4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W ciągu następnych dni Alex, zgodnie z instrukcjami Laurence'a, próbował jakoś przekonać do siebie szmaragdowozielonego smoka, ale wciąż nie było to łatwe. Co chłopak zbliżał się do jego boksu, Falkor prychał na niego i odwracał się tyłem dobitnie oznajmiając, iż nie życzy sobie, aby ten nowy, młody osobnik próbował go choćby dotknąć. Przez co nawet karmienie przychodziło Alexowi z dużym trudem. Musiał wślizgiwać się do boksu bardzo ostrożnie i ledwo wysypał kawałki mięsa do koryta, natychmiast wybiegał z powrotem, bo Falkor znowu zaczął na niego warczeć. Will obserwowała wysiłki księcia nie kryjąc rozbawienia.
- Nie ma lekko, co? Z młodzikami jest o wiele łatwiej, a że musiałeś dostać już doświadczonego smoka, może minąć nawet kilka miesięcy nim cię zaakceptuje. Chyba jednak na jedno wychodzi, gdybyś dostał „pisklaka".
Alex spojrzał na nią zdegustowany.
- Wielkie dzięki za wsparcie. Ale nie mam zamiaru się poddać. Oswoję go choćbym miał stanąć na głowie. Nie chcę wracać do oddziału kawalerii. Wolę wasz oddział.
Will uśmiechnęła się lekko.
- Naprawdę aż tak ci się tu podoba?
Książę również się uśmiechnął.
- Oczywiście, że tak. Szczególnie, gdy poznałem tu wyjątkowych ludzi.
Will zarumieniła się nieznacznie na policzkach.
- Przesadzasz. Jesteśmy tylko zwykłymi żołnierzami. Nic poza tym.
Odwróciła lekko głowę spoglądając na Arisę, która właśnie drapała się za skrzydłami, po czym ziewnęła szeroko.
- Chciałabym w końcu móc na niej polatać...
Szepnęła, jakby do siebie. Alex to usłyszał i znów się uśmiechnął.
- Uda ci się. Wierzę w to.
Will spojrzała na niego czując się lekko pokrzepiona jego słowami i pomyślała sobie, że dziś znów spróbuje wsiąść na siodło.

Tuż przed zachodem słońca, Will kolejny raz zmierzała do smoczej stajni z mocną determinacją i mocnym postanowieniem, że tym razem się uda. Tym razem to zrobi, choćby nie wiadomo co. Odrzuciła długie włosy z czoła i zbierając się mocno w sobie wkroczyła do stajni. Większość smoków jak zawsze nie zwróciła na nią nawet najmniejszej uwagi, przyzwyczajone do jej częstej obecności. Natomiast Arisa natychmiast poderwała się na nogi, gdy Will ledwo się zbliżyła. Zaczęła zataczać kółka po boksie dookoła siebie i pomachała wesoło ogonem. Dziewczyna uśmiechnęła się na ten widok.
- Chyba już wiesz, w jakim celu przyszłam. Spróbujemy?
Smoczyca mruknęła przyjaźnie i potarła nosem jej dłoń, gdy Will otwierała drzwiczki od boksu. Natychmiast wyskoczyła na korytarz i znowu zaczęła biegać dookoła siebie z entuzjazmem. Will ściągnęła uprząż ze ściany i zapięła siodło oraz uzdę na smoczycy. Po chwili obie wyszły ze stajni. Jasne promienie słońca padały na cały dziedziniec i znów pogoda była idealna. Dookoła było jeszcze paru rycerzy, którzy siedzieli na ławkach popijając piwo lub trenowali. Will starała się nie zwracać już na nich uwagi. I tak już cały oddział dawno wiedział, że miała małe problemy z nauką latania na Arisie. W końcu to było do przewidzenia, że długo nie utrzyma tego w tajemnicy. Rycerze zaczęli coś podejrzewać już jak zobaczyli, że Will puszcza luzem smoczycę i nie dosiadła jej ani razu. Ale ku uldze dziewczyny, nikt się z niej nie naśmiewał i nie rzucał kąśliwych uwag. Mimo wszystko Will wyprowadziła Arisę z dala od dziedzińca, na tereny przylegające do bazy oddziału. Tam miała spokój i pewność, że nic jej nie przeszkodzi. Stanęła patrząc na swoją smoczycę i uspokajała oddech. Arisa mruknęła do niej, a jej jasne oczy rzucały wesołe iskierki. Lekki wiatr targał piórami na jej głowie i skrzydłach i poruszał włosami Will. Ta zaczerpnęła głęboko oddech, po czym zbliżyła się do siodła. Chwyciła go obiema rękami i wsunęła stopę w strzemię. Chwilę przystanęła i zacisnęła zęby w końcu wdrapując się na siodło. Gdy usiadła, znów poczuła delikatne ruchy smoczego ciała i mocno chwyciła wodze. Jednakże ręce trzęsły jej się mocno i znów po jej skórze spłynął lęk. Zacisnęła oczy z goryczą, ale próbowała się zmusić ze wszystkich sił, by w końcu polecieć. Delikatnie dała sygnał Arisie i ta od razu rozpostarła wielkie, pierzaste skrzydła. Na ten ruch Will zadrżała mocniej i jej lęk się wzmógł. I gdy smoczyca miała już poderwać się z ziemi, Will zaklnęła cicho pod nosem i puściła wodze ześlizgując się prędko ze siodła. Arisa znieruchomiała i popatrzyła na nią. Kolejna porażka. Will zakipiała z wściekłości do samej siebie i chwyciła kamień z ziemi, by go cisnąć w przestrzeń dając upust złości.
- Szlag! Jestem do niczego. Totalnie do niczego. Nie jestem Smoczym Rycerzem. I nigdy nim nie będę.
Stała zaciskając mocno pięści i czując jak znowu zapiekły jej oczy od łez. Arisa mruknęła cicho, jakby próbując ją pocieszyć. Nagle rozległ się znajomy głos i Will drgnęła zaskoczona.
- Nie jesteś do niczego, Will. Po prostu za bardzo się stresujesz.
Dziewczyna uniosła głowę i zobaczyła, że niedaleko stoi Alex, który uśmiechał się szeroko.
Prędko otarła oczy i odwróciła ze złością wzrok.
- Co ty tu robisz? Jeśli przyszedłeś, by się ze mnie nabijać, to droga wolna. Już mi wszystko jedno.
Alex zbliżył się do niej.
- Wcale nie mam zamiaru się z ciebie śmiać. Zauważyłem jak wychodzisz ze stajni, a Arisa ma na sobie ekwipunek, więc domyśliłem się, że będziesz próbować polecieć. Chciałbym... chciałbym ci pomóc.
Will popatrzyła na niego zaskoczona, ale zaraz prychnęła.
- Pomóc? Niby w czym? Zajmij się lepiej swoim smokiem.
Podeszła do Arisy i oparła się o nią z cichym westchnięciem. Jednakże Alex ani trochę nie zraził się jej słowami i znów podszedł.
- Jazda na smoku jest podobna do jazdy konnej, prawda?
Dotknął dłonią szyi smoczycy, na co ta mruknęła do niego przyjaźnie. Will spojrzała na chłopaka jeszcze bardziej zdziwiona.
- W pewnym sensie, ale nie do końca. O co ci chodzi??
Książę uśmiechnął się tylko zagadkowo, po czym szepnął do Arisy:
- Czy pozwolisz, że usiądę na twoim grzbiecie?
I pogłaskał ją po pysku. Arisa zamruczała cicho i kiwnęła głową zgadzając się. Alex uradował się, po czym podszedł do siodła. Will natychmiast zaprotestowała:
- Zaraz! Chwila! Nie możesz tak po prostu na nią wsiąść!
- Dlaczego nie? Przecież Arisa się zgodziła. Kto powiedział, że na smoku może latać wyłącznie jego jeździec?
Will otworzyła już usta, aby odpowiedzieć, ale w sumie miał trochę racji. Teoretycznie zasady mówią, że tylko jeździec, którego smok zaakceptował i nawiązał z nim więź, może na nim latać, ale tak naprawdę często dochodziło do wyjątków od tej reguły. Dorosłe zwierzę ze spokojem jest w stanie nieść na grzbiecie dwóch dorosłych ludzi, i gdy smok akceptuje również innych jeźdźców, nieraz rycerz zabierał towarzysza na lot. Ona sama w końcu była kilka razy zabierana na przejażdżki, gdy była dzieckiem. Wiedziała, że szczególnie Arisa nie miała z tym problemu, jako że była naprawdę bardzo przyjaznym smokiem. Gdy tylko Will pogodziła się z Alexem, od razu to wyczuła i smoczyca i również polubiła chłopaka.
Odsunęła się na bok i obserwowała jak Alex bez żadnego wysiłku wskakuje na siodło, jakby to robił od dawna. Arisa lekko potrząsnęła ciałem czując nowego jeźdźca na sobie i Alex poklepał ją po szyi pieszczotliwie. Usadowił się w siodle i uśmiechnął do Will.
- Prawie nie widzę różnicy. Po prostu smoki są większe niż konie i to wszystko.
- Bystrzak z ciebie – Odburknęła.
Chłopak wyciągnął do niej rękę.
- Wsiadaj.
- Co??
- No wskakuj. Usiądź za mną. Myślę, że Arisa spokojnie udźwignie nas oboje.
Smoczyca spojrzała na nich i mruknęła, jakby potwierdzając jego słowa. Will patrzyła na niego zdumiona.
- Przecież nie umiesz latać! Co chcesz zrobić?
- Nie marudź, tylko właź. Jestem pewien, że nie ma w tym nic trudnego. Skoro z Falkorem na razie raczej się nie dogadam, to postawię na twojego smoka. Oboje nauczymy się latać w tym samym czasie – Odparł Alex, wciąż się szczerząc wesoło.
Ale Will zawahała się niepewnie. Miała siedzieć na grzbiecie Arisy razem z nim?? Wydawało jej się to tak abstrakcyjne, że pokręciła głową z niedowierzaniem. Alex westchnął lekko niecierpliwie.
- Will, choć raz schowaj swoją dumę do kieszeni i zaryzykuj. Co ci szkodzi? Wiem, że się boisz, dlatego jeśli polecimy oboje, będzie raźniej. Proszę, zaufaj mi ten jeden raz.
Dziewczyna popatrzyła na niego, zacisnęła usta i w końcu chwyciła jego dłoń. Oparła stopę o ciało smoczycy i niezgrabnie wdrapała się na jej grzbiet, sadowiąc się tuż za siodłem. Arisa nawet na chwilę nie zaprotestowała czując teraz większy ciężar. Wciąż dla młodego smoka było to tyle co nic.
- Trzymaj się – Powiedział Alex, na co Will oparła dłonie o jego ramiona i znów poczuła jak lęk oblewa ją od góry do dołu.
- I nie bój się. Będzie dobrze – Dodał wyczuwając napięcie u dziewczyny. Spojrzał na nią krótko, a ona skinęła głową z wahaniem. W końcu pochylił się i znów szepnął:
- Do góry, Ariso. I nie zatrzymuj się teraz.
Smoczyca potrząsnęła lekko głową i kolejny raz rozłożyła skrzydła. Od razu zaczęła rytmicznie nimi machać. Will spięła się i ścisnęła mocniej ramiona Alexa. Miała ogromną ochotę zeskoczyć znowu z siodła, ale starała się tego nie zrobić. Arisa biła skrzydłami coraz mocniej i zaczęła nagle biegnąć po trawie, aby się rozpędzić do lotu. Will zadrżała i cicho pisnęła.
- Wyluzuj i nawet nie próbuj zeskoczyć – Powiedział do niej Alex, nie odwracając głowy.
Dziewczyna znów skinęła i zamknęła mocno oczy.
Arisa biegła coraz szybciej i w końcu oderwała się od ziemi. Przez chwilę szybowała tuż nad zieloną trawą i pomału wznosiła się coraz wyżej i wyżej. Alex ścisnął mocniej palcami wodze, aby się nie ześlizgnąć z siodła i zachłysnął się aż z zachwytu. Rzeczywiście to było zupełnie inne uczucie niż jazda na koniu. To był całkowicie inny wymiar doznań. Jego zachwyt stawał się coraz większy, w miarę jak Arisa frunęła coraz wyżej. Potężne skrzydła biły powietrze, wiatr targał dwójką jeźdźców, a ziemia pod nimi oddalała się wraz z drzewami i budynkami, które malały w oczach. Jedynie Will wciąż miała mocno zaciśnięte oczy, ale czuła wyraźnie, że smoczyca frunęła nad ziemią bez żadnego wysiłku. Przycisnęła się mocniej do pleców Alexa i zdjęła dłonie z jego ramion, by objąć go kurczowo w pasie. Alex uśmiechnął się lekko na ten gest i ponaglił Arisę do jeszcze szybszego lotu. Smoczyca ryknęła z entuzjazmem i zabiła skrzydłami. Wzniosła się jeszcze wyżej, aż przebiła się przez pierzasty dywan obłoków i na chwilę dookoła nich były tylko chmury. Ale już po chwili Arisa wystrzeliła ponad nie i wyrównała lot, szybując teraz wraz z prądem wiatru. Alex westchnął z cichym: „Łał..." widząc imponujący widok przed sobą. Obrócił nieco głowę i spojrzał na Will, która ani na chwilę nie przestała zaciskać powiek. Dotknął delikatnie jej dłoni i powiedział:
- Will, otwórz oczy.
Ta pokręciła głową.
- No otwórz. Nie pożałujesz. Obiecuję.
W końcu Will z wahaniem, pomału uniosła głowę i otworzyła w końcu oczy. Na chwilę zmrużyła je przed oślepiającym światłem słońca, po czym rozwarła je szeroko i aż się zachłysnęła. Tuż przed nimi rozpościerał się niesamowity widok na zachód słońca nad morzem. Niebo błyszczało pomarańczowymi, czerwonymi i żółtymi kolorami, wyraźnie widziała pod nimi równie błyszczącą taflę wody, a słońce było jakby większe niż, gdy patrzyła na nie z ziemi. Nie mogła uwierzyć w to co widzi. Arisa łagodnie unosiła się w powietrzu i tylko lekko machała skrzydłami, aby utrzymać równy lot, a Will wpatrywała się w zachód słońca i zupełnie zapomniała o swoim lęku wysokości. To było tak niesamowite doznanie, że czuła tylko jak coś ściska ją w gardle. Gdy Alex znów na nią spojrzał, zobaczył jak po jej policzku spływa łza. Uśmiechnął się i zacisnął palce na jej dłoni. Udało się. Dziewczyna pokonała swój lęk. Czuł jak radość rozpiera go w środku. Już od pewnego czasu planował to zrobić i tylko czekał na odpowiedni moment. Obiecał sobie, że pomoże jej ze strachem przed lataniem i chyba się to udało. Will płakała ze szczęścia nie odrywając nawet na chwilę spojrzenia od nieba. Również Arisa wyczuła radość obojga jeźdźców i zaryczała wesoło, wciąż łagodnie frunąc nad wodą.
Lecieli tak długo, aż słońce nie schowało się całkiem za horyzontem i Arisa zawróciła z powrotem do bazy oddziału. Will już nie zamknęła oczu, ale nie odezwała się ani jednym słowem, wciąż oszołomiona tysiącem emocji, które nią targały. Gdy w końcu po kilku minutach lotu smoczyca osiadła miękko na brukowanym dziedzińcu, Alex jako pierwszy zeskoczył z siodła i podał dłoń Will. Ta chwyciła ją i ześlizgnęła się z grzbietu smoczycy.
- No i jak wrażenia? Nadal boisz się latać? - Zagadnął z uśmiechem.
Will otarła oczy z łez i uśmiechnęła się w końcu szeroko.
- Dziękuję. Nie masz pojęcia ile to dla mnie znaczy. Miałeś rację, że lot we dwóch sprawi, że będę mniej się bać. To było... to było wspaniałe.
Alex rozpromienił się na te słowa.
- I widzisz, że nie było tak źle. Chciałem też w ten sposób zrobić dla ciebie coś miłego za to, że wtedy... no, nie dogadywaliśmy się najlepiej. Mam nadzieję, że nie jesteś zła, że wykorzystałem trochę twoją smoczycę.
Will pokręciła głową.
- Oczywiście, że nie. Skoro Arisa nie miała nic przeciwko, to i ja nie mam.
Powiedziała szczerze wciąż się uśmiechając. Alex odwzajemnił uśmiech i po chwili poszli razem do stajni odprowadzając Arisę do jej boksu.
Nieco później, gdy Will kładła się do łóżka, długo nie mogła zasnąć. Emocje buzowały w niej z pełną siłą. Ale i Alex zyskał znacznie w jej oczach. Zaskoczył ją tym gestem całkowicie. Nie dość, że sam nauczył się w jednej chwili latać na smoku, to jeszcze ją namówił do tego i w końcu Will spojrzała na świat z grzbietu Arisy. A już prawie pogodziła się z tym, że nigdy jej się to nie uda. Jej marzenie o byciu smoczym jeźdźcem zaczęło się spełniać i czuła jak rozpiera ją szczęście. Może teraz będzie w końcu lepiej. W końcu pokona ten strach raz na zawsze. Dzisiejszy lot był najpiękniejszą chwilą w jej życiu. Nie mogła prosić o więcej.
Uśmiechnęła się do siebie patrząc w sufit pokoju, po czym zamknęła oczy wyobrażając sobie kolejne podniebne podróże na grzbiecie Arisy.

                                                                      ⚔️

Teraz, gdy Will doświadczyła pierwszego lotu na smoku, nieustannie ćwiczyła z Arisą latanie po dziedzińcu. Postanowiła teraz podejść do tego na poważnie i ze spokojem. Prosiła smoczycę, aby najpierw unosiła się na niewielkie wysokości i latały jedynie dookoła najbliższych budynków. Pierwszy lot był właściwie rzuceniem dosłownie na głęboką wodę. Dlatego Will pragnęła zacząć od małych kroczków, by naprawdę oswoić się zarówno z wysokością, jak i strachem przed upadkiem. I to podziałało. Laurence i Randall patrzyli na młodą dziewczynę czując jak rozpiera ich duma i radość. Sami już prawie zwątpili, czy Will pokona swój strach. Gdy opowiedziała im, że dużą zasługę miał w tym Alex, rycerze nie szczędzili mu pochwał za ten gest.
- Dobrze się spisałeś. Nie sądziłem, że ktoś jest w stanie namówić do czegoś Will. Nawet ja mam z tym trudności – Uśmiechnął się Laurence.
Alex wyszczerzył się szeroko.
- W sumie nie było to trudne. Musiała tylko zaufać zarówno mi, jak i własnemu smokowi. Już nie długo będzie latać jak marzenie.
I obaj popatrzyli na Will, która cała rozradowana na twarzy latała wokół dziedzińca. Również sama smoczyca była szczęśliwa, że w końcu jej partnerka odważyła się na wspólny lot. Instynktownie wiedziała co robić, by Will się nie bała i czuła się pewnie na jej grzbiecie. Nie podrywała się zbyt gwałtownie, starała się nie lecieć zbyt wysoko i łagodnie manewrowała wśród czerwonych dachów dając się ponieść wiatrowi. Dziewczyna promieniała ze szczęścia i najchętniej w ogóle teraz by nie schodziła z jej grzbietu. Zaśmiała się sama do siebie, że tak długo walczyła ze strachem, by teraz pokochać latanie tak mocno, że wcześniejszy lęk wydawał jej się śmieszną igraszką. Zamknęła oczy upajając się podmuchami wiatru, który muskał delikatnie jej twarz i targał długimi włosami. Nigdy by nie przypuszczała, że latanie na smoku jest aż tak cudowne. Nic nie mogło się z tym równać. Po prostu nic. Niemal zaczęła żałować, że nie robiła tego już dawno.  
Gdy w końcu Arisa wylądowała na dziedzińcu, kilku zgromadzonych rycerzy nawet wzniosło entuzjastyczne okrzyki i nagrodzili młodą dziewczynę oklaskami. Will zarumieniła się na twarzy i ześlizgnęła z siodła. Czuła jak kolana jej się trzęsą z wrażenia i na chwilę się zachwiała. Oparła się o grzbiet smoczycy i łapała oddech. Laurence uśmiechnął się szeroko do niej.
- Wspaniałe uczucie, prawda?
- Tak. Nie da się tego po prostu opisać – Odparła Will odgarniając rozwichrzone włosy z czoła – Gdy już pokona się lęk wysokości, wszystko się zmienia. To naprawdę niesamowite doznania.
I oparła czoło o szyję Arisy czując w sercu pulsowanie całej kaskady emocji. Smoczyca mruknęła cicho i trąciła ją pieszczotliwie nosem.
- I jak zwykle robisz szybkie postępy. Minęły zaledwie dwa dni od twojego debiutu na smoku i już właściwie pokonałaś całkowicie lęk – Uśmiechnął się również Randall – Gdy już będziesz się czuć naprawdę pewnie w siodle, możemy przejść do kolejnego etapu, czyli walki powietrznej. To już znacznie trudniejsze wyzwanie. Zarówno Arisa musi nauczyć się celować swoimi płomieniami w przeciwnika, jak i ty opanować jednoczesne siedzenie na grzbiecie i walkę bronią. Możesz korzystać w tym celu z łuku. Nie będziesz musiała zbliżać się do wroga.
Will skinęła głową.
- Jeszcze się zastanowię. Najpierw upewnię się, że rzeczywiście nie boję się już latać, a potem poćwiczę walkę.
- Bez pośpiechu. Trenuj w swoim tempie – Dodał Laurence.
Randall klepnął mocno w plecy Alexa, który aż zachwiał się z zaskoczenia.
- No to teraz twoja kolej, chłopcze! Jak tam postępy z oswajaniem Falkora? Dogadaliście się w końcu?
Alex potarł dłonią plecy i westchnął ciężko.
- Nie najlepiej. Wciąż na mnie warczy, gdy tylko otworzę drzwi boksu. Ten smok to ciężki przypadek. Dlaczego nie dostałem takiego fajnego, jakiego ma Will?
Arisa zaryczała lekko i wesoło potrząsnęła skrzydłami, na co Will nieznacznie zachichotała.
- Dasz radę, Alex. Może spróbuj go przekupić smakołykami. W końcu się przyzwyczai do ciebie.
- Może powinniśmy napisać książkę dla żółtodziobów pod tytułem: „Jak wytresować smoka?" - Zadrwił Randall, na co nawet Laurence nie zdołał ukryć rozbawienia.
- Dobry pomysł! - Zawołała ze śmiechem Will.
- Ha, ha, bardzo zabawne – Odparł nieco urażony Alex, ale również lekko się uśmiechnął – Choć może by mi się przydała taka książka. Nie znam się na smokach. Arisa jest spoko i pewnie każdemu pozwoli się dosiąść. A niektóre smoki są rzeczywiście bardzo nieufne.
- Dobra, pomogę ci go oswoić – Powiedziała Will, na co Alex spojrzał na nią zdumiony.
- Serio? Nie, lepiej nie, Will. Przecież poprzednio omal cię nie zranił, gdy chciałaś go dotknąć.
- Mam pewien plan – Uśmiechnęła się dziewczyna.
Alex nic z tego nie rozumiał, ale Will i tak nie powiedziała nic więcej. Oboje skierowali się do stajni smoków, jednocześnie prowadząc ze sobą Arisę. Gdy znaleźli się w środku, Will zamiast zamknąć z powrotem w boksie smoczycę, podeszła razem z nią do boksu Falkora.
- Alex, otwórz drzwiczki.
Książę spojrzał na nią z wahaniem. W tym czasie Falkor uniósł łeb i zmrużył oczy na widok dwójki młodych ludzi. Popatrzył również z pogardą na stojącą obok Arisę.
- Dosyć już tych fochów, Falkor – Powiedziała Will i wskazała na niego palcem, po czym wykonała gest przesuwając dłoń na korytarz – Wyjdź z boksu.
Rozkazała poważnie, na co szmaragdowy smok powoli wstał z miejsca i dumnie wypiął potężną pierś. Jego pomarańczowe oczy rzucały gniewne błyski i zdecydowanie nie miał ochoty słuchać rozkazów jakiejś ludzkiej dziewczyny. Prychnął głośno i odwrócił się do nich plecami kładąc się z powrotem na ściółce. 
- Może jednak zostawmy go w spokoju... - Powiedział Alex zrezygnowanym głosem.
Will spoważniała jeszcze bardziej i podparła się rękoma na biodrach.
- Nie ma mowy. Skoro nie dało się grzecznie, trzeba mu dać małego kopa w ten dumny kuper.
Spojrzała na Arisę.
- Mała, wiesz co robić. Poszturchaj no go trochę.
Smoczyca potrząsnęła ochoczo głową i mrugnęła wesoło oczami. Weszła pomału do boksu i stanęła nad zielonym smokiem. Mruknęła do niego lekko, na co ten znów uniósł łeb i spojrzał na nią. Warknął ostrzegawczo i nie ruszył się z miejsca. Arisa potrząsnęła znów głową, oburzona, że ten dziwny samiec na nią warczy i mruknęła bardziej gorliwie. Falkor obnażył ostre kły i dał jej do zrozumienia, aby zostawiła go w spokoju. Ale smoczyca nie dawała za wygraną. W końcu prychnęła i chwyciła go lekko za kark zębami. Reakcja była błyskawiczna. Falkor ryknął głośniej i machnął łapą uzbrojoną w długie szpony. Arisa odskoczyła prędko i również ryknęła ze złością.
- Will, nie sądzisz, że powinniśmy ich rozdzielić? - Zaniepokoił się Alex, ale dziewczyna wciąż wpatrywała się niezachwianym wzrokiem w oba smoki i czekała.
Arisa zjeżyła się na grzbiecie i teraz już na dobre rozgniewana zachowaniem nowego smoka, podskoczyła i chwyciła go mocno za ogon. Falkor ryknął znowu z oburzeniem i próbował wyrwać się z zębów smoczycy, ale ta ciągnęła go w stronę otwartych drzwiczek boksu. W końcu smok wstał i kolejny raz obnażył groźnie zęby. Arisa, choć była mniejsza od niego, zupełnie się tym nie przejęła tylko cofała się pomału w tył prowokując Falkora, by za nią szedł. I rzeczywiście w końcu zielony smok wyszedł z boksu, na co od razu do akcji wkroczyła Will i prędko zarzuciła mu na głowę uzdę. Delikatnie szarpnęła za wodze, a Falkor zwrócił groźnie łeb w jej stronę. Ryknął na nią, ale Will nawet się nie cofnęła. Zamiast tego obok niej stanęła Arisa i z kolei ona zaryczała do Falkora. W efekcie smok mierzył wściekłym spojrzeniem to jedną, to drugą i próbował zrzucić z siebie uzdę. Alex cały czas trzymał się z boku i z szerokimi oczami obserwował poczynania Will. Nie on jeden zresztą. Donośnie, wściekłe ryki obu smoków poderwały na nogi wszystkie pozostałe zwierzęta w stajni i teraz wszyscy wlepiali w nich zaciekawione spojrzenia.
- Falkor, spokój! Przestań! Nikt nie robi ci krzywdy. Chcemy tylko byś przestał siedzieć obrażony w boksie, rozumiesz? - Zwołała do niego Will trzymając cały czas mocno lejce.
Jednakże Falkor wciąż warczał gniewnie w jej stronę i rozwarł paszczę. W jej wnętrzu błysnął na chwilę mały płomień, ale nim smok zaatakował, po całej stajni nagle potoczyły się gniewne ryki innych smoków. Wszystkie jednocześnie zaryczały głośno do Falkora i unosiły się na tylnych łapach. Falkor spojrzał na nie zdziwiony i zawahał się. Zamknął paszczę i zastygł wstrząśnięty ryczącymi smokami, które w jednej chwili stanęły w obronie Will i Arisy. Jego pomarańczowe oczy przestały w końcu rzucać wściekłymi iskrami i cofnął się w tył.
- Widzisz? Jeśli się nie uspokoisz, obawiam się, że będziesz mieć na karku ponad trzynaście smoków, które nie zawahają się, aby stanąć do walki. Tego chcesz? Walczyć z całą stajnią? - Powiedziała Will.
Falkor zmrużył oczy patrząc na nią i znów przeniósł badawcze spojrzenie na ryczące wciąż smoki. W końcu potrząsnął lekko głową i potulnie usiadł na ziemi uspokajając się. Ale jego nozdrza wciąż szybko drgały ze skrytym oburzeniem.
Alex patrzył na to z rozdziawionymi szeroko ustami, a tymczasem Will podeszła pomału do smoka i wyciągnęła dłoń.
- Właśnie tak. Spokojnie. Wszystko jest dobrze. Nie jesteśmy twoimi wrogami.
Falkor wpatrywał się w nią uważnie i nawet nie drgnął, gdy dziewczyna zbliżała coraz bardziej dłoń. Coraz bliżej i bliżej, aż w końcu Will dotknęła ręką jego pysk. Smok mruknął cicho i trącił ją lekko nosem. Dziewczyna uśmiechnęła się szerzej i pogłaskała go po pysku. Po raz pierwszy od dawna Falkor poczuł dziwne ciepło i sam przed sobą musiał przyznać, że jej dotyk był miły. Bardzo miły. Tak dawno tego nie czuł, że zapomniał już jak to jest. I chyba naprawdę za tym tęsknił. Zamknął oczy i pozwolił, aby Will głaskała go teraz po całej głowie. 
- Od razu lepiej. Dobry Falkor.
Smok mruknął lekko i potrząsnął głową, gdy Will cofnęła w końcu rękę. Dopiero teraz odwróciła się do oszołomionego Alexa.
- Teraz twoja kolej. Podejdź do niego. Pomału.
Chłopak przełknął ślinę i ostrożnie zbliżył się do smoka. Ten zwrócił się w jego stronę i uważnie na niego popatrzył. Alex wyciągnął dłoń, ale w pierwszym odruchu Falkor cofnął się i uniósł łeb.
Alex zesztywniał czując jak oblewa go strach.
- Spokojnie, jak będziesz się bał, to on ci nie zaufa – Powiedziała Will, dotykając jego ramię.
Chłopak wciągnął głęboko powietrze i ponownie się zbliżył. Jeszcze raz uniósł rękę i bardzo powoli zaczął ją zbliżać do pyska smoka. Zamknął nawet oczy obawiając się co ten zrobi. Falkor popatrzył znów na niego, po czym sam zaczął zbliżać do jego ręki pysk. W końcu palce chłopaka dotknęły jego chłodnego nosa i Alex otworzył oczy. Falkor mrugnął spokojnie pomarańczowymi oczami i trącił delikatnie jego dłoń. Książę rozpromienił się z radości i pogłaskał go po łbie.
- To niesamowite, po prostu niesamowite...
Will uśmiechnęła się znów szeroko.
- Najwyższy czas. Lepiej późno niż wcale!
Alex nie posiadał się ze szczęścia . Ostrożnie objął smoka za szyję i przytknął do zielonych łusek policzek.
- Tak się cieszę, że mnie w końcu zaakceptował. Byłem pewien, że nigdy to nie nastąpi.
Will skinęła głową.
- Wystarczyło tylko trochę nim potrząsnąć.
Alex spojrzał na nią.
- Nie rozumiem, co się właściwie wydarzyło. Jak to zrobiłaś?? Jak to możliwe?
Will podeszła do Arisy, która przez cały czas stała obok i ze spokojem obserwowała tą wzruszającą chwilę. Dziewczyna pogłaskała ją po piórach.
- Widzisz, smoki mają w sobie dużo dumy i są bardzo inteligentne. Falkor musiał zrozumieć, że chcieliśmy się tylko z nim zaprzyjaźnić, że nie jesteśmy jego wrogami. Wiedziałam, że jak wpadnie w furię, to natychmiast zareagują na to inne smoki w stajni. Zawsze tak się działo, gdy przychodził nowy smok. One mimo wszystko też są między sobą silnie związane. Potrafią walczyć na śmierć i życie, ale i się zjednoczyć. Dlatego, gdy wszystkie ryknęły na niego, Falkor musiał być w niezłym szoku, że wszystkie smoki są przeciw niemu. Dopiero wtedy dotarło do niego kim dla nich jesteśmy, ty i ja. A przynajmniej liczyłam, że tak właśnie będzie.
Dodała wesoło.
Alex uśmiechnął się do niej.
- Nie przestajesz mnie zaskakiwać, wiesz? Naprawdę wiesz dużo o smokach. Tysiąc razy więcej niż ja. Bardzo ci dziękuję za pomoc.
- Można powiedzieć, że to za to, iż pomogłeś mi przełamać strach przed lataniem. Nigdy o tym nie zapomnę - Powiedziała jeszcze Will rumieniąc się na policzkach.
Alex rozpromienił się na te słowa jeszcze bardziej. Oboje jednocześnie poczuli, że teraz nie tylko ze smokami łączyła ich przyjaźń, ale też była ona i między nimi. Will musiała przyznać, że nie spodziewała się, iż tak wiele się zmieni w przeciągu ledwie dwóch tygodni. 

                                                                     ⚔️

Od tamtego dnia więź pomiędzy Alexem a Falkorem pomału rosła coraz bardziej. Smok rzeczywiście zaakceptował go w końcu i pozwalał się regularnie głaskać, a nawet wyprowadzać ze stajni. Przez cały czas Alex starał się pokazać mu, że ma przyjazne chęci i szanuje jego poprzednika. Prawił mu komplementy, opowiadał o sobie, a nawet zwierzył mu się ze swojej relacji z Will. Falkor przestał na niego warczeć, ale jeszcze było za wcześnie, aby chłopak mógł wsiąść na jego grzbiet. Mimo wszystko smok stopniowo oswajał się z nowym partnerem i Alex wiedział, że musi mu dać jeszcze trochę czasu. Ale był dobrej myśli. Tak samo jak Laurence, który obserwował poczynania młodego księcia.
- No proszę, kto by pomyślał – Uśmiechnął się szeroko – Najpierw ty pokonałaś strach przed siedzeniem na smoku, a teraz ten chłopak wreszcie zaprzyjaźnił się z Falkorem. Wciąż prawdziwe cuda wydarzają się w naszym oddziale.
Will uśmiechnęła się lekko.
- Trudno nie przyznać. Początkowo go nie cierpiałam, to fakt. Ale teraz, gdy Alex zmienił się zupełnie, nawet zaczęłam go lubić. Jest w porządku. Naprawdę było mi go szkoda, że nie mógł się dogadać z tym smokiem. Więc chyba teraz będzie już lepiej.
Laurence spojrzał na nią.
- Chyba wiele się wydarzyło między wami, czyż nie?
Will poczerwieniała na twarzy.
- Nie, to nie tak. Po prostu jesteśmy... tak, jesteśmy przyjaciółmi. Tak sądzę - Uśmiechnęła się szerzej.
Laurence skinął głową. Również i to napawało go radością. Fakt, że Will zaprzyjaźniła się z księciem było zaskakujące. To był wielki krok. A szczególnie dla niej. Nie umknęło jego uwadze to, iż dziewczyna przestała już być tak mocno zamknięta w sobie, jak dotychczas. Czuł jak rozpierała go duma.
- Coś się stało? - Spytała Will widząc spojrzenie rycerza.
Ten pokręcił prędko głową.
- Nic takiego. Cieszę się, że znalazłaś przyjaciela.
Will uśmiechnęła się znów i przytaknęła spoglądając na Alexa, który właśnie próbował dawać ryby z ręki Falkorowi, na co ten ostrożnie chwytał je zębami i jednym kęsem pochłaniał ryby w całości. 

Podczas, gdy Alex uczył się opieki nad swoim nowym smokiem, Will postanowiła już zrobić kolejny krok w swoim szkoleniu na Smoczego Rycerza. Nie chciała już tracić czasu na jedynie latanie po dziedzińcu, więc zaczęła pomału trenować walkę w powietrzu. Właśnie siedziała na Arisie i wywijała młynki sztyletami, ale była w stanie robić to tylko jedną ręką. Drugą trzymała wodze, aby nie spaść, więc przerzucała sztylety to z jednej, to z drugiej dłoni. Kilka razy omal nie upuściła noży na ziemię i nieco się zestresowała. W końcu sapnęła i schowała na razie ostrza do pokrowców. Na przeciw niej podleciał Randall na swoim żółto-brązowym smoku. Z kolei przy bokach bestii były przyczepione wielkie tarcze, z wymalowanymi czerwonymi okręgami. Tarcze wykonane zostały z lekkiego metalu, aby nie spaliły się od razu od ognia i jednocześnie, by Dante był w stanie je udźwignąć. Randall zawołał do Will:
- Najpierw poćwiczymy proste ataki twojego smoka do ruchomego celu. Innymi słowy, w tej chwili ja i Dante jesteśmy wrogami, a twoja smoczyca ma za zadanie trafić płomieniami w te tarcze. Powiedzmy po trzy rzuty do każdej. Wszystko jasne?
Will uniosła w górę kciuk i przekazała polecenie smoczycy. Arisa lekko ryknęła w odpowiedzi i łypnęła błękitnymi oczami w stronę żółtego smoka. Ten potrząsnął głową i odpowiedział jej swoim rykiem, w którym można było wyczuć gotowość do walki. Oba smoki również były w dobrych stosunkach i Arisa wiedziała, że to tylko ćwiczenia, a nie prawdziwa bójka. Popatrzyła na błyszczące tarcze, kołyszące się przy ciele Dantego i mruknęła niecierpliwie.
Randall skinął głową i spiął swojego wierzchowca, aby ten zaczął latać dookoła placu, raz po raz uciekając przed Arisą. Will uśmiechnęła się szeroko.
- Zaczynamy, mała.
Smoczyca zamachała z entuzjazmem skrzydłami i pognała za Dante. Rozwarła lekko pysk i w jednej chwili wypluła ognisty gejzer, który śmignął w stronę drugiego smoka. Ten jednak zgrabnie umknął przed płomieniami.
- Jeszcze raz. Skup się – Zmotywowała smoczycę Will i delikatnie spięła ją piętami.
Arisa popędziła znowu przed siebie i kolejny raz zaatakowała. Ognista kula poszybowała prędko do jednej z tarcz i znów chybiła, choć nieco musnęła jej krawędzie. Smoczyca potrząsnęła głową zdegustowana i przyspieszyła. Randall obejrzał się za siebie i uśmiechnął z błyskiem w oczach. Ponaglił Dantego i smok zaczął ostro zakręcać oraz zmieniać wysokość przez co Will musiała ciągle korygować lot Arisy. Choć ta była dość szybka, miała wyraźne problemy z nadążaniem za doświadczonym smokiem, który doskonale opanował gwałtowne zwroty i uniki. W końcu Arisa zaczęła pluć ogniem jednym ciągiem licząc, że w ten sposób w końcu któryś z płomieni liźnie żółtego smoka. Dante zrobił korkociąg w powietrzu i na chwilę obrócił się do niej, po czym sam rozwarł pysk i plunął ogniem. Will krzyknęła z zaskoczenia i prędko poderwała Arisę umykając w bok przed spiralą płomieni. Na chwilę Arisa zachwiała się od niespodziewanego zwrotu i Will przywarła do jej szyi ze strachem. Gdy w końcu smoczyca zdołała wyrównać lot, dziewczyna wyprostowała się czując jak jej serce bije jak oszalałe zarówno z adrenaliny, jak i zgrozy. Randall wstrzymał w tym momencie smoka i zbliżył się na kilka metrów.
- No co jest? Chyba nie wystraszyłyście się jakiś kilku małych płomieni? Will, sądziłem, że stać cię na więcej! - Uśmiechnął się łobuzersko.
Will odgarnęła z czoła włosy i spojrzała na niego dumnie.
- Jasne, że nie. To tylko podmuch wiatru na chwilę wytrącił nas z równowagi. Ani trochę się nie przestraszyłyśmy, prawda mała?
Arisa zaryczała wesoło w odpowiedzi.
Randall uśmiechnął się szerzej.
- Doskonale. To pokażcie, co potraficie, dziewczynki!
I ponownie spiął lekko Dantego, na co ten zamachał potężnymi skrzydłami i wzbił się w górę umykając znów przed Will i jej smoczycą. Dziewczyna ponagliła Arisę i prędko popędziły za rycerzem.
Tymczasem w dole jak zawsze wielu innych rycerzy zgromadziło się na placu, aby popatrzeć na ćwiczenia. Ogień fruwał po całym niebie i tylko widoczne były dwie plamki w żółtych i niebieskich kolorach. Alex śledził wzrokiem Will i uśmiechnął się do siebie.
- Są niesamowici. Arisa jest niemal tak szybka jak jego smok. Jakbym oglądał prawdziwą walkę.
- No, niezły pokaz dają, co nie? - Usłyszał obok siebie kobiecy głos i odwrócił głowę. Alana również się uśmiechała i przysłoniła sobie oczy ręką wpatrując się w goniące się smoki.
- Randall wie jak podkręcić trening i wycisnąć z rekrutów wszystkie ich możliwości. Walka powietrzna to najważniejszy etap szkolenia, jako że w końcu znaczną większość bitew odbywamy na smokach. A więc to niezwykle ważne, by jeździec umiał walczyć w siodle i jeszcze nie spaść na ziemię.
Alex skinął głową.
- To również przypomina walkę konnej kawalerii. Tam też trzeba umieć walczyć jadąc jednocześnie na koniu. Ale smoki to inna zupełnie kategoria. Nie chciałbym zlecieć z wysokości kilku set metrów.
- Otóż to. Przed Will bardzo wymagający trening. A dopiero co pokonała strach przed lataniem. Ale jest silna. Na pewno da sobie radę – Odparła raźno Alana.
Alex uśmiechnął się do niej i ponownie skierował spojrzenie na smoki. Był ciekaw, czy również sam zdoła się nauczyć walki powietrznej. Nie mógł się już doczekać, by też odbyć taki trening.
Arisa coraz bardziej już doganiała żółtego smoka, ale ten wciąż jej umykał z pola rażenia, nieustannie robiąc uniki, korkociągi i odpowiadając od czasu do czasu swoimi płomieniami. Will zacisnęła mocno zęby próbując pokierować smoczycą, ale naprawdę Randall postawił wysoko poprzeczkę. Sądziła, że trafienie do tarcz potrwa dosłownie chwilę, ale myliła się. Nie sposób było się zbliżyć do tej dwójki.
- Oszczędzaj ogień, Ariso. Nie ma sensu atakować bezmyślnie byle gdzie, bo nic tym nie wskóramy.
Smoczyca mruknęła lekko zza zamkniętego pyska, a jej oczy cały czas śledziły ruchy przeciwnika. Cały czas trening odbywał się w pobliżu bazy oddziału i czasem leciały nieznacznie blisko niektórych budynków, a czasem lawirowały pomiędzy drzewami. W końcu Will wpadła na pewien pomysł. Szepnęła kilka słów do ucha smoczycy, na co ta potrząsnęła lekko głową w zrozumieniu. Po chwili Arisa wyhamowała i skręciła, co wyglądało jakby zrezygnowała z pościgu. Randall obejrzał się i ze zdumieniem stwierdził, że obie zniknęły. Wstrzymał Dantego i obrócił go.
- Co jest? Gdzie one są?
Dante również obracał głową na wszystkie strony wypatrując młodą smoczycę, ale dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. Randall zmarszczył brwi i popatrzył w dół. Nie. Z pewnością nie wylądowały na ziemi. A gdy spojrzał w górę, był pewien, że też i nie schroniły się w chmurach, jako że niebo było dziś zupełnie przejrzyste. Szturchnął delikatnie w bok Dantego i pomału zaczęli lecieć w drugą stronę. Rycerz rozglądał się czujnie. Minęli smoczą stajnię oraz kanciasty dach kwater mieszkalnych. Mężczyzna wypatrywał jakichkolwiek odznak obecności niebieskiej smoczycy i nie zauważył, że właśnie minął ją dosłownie o kilka metrów. Arisa przysiadła na dachu budynku, jednocześnie skryta za kominem, a Will wychylała się ostrożnie zza murka. I gdy Randall i Dante zawiśli w powietrzu nieco dalej, Will spięła natychmiast piętami Arisę.
- Teraz! Leć!
Smoczyca gwałtownie poderwała się z dachu i w jednej sekundzie popędziła w stronę Randalla. Rycerz wybałuszył oczy na ten widok i nim zdążył wydać polecenie swojemu smokowi, Arisa rozwarła pysk i plunęła ogniem. Wielka, ognista kula błyskawicznie pofrunęła do żółtego smoka i gruchnęła z całej siły w jedną z tarcz, dokładnie w sam środek. Dante, oszołomiony na chwilę tym atakiem, poderwał się natychmiast w górę, ale jego ruchy były już rozchwiane i nie tak rytmiczne jak wcześniej. Will od razu to wykorzystała i ponagliła Arisę. Ta zaryczała donośnie i zrównała się z drugim smokiem. Wystrzeliła z pyska kolejne ogniste kule, które rozbiły się o tarczę. W końcu Will wyciągnęła z pokrowca jeden ze sztyletów i nie namyślając się długo, rzuciła nożem. Randall na ułamek sekundy przeraził się na ten widok i spiął smoka, ale Will nie celowała sztyletem w ciało bestii, tylko w drugą tarczę. Ostrze świsnęło po ramie i zerwało skórzany pas, którym była ona przywiązana do siodła Dantego. W efekcie tarcza oderwała się i zaczęła spadać. Will popędziła Arisę, która gwałtownie zanurkowała jak jastrząb.
- Dawaj, mała!
Smoczyca lekko obróciła się na bok i wystrzeliła trzy kulki ognia, jedną po drugiej, trafiając precyzyjnie w metalową płytę. A zrobiła to w błyskawicznie szybkim tempie, aż tarcza gruchnęła w końcu o ziemię. Will ściągnęła wodze i Arisa poderwała się gwałtownie w górę, by w końcu wyrównać nieco lot. Po chwili obie wylądowały na ziemi i Will opadła ciężko na szyję smoczycy. Zaraz po niej miękko wylądował Dante i Randall zeskoczył z siodła równie oszołomiony co jego smok.
- Na wielkich bogów, Will! To było coś!
Dziewczyna uśmiechnęła się oddychając szybko i uniosła głowę.
- Dam sobie rękę uciąć, że nikt na to wcześniej nie wpadł. Ja sama wpadłam na ten pomysł dosłownie w biegu.
Rycerz pogładził swoje włosy z niedowierzaniem i uśmiechnął się szeroko.
- Naprawdę nieustannie nas czymś zaskakujesz. To był świetny pomysł, aby najpierw ukryć się na dachu, a potem zaatakować z zaskoczenia. W sumie kiedyś był jeden rekrut, który też tak zrobił, ale tobie to wyszło nawet lepiej. No i ten rzut sztyletem. Myślałem, że chcesz zranić mojego smoka.
- Oczywiście, że nie – Uśmiechnęła się szerzej Will, w końcu schodząc ze siodła – Chciałam tylko oderwać tarczę. O wiele łatwiej w nią trafić, gdy nie jest przymocowana do smoka, prawda? Nic nie mówiłeś, by to było zabronione.
Randall roześmiał się szczerze.
- To prawda. Tym mnie naprawdę zaskoczyłaś. Masz oko, ale w sumie nie powinienem się dziwić. Przecież rzuty nożem również trenowałaś. Nikomu przed tobą to się nie udało. Arisa jest szybka, a ty doskonale nią kierowałaś i podawałaś polecenia. Gratuluję, Will. Świetnie się spisałaś.
Podał jej dłoń i Will uścisnęła ją uśmiechając się od ucha do ucha. Do niej od razu podbiegł też Alex i zawołał z entuzjazmem:
- Will, jesteś naprawdę świetna! Jak to zrobiłaś? Nauczysz mnie tego?
Dziewczyna zakłopotała się nieco, ale nie ukrywała, że czuła ogromną dumę.
- Naprawdę nie wiem. To wszystko działo się tak szybko. Wątpię, bym nawet zdołała to powtórzyć.
- Oj, zdziwisz się – Uśmiechnął się Randall – Takie sztuczki są kluczowe i wcale tak łatwo się o nich nie zapomina. Skoro mnie tym zaskoczyłaś, to co dopiero prawdziwego wroga. Warto to jeszcze przećwiczyć.
Klasnął energicznie w dłonie.
- No dobrze. Odpocznijcie i tak za piętnaście minut wracamy do ćwiczeń. Przygotuję coś trudniejszego.
Will sapnęła.
- Już się boję. Co to tym razem będzie? Latający troll z ogromną maczugą?
Randall roześmiał się.
- Nie kuś, bo jeszcze załatwię naprawdę takiego trolla. Spokojnie, na pewno to nie będzie nic, z czym byście sobie nie poradziły.
Will przewróciła oczami, ale uśmiechnęła się i poklepała po szyi Arisę, która zatrzepotała lekko skrzydłami.
Aż do wieczora Randall wyciskał siódme poty z Will i jej smoczycy, motywując je do coraz intensywniejszego wysiłku. Po brawurowych atakach do tarcz, przyszła kolej na walkę z kilkoma przeciwnikami naraz. Do Randalla dołączyła dwójka innych rycerzy i wszyscy prowokowali dziewczynę do pościgu. Tym razem Will miała przy sobie łuk i strzały i starała się dotknąć specjalnymi stępionymi grotami w ciała rycerzy, którzy założyli na tą okazję grubsze, skórzane kaftany. Znów zadanie nie było łatwe, bo oczywiście jednocześnie Will musiała mocno utrzymywać się w siodle, ściskając boki Arisy kolanami i jednocześnie wystrzeliwać strzały. Z dużym trudem szło jej skupienie się i większość strzał chybiała daleko poza cel. Ale po długim czasie jedna strzała musnęła jeźdźca, a druga odbiła się od twardych łusek jednego ze smoków. Will stwierdziła z goryczą, że strzelanie z łuku siedząc na grzbiecie smoka jest bardzo nieporęczne i nie mogła pojąć jak ludzie robili taki manewr jadąc nawet na koniach. Kilka razy prawie upuściła łuk, a raz jedna strzała wyleciała jej z rąk, gdy Arisa gwałtownie zrobiła zwrot. Wiedziała, że nie można polegać wyłącznie na płomieniach bestii, jednakże postanowiła, że jednak zostanie przy normalnej broni. Już wolała podlatywać bezpośrednio do wroga niż męczyć się z zakładaniem strzał na łuk. Gdy to powiedziała później Randallowi, ten o dziwo tylko wzruszył ramionami.
- Każdy decyduje się na broń, która najbardziej mu leży. Łuki mają tą zaletę, że mają duży zasięg, jednakże znaczna większość ludzi decyduje się na miecz bądź inne ostrze, aby podczas bitwy nie ryzykować, iż nagle skończą się strzałki. Choć fakt faktem, że i tak sięganie po broń to jedynie awaryjna alternatywa, gdy smok jest w stanie zionąć ogniem.
Will kiwnęła głową.
Ostatecznie jej szkolenie dzieliło się na dwa różne ćwiczenia: przed południem ćwiczyła zwykłą walkę na ziemi swoimi ulubionymi sztyletami, a po obiedzie przychodziła kolej na trening w powietrzu z Arisą. Podczas gdy smoczyca coraz celniej zionęła płomieniami zarówno w tarcze, jak i inne ruchome cele, Will starała się jednocześnie podlatywać bliżej, aby stoczyć walkę na ostrza. A te drugie wciąż stanowiło duże wyzwanie. Nieraz oblewał ją jeszcze strach, że zleci z siodła, gdy puści wodze, więc najpierw jedną ręką wymachiwała sztyletem, a drugą trzymała się smoczycy. Randall w końcu zadrwił, że dziewczyna wyglądała, jakby wymachiwała drewnianym kijkiem. Will westchnęła głęboko. Choć w końcu przestała się bać samego latania na dużych wysokościach, stwierdziła, że walka w powietrzu naprawdę jest ciężka i wystarczy jeden nieostrożny ruch, aby zlecieć na ziemię. Faktycznie wolała zostawić bezpośrednie starcia ostrzami jako bardzo awaryjne wyjście.
Mimo wszystko, gdy wracała do pokoju po każdym takim pracowitym dniu, była naprawdę szczęśliwa. Zrobiła kolejny krok ku byciu Smoczym Rycerzem i bardzo ją to uradowało. Może już niedługo będzie mogła latać na zwiady lub patrole, a potem uczestniczyć już w bitwach. Nie mogła się już tego doczekać. Spojrzała w okno, za którym rozlegała się już noc i powiedziała cicho do siebie:
- Obserwuj mnie, tato. W końcu będę takim rycerzem jak ty.
Uśmiechnęła się szeroko, po czym położyła się do łóżka i owinęła szczelnie kołdrą. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro