedyncze dzieci. Bałam się tych wszystkich strasznych historii a teraz mam stać się częścią jednej z nich?!

Chciałam wstać, ale nogi miałam jak z waty, nie czułam ich. Strach wzrastał a łzy w oczach się zbierały. Rozejrzałam się panicznie czy ktoś jest w pobliżu. Wiedziałam, że nie wypada krzyczeć czy ktoś jest tutaj, nawet jakby był, to by nie odpowiedział.

 Przy mnie znajdował się wysoki mężczyzna, bardzo blady, w garniturze...bez twarzy.  Oddech mi stanął. Akcja serca zwolniła tak bardzo, że prawie się zatrzymała.

 Kojarzyłam go, znałam mniej więcej jego historię, znałam jego imię... tylko czemu nie mogę sobie go przypomnieć? Zaczęłam się cofać, ale napotkałam na swojej drodze drzewo. Zaczęłam krzyczeć i płakać, teraz aż chciałam umrzeć, by nie musieć się bać. 

A on nic tylko stał, nie robił nic, co mogłoby mnie zabić. Tylko przechylał głowę i wydawałoby się, że chce się uśmiechnąć... Po dłuższym czasie łzy przestały lecieć, został tylko chłodny wzrok wymierzony w mężczyznę, który kucnął przede mną. Przechylił głowę i wyciągnął rękę... Chce się przywitać czy mi pomóc?   (o to kurwa chodzi, więc nie pisać w komentarzach, że to głupie -_-. ) Od kiedy mordercy są...mili? Chociaż już nic mnie nie zdziwi, uciekłam od śmierci, albo to ona uciekła ode mnie. Chyba nie jestem aż takim śmieciem, by nie być warta śmierci.

 Spojrzałam na niego. Wydawał się taki... Nie niebezpieczny. Pozory mylą, tego nauczyło mnie życie.

 Jego twarz przybrała dziwny wygląd, pomarszczony i skóra na twarzy rozerwała się. Krzyknęłam, zamykając szybko oczy, by nie widzieć go...on... miał usta?! Jednak to nie były tylko legendy. Zaczęłam łkać. 

- Nie bój się mnie - powiedział swoim głosem, który wydawał się okropny, bez życia i chłodny. On mówi... mówi. Nie mogłam uwierzyć w swoje nieszczęście, bo jak to inaczej nazwać? 

Nie odezwałam się. Nastała chwilowa cisza, po czym znowu się odezwał. 

- Ożywiłem cię. 

W gardle powstała gula przez którą mnie mogłam mówić. To przez niego żyję... Moja udręka znowu się zaczyna. Załkałam. Po chwili wzięłam się w garść i otarłam łzy, przecież jeżeli mnie przywrócił do życia to nie po to by mnie zabić, tym bardziej, jeżeli chciałby mnie zabić to już by to zrobił.

- Chodź - podał mi rękę, myślałam czy chwycić ją, czy nie. Jeżeli ją chwycę pokażę, że mu zaufałam. 

 Wstałam o własnych siłach, lekko się chwiejąc.  Poszliśmy znanym tylko jemu kierunku, przez las, przez drzewa.  Nie chciałam iść, ale i tak jestem martwa, więc? Co mi szkodzi, chciałam przecież umrzeć, wolałam z własnej ręki. Nie powinien mnie zabić, nie po to mnie ożywiał.

####

Staliśmy przy starej willi. Wyglądała jak z horroru. Nie ma co się dziwić  jestem w horrorze. "Biały" tynk, który już poszarzał,  odpadał od zewnętrznej strony. Gdzieniegdzie było widać bluszcz pnący się po zepsutych od grzyba ścianach. Drzewa dodawały temu domu starości, ładny ogród pełen krzaków róż nie pasował do niego. Wyróżniał się... Widać, że ktoś dbał o ogród. 

 Podczas drogi przypomniała mnie się nazwa creepypasty mężczyzny bez twarzy - Slenderman.  Jeden z eksperymentów Niemców. 

 Ściany wewnątrz domu były nienaruszone, prawie, nie licząc nacięć noża i kropli zaschniętej  krwi. Korytarz koloru zgniłej cytryny pomieszanej z pomarańczą odstraszał nie tylko wyglądem ale też zapachem. Czuć było zbutwiałe mięso, lub coś podobnego do rozkładającego się ciała.           

Weszliśmy chyba do salonu. Była w nim kanapa, fotele, ława, telewizor i szafki na książki. Ściany były okryte zieloną tapetą, która odpadała na końcach. Okno, które było przede mną, dawno  nie było myte. Zacieki i kurz zasłaniały widok na cudowny ogród. Przy zmazach widać było odciski rąk, zrobione krwią.  

Slenderman włączył telewizor i odwrócił się do mnie. Odwróciłam wzrok na plastikowy prostokąt, obudowany w metal z antenką.  Na ekranie ukazały się dzisiejsze wiadomości. Trochę mnie przerażała myśl, że mam słyszeć o sobie, o swojej śmierci... Tym bardziej, że żyje. 

"Wczoraj w nocy - zaczęła mówić dane z kartki jedna z prezenterek-  Sophia Welly powiesiła się w lesie. W domu zostawiła list pożegnalny. Wiadomo, że dziewczyna zrobiła to z własnej woli, bez namowy rówieśników. Policja szuka więcej dowodów w tej sprawie.... " 

W oczach znowu pojawiły się łzy, ciężko jest słyszeć o sobie, jeszcze w dodatku słyszeć kłamstwa. Bez namowy rówieśników? To przez nich zrobiłam co musiałam.

 Na szczęście nie musiałam słuchać swoich słów, które napisałam.   Slenderman pozwolił mi dalej płakać. Jedynie głowę miał odwróconą w moim kierunku. Jego biała jak kartka twarz przerażała mnie, nie miał oczu ale czułam na sobie jego wzrok. Okropne uczucie.  

Po domu rozległ się huk zamykanych drzwi i wołanie ,,Jestem!". Do pomieszczenia wszedł zakapturzony chłopak, w biało-bordowej bluzie, bordowa zapewne była przez krew.  Jedyne mogłam zobaczyć jego czarne włosy, które zasłaniały mu całą twarz. Miał je mokre i sklejone, a w ręce trzymał nóż, brudny od krwi. 

Gapił się raz na mnie raz na Slendermana. Prychnął pod nosem. Schował nóż do kieszeni w bluzie.

- Kto to jest? - starał się powiedzieć spokojnie Czarnowłosy, co mu nie wychodziło. Jego udawany ton miłego głosu był pełen ironii.    

Nie słyszałam odpowiedzi mężczyzny bez twarzy, ale zamiast niej dobrze słyszałam śmiech chłopaka przede mną.  

-To po co ją tutaj przyprowadziłeś?! - tym razem dał się ponieść i krzyknął. 

- Jeżeli mam stąd iść proszę bardzo... - zrobiłam grymas, który powinien mu dać do zrozumienia, że źle robi.  

-Nie odzywaj się teraz  kurwo! - syknął, uraził mnie. Trochę nawet mnie jego słowa zabolały. 

Nie chciałam słuchać obelg kierowanych w moją stronę, tym bardziej przez obcego chłopaka. To, że jest mordercą nie zwalnia go z mienia do innych szacunku.  Przeszłam obok nich i zamknęłam z trzaskiem drzwi, na znak, że wychodzę i nie mam zamiaru wrócić. 

###(3os)###

Po wyjściu brunetki, mężczyzna w garniturze  powiedział przez telepatię do zakapturzonego chłopaka :

- Pilnuj jej. Ona ma być cała i opanuj się! - Spokojny głos w głowie chłopaka zmieniał się -  Nie jesteś panem wszystkiego - Mężczyzna widocznie się wkurzył,  nie mówił głosem z ust, tylko z głowy ale było dobrze słychać jego furię. 

Czarnowłosy przełknął ślinę. Miał grobową minę. Wyszedł z willi bez słowa, tylko jego nie zbyt zadowolony grymas twarzy i szybki puls zdradzały, że nie podobał mu się pomysł szukania dziewczyny. Przeczuwał, że stanie się coś co nigdy nie powinno mieć miejsca.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro