Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Uważaj!- krzyknęła z całych sił Tamala, gdy wyprzedzający nas smok zrobił zamach ogonem. Szybko się schyliłem. Wszyscy zawodnicy lecieli dalej, ponieważ dalsza część turnieju odbywała się na dworze.
-pociągnij go żeby miał nauczkę!- w tej grze wszystkie zasady są dozwolone. Smoki mogą podczas wyścigu walczyć między sobą, a łowcy używać swoich umiejętności. Dla tego to wszystko jest tak niebezpieczne.
-Robi się- Smoczyca otworzyła paszczę i zacisnęła zęby na jego ogonie, czerwony gad zawył z bólu,  zrobiła potężny ruch głową i przeciwnicy zaczęli spadać.
-No to jeszcze tylko 19- uśmiechnąłem się, ale to nie była odpowiednia pora, bo doganiały nas kolejne smoki- leć slalomem- Powiedziałem. Gdy obróciłem się do tyłu, zobaczyłem krwawą bitwę. Każdy był zajęty niszczeniem drugiego, wszyscy zapomnieli, że tu chodzi o dotarcie na metę w jak najszybszym czasie. Oscar to wykorzystał. Widać było z oddali, jak wymija skupisko walczących w powietrzu łowców. Po chwili zorientowałem się, że muszę się przygotować, bo płonące przeszkody nie wyglądały bezpiecznie.
        
Wlecięliśmy w ogień. Nagle poczułem jak pojedyńcze płomyki dotykają moich rąk. Wszędzie było jasno. Podobało mi się tam lecz miałem wiele poparzeń.
-musisz przyśpieszyć albo się tu usmażymy- powiedziałem.
-To nie takie łatwe, dym naleciał mi do oczu! Lecimy na ślepo!- Tamala powoli nie dawała rady. Stawała się coraz wolniejsza ze zmęczenia. Ona również miała rany od płomieni. Nie dawałem za wygraną. Gdy już się coś zaczyna, to trzeba to skończyć
-Zamknij oczy i słuchaj mnie uważnie-powiedziałem stanowczym głosem.
-Że co?!
-Bez gadania rób co mówię- miałem nawet niezły plan. Tylko trzeba zadać sobie odpowiednie pytanie. Czy wypali?
-Leć korkociągiem- powiedziałem.
-Chyba sobie żartujesz. Nie dość, że na ślepo, to jeszcze w ogniu korkociągiem. Zginiemy!- Smoczyca była wystraszona. Nie wiedziała co robić.
-Słuchaj moich poleceń. Ja jeszcze widzę, więc nie masz wyboru- przekonałem ją. Zaczęła się obracać, a płomienie już tak bardzo nie pażyły . Lecięliśmy coraz szybciej. W końcu udało nam się wylecieć z tego okropnego "piekarnika" 
-I kto tu miał rację?- byłem z siebie zadowolony. Kontynuowaliśmy wyścig.

-Aaaaaaaa!!- usłyszałem w oddali krzyk. To był Oscar. Jego smok nie dawał rady. Zaczęli spadać.
-Tamala nurkuj w ich stronę!
-Zack wiem co chcesz zrobić. Zabijesz  się!- protestowała ale wykonała moje polecenie. Oscar był coraz bliżej ziemi. Aschru zemdlał. Smoczyca rozpędziła się a ja zeskoczyłem.

Nadal spadaliśmy.
-Przygotuj się!- krzyknąłem i gdy byliśmy już przy samej ziemi złapała nas Tamala i wylądowała.
-G... gdyby  nie Ty.... to- Nie umiał wypowiedzieć zdania, bo był w szoku.
-Nie teraz. Wyścig trwa- powiedziałem i w tej samej chwili usłyszeliśmy łomot. Niebieski smok spadł nieprzytomny na ziemię.
-Aschru! Nie!- chłopak krzyczał ze łzami w oczach. Podbieg do niego i zaczął płakać. Smok nie oddychał. Jego jeździec przytulił go krzycząc, że to jego wina.
Siedział tak kilka minut, a ja widziałem, jak cierpi. Wszystko rozmyło mi się przed oczami. Moja wizja zwycięstwa była teraz bardzo daleko. Uniosłem głowę i widziałem spadające smoki i płomienie. Wszystko wyglądało jak piekło. Nagle stało się coś, czego nikt się nie spodziewał.
-On żyje!- Powiedziała Tamala.
-c....co- wydusił z siebie zdziwiony Oscar. Aschru otworzył oczy i powoli wstał.
-Dasz radę lecieć?-Spytałem go a on pokiwał głową
- Wsiadaj na niego i lecimy dalej. Wygramy to!- powiedziałem do Oscara

-Ale...- chłopiec nie chciał mnie słuchać.
-Myślałem, że twoim marzeniem było wstąpić do tego klanu?- musiałem go jakoś zachęcić, ponieważ widziałem, jak reszta wojowników wyprzedza nas i w każdej chwili mogą nas zaatakować.
- Masz rację Zack- wsiadł na Aschru i lecieliśmy teraz tak szybko jak się dało. "Pierwszym trzem osobą, które dotrą na miejsce zostanie wręczona odznaka przynależności do klanu z powietrza"- powiedział mi przed wyścigiem Mikael. Czyli jest cień szansy, że nam się uda.

Byliśmy już prawie przy mecie. Strasznie się stresowałem. Zależało mi na tym aby wygrać. Tamala zrobiła ostatni zamach skrzydłami i tym sposobem przekroczyła metę.  Oscar dotarł jako trzeci.
-Huuurraa! Udało się!- krzyczał ze szczęścia. Ja też nie mołgłem się powstrzymać więc skakaliśmy razem# a nasze smoki się tym nie przejmowały i coś tam do siebie mruczały.
-Ej mały!- powiedział ktoś przychodząc na metę razem ze swoim zielonym gadem. To był Mikael.- Jesteś łowcą.
-Ja? Ale czemu?- Oscar był bardzo zdziwiony- przecież nie mam żadnych umiejętności.
-Oczywiście, że masz. Myślisz, że Aschru tak po prostu zmartwychwstał? Oczywiście, że nie. Masz dar ożywiania zmarłych- zostawił go w osłupieniu i zwrócił się do mnie- A co do ciebie Zack zdecydowałem, że nawet gdybyś przegrał to i tak wstąpił byś do naszego klanu.
- Czemu?- byłem zdziwiony i jednocześnie trochę zdenerwowany bo ktoś mojego wieku jest na wyższej pozycji
- Bo jesteś Latinem. Potrzebujemy takich jak ty.
-Kto jeszcze się dostał?- spytałem
- Diana, którą miałeś już okazję poznać.
____________________________________________________________________________

Hej mam nadzieję, że rozdział się podobał. Długo zajęło mi pisanie go ale wreszcie jest.

Do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro