Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   – Co ty na to, żeby uczcić wygraną w karczmie? – zaproponowałem, gdy wyszliśmy z areny.

   Początkowo chciałem czekać i patrzyć na wszystkich wychodzących ludzi, by sprawdzić, czy to rzeczywiście smoki siedziały na trybunach, ale szybko porzuciłem ten pomysł, bo był zbyt duży tłum, a skoro jakoś się tu pokryjomu dostali, to też musieli wyjść. Pytanie, jak weszli do twierdzy? Bo tylko przez łącznik można było wejść na arenę. Brama była też cały dzień zamknięta, więc jakim cudem? Może jednak to nie oni?

   – Jutro mamy dalej zawody, a ty chcesz pić? – spytała zdziwiona Enuika. – Ja też nieszczególnie przepadam za alkoholem.

   – Jest dopiero popołudnie, więc zdążymy wytrzeźwieć. Jedno piwo nam nie zaszkodzi. Najwyżej wypiję resztę za ciebie. Co ty na to? – zachęcałem.

   – No dobra, niech ci będzie – oparła, śmiejąc się. – Ale nie myśl sobie, że przekupiłeś mnie tą miną.

   – To ja stawiam.

   – Nie, nie ma nawet takiej mowy. Zapłacę za siebie – oburzyła się.

   – Ja zapraszam, to ja stawiam – powiedziałem tonem nieznoszącym sprzeciwu.

   – Niech ci będzie – westchnęła. Nie wyglądała nadal na przekonaną. – Ale następnym razem ja płacę.

   – Zastanowię się nad tą opcją – zaśmiałem się.

   – Ależ ja nie żartuję – odpowiedziała poważnym tonem, ale zaraz się roześmiała.

   – Do twarzy ci z uśmiechem – przyznałem, a Enuika zarumieniła się. – Za każdym razem, gdy mówię ci jakiś komplement, to się rumienisz. Uroczo to wygląda – powiedziałem, a jej twarz jeszcze bardziej spąsowiała.

   – Nie przywykłam do komplementów. Nie jestem pięknością.

   – Ale jesteś przecież ładna – stwierdziłem.

   – Oj no weź, robisz to specjalnie, żeby mnie zawstydzić. – Pacnęła mnie w ramię, a ja zaśmiałem się głośno.

   – Nic na to nie poradzę, że to polubiłem. – Nadal się śmiałem.

   – Ja jakoś nieszczególnie – bąknęła.

   – Tylko się mi tutaj nie obrażaj.

   – A mogę, jak nie przestaniesz.

   – Dobrze, ale i tak czasem się nie będę mógł powstrzymać – przyznałem.

   – Raz na jakiś czas nie zaszkodzi – odparła z uśmiechem.

   Miło mi się z nią tak droczyło. To zupełnie co innego niż ostra wymiana zdań z Melawi. Czy naprawdę musiałem o niej właśnie pomyśleć?

   Po chwili stanęliśmy pod drzwiami karczmy Pod zbitym ryjem. Jakże wykwintna nazwa. Jednak pasowała, bo byliśmy niedaleko areny, a stamtąd można wrócić w nienajlepszym stanie. Weszliśmy do środka, a nasze przybycie oznajmił dzwoneczek przywieszony nad drzwiami. Od razu dało się wyczuć zapach alkoholu. Powietrze było nieco zatęchłe i trochę śmierdziało potem. Znajdowało się kilku mężczyzn, którzy widocznie nie były ciekawi Turnieju. Jednak mogło zrobić się gwarnie, bo na jego czas było wolne od pracy, więc ludzie często wykorzystywali to na siedzeniu w karczmie. Teraz też była dobra okazja, żeby opić czyjeś zwycięstwo lub też zatopić smutki z powodu przegranej.

   Usiedliśmy przy barze i chwilę poczekaliśmy na karczmarza.

   – Co podać? – spytał, gdy wyłonił się z zaplecza.

   – Dwa piwa, poproszę – odpowiedziałem, a mężczyzna wyciągnął spod lady dwa kufle, po czym napełnił je gorzkim trunkiem. Na wierzchu utworzyła się biała piana. Postawił alkohol na blat.

   – Dziękujemy – odparłem, po czym od razu zapłaciłem. – Chodźmy do stolika pod oknem. – Kiwnąłem głową w jego stronę, zabierając piwo.

   Usiedliśmy naprzeciwko siebie w wybranym przeze mnie miejscu.

   – Za naszą wygraną. – Wzniosłem kufel.

   – Za wygraną – odparła, robiąc to samo, po czym upiliśmy łyk.

   – Tego było mi trzeba, zimnego, dobrego piwa – powiedziałem, ocierając wargi z piany. Enuika natomiast skrzywiła się lekko.

   – Chyba rzeczywiście wypijesz za mnie resztę. Nie przepadam za piwem –  odrzekła.

   – Czy ty chcesz mnie upić? – zaśmiałem się, a ona trochę się zmieszała. – Spokojnie, nic mi nie będzie. Mam mocną głowę. Z pół jednak mogłabyś wypić.

   – Tyle dam radę.

   – To jak gotowa na jutro? – spytałem.

   – Jutra właśnie najbardziej nie mogę się doczekać. Wiesz przecież, jak lubię strzelać z łuku – odpowiedziała z uśmiechem.

   – I dobrze ci to idzie, więc myślę, że zdołasz utrzymać się w jedenastce.

   – Mam nadzieję, ale do finału nie zamierzam dochodzić. Zresztą i tak są lepsi ode mnie. Nie czuję się narazie na siłach, by zabić smoka – przyznała.

   Na jej ostatnie zdanie wzdrygnąłem się nieco. Nie chciałem jednak o tym teraz myśleć. Wziąłem porządny łyk piwa.

   – Sam nie wiem, czy zdołam to zrobić. Czy mam na to dość siły – wyznałem. Bardziej chodziło mi teraz o siłę psychiczną, ale ona nie musiała o tym wiedzieć.

   – Ty powinieneś sobie poradzić. Bycie łowcą masz we krwi i mówię to zupełnie szczerze – stwierdziła.

   – Może i tak. – Wzruszyłem ramionami. – Jutrzejszy etap jest najprzyjemniejszy, choć trzeba być skupionym, by odpowiednio szybko reagować na pojawiającą się tarczę. – Zmieniłem temat.

   – No właśnie, trzeba mieć trzeźwy umysł, a ty mnie wyciągasz na piwo – powiedziała z udawanym wyrzutem.

   – I ty to mówisz? Ja tu wypiję półtorej kufla piwa – zaśmiałem się.

   Zauważyłem, że opróżniłem już pół naczynia, a Enuika zrobiła dopiero dwa łyki. Dobry humor zaraz włączy mi się na dobre.

   – To będziesz widział dwa środki i weź tu teraz traf. – Uśmiech nadal nie schodził jej z twarzy.

   – Widzisz, do czego mnie doprowadzisz.

   Następnie rozmawialiśmy już na różne niezobowiązujące tematy. Omijaliśmy takie, które wywoływały negatywne emocje. Chcieliśmy po prostu się odprężyć i dobrze spędzić czas. Nie tylko wypiliśmy piwo, bo potem zamówiliśmy też jedzenie. Skończyło się na tym, że siedzieliśmy w karczmie do wieczora i nawet nie zauważyliśmy, kiedy czas tak zleciał.

   Naprawdę polubiłem Enuikę. Była nieśmiałą dziewczyną, ale jak już się rozkręciła, to potrafiła nieźle się rozgadać i żartować. Zanim jej nie poznałem wtedy na placu, nie zwracałem na nią uwagi, a tu proszę, była to sympatyczna osoba. Przy niej mogłem się rozluźnić i porzucić maskę posępnego chłopaka. Brakowało mi tego. Nagle nie rozumiałem, dlaczego sam z własnej woli odciąłem się od ludzi. Nadal lubiłem samotność, ale jednak w życiu czasem brakuje kogoś jeszcze. Dobrze czułem się nie tylko z Enuiką, ale i ze smokami. Wydawali się sympatyczni, no może Melawi nie sprawiała takich pozorów. Chciałem ją kiedyś zobaczyć taką radosną jak Enuika. Wydawało mi się, że była zupełnie normalna, lecz nie rozumiałem, czemu przy mnie ciągle się wściekała. Ech, kobiety, jaki facet by wiedział, o co im chodzi?

   W końcu stwiedziliśmy, że najwyższa pora się zbierać do wyjścia. Odprowadziłem Enuikę do jej domu. Chwilę jeszcze rozmawialiśmy pod wejściem.

   – Dziękuję za miło spędzony czas. No popatrz, jak to zleciało – powiedziała z uśmiechem, który cały czas tkwił na jej ustach, co mi się podobało, bo miała urocze dołeczki.

   – No widzisz, a tak nie chciałaś iść ze mną na piwo.

   – To byłby błąd, gdybym nie dała się namówić.

   Spojrzała mi w oczy i na moment ucichliśmy. Chwilę tak staliśmy, aż nagle wspieła się na palce i cmoknęła mnie szybko w policzek, po czym szybko się odsunęła i pobiegła do drzwi.

   – Do zobaczenia – powiedziała, po czym zamknęła je.

   Chwilę tam stałem zaskoczony tym, co się właśnie stało. Dotknąłem miejsca, gdzie jej wargi stykały się z moją skórą. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Nie spodziewałabym się tego po niej. Zatem miałem miłą niespodziankę. Odszedłem od jej domu z nadal bardzo dobrym humorem.

   Nagle jednak dotarł do mnie jeden fakt. Ja byłem smokiem, a ona człowiekiem. Z tego co powiedział Kamatin, nie moglibyśmy być razem. Co prawda nic do niej nie czułem, ale takie ryzoko mogłoby zaistnieć. Poza tym byłoby to trudne, bo ja mieszkałbym tam, a ona tutaj.

   Zasmuciłem się nieco.

   Nie chciałem jej ranić. Może lepiej, żeby nasza relacja była czysto przyjacielska. Musiałem chyba zachować pewien dystans, by zrozumiała to bez słów, bo mogłoby to ją urazić. Naprawdę ostatnią rzeczą, jaką chciałbym widzieć, to jej łzy z mojego powodu.

   – Cholera – przeklnąłem pod nosem.

   Dlaczego musiałem wieść to podwójne życie? Niepotrzebnie smoki osadzili mnie tu. Tylko samych problemów mi to przysparzało, a może ich być więcej. Czemu nie mogłem wieść spokojnego życia po którejś ze stron? Jak widać tak chciał los. Co jeszcze mi przyniesie?

***

   Znów staliśmy za zamkniętą kratą. Dziś ja i Enuika nie stresowaliśmy się tak jak wczoraj. Mieliśmy już szansę na zdobycie tytułu oraz czekał nas przyjemny etap.

   Cieszyłem się też, że Enuika nie wspominała wczorajszego wieczoru. Pewnie nieśmiałość jej na to nie pozwalała. Ja wolałem nie poruszać tego tematu. Postanowiłem trochę się zdystansować, ale tak, żeby ona tego nie zauważyła. Wczoraj mogłem wysyłać mylne znaki, prawiąc jej co jakiś czas komplementy, ale byłem w dobrym humorze. Tak jakoś wyszło.

   – Hej, Nawis. – Usłyszałem znajomy kobiecy głos obok siebie.

   – Hej, Dalia – odpowiedziałem, spoglądając w jej stronę. Jak zawsze towarzyszył jej uśmiech.

   – Wczoraj jakoś nie udało mi się do ciebie zagadać, ale twoja walka przysporzyła mi wiele emocji. Dziwię się, że nie dali ci trzydziestki – odparła z entuzjazmem.

   – Widocznie, czegoś mi zabrakło. Z sędziami się nie dyskutuje. – Wzruszyłem ramionami. – Ty też wygrałaś i się zakwalifikowałaś do pierwszej jedenastki. Gratuluję. – Uśmiechnąłem się.

   – A dziękuję. – Odpowiedziała mi tym samym.

   Zerknąłem na Enuikę, która przypatrywała się nieco ze zdziwieniem naszej rozmowie. Poczułem się trochę głupio.

   – A właśnie, wypada was sobie przedstawić – odparłem z uśmiechem, tuszując niezręczność. – Dalia, to Enuika, moja przyjaciółka. Enuika, to Dalia, moja... – zaciąłem się.

   – Stara znajoma – dopowiedziała za mnie, ratując mnie, za co posłałem jej dziękujące spojrzenie, a ona puściła mi szybkie oczko. – Miło mi cię poznać. – Z szerokim uśmiechem wyciągnęła rękę przed siebie.

   – Wzajemnie – odpowiedziała nieco mniej entuzjastycznie Enuika, chwytając jej dłoń. Widziałem, że nie czuła się zbyt pewnie.

   – Ty też wczoraj wygrałaś, co nie? – zagadnęła.

   – Tak, jakoś się udało – odparła zdawkowo.

   – To życzę wam powodzenia, dziś nieco się odprężymy.

   – Dzięki i wzajemnie. – Uśmiechnąłem się.

   – To ja już spadam, nie będę wam przeszkadzać. Chciałam się tylko przywitać, bo nie wiem, kiedy jeszcze będę miała okazję z tobą pogadać. Gdzie ty znikasz na całe dnie? – zaśmiała się.

   – Bywam tu i tam. Wiesz, jak to ja.

   – Tak – przytaknęła. – To na razie.

   – Cześć – odpowiedziałem, a ona posłała mi jeszcze uśmiech i poszła do swoich znajomych.

   Dalia naprawdę wiecznie miała dobry humor. Też chciałbym tak co dnia tryskać pozytywną energią.

   – Łączyło was coś kiedyś? – spytała nagle Enuika, więc spojrzałem na nią. Była nieco przygaszona.

   – Eee wiesz... – zaciąłem się. – Byliśmy kiedyś razem – odparłem, czując trochę skrępowania.

   – Wydaje się bardzo miła. To chyba przez ten jej uśmiech – stwierdziła.

   – Tak, Dalia to typ wiecznej optymistki. Dlatego też trochę nas to poróżniło.

   Enuika tylko przytaknęła głową i nic nie powiedziała. Byłem jej za to wdzięczny, bo jakoś nieszczególnie lubiłem mówić o sprawach uczuciowych.

   Nagle krata zaczęła się podnosić, a moje serce zabiło szybciej. Adrenalina zaczynała dawać o sobie znać. Weszliśmy na arenę i ustawiliśmy się w dwuszeregu naprzeciwko tronu Tenebrisa. Znów słychać było wiwaty i niektóre imiona wykrzywikane przez widownię. Zupełnie nieświadomie dokładnie przyglądałem się tłumowi, na czym się po chwili przyłapałem, w poszukiwaniu znajomych twarzy, ale dziś nikogo nie zauważyłem. Mogli być też po drugiej stronie, więc postanowiłem sprawdzić później. Może dziś nie ryzykowali? Ale czy to naprawdę byli oni?

   Tenebris wstał i wyciągnął rękę, a hałas po chwili zniknął. Przeskanował nasze twarze z kamienną, niezdradzającą uczuć miną.

   – Nadszedł zatem czas na drugi etap Turnieju Przeznaczenia – odezwał się głośno. – Wczoraj wykazaliście się umiejętnością walki wręcz, a dziś wykażecie się zwinnością i celnością. Mam nadzieję, że znów dostarczycie nam niemałych emocji. Zatem powodzenia – powiedział, a zaraz dały się słyszeć brawa. Zostały, jednak zaraz uciszone przez głównego sędziego.

   – Drugi etap polega na strzelaniu z łuku do tarcz, które nagle będą się podnosić. Na początku macie trzy próby do stojących już celów. To tylko rozgrzewka i nie będzie ona się liczyła do punktacji – przerwał na chwilę. – Dziś to od was w większości będzie zależało, ile punktów zdobędziecie, wszystko zależy od waszej celności. My będziemy dodatkowo oceniać zwinność w skali od zera do dziesięciu. W środku tarczy jest pięćdziesiąt punktów, a dalej dwadzieścia pięć, piętnaście, dziesięć oraz pięć. Punkty zostaną podzielone przez dziesięć. Oddacie dwadzieścia strzałów, więc możecie zdobyć dziś nawet sto jeden punktów – zrobił pauzę. – Kolejność będzie dziś według rankingu. Zaczynamy od dołu. Myślę, że wszystko jest już jasne, więc nie przedłużając, rozpocznijmy drugi etap! – wykrzyknął, a widownia zaklaskała. – Jako pierwsza zaprezentuje się Kiara, a resztę poproszę o zejście za areny i pozostanie za kratą.

   Zrobiliśmy, jak chciał. Po chwili ona opadła. Wejście nie było aż tak szerokie, żeby każdy z nas mógł swobodnie oglądać. Udało mi się stanąć tak, że wszystko widziałem. Na plus był też mój wzrost. Ponad metr osiemdziesiąt robiło swoje. Enuika natomiast musiała się nie lada nawygimnastykować, by ułożyć ciało tak, by coś zobaczyła. Co chwilę też musiała stawać na palcach. Ogólnie to byliśmy w strasznym ścisku, że już po krótkim czasie zrobiło się gorąco i duszno. Chciałem zobaczyć tylko tę dziewczynę, by sprawdzić, czy nic się nie zmieniło. Frustrowało mnie, że musiałem tyle czekać. Chciałem to mieć już za sobą. Nie stresowałem się jakoś mocno, ale już sam widok areny i ta atmosfera, dawała mi tyle energii, że musiałem się jej jakoś pozbyć, a wysiłek był w tym najlepszy.

   W końcu zabrzmiały bębny, więc dziewczyna ustawiła się naprzeciwko stojących trzech tarcz. Z naszego punktu widzenia były one po prawej stronie przy ścianie. Zostały tak ustawione, by Tenebris oraz sędziowie widzieli je z przeciwka. Kiara przybrała pozycję do strzału, po czym napięła łuk. Chwilę mierzyła, a następnie wypuściła strzałę, która trafiła w pole o wartości dwadzieścia. Przeszła do drugiej tarczy i tu jej lepiej poszło, bo miała dwadzieścia pięć punktów, a trzeci strzał wyszedł jej tak samo. Rozgrzewkę zatem miała za sobą.

   Zabrzmiał gong, więc prawdziwa rozgrywka się rozpoczęła. Wszystkie tarcze leżały dookoła areny i dziewczyna musiała dokładnie się przyglądać, która zostanie podniesiona za sznur, pociągany przez wyznaczone do tego osoby, będące na widowni, bo tylko tak było to możliwe. Odpowiedzialni za to, stali teraz i patrzyli na zawodniczkę, która była już przygotowana do strzału. Nagle tarcza za nią podniosła się, a nawet nie było tego dobrze słychać. Kiara, nie widząc nic przed sobą, odwróciła się, po czym trafiła w cel. Początkowo pojawiały się one wolno, ale z czasem, zaczęły coraz szybciej, więc należało wykazywać się nie lada skupieniem i spostrzegawczością, a do tego celnością. Dziewczynie szło nawet nieźle. W końcu zabrzmiał gong, kończący jej kolej.

   Trzech sędziów podeszło do tarcz, by wyciągnąć strzały oraz zapisywać dane im wartości, w tym czasie sędzia główny oceniał jej zwinność. Kiara uzyskała łącznie pięćdziesiąt punktów i nie zdążyła trafić do dwóch tarcz.

   Po stwierdzeniu, że nic się nie zmieniło, przepchnąłem się przez tłum, aby usiąść na ławce. Byłem dopiero przedostatni, a chciałem zobaczyć na arenie tylko Enuikę i Dalię. Wolałem oszczędzać nogi. Moja kolej będzie za jakieś dwie lub trzy godziny. Idzie to dosyć szybko mimo wszystko, ale każdy jest sam, więc dlatego tyle to zajmuje.

   Trzeci etap to wyścig konny w lesie. Po nim następuje selekcja, czyli do dalszej części przechodzi tylko jedenaście osób. Dlatego dzisiejszy i jutrzejszy dzień są bardzo ważne.

   Czwarty zaś etap polega na odnalezieniu atrapy smoka. Chodzi się samemu po lesie i tropi, a dokładniej to szuka się wskazówek, które ponoć i tak nic nie dają. W trakcie wędrówki trzeba być czujnym, bo nagle mogą pojawić się ludzie z bronią i trzeba się obronić. Dodatkowo nie będzie to tylko jedna osoba. Potem wraz z prawdziwymi łowcami należy udać się na zwiady, co już pozwala na zapoznanie z późniejszym fachem. 

   Dla mnie ta część Turnieju była najciekawsza, bo co jak co, ale w lesie to ja się umiałem odnaleźć i dobrze się w nim czułem. Coraz bardziej jednak nie chciałem dostać się do ostatniego etapu. Czy dałbym radę zabić smoka? Wcześniej odpowiedź byłaby oczywista, ale teraz? Musiałem już zdać się na los. Co będzie, to będzie.

   – Nie patrzysz? – spytała Enuika, która usiadła obok mnie, gdy skończyła druga osoba.

   – Nie chcę mi się stać tyle. Ty widzę też myślisz tak samo – odparłem, a ona przytaknęła głową. – Czekam tylko na twoją i Dalii walkę – powiedziałem, a dziewczynie jakoś zrzedła mina.

   – Dobra ona jest? – spytała.

   – Nie wiem, bo nie mam z nią kontaktu, ale skoro jest szósta, to widać jest.

   – Myślisz, że dam sobie radę? – spytała z niepewnością.

   – Raczej tak, bo przecież na treningach bardzo dobrze ci to szło.

   – No tak, ale teraz dochodzi jeszcze stres – westchnęła. – Chciałabym się dostać dalej. Robię to i tak głównie dla uczczenia pamięci taty. Będąc łowcą, będę mogła poczuć się jak on. Tęsknię za nim. – Spuściła głowę i objęła ramionami brzuch. Posmutniała.

   – Ej, nie zadręczaj się teraz myślami o nim. – Dotknąłem jej ramienia, na co lekko się wzdrygnęła. – Musisz być teraz skupiona. Smutek teraz nic ci nie da, a wręcz przeciwnie tylko zaszkodzi.

   – Masz rację – westchnęła, po czym podniosła głowę, przez co nasze spojrzenia się spotkały. – Dzięki, że mnie wspierasz. Naprawdę to doceniam. – Uśmiechnęła się lekko.

   – Nie ma za co – odpowiedziałem.

   Przez dłuższą chwilę tylko na siebie patrzyliśmy, aż zdałem sobie sprawę, że przecież miałem nie robić jej nadziei. Przeniosłem wzrok na ścianę naprzeciwko mnie. Jak tak dalej pójdzie, to będę miał kłopoty. Nie mogłem się w niej zakochać ani ona we mnie. Tylko, co robić, by do tego nie doszło? Niestety, ale nad uczuciami nie da się panować. Serce samo wybiera. Gdybym miał jeszcze więcej znajomych, to może i by się udało to powstrzymać. W twierdzy nie miałem nikogo oprócz niej. Poza nią były jeszcze smoki. Właśnie smoki. Czy to naprawdę byli oni? Będzie mnie to tak dręczyło. Nie należałem do osób, które sobie coś odpuszczają, więc musiałem się tego dowiedzieć.

   Spojrzałem kątem oka na Enuikę. Siedziała tak samo zamyślona jak ja. Przez jej twarz przebijał się smutek i wiedziałem już co zajmuje jej myśli. Nie dziwiłem się jej. Strata bliskiej osoby nie była łatwą sprawą do pogodzenia. Sam przecież niedawno utraciłem przyjaciela. Swoją drogą byłem ciekawy, jak się miewał Emas, czy jeszcze w ogóle żył. Zaskakujące było dla mnie, dlaczego Tenebris go nie zabił. Nie chciałem, co prawda tego widzieć. Miałem nadzieję, że wszystko u niego w porządku. Choć jego los i tak wydawał się przesądzony. Może już był. Nie powinienem teraz o tym myśleć. Musiałem być pewny siebie.

   W końcu nadeszła kolej Enuki, więc dopchałem się do kraty razem z nią i życzyłem jej powodzenia. Zacisnąłem kciuki. Widziałem, że się stresowała, ale chyba jej przeszło, gdy trafiła w środek tarczy trzy razy z rzędu w próbie. To mnie też trochę uspokoiło, choć emocje się mnie trzymały. Enuika okazała się być niezwykle skupiona i precyzyjna. Nie zdążyła trafić tylko w jedną tarczę, a tak to jej strzały padały blisko środka. W końcu jej czas minął. Otrzymała dziwięćdziesiąt punktów, co przyjęła ogromnym uśmiechem i nim się obejrzałem pobiegła do mnie i rzuciła się w moje ramiona. I weź tu człowieku staraj się tworzyć barierę.

   – Gratuluję – powiedziałem podekscytowanym głosem.

   – Nie wierzę, że aż tak dobrze mi poszło. To było coś! – odparła z entuzjazmem i ogromnym uśmiechem.

   – Niepotrzebnie znów się bałaś.

   – Stres i tak zawsze towarzyszy przy czymś takim. – Wzruszyła ramionami. – Mam nadzieję, że dostanę się do czwartego etapu, ale tam to już wolę nie wypaść dobrze, a wiadomo, że tak nie będzie.

   – Skąd wiesz, jak będzie – powiedziałem. – Ja nie zamierzam się poddawać – odparłem pewnym głosem.

   – Ty jeszcze to wygrasz, masz serce łowcy – stwierdziła.

   Raczej serce smoka. Na to wspomnienie zabiło mi ono szybciej. Poczułem jak silna energia przepływa po moim ciele. Nagle zapragnąłem być w tym wcieleniu. Szkoda, że musiałem czekać aż do końca Turnieju. 

   – Może i tak – odparłem.

   – Siadamy czy patrzysz?

   – Na razie usiądźmy.

   – Naprawdę nie spodziewałam się, że będzie tak dobrze. Jakby się wyłączyłam na inne bodźce i widziałam tylko tarcze. Aż ciężko mi opisać, co czułam – powiedziała pełna emocji.

   – Widać było twoje skupienie – przyznałem.

   – Teraz sobie mogę trochę odetchnąć.

   – Ja niestety jeszcze muszę długo czekać. Taki to minus bycia na początku rankingu.

   – Jakoś to przebolejesz.

   – Niestety muszę.

   Czas zleciał nam na komentowaniu Turnieju. Obejrzeliśmy zmagania Dalii, która zdobyła dziewięćdziesiąt pięć punktów, a potem już tylko musieliśmy czekać na moją kolej. Czas mi się już bardzo dłużył. Byłem bardzo zniecierpliwiony. Gdy została wezwana osoba przede mną, wstałem, bo nie mogłem już wysiedzieć. Zaczynałem odczuwać rosnącą we mnie adrenalinę.

   W końcu padło moje imię, więc mogłem wejść na arenę, wziąłem łuk, który był przywieszony przy wejściu. Serce znów zaczęło mi bardzo szybko bić. Lubiłem taki stan. Adrenalina uzależniała.

   Stanąłem naprzeciwko tarcz próbnych. Spojrzałem na ich środki i nagle czas jakby się zatrzymał, a ja widziałem tylko to. Przybrałem pozycję łuczniczą, po czym ustawiłem łuk i napiąłem cięciwę, celując. Zrobiłem wdech, po czym wypuściłem strzałę, która trafiła idealnie w samo centrum. Kolejne dwie próby zakończyłem takim samym rezultatem. Teraz jednak zacznie się prawdziwa zabawa.

   Przymknąłem na chwilę oczy, aby się skupić. Nagle zdałem sobie sprawę, że mogłem polepszyć swoje możliwości, wyostrzając smocze zmysły. Tu przyda się szczególnie słuch. Wzroku wolałem nie testować, bo jeszcze oczy zmieniłyby kolor na złoty. Choć może i nie byłoby tego widać, ale wolałem nie ryzykować. Skoncentrowałem się na uszach. Poczułem rozpływającą się po mnie energię. Uśmiechnąłem się lekko, gdy zacząłem o wiele lepiej słyszeć. Nikt się nawet nie zorientuje, że korzystałem ze smoczych zdolności, bo i bez tego bym sobie poradził.

   Nagle zabrzmiał gong o wiele głośniej niż byłem przyzwyczajony. Wziąłem głęboki wdech nosem i wypuściłem powietrze ustami. Byłem gotowy. Obróciłem się dookoła i uważnie obserwowałem tarcze. Nagle usłyszałem odgłos jej podnoszenia z tyłu mnie, więc szybko zwróciłem się w tamtą stronę z przygotowanym już łukiem. Oddałem celny strzał, po czym kolejny cel się pokazał po drugiej stronie i tym razem znów nie spudłowałem. Byłem niezwykle skupiony i precyzyjny, a wszystko dookoła jakby zniknęło. Wyostrzony zmysł oraz jakaś dziwna intuicja bardzo mi pomagały. Pod koniec tarcze podniosły się bardzo szybko i zaraz też opadały, ale to nie stanowiło dla mnie problemu. Bezbłędnie trafiłem w każdy środek. W końcu mój czas dobiegł końca, a ja zdziwiłem się, że to już. Tyle się naczekałem, a tak szybko minęło.

   Wraz z zabrzmieniem gongu przywróciłem ludzki słuch, by jeszcze nie ogłuchnąć od oklasków. Poczułem nieco zniecierpliwienia, gdy sędziowie wyciągali strzały. Nawet nie było czego tu liczyć. Wynik wydawał się mi oczywisty. Choć oczywiście jeszcze były punkty za zwinność, ale raczej i z tym nie będzie problemu.

   – Nawisie, otrzymałeś maksymalny wynik, czyli sto jeden punktów – powiedział sędzia główny, co przyjąłem z ulgą oraz szerokim uśmiechem.

   Gdy schodziłem z areny, spojrzałem jeszcze na Tenebrisa, który patrzył na mnie z pogardą. Posłałem mu złośliwy uśmiech, czego nawet nie skomentował. Niech się wścieka. Oto mi chodzi.

   – Gratuluję! – pisnęła Enuika. – Wiedziałam, że będziesz miał komplet!

   – Dziękuję. – Uśmiechnąłem się do niej.

   Zobaczyłem, że Dalia idzie w moją stronę. Wcześniej ja też jej gratulowałem.

   – No, no, widzę, że jesteś w niezwykłej formie – powiedziała z uśmiechem. – Coś czuję, że to wygrasz.

   – Zobaczymy, ale mam taką nadzieję.

   – Przynajmniej dziś ocenili cię sprawiedliwie. Wczoraj też powinieneś mieć maksymalną ilość.

   – Tamtego już nie zmienię, teraz poszło lepiej. Nie mogę się już doczekać czwartego etapu – odparłem z entuzjazmem.

   – Oj, ja też. Jest o wiele ciekawszy. Wtedy dopiero poczujemy się jak łowcy, bo to jest jak trening. – Machnęła lekceważąco ręką.

   – Teraz tylko musimy czekać na wyniki końcowe.

   – A zanim to, może popatrzmy na twojego rywala z pierwszego miejsca?

   – Czemu by nie – odparłem.

   Daveth był już w trakcie próby i poszła mu niestety bezbłędnie. Oby później coś mu nie wyszło. Wystarczy, że raz nie trafi w pięćdziesiątkę, a ja będę wtedy pierwszy. Z napięciem obserwowałem go. Nie wyglądał, jakby miał się pomylić, ale nadzieja umiera ostatnia. Niestety trafił wszędzie w same środki. Teraz tylko mogłem liczyć na sędziego. Czułem, jak serce znów mi wali z nerwów.

   – Davethcie, otrzymałeś sto punktów – powiedział.

   – Tak! – krzyknąłem i zauważyłem, jak twarz Davetha pochmurnieje, gdy szedł w stronę kraty. Jak mnie zobaczył, to jego wzrok mógłby zabijać.

   – I jak się czujesz z tym, że mamy remis? – spytałem zaczepnie.

   – Zamknij się – warknął, wymijając mnie i uderzając mocno barkiem.

   – To będzie ciekawa rywalizacja – powiedziałem do dziewczyn, a nagle dał się słyszeć głos sędziego wzywającego nas na arenę, więc wszyscy wyszliśmy i ustawiliśmy w dwuszeregu.

   – Mamy już wyniki drugiego etapu – odezwał się, a wszyscy ucichli. – Ranking odczytam od końca.

   Teraz już widać było załamanie u większości, bo ich szanse malały. Tylko kilka osób się nie przejęło, bo i tak im nie zależało, sądząc po wyniku. Niestety, ale Turniej Przeznaczenia był brutalny. Tylko najlepsi mogą przejść. Wszystko i tak może zostać potem zweryfikowane, bo jeśli okaże się, że ktoś nie potrafi walczyć ze smokami ani ich zabijać, to wylatuje. Także może być odsiew za jakiś czas.

   Cieszyłem się szczęściem Enuiki, która mimo że spadła na dziesiąte miejsce, to była zadowolona. W końcu też i ja się oficjalnie dowiedziałem, że miałem ex aequo pierwsze miejsce z Davethem, co on przyjął głośnym prychnięciem. Słyszałem to, bo tylko jedna osoba nas oddzielała. No cóż, niedługo pocieszył się tą pozycją. Teraz nie zamierzałem sobie jej odebrać. Już naprawdę nie mogłem doczekać się trzeciego etapu.

Hej!
Oczywiście znów sporo mnie nie było, ale co poradzić mam na brak weny, której kompletnie nie mam przez świadomość, że zostały mi trzy miesiące do matury. No można popaść w depresję. Szczególnie, jak mój kochany mózg robi sobie porządki w pamięci i twierdzi, że wszystko co związane z biologią i chemią, nie jest mi potrzebne. Dzięki, mózgu. Ucz się człowieku tyle, a i tak większość zapomnisz. Także następny rozdział nie wiem, kiedy się pojawi. Jak mnie dopadną chwilowe chęci na pisanie, to coś będzie, choć i tak idzie to bardzo wolno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro