Rozdział 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Usiądź i porozmawiajmy.
- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać!
- To twoje przeznaczenie. Jeśli nie zaczniesz być posłuszny to skończysz tak jak ona, zastanów się czy tego chcesz. Posiądziesz niezwykłą moc.
- Zabiję cię, zabiję was wszystkich.
- Nawet nie wiesz gdzie jest brama.
- Osobiście cię spalę.
- Czekam z niecierpliwością, kiedy w końcu się zobaczymy staniesz po mojej stronie i razem będziemy niepokonani.
                               ~•~
Od kilku dni cały czas pada. Razem z Oscarem i Elirothem nie mamy nic innego do roboty jak siedzenie i czytanie książek. W normalnych warunkach pewnie ćwiczylibyśmy na dworze. Nie mam pojęcia jak Elirothowi udaje się czytać codziennie po kilka godzin. Owszem jest to ciekawe i wciągające ale do pewnego czasu.
- Widziałeś może moją książkę? -spytałem Oscara, pokiwał przecząco głową.
Chodziłem już dobre piętnaście minut i starałem się znaleźć "Czas i czasoprzestrzeń" ale nic z tego. Robiło się ciemno na dworze, a świeca tylko delikatnie oświetlała pobliskie ściany.
- Eliroth ty durniu! W twojej norze zabitej deskami nawet głupiej książki nie można znaleźć! -kiedy zachodzi słońce a Eliroth zmienia się w sowę to jego charakter staje się inny. Jest wtedy tajemniczy i trudno się z nim dogadać. Mam wrażenie, że to zupełnie inna osoba niż ten wiecznie znudzony i rozbawiony koleś. Kiedyś, przy naszym pierwszym spotkaniu opowiadał mi co się wtedy stało i czemu jest sową ale nie mówił jak dalej potoczyło się jego życie. Nie wierzę, że przez trzy wieki tylko czytał.
Zacząłem szukać książki w jego bibliotece bo bardzo możliwe, że leży wśród reszty na jakiejś półce. Panowała tu ciemność a podziemne położenie pomieszczenia powodowało, że każdemu kto tu wchodził robiło się natychmiastowo zimno. Biblioteka nie miała ścian tylko zbitą ziemię a podłoga była wyłożona sosnowymi panelami. Innymi słowy mówiąc pokój ten wyglądał prawie tak samo jak każdy inny w jego norze. Ciekawiło mnie jak Eliroth zdołał to wszystko wykopać i czemu akurat pod ziemią. Może zrobił  kiedyś coś złego i teraz musi się ukrywać? Po przeszukaniu całej biblioteki stwierdziłem, że to nie ma sensu i gdy już miałem iść do góry zobaczyłem ją. Książka leżała na najwyższej półce w ostatnim regale. Zadowolony z siebie podbiegłem tam i zacząłem się wspinać. Stawiałem powoli kroki, gdyż regał niebezpiecznie skrzypiał. Gdy byłem na górze wziąłem ją do ręki lecz w tym samym momencie obsunęła mi się noga i spadłem. Uderzając o ziemię połamałem deski pode mną i wpadłem w głęboką dziurę nabijając sobie siniaki. Wstałem z ziemi otrzepując się z kurzu. Moja świeca zgasła przy upadku i nie mogłem nic zobaczyć w otaczającej mnie ciemności. Jedyne co dało się wywnioskować to to, że pod biblioteką znajduje się kolejne pomieszczenie.
-Halo! Jest tu ktoś?! Pomocy! - krzyczałem ale odpowiedziało mi tylko echo. Powoli zacząłem chodzić po pomieszczeniu rozglądając się na próżno. Machałem rękami przed sobą bojąc się, że na coś wpadnę.
- Zack czy to ty?! -z góry odpowiedział mi Oscar.
-Już myślałem, że zostanę tu na zawsze.
- Co to za dziura? I co do cholery w niej robisz?!
- Odpoczywam, bardzo tu wygodnie.
- Przestań się wygłupiać! -odpowiedział nerwowym tonem.
- Chciałem sięgnąć po książkę ale spadłem, deski się połamały i teraz tu siedzę.
- Podaj mi rękę! -wystawił ją do mnie ale to miejsce nie dawało mi spokoju.
- A ty podaj mi świeczkę, znalazłem coś dziwnego co mogłoby cię zainteresować.
- Mam wrażenie, że nie powinno nas tutaj być. To nie nasza sprawa. -podał mi świecę a następnie sam zeskoczył. Gdy płomień rozświetlił pomieszczenie obaj stanęliśmy jak wryci.
- Zack....myślę, że Eliroth nie jest kimś za kogo go mięliśmy, musimy już iść. -szarpnął mnie za rękaw.
- Nie ma mowy, chcę poznać jego prawdziwą tożsamość.
Pomieszczenie było dość małe i ciasne. Ściany były ziemne i pokryte ramkami w których znajdowały się dyplomy lub szkice. Jedynymi meblami, które można było tu znaleźć to małe biurko, drewniany, stary stołek i niska półka z różnego rodzaju przedmiotami.
- Ty przeczytaj to ze ścian, a ja zajmę się biurkiem.
Oscar dokładnie czytał wszystko i wpatrywał się w ryciny, a ja  przeszukiwałem szufladkę. Jedyne co się w niej znajdowało to książka. Kto by się spodziewał. Okładkę wykonano z grubej skóry obitej srebrnymi ćwiekami. Na grzbiecie i rogach okładki również znajdowało się srebro. Wyglądała inaczej niż wszystkie, które widziałem. Zdmuchnąłem warstwę kurzu i otworzyłem pierwszą stronę. To chyba był pamiętnik ale wyglądał na bardzo stary.
- Mam jego pamiętnik. -Odezwałem
się po cichu.
- Choć tu, musisz na coś rzucić okiem.
Zrobiłem krok w jego stronę i zacząłem przyglądać się obrazkowi. Narysownano na nim dużą sowę, prawdopodobnie Elirotha, a obok jakiegoś mężczyznę który uśmiechał się od ucha do ucha i miał podniesioną rękę. Zwróciłem uwagę na elementy zbroi w które byli ubrani. Męszczyzna dzierżył w drugiej ręce długi sztylet z rzeźbioną w kości lub białodrewnie rękojeścią. Miał również nietypowe buty i kolczugę.
Na głowie sowy znajdował się hełm na którym można było dostrzec pięknie połyskujące wzory zdobione na wzór liści laurowych. Eliroth na sowich szponach miał coś co przypominało stalowe osłony. Były znacznie dłuższe i ostrzejsze niż zwykłe pazury, prawdopodobnie służyły za broń. Ale z kim walczył?
- Leżą na półce. -Odpowiedział mi  Oscar jakby wiedział na co właśnie patrzę.
Wziął metalowe szpony do ręki i badał każdy szczegół. Przypominały mi buty ale nie dla człowieka.Na półce leżał również hełm i sztylet.
- Jak myślisz, kim on w zasadzie jest?
- Nie mam pojęcia ale wszystko wygląda na dość stare. To co tu widzimy musiało się dziać przynajmniej dwa wieki temu. - pokazałem na szkic wiszący przed nami. Było to małe, okrągłe jeziorko.
- Ja to znam! Te same jeziorko było we wspomnieniach Falaghara! Ale było w jaskini a nie w lesie.
Nagle usłyszałem szelest. Odruchowo zgasiłem świeczkę i razem z księgą schowałem ją pod koszulkę. Siedzieliśmy w zupełnej ciemności.
-Udawaj, że nic nie widzieliśmy.- powiedziałem a on przyłożył mi rękę do ust. Nad naszymi głowami zaczęło robić się jaśniej co oznaczało, że ktoś się zbliża. Po chwili zobaczyliśmy sowę trzymającą w dziobie zapaloną pochodnię. Spojrzał na nas z góry i powiesił pochodnię na metalowym zaczepie przy ścianie.
-Jak się tu znaleźliście?- Spytał podejrzliwie i przekręcił głowę nie spuszczając nas z oczu.
-Chciałem dosięgnąć moją książkę, ale noga mi się obsunęła i kiedy uderzyłem o ziemię to połamałem deski. Chciałem się wydostać ale moja świeca zgasła i nic nie było widać.- wyjąłem świeczkę i pokazałem mu ją.
-Gdy ten idiota wpadł do dziury ja usłyszałem trzask więc szybko zbiegłem na dół niestety było dość ciemno i również wpadłem. - Oscar potrafił mówić bardzo wiarygodnie jeśli w grę wchodziły tego typu sprawy.
Eliroth podał nam łapę i wyciągnął z dziury. Z tego co zauważyłem był bardzo ostrożny. Powiesił pochodnię w takiej odległości aby nie rozświetlała tajemnego pomieszczenia.
-Wpadliście do mojego starego schowka. Już prawie zapomniałem, że się tu znajduje.- Każde jego zdanie z pozoru nie budziło żadnych podejrzeń. Gdybyśmy nie mieli świecy to zapewne uwierzylibyśmy w te kłamstwo.
Wyszliśmy z biblioteki i udaliśmy się do pokoju w którym nocowaliśmy. Eliroth został i usiłował załatać podłogę. Byłem mocno zestresowany całą tą sytuacją, nie wiedziałem już komu mogę zaufać. Oscar spojrzał się w moją stronę co było znakiem na to, że nikt nie nadchodzi i jest bezpiecznie. Wyjąłem książkę i podałem mu ją. Zbadał uważnie cały wygląd okładki i zdobione srebro okrywające ją. Otworzył pierwszą stronę i przeczytał znaki znajdujące się w tytule.
-"Własność Elirotha" , ale nie potrafię przeczytać nazwiska. - stwierdził.
-Przekartkuj na losową stronę, może tam będzie coś ciekawszego. - Zrobił to co mu poleciłem i zaczęliśmy razem czytać.
"Nienawidzę jej. Nienawidzę ich wszystkich. To ciało mnie więzi. Dłużej tak nie potrafię. Ja chciałem tylko uwolnić się od tego obowiązku. Czemu mi to zrobili? Starałem się jak mogłem. Uratowałem ich. Czemu?"
Zdania były krótkie i bardzo chaotycznie napisane. W niektórych momentach były to tylko przypadkowe słowa sklejone w niezrozumiałe równoważniki zdań. Dodatkowo czytanie utrudniał koślawy charakter pisma, pożółkłe strony lub plamy wylanego atramentu. Doszliśmy do wniosku, że Eliroth przeżywał ogromny ból i cierpienie psychiczne w tamtym czasie. Możliwe, że bycie sową było trudne i nie wytrzymywał. Więc jakim cudem teraz potrafi?
Im więcej czytaliśmy tym więcej pytań przychodziło na myśl. Czasem słowa zamieniał na obrazki albo między tekstem zostawiał puste kartki. Początek pamiętknika to tylko zapis wydatków w poszczególnych miesiącach.
-Zostaw, to nie ma sensu.
-Chyba masz rację. Zaniosę to później Tamali, może ona coś znajdzie.
-Słyszysz to? - Oscar znieruchomiał. Nagle wstał z łóżka i wybiegł. Nie wiedząc co się dzieje pobiegłem za nim. Powoli dochodziły do mnie dzwięki z zewnątrz. Dogoniłem go i razem biegliśmy w stronę pisku.
-Cz...Czemu.. - Nie potrafiłem nic powiedzieć kiedy byliśmy już na miejscu. W lesie paliło się przez Falaghara, który piszczał i syczał trzęsąc się. Drzewa miały na sobie ślady zadrapań, a niektóre leżały na ziemi. Miejsce walki wyglądało strasznie. Tamala z nowymi ranami na plecach i łapach wystawiała kły i szykowała się do kolejnego skoku. Eliroth razem z nią starał się przytrzymać głowę smoka, żeby go unieruchomić. Niektóre z jego piór leżały na ziemi.
-Nie!! Zostaw go! Co ty robisz!
-To nie jest on! Coś mu się dzieje i usiłuje nas zabić! - Widziałem, że on też jest w szoku ale był przygotowany na każdą ewentualność. Falaghar potrząsał głową a jego źrenice rozszerzały i zwężały się. Wyglądało to jakby coś siedziało mu w głowie bo ciągle powtarzał słowa "zostaw mnie". W pewnej chwili myślałem, że już skończył ponieważ położył się na ziemi ale w tej samej sekundzie skoczył na Tamalę, która zrobiła unik i wzbiła się w powietrze.
-Chyba nie mam wyjścia. Skoro widzieliście pamiętnik to i tak będę musiał wam powiedzieć. - Eliroth spojrzał na nas, a my na siebie.
-Przepra...
-Nie teraz. Patrzcie jak wracam do dawnej kondycji z przed wieków.
Rozłożył szeroko skrzydła i powiedział zdanie tym samym językiem co matka Falaghara. Znowu ta moc. Moc ogarniająca wszystko wokół nas. Spojrzałem na niego a on tylko otworzył szeroko oczy, które błysnęły ognistym blaskiem zabójcy.
-Jesteś z tamtego świata. - szepnąłem na co odpowiedział mrugnięciem. Z prędkością o której można było marzyć wzbił się w powietrze i jeszcze szybciej zaatakował Falaghara przygniatając do ziemi jego głowę. Smok usiłował się uwolnić ale Tamala trzymała jego skrzydła i łapy. Z jego nozdży wyleciał obłoczek dymu.
-Wyłaź Hematyt! Wiem, że tam jesteś!
-Witaj Elirocie mój przyjacielu, jaka to miła niespodzianka zobaczyć cię po tylu latach. - Głosu nikt nie wymawiał. On po prostu był. Było go słychać w mocy. Eliroth był bardzo zdenerwowany lecz nie tracił wcześniejszego panowania.
-Byłem pewny, że rozerwanie cię na milion kawałków nie będzie ci przeszkadzać w odzyskaniu mocy.
-Mnie nie da się zniszczyć.
-Zamknij się! Co masz z nim wspólnego?! - Eliroth pokazał pazurem na Falaghara.
-Tak się składa, że to mój syn.
-Niemożliwe, jesteś tylko głupim kamykiem.
-Może i jesteś stary, ale nadal nie nauczyłeś się, że świat jest pełen tajemnic.
-Mów czego chcesz i odejdź.
-Chciałem tylko powiedzieć, że karma zawsze wraca Elirocie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro