Rozdział 14 Co Fairy Tail ceni najbardziej

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng





Taidana stojąc na arenie spoglądał po ludziach zastanawiając się czy to, co robi na pewno nie narobi mu więcej problemów. Jest na widoku, a Jiemma nie jest pewnie jednym człowiekiem, co go szuka. Włożył dłonie do kieszeni obserwując Obrę. Mężczyzna był wysoki. Nawet w cholerę wysoki. Czarny strój w jaki był ubrany musiał ukrywać tak samo cherlawe ciało jak jego, a puste oczy zakończone długim nosem wpatrywały się prosto w niego. Zaraz.. Puste oczy?

— Nie każdy pewnie wie, ale... Taidana jest nowym członkiem Fairy Tail.

— Dokładnie! Z naszych danych wynika, że jest w niej niecałe cztery miesiące. Czy was także interesuje jego Smocza Magia tak podobna do wnuka Mistrza jego gildii?

Zacisnął kły na wardze czując jak sobie ją przebija. Coś tutaj jest nie tak. Rozproszył magię Lucy, ale jego ciało wygląda jakby niezbyt z nim współgrało. Chwila... Czy on w ogóle oddycha? Chcąc odwrócić uwagę od tych dziwnych myśli odwrócił wzrok tym razem w stronę gildii i jego oczy otworzyły się szerzej widząc Loke'go, który wyświetlał dwa transparenty.

Pierwszy "Dokop mu za Lucy", a drugi "Dziewczęta on dalej jest wolny".

— CO TO MA BYĆ LOKE?! — Starał się przekrzyczeć ludzi, jednak jego głos znikał wśród gwaru, ale mógł przysiąc, iż smoczy zabójcy na pewno go słyszeli. Nawet stąd widział bezczelny uśmiech Queen, która coś wyszeptała rudowłosemu na ucho by zaraz pojawił się kolejny transparent centralnie nad smoczą zabójczynią z napisem "I dalej mało doświadczony" — IDZCIE GNĘBIĆ LUDZI GDZIE INDZIEJ!

— ROZPOCZYNAMY POJEDYNEK! — Taidana zdążył tylko to usłyszeć, kiedy gong uderzył, a jego twarz spotkała się z pięścią przeciwnika i sam wylądował w pobliskiej ścianie.

Jęknął obolały pocierając głowę będąc pewnym, że pękła mu na dwoje. Usiadł zaraz rozglądając się po gruzach i kurzu słysząc za ścianą skandyujący tłum. Nie spodziewał się, że oberwie w gębę zaraz po rozpoczeciu walki. Nie może z nim walczyć teraz. Musi mieć plan.

Zamknął oczy czując jak przez jego ciało przechodzą dreszcze by zaraz po otwarciu zobaczyć tak samo przerażoną i zdezorientowaną twarz na przeciw niego. Jego odbicie siedziało w ciszy czekając na to co powie, więc Yota wstał otrzepując się z kurzu.

— Zajmij się nim przez jakiś czas.

Postać kiwnęła głową i tak jak on podniosła się ruszając biegiem do wyjścia przez zniszczone wejście. Yota podszedł do ściany ukrywając się za nią by poprzyglądać się walce, ale tak by nikt go nie zobaczył. Magia podziału pozwala użytkownikowi podzielić się na dwoje, jednak ma swoje limity. Jeśli oberwie czymś jego twór to właściciel po złączeniu z nim z powrotem obrywa takimi samymi obrażeniami tyle wewnętrznie. Jedynym słowem — będzie bolało.

~~*~~

Erza obserwowała walkę w ciszy i gdy Taidana dostał w twarz wbijając się w budynek skrzywiła się wiedząc, że to na pewno musiało boleć. Maya z Lokem nie powinni go tak rozpraszać na samym wejściu. Tak samo jak Obra atakujący go zaraz po gongu.

— Myślicie, że Taidana wygra? — Głos Happyego przeszedł przez jej uszy i spojrzała w stronę kotka, który zacisnął łapki na barierce patrząc na wychodzącego z dziury chłopaka.

— Na pewno! W końcu trenował z Mayą i Gaajelem! — Dwójka wspomnianych smoczych zabójców spojrzała na Natsu. Żadne z nich nie było tego takie pewne. Zwłaszcza, że chłopak nie wygladał jakby zbyt dużo wyciągnął z tych treningów.

— Nie jestem tego taki pewny.

Tym razem słysząc głos Graya spojrzeli w dół widząc jak chłopak był taranowany przez Obrę i rzucany niczym szmaciana lalka. Czerwonowłosy latał po całej arenie obrywając raz za razem nie mając nawet chwili wytchnienia by się obronić.

— Może powinniśmy to przerwać? — Tsuki pisnęła nieśmiało zaciskając łapki na koszulce Yoru, kiedy czerwonowłosy kolejny raz wylądował twarzą na ziemi.

— Coś nie tak pierwsza? — Mistrz obejrzał się na ducha, który śledził ich każdy ruch na dole. Od początku walki nie zauważyła by Taidana jakoś specjalnie się bronił, a tym bardziej używał swojej smoczej magii.

— Zauważyliście, że Taidana nie użył ani razu swojej smoczej magii?

Zapadła cisza z ich strony, każdy zaczął kalkulować, co mówiła kobieta i rzeczywiście od początku smoczy zabójca robił za worek treningowy. Twarz Mayi spouchmurniała zdając sobie sprawę, że on nawet nie próbuje wlaczyć oprócz ucieczki. Wzięła go na trening.. Miała nadzieję, że to co czuła zanim wszedł na arenę to hart ducha. Ale się myliła. Chłopak wcale się nie zmienił.

— Co za idiota — Zaraz jej twarz zrobiła się czerwona, gdy Gaajel prawie, że na niej leżał trzymając dłonie na jej ramionach — zabije go jak przegra. Rozkwaszę mu tę kocią mordę.

Też ma na to ochotę, ale teraz zamiast zabójstwa jej głowę zaprząta czarnowłosy. Znaczy jego ręce. Kurwa Queen ogarnij się, bo ludzie się zaraz zaczną patrzeć.

— DO KOŃCA ZOSTAŁO PÔŁTOREJ MINUTY!

Gdy speaker odliczał czas, a każdy stracił nadzieję, że Yota coś ugra zirytowany Macarov spojrzał na swojego syna siedzącego po drugiej stronie areny. Usta Ivana były rozszerzone w kpiącym uśmiechu zupełnie jakby to co się działo na dole było jego sprawką. Tak naprawdę czarnowłosy był mile zaskoczony, że dwa razy odkąd zaczęły się zawody dokopie gildii ojca.

— MINUTA!

W tej samej chwili na arenie pojawiła się niebieska błyskawica centralnie przed Obrą, który unosił kolejny raz rękę by uderzyć leżącą postać. Na widowni zapadła cisza, kiedy żywioł uformował się w osobę i zaraz przeszedł zbiorowy szmer, kiedy tą postacią okazał się drugi Taidana. Chłopak trzymał uniesioną rękę przeciwnika i spojrzał do tyłu na poturbowaną postać. Skrzywił się zdając sobie sprawę, że zbyt długo analizował te przeklętą kukłę przez co zaboli go to co się stanie parę chwil później. Obejrzał się z powrotem na członka Raven Tail w którego oczach odbijała się jego twarz.

— To za to, że wystawiłeś Lucy na pośmiewisko — Nim Obra zdążył cokolwiek zrobić oberwał pięścią w twarz. Magia smoczego zabójcy odrzuciła postać, ktora wbiła się w budynek robiąc kolejną dziurę na arenie. Cóż..

Na ziemię upadło małe małpo podobne stworzenie wyraźnie zrezygnowane.

— Obra z Raven Tail jest nie zdolny do walki — Głos Speakera, który chyba dotąd niedowierzał w to co przed chwilą zobaczył nagle ożył przyciskając mikrofon bliżej ust — zwycięzcą pojedynku jest Taidana Yota!

Chłopak nie był pewny skąd pochodzą krzyki. Krzyczeli wszyscy. Tyle to już nie był obraźliwy krzyk, a dzwięk zwycięstwa. Wypuścił zmęczony powietrze i spojrzał na siedzącą dalej na ziemi postać.

— Dobrze się spisałeś, a teraz odpocznij — Wyciągnął dłoń przed siebie widząc jak drugi Yota się uśmiechnął mimo sponiewieranego ciała. Postać zniknęła pozostawiając po sobie małe świetliki, a twarz czerwonowłosego od razu się skrzywiła i złapał się za brzuch.

Spodziewał się czegoś gorszego patrząc na to jak był sponiewierany. Wytarł z ust krew słysząc wołania w jego stronę. Odwrócił głowę do tyłu widząc biegnącego Natsu i Mayę. Miał się już nawet odezwać, gdy brązowowłosa była pierwsza i nim chłopak coś zrobił oberwał z prawego sierpowego w twarz odrobinę zataczając się do tyłu.

— Co to miało być Taidana do cholery?! — Czerwonowłosy pocierał się po rozbitej twarzy czując przy okazji jak jego ciało powoli odmawia mu posłuszeństwa — myślałam, że przegrasz! Ty tchórzliwy, tępy.. Zaraz.. Taidana, czemu jesteś taki blady?

Kolejny raz chciał otworzyć usta, ale zamiast słów z jego ust wyleciała spora ilość krwi i padł jak długi na ziemię. Cóż.. Jednak było tak źle jak się spodziewał tylko adrenalina trzymała go przy przytomności.

— Maya, co ty zrobiłaś?! Zabiłaś go!

Brew smoczej zabójczyni uniosła się do góry widząc dalej leżącego chłopaka w coraz większej kałuży krwi. To niemożliwe by komuś za uderzenie w gębę poszedł taki krwotok.

_____

Makarov westchnął zmęczony, gdy tylko usłyszał od Polyrusici, że czerwonowłosemu nic nie będzie. Jednak to, co go zdziwiło to to, że kobieta chciała porozmawiać sam na sam z Taidaną. Tylko o czym? Kolejne walki trwała w najlepsze, a on zamiast je obserwować wraca ze skrzydła szpitalnego bardziej zdezorientowany niż wcześniej.

Widział, kiedyś jak ludzie się dzielą, ale to były raczej hologramy nie żywe organizmy, a to był drugi Yota. Można było go uderzać i sam mógł wymierzać ciosy tylko, kiedy ciało zniknęło coś się stało tylko co? Potarł oczy i nagle do niego dotarło. Magia podziału. Skąd on zna takie coś?!

— Makarov Dreyar? — Staruszek słysząc swoje imię i nazwisko odwrócił głowę widząc mistrza Sabertooth. Zmrużył oczy przypominając sobie to o czym wspominał wnuk. To on zaczepił Taidanę przed walką Lucy. Zaczepił? Mało powiedziane.

— Mam nadzieję, że nie planujesz kolejny raz rzucać oszczepami w kolejne moje dzieci.

Jiemma zirytowany prychnął, jednak nie było to tak bardzo widoczne przez jego długą brodę i wąsy. Makarov odwrócił się całkiem w stronę głowy Sabertooth, a ich Mistrz się do niego podszedł przez co można było zobaczyć zabawną różnicę wzrostu między wróżkami, a szablozębnymi.

— Wydaj mi Taidanę.

Nie brzmiało to ani trochę jak prośba, a groźba, której wściekły Dreyar nie miał zamiaru się ugiąć. Kiedy czerwonowłosy doszedł do Fairy Tail jest za niego tak samo odpowiedzialny jak za każdego innego członka.

— Zapomnij.

— Wy nawet nie zdajecie sobie sprawy jaką macie w gildii kurę znoszącą złote jaja. — Nie spodziewał się, że ten Fairy Tail będzie tak uparty nie chcąc wydać swojego członka. Co im po jednym chłopaku, który dopiero, co do nich doszedł zresztą.. — pojawią się inni zainteresowani kryształowym smokiem.

— Zdajemy — Usta starego mężczyzny wygięły się w złośliwym uśmiechu — zabawne. Mówisz o kurze, a on więcej miauczy. Co do kryształowego smoka. Taidana nic nie pamięta, więc zbyt wiele byś się od niego nie dowiedział.

Odwrócił się napięcie zostawiając zdziwionego Jiemme w korytarzu by jak najszybciej znaleźć się na arenie. Ledwo trzymał nerwy na wodzy i nie chciał pobić się z mistrzem innej gildii poza areną.

— Załóżmy się. Jak bardzo ufasz swojej gildii? — Zdezorientowany staruszek zatrzymał się oglądając do tyłu — jeśli turniej wygra moja gildia oddasz mi Taidanę, a gdy przegra, co jest właściwie niemożliwe sam zdecydujesz, co chcesz wzamian.

Starszy mężczyzna zacisnął usta w wąską linijkę. Z jednej strony, gdy zrezygnuje to w jego oczach uzna swoją gildię za słabą, ale Yota. ..

— Moje dziecko nie jest rzeczą, którą można się targować. A tym bardziej zastawiać. — W tej samej chwili otworzył szerzej oczy widząc kawałek dalej stojącego omawianego chłopaka. Dwudziestopięciolatek mrugał zdziwiony trzymając w dłoni puszkę z jakimś napojem, który musiała dać mu Polyrusica.

— No i pojawił się sam zainteresowany — Głos mistrza Saberthooth uderzył w stronę uszu smoczego zabójcy i przełknął nerwowo ślinę. A mógł poczekać jeszcze u tej różowej wiedźmy jakiś czas — widziałeś swojego mistrza jakie ma zdanie o swojej gildii? Uważa was za prawdziwe ofiary losu! Co wy robicie w Krokusie skoro nawet własny mistrz w was nie wierzy!

Zaraz po tym korytarz rozniosło echo śmiechu wysokiego mężczyzny. Im głośniej się śmiał tym bardziej usta Yoty się wykrzywiały — bolały go uszy od tego. Popatrzył na Makarova, który zrezygnowany zaciskał pięści. Nie był tego do końca świadom, ale zacisnął tak puszkę w dłoni, że przedmiot się rozpadł rozlewając się po ziemi.

— Wybacz, ale nawet gdybym był chętny o taki zakład Fairy Tail w porównaniu do twojej ma dużo więcej do zaoferowania — Sam nie wiedział jak to się działo, ale jego usta wymawiały wszystko ze złością, co brzmiało z boku jak syczenie kota. Pierwszy raz czuł jak kieruje nim wściekłość niż czysty zdrowy rozsądek — i jeszcze zobaczymy kto, co robi w tym mieście. Bo jak na razie się mi naprzykrzasz zamiast wspierać "swoją" potężną gildie.

Kiedy tylko skończył Jiemma kolejny raz wybuchł głośnym śmiechem. Nie zastanawiając się więcej podszedł do starego Dreyar'a.

— Wracajmy na arenę dziadku.

Zostawiając rozbawionego mistrza Saberthooth czerwonowłosy ruszył za Dreyarem w stronę wyjścia, gdzie dalej było słychać rozbawiony tłum.

— Zaimponowałeś mi chłopcze — Zdziwiony smoczy zabójca spojrzał w jego stronę nie do końca rozumiejąc co staruszek miał na myśli — to co zrobiłeś było jak na ciebie.. cóż.. bardzo odważne.

— Cóż moje nogi mówią, co innego...

Makarov spojrzał w dół widząc jak nogi chłopaka dygoczą jak galarety. No tak. Yota dalej się nie zmienił, ale... mimo strachu potrafi się postawić dla dobra innych przyjaciół ze swojej rodziny — a to Fairy Tail ceni najbardziej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro