Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Byłem zszokowany moim odkryciem. Ja Smokiem Słońca? Niby jak? Co w takim razie robiłem pośród łowców? Czemu nie byłem ze smokami? Nie chcieli mnie? Może dlatego mnie porzucili. Ale czemu? Jestem przecież tym sławnym, najpotężniejszym smokiem, którego tak obawiają się łowcy. Dlaczego, więc smoki miałyby mnie wyrzucać? To jest niepojęte. O co w tym wszystkim chodzi?

   Westchnąłem, a właściwie cicho warknąłem i znów zacząłem oglądać swoje ciało. Dziwnie czułem się pod postacią smoka. Tak inaczej. Sam nawet nie wiedziałem, jak określić moje uczucia, bo było ich od groma, jednak panika zapanowała całkowicie nade mną.

   Moje spojrzenie najdłużej spoczęło na skrzydłach. Rozłożyłem je i poruszyłem nimi. Dziwnie mieć część ciała, której wcześniej się nie posiadało. Tak samo z ogonem. Nadal byłem w ogromnym szoku i zbyt prędko on nie minie.

   Poruszałem skrzydłami w górę i w dół, próbując unieść się. W końcu mi się udało. Poleciałem trochę do góry, tak aby nie wystawiać poza korony drzew, bo jeszcze ktoś by mnie zobaczył i wtedy skończyłbym jak Emas. Właściwie, jak się przemienić z powrotem w człowieka? Przecież muszę się pokazać w twierdzy!

   Zaczęła narastać we mnie jeszcze większa panika. Wylądowałem na ziemi i ciężko oddychałem. Nie no, teraz to dopiero miałem problem. Po prostu świetnie!

   Nagle znów zrobiło się jasno. Spojrzałem na słońce. Księżyc zasłaniał je już tylko częściowo.

   Patrzyłem na to smocze ciało, a w głowie miałem pustkę. Nie, nie, nie, to nie mogła być prawda. To tylko sen. Chciałbym się uszczypnąć, ale bez palców tego nie mogłem zrobić. Drapnąłem się więc kilka razy pazurami, czując to. Zatem to była prawda, a ja kompletnie nie wiedziałem, co robić.

   Nagle poczułem dziwny dreszcz na ciele. Psychicznie przygotowałem się na falę bólu i nawet zamknąłem oczy, ale on się nie powtórzył. Otworzyłem powieki i zorientowałem się, że byłem niższy i nie stałem już na czterech łapach. Spojrzałem na moje ciało i odetchnąłem z ulgą, gdy zobaczyłem części ciała człowieka.

   Jak to się stało, że się przemieniłem? Nic nawet nie zrobiłem. Może to przez słońce? Zacząłem się przeobrażać, gdy zaćmienie się zaczynało. W momencie, gdy księżyc zasłaniał całkowicie tarczę słońca, byłem już w ciele smoka, a teraz znów było jasno i stałem się człowiekiem, więc to chyba ono spowodowało moją przemianę. Innej teorii nie potrafiłem wymyślić.

   Ale co teraz? Byłem smokiem, nie zwyczajnym człowiekiem. Co miałem robić? Co jeśli ktoś to odkryje? Co gorsza, jeśli zrobi to Tenebris lub Netum? Nie mieli co prawda Słonecznej Tarczy i Klejnotu Potępienia, ale mogliby mnie uwięzić i resztę życia spędziłbym w lochu. Kiedy znów może nastąpić przemiana? Bałem się tego. Nie umiałem być smokiem. Byłbym bezbronny w tym ciele. Jedyne co potrafiłem to latanie, choć i z tym pewnie miałbym problem.

   Co robić? Przecież chyba nie pójdę ot tak do smoków. Mogliby mnie zabić, bo nie umiałbym im udowodnić kim byłem, ponieważ nie miałem pojęcia, jak się zmienić w smoka. Zresztą nawet nie chciałem próbować. To wszystko było zbyt skomplikowane. Nagle całe moje życie w dwa dni się zmieniło. Najpierw wiadomość, że Emas to smok, a teraz okazało się, że byłem Smokiem Słońca. To zbyt wiele jak na tak krótki czas. Nie potrafiłem zebrać myśli w sprawie z Emasem, a teraz już w ogóle nic nie pojmowałem. Byłem w kropce.

   Złapałem się za głowę i zacząłem chodzić dookoła polany. Miałem w myślach istną burzę z piorunami, które co chwilę mnie raziły.

   No nic, musiałem wrócić do twierdzy. Obym był tylko spokojny, choć byłem teraz kłębkiem nerwów.

   Dotarłem do bramy i bez problemu przeszedłem. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Do zamku nie zamierzałem iść. Mógłbym poćwiczyć, ale byłem teraz zbyt rozkojarzony i poddenerwowany. No cóż, mogłem się powłóczyć trochę po mieście, a może coś przyszłoby mi do głowy.

   Gdy przechodziłem obok domu Enuiki, zobaczyłem ją, sadzącą kwiatki w doniczce. Cicho też podśpiewywała, ale nie wychwyciłem słów. Chciałem przemknąć niezauważony, bo pewnie sprawiłem jej przykrość, gdy odchodziłem, a w zasadzie uciekałem, jednak ona akurat spojrzała na ulicę i zobaczyła mnie.

   – O, Nawis – powiedziała, wstając, a jej mina trochę zrzedła.

   Była smutna, ale nie miałem innego wyjścia, nie mogłem z nią zostać, bo przemieniłbym się przy niej. Oby tylko moje oczy nie były złote. Cholera, nie pomyślałem o tym! Co jeśli one nadal takie były?!

   Panika znów ogarnęła moje ciało. Schyliłem głowę najniżej jak się dało i za wszelką cenę nie pozwałem jej przyjrzeć się im dokładniej.

   – Nie mogę teraz rozmawiać, muszę iść – powiedziałem trochę poddenerwowanym głosem i szedłem dalej.

   – Znów gdzieś uciekasz? Jeśli nie lubisz mojego towarzystwa, po prostu mi to powiedz – odparła ze smutkiem.

   Przystanąłem dwa kroki od niej, dzięki czemu nie widziała mojej twarzy.

   – Nie, lubię cię, tylko muszę iść. – Starałem się zabrzmieć normalnie i miło, jednak niezbyt mi to wyszło.

   – Jesteś jakiś zdenerwowany. Coś się stało? – spytała, podchodząc do mnie.

   Stanęła obok, a ja odwróciłem głowę w przeciwną stronę na tyle, żeby nie wyglądało to dziwnie, chociaż i tak już tak było.

   – Nie, nic się nie stało, wszystko jest w porządku – odpowiedziałem, tym razem zachowując o obojętny ton. – Muszę już iść, mam sprawę do załatwienia – odparłem, nim zdążyła się odezwać, co zauważyłem, że chciała zrobić.

   Ruszyłem jak najszybciej przed siebie i tylko usłyszałem jak wzdycha. Pewnie sprawiłem jej przykrość. Później do niej przyjdę, choć może się na mnie obrazić. Trudno. Ważniejsze teraz było moje bezpieczeństwo. Tylko gdzie mogłbym sprawdzić stan moich oczu? Potrzebowałem lustra, lub czegokolwiek co odbija obraz, lecz bałem się przystanąć gdzieś na dłużej. Do zamku nawet nie zamierzałem wchodzić. Szyba w sumie by wystarczyła, lecz musiałem znaleźć miejsce, gdzie nie kręcili się ludzie.

   Szedłem szybko z głową w dole i rozglądałem się na boki. Na szczęście znalazłem jakąś węższą uliczkę i tam się udałem. Wybrałem najdalszy budynek, po czym spojrzałem w okno, zbliżając się do niego. Uważnie przyjrzałem się gałkom ocznym i z ulgą zauważyłem, że miałem ludzkie oczy. Wypuściłem powietrze, które wstrzymywałem, nie zdając sobie z tego sprawy. Odsunąłem się od domu.

   Nagle ze zdwojoną siłą do mnie dotarło, co mi się przytrafiło. Smok Słońca to ja. Smok Słońca to ja. Smok Słońca to ja. Że co?! Nie, nie, nie, to się nie stało naprawdę, prawda?

   Mój oddech się przyspieszył. Złapałem się za głowę.

   To prawda... Ja naprawdę byłem Smokiem Słońca. Smokiem Słońca... Nie, to niemożliwe! To się kupy nie trzyma! To... Co ja mam teraz robić? Jak z tym żyć? Całe życie szykowałem się do zostania łowcą, a byłem smokiem. Przecież od dziecka mi wpajano, jakie one są złe, że muszę je zabijać, a teraz co? Nagle mam się przerzucić na ich stronę? Mieszkać razem z nimi?

   Westchnąłem ciężko, opuszczając bezwładnie ręce.

   Dlaczego akurat ja? Dlaczego nie ktoś inny? Dlaczego to ja byłem Smokiem Słońca? No dlaczego? Nie tak się wychowywałem. Miałem zostać łowcą. To mój najważniejszy cel. Nic innego się nie liczyło, a nagle stało się coś takiego? To przecież brzmi tak absurdalnie. Ja smokiem? No błagam, komu by do głowy takie coś przyszło? Jednak niestety wszystko się zgadzało. Zostałem podrzucony pod bramę jako niemowlę, tu oczywiście znów pojawia się pytanie, dlaczego? Zawsze w sumie czułem się inny, choć nie potrafiłem nawet tego wytłumaczyć, ale to też zależało od tego, że byłem nikim dla ojca i brata. Nigdy bym nie pomyślał, że tak naprawdę nawet nie byłem człowiekiem.

   Pokręciłem nerwowo głową.

   Koniec już tego myślenia!

   Nagle poczułem potrzebę, żeby się wyładować w typowy dla mnie sposób, czyli potrenować. Potrenować walkę ze smokiem, którym sam byłem... Koniec!

   Zdecydowanym krokiem ruszyłem w kierunku placu do ćwiczeń, a gdy się na nim znalazłem, po prostu oddałem się całkowicie wysiłkowi. Moje myśli zniknęły, lecz byłem świadom, że nie na długo. Po jakiejś godzinie już zipałem ciężko, lecz spowodowane było to głównie emocjami. Potrzebowałem się teraz wyciszyć, lecz przy tym znów nie dać myślom się uaktywnić, więc uznałem, że rozmowa z Enuiką byłaby dobrym sposobem, a przy okazji mogłem ją przeprosić za moje niemiłe zachowanie.

   Poszedłem do jej domu i dopiero wtedy do mnie dotarło, że nie wiedziałem, które mieszkanie należało do niej. Już miałem odejść, gdy zauważyłem, że jedno z okien na pierwszym piętrze otwiera się i ujrzałem właśnie ją. Dziewczyna raczej mnie nie dostrzegła, bo nie patrzyła w dół.

   – Enuika! – zawołałem.

   Blondynka spojrzała na mnie, a po chwili na jej twarzy pojawiło się zdziwienie, lecz szybko zniknęło i zastąpiła je złość. Nie dziwiłem się jej. Dwa razy od niej dziś uciekłem. Miała prawo nie chcieć mnie nawet widzieć. Mógłbym co prawda odpuścić, lecz potrzebowałem zająć czymś myśli.

   – Mogłabyś zejść na dół? – spytałem miło.

   – Nagle chcesz mnie widzieć? – zdziwiła się.

   – Przepraszam, że byłem niemiły, ale byłem nieco nie w humorze, co i tak mnie nie usprawiedliwia – wytłumaczyłem się.

   – Odpuśćmy sobie naszą znajomość, bo raczej nie traktujesz mnie poważnie – odparła z urazą.

   – Posłuchaj, ja naprawdę lubię twoje towarzystwo i nie mam o tobie złego zdania – powiedziałem szczerze.

   Nie odpowiedziała, lecz widziałem, że myśli, co zauważyłem po jej minie, lecz również po zmarszczonych brwiach.

   – Dobrze, dam ci szansę – odezwała się.

   Uśmiechnąłem się.

   – To chcesz spędzić ze mną teraz trochę wolnego czasu?

   – Zaraz będę – odpowiedziała, po czym zniknęła.

   Nie wiedziałem, po co chciałem brnąć dalej w tę relację, lecz w sumie co mi szkodziło. Mimo wszystko potrzebowałem osoby, której mógłbym się choć trochę wygadać, bo Emasa już nie miałem. Emas... Nie, to nie czas na myśli.

   Drzwi się otworzyły i pojawiała się w nich Enuika. Uśmiechnąłem się lekko, a ona nieśmiało odwzajemniła mój gest. Podeszła do mnie.

   – Przejdziemy się? – zaproponowałem.

   – Zgoda – przytaknęła, po czym po prostu zaczęliśmy iść w nieznanym kierunku.

   – Podobało ci się zaćmienie? – spytałem, aby zacząć jakiś temat.

   – Tak, było to naprawdę niezwykłe zjawisko. Nie do wiary, że nagle nastała jakby noc.

   – Racja, nieczęsto zdarza się coś takiego – przyznałem.

   Nieczęsto zdarza się, że dowiaduję się o byciu Smokiem Słońca... Stop!

   Zapadła cisza. Domyślałem się, że Enuika była nieśmiała, więc to na mnie spoczęła rola podtrzymywania rozmowy. Sam nie byłem najlepszy w zawieraniu nowych znajomości, po prostu ich nie chciałem. Śmiałości mi nie brakowało.

   Zauważyłem, że Enuika trochę się spięła, a jej wyraz twarzy był trudny do odgadnięcia. Pewnie próbowała znaleźć temat do rozmowy. Dobra, niech się dziewczyna nie męczy.

   – Co taka cicha jesteś? – spytałem, spoglądając na nią.

   – Zamyśliłam się trochę – odpowiedziała wymijająco.

   – Opowiedz coś o sobie, co chcesz. Oczywiście nie naciskam.

   – Dobrze – odparła i przez chwilę się zastanowiła. – Wychowuje mnie tata, który jest łowcą i pragnie, abym ja też nim została zgodnie z naszą rodzinną tradycją. Jestem jego oczkiem w głowie. – Uśmiechnęła się lekko. – Natomiast moja mama... umarła po porodzie – powiedziała ze smutkiem.

   – Tak mi przykro. To musi być dla ciebie coś okropnego – powiedziałem ze współczuciem.

   – To było dawno, nawet tego nie pamiętam. – Wzruszyła ramionami, lecz przygnębienie nie zniknęło z jej twarzy.

   – Naprawdę ci współczuję. – Spojrzałem w jej oczy, lekko się uśmiechając dla pocieszenia, a ona odwzajemniła mój gest.

   – Ale wiesz, nie mam wcale tak źle. Tata naprawdę o mnie dba i się troszczy. Smutno mi trochę, bo nie mam rodzeństwa, ale na parterze mieszka rodzina z trojgiem dzieci i często się nimi opiekuję, bo są jeszcze mali. Dwaj chłopcy to bliźniaki i mają siedem lat. Są pełni energii i lubią psocić. Dziewczynka ma cztery latka i jest spokojna, ale za to bardzo gadatliwa. Potrafi długo o czymkolwiek opowiadać, choćby był to nawet zwykły kwiatek. Z nimi jest wesoło i na samotność jakoś nie narzekam – odrzekła już weselej.

   – To dobrze, że nie jest ci źle. Masz o wiele lepiej ode mnie. Masz ojca, który cię kocha. Ja kochałem tylko moją mamę, ojca i brata nigdy. Oni zawsze traktowali mnie z oziębłością. Dla nich jestem tylko podrzutkiem... – westchnąłem.

   – Nie rozumiem, czemu twój ojciec cię tak traktuje. Ma przecież drugiego syna, który jest bardzo dobry w walce i pewnie zostanie łowcą. Powinien się cieszyć.

   – Powiedz to jemu. – Pokręciłem głową. – Bo widzisz... – postanowiłem powiedzieć jej część prawdy. – Tenebris od początku mnie nie chciał. Moje nagłe pojawienie się było dla niego podejrzane i czuł, że to jakiś spisek. Powinno mu to przejść, bo nic się nie stało, ale on nadal nie zmienił swojego stosunku do mnie. Może dalej szuka drugiej dziury w mojej obecności.

   I rzeczywiście miał rację...

   – Może nie mówmy już o naszych rodzinach, bo to nas tylko smuci – powiedziała Enuika, a ja skinąłem głową.

   Potem rozmawialiśmy już na inne, luźniejsze tematy. Dowiedziałem się wielu rzeczy o Enuice. Musiałem przyznać, że to bardzo sympatyczna dziewczyna. Z biegiem rozmowy stała się bardziej pewna siebie, trochę też żartowała. Często się śmiała, a mi jakoś spodobał się ten śmiech. Nawet nie wiedziałem czemu. Cieszyłem się, że ją przypadkiem poznałem. Właściwe mogłem już wcześniej z nią porozmawiać, ale byłem zaślepiony tylko sobą i treningami. Czasami jak człowiekowi na czymś za bardzo zależy, to nie dostrzega innych i kieruje się tylko swoimi potrzebami. Czysty egoizm. Jednak należy też zwolnić na chwilę i nie patrzeć tylko na siebie, bo dookoła może być mnóstwo ludzi, którzy byli warci poznania, a mi szczególnie przydałaby się jakaś bliska osoba po stracie Emasa. 

   Mimo że byłem bardziej rozluźniony, w głębi duszy i tak rozmyślałem o tym, co się dziś stało. Czułem, że coś się zmieniło w moim życiu. Bycie smokiem na pewno do czegoś doprowadzi, tylko co się może stać?

~*~

   Następnego dnia nie mogłem usiedzieć w twierdzy. Nie po tym, co się stało podczas treningu. Wściekłem się na Davetha, który prowokował mnie do walki, a wtedy poczułem dziwny, ciepły dreszcz przechodzący po moim ciele. Bałem się, że jeszcze przemieniłbym się w smoka, bo tylko to mi przyszło na myśl. Zdusiłem złość w sobie, a dziwne uczucie minęło. Gdy tylko trening się skończył, wyszedłem z twierdzy i poszedłem na polanę. Nie miałem ochoty ćwiczyć, gdyż już wystarczająco mi tego było.

   Leżałem zatem na środku polany z rękami pod głową. Wiosenne słońce przyjemnie grzało moją twarz, a delikatny wiaterek, poruszający świeżo zielonymi źdźbłami traw, dodawał trochę chłodu. Dodatkowo towarzyszył mi śpiew ptaków, który mnie uspokajał i rozluźniał. O tak, cisza i spokój to było to, co lubiłem najbardziej. Mimo zamkniętych oczu, cały czas byłem czujny i na wszelki wypadek obok mnie leżał miecz.

   – No proszę, jednak tu jesteś. – Usłyszałem nagle jakiś głos niedaleko mnie, więc automatycznie poderwałem się na równe nogi i chwyciłem miecz, który wycelowałem w stronę osoby stojącej obok drzewa kilka metrów ode mnie.

   Postać była ubrana w czarną pelerynę z kapturem, przez który nie widziałem twarzy. Dodatkowo drzewo rzucało na nią cień.

   – Kim jesteś? – spytałem, napinając wszystkie mięśnie w razie nagłego ataku. Mocniej zacisnąłem też dłonie na rękojeści.

   – Jeśli coś ci to da, jestem Kamatin – odparł młody mężczyzna, co poznałem po głosie.
 
   – Mów, co tu robisz? Czego ode mnie chcesz? – spytałem zimnym tonem.

   – Spokojnie, Nawis, nie musisz się mnie obawiać, nic ci nie zrobię. Opuść miecz – odpowiedział łagodnie, ale nie zrobiłem, czego chciał.

   – Skąd znasz moje imię? – zapytałem podejrzliwie, a w głowie pojawił mi się alarm, ostrzegający być może przed niebezpieczeństwem. 

   Może tylko mnie podpuszczał i chciał uśpić moją czujność, ale ze mną nie było łatwo. Na moje zaufanie trzeba było zapracować. Nie bałem się, byłem tylko poddenerwowany i czujny.

  – Kto by go nie znał? Jesteś zbyt popularny.

   – A kto mnie zna? Kim ty, do cholery, jesteś? – odrzekłem ostrzej.

   – Jestem taki jak ty, choć w zasadzie nie do końca – odparł.

   Przez chwilę trawiłem jego słowa. Był taki jak ja, czyli jaki? Też ubiegał się o tytuł łowcy? A może chodziło o coś innego? Nagle przemknęła mi myśl, że był smokiem, ale jakoś nie chciałem brać tego pod uwagę.

   – O co ci chodzi? Nie rozumiem cię. – Potrząsnąłem głową i zmarszczyłem brwi.

   – Czy przypadkiem coś się nie wydarzyło podczas wczorajszego zaćmienia? – spytał tajemniczym głosem.

   Czy coś wiedział? Widział mnie? Kim on, do cholery, był? W jaką grę pogrywał? Naprawdę działał mi już na nerwy.

   – Nie wiem, o czym mówisz. Nic mi się nie przytrafiło podczas zaćmienia. – Postanowiłem, jak najdłużej ciągnąć tę grę, do czegokolwiek ona prowadziła.

   – Oj, Nawis, Nawis, wiem, co się stało.

   – Tak? To co takiego się wydarzyło? Oświeć mnie – powiedziałem pewnym głosem, choć czułem, że przegrałem tę walkę.

   – Przemieniłeś się w smoka – odparł, a mnie chwilowo zamurowało, ale zaraz się ogarnąłem i podszedłem do niego z mocno trzymanym mieczem, bo moje zdenerwowanie rosło z każdą sekundą i każdym zdaniem wypowiedzianym przez niego. Najgorsze było to, że nie wiedziałem, czego mogłem się po nim spodziewać, dlatego nie chciałem wybuchnąć. Stanąłem dwa metry przed nim i patrzyłem na niego przeciągle.

   Z bliższej odległości już mogłem nieco dostrzec jego twarz. Przynajmniej teraz mogłem widzieć jego emocje.

   – Co zatkało cię? – zaśmiał się ironicznie.

   – Co wiesz? – syknąłem.

   – Wszystko. Jesteś Smokiem Słońca, mieszkasz w twierdzy łowców, a twoim przybranym ojcem jest ich władca, Tenebris. Dodatkowo trzy dni temu schwytali Emasa, który był ci jak rodzina – wyliczył znudzonym głosem, a ja nie byłem w stanie nic z siebie wykrztusić z szoku.

   Skąd to wszystko wiedział? Śledził mnie? Mieszkał w twierdzy? Kim był? Mój umysł nie potrafił wszystkiego połączyć w całość. Kompletnie się tego nie spodziewałem. Mimo wszystko wolałem zachować zimną krew.

   – To bzdury – prychnąłem, przybierając obojętny wyraz twarzy.

   – Nie, to sama prawda.

   – Kim jesteś? Śledzisz mnie? Tenebris cię na mnie nasłał?

   – Nie jestem z nim w ogóle powiązany.

   Teraz już nic nie rozumiałem. 

   – Mógłbyś przynajmniej zdjąć ten kaptur? Chcę sprawdzić, czy cię znam.

   – Nie sądzę – odparł, ściągając materiał z głowy.

   Zobaczyłem szatyna z zielonymi oczami, prawdopodobnie w moim wieku. Miał lekko zarysowane kości policzkowe, prosty, wąski nos, półpełne usta oraz kwadratowy podbródek. Był mniej więcej mojego wzrostu. Stał z ironicznym uśmiechem, co mnie denerwowało, bo nadzwyczajniej w świecie miał ze mnie niezły ubaw.

   Nie kojarzyłem go. Chyba nigdy go nie widziałem, bo jeśli miał tyle lat co ja, a na tyle wyglądał, to brałby udział w treningach.

   – Możesz w końcu skończyć tę grę? Nie mam zielonego pojęcia, kim jesteś – powiedziałem z frustracją.

   – Naprawdę się nie domyślasz?

   – Naprawdę. – Kiwnąłem jeszcze twierdząco głową.

   – Jestem smokiem – odparł spokojnie.

   – Smokiem? – spytałem ze zdziwieniem.

   – Aż takie to dziwne? Przecież łowcy od lat z nami walczą. Na pewno jakiegoś widziałeś – zadrwił.

   – Nie chodzi mi o to, że dziwię się, że smoki istnieją. Po prostu nie wpadłbym na to, choć chyba nie dopuszczałem tej myśli.

   – Sądziłem, że się domyślisz. Dużo wskazówek ci podsunąłem.

   – Jesteś smokiem, tak? Udowodnij – powiedziałem wyzywająco.

   – Dobrze, skoro w ten sposób mi uwierzysz – odparł, a po chwili przede mną stał duży, ciemnozielony smok.

   Gdyby na moim miejscu stał łowca, w tym momencie zaatakowałby go. Jednak byłem smokiem, a dodatkowo on mógł odpowiedzieć na moje pytania, które mnie nurtowały, więc nie mogłem go zgładzić.

   – Teraz mi wierzysz? – spytał w mojej głowie.

   Zaraz, zaraz, znowu słyszałem czyjś głos w moich myślach? Czy to normalne?

   Skinąłem tylko głową, a po chwili smok przemienił się w człowieka.

   – Powiedz, czy ty naprawdę coś do mnie powiedziałeś w myślach? – spytałem.

   – Tak, smoki mają zdolność do porozumiewania się drogą myśli. Spokojnie nie potrafimy w nich czytać. Słyszymy tylko to, co ktoś nam mówi. To jest jak zwyczajna rozmowa, tylko że w głowie – sprostował. – Ale ty oczywiście jesteś wyjątkowy i możesz normalnie komunikować się z ludźmi.

   Czyli Emas rzeczywiście do mnie wtedy mówił, ale jak to możliwe, skoro nie byłem wtedy smokiem? Chociaż mogłem nim być, tylko jeszcze nie byłem w pełni przemieniony.

   – Dobra, nieważne. – Machnąłem ręką, po czym schowałem miecz do pochwy, bo skoro był smokiem, to raczej nie mógł mi nic zrobić. Czujność mimo wszystko została. – Po co tu jesteś? Jak mnie znalazłeś?

   – Jestem tu po to, aby uświadomić ci, że jesteś Smokiem Słońca, czy tego chcesz, czy nie, bo z tym wiążą się obowiązki – odparł poważnym tonem.

   – A może zwyczajnie nie chcę nim być?

   – Nie chcesz być smokiem? Czy ty słyszysz, co mówisz? – zadrwił. – Jesteś nim. Nie zmienisz tego w żaden sposób.

   – I przyszedłeś tu, aby przeciągnąć mnie na waszą stronę? Odpowiedź brzmi, nie, nigdzie z tobą nie pójdę, bo nie prosiłem się o bycie smokiem – powiedziałem poddenerwowanym głosem.

   – Nawis, ale ty nie możesz mieszkać z łowcami przez całe życie. Na razie jeszcze tak, ale to się kiedyś skończy. Jesteś Smokiem Słońca – odrzekł wolno i wyraźnie, aby dać mi to do zrozumienia.

   – Nie jestem nim. Nie mam zamiaru być.

   – Wiesz, pomógłbym ci, ale zwyczajnie nie mogę – powiedział ironicznie. – Musisz pogodzić się ze swoim nowym wcieleniem.

   – Ale ono jest mi do niczego nie potrzebne. Jestem łowcą – podkreśliłem ostatnie słowo.

   – Z tego, co mi wiadomo, jeszcze nim nie jesteś – odparł znów tym swoim sarkastycznym tonem, co naprawdę mnie denerwowało.

   – Możesz przestać mieć z tego ubaw? – rzuciłem ostro.

   – Czy ja mam z czegoś ubaw?

   Zacisnąłem mocno pięści.

   – Tak, ze mnie – wycedziłem.

   – No może trochę, ale śmieszny jesteś z tym swoim wypieraniem się czegoś, co jest faktem dokonanym.

   – Nie jestem smokiem! – krzyknąłem.

   Nagle poczułem dreszcz przebiegający po moim ciele. Po chwili zorientowałem się, że nie stałem na dwóch nogach. Spojrzałem w dół i zobaczyłem smocze ciało. Nie no, serio?

   – Nie jesteś smokiem, tak? – odparł kpiąco, po czym przemienił się, ale był odrobinę niższy ode mnie.

   – Nie jestem nim – warknąłem.

   – Posłuchaj mnie, Nawis, uważnie – powiedział stanowczo. Oczywiście usłyszałem jego głos w myślach. – Nie możesz się zdemaskować, rozumiesz? Masz się zachowywać jak zawsze. Pamiętaj, że każdy większy wybuch gniewu, może doprowadzić do tego, co się stało przed chwilą. Jednak możesz oczywiście to powstrzymać, zduszając w sobie złość. To jest problem każdego młodego smoka. Ty przeobraziłeś się pierwszy raz, więc jesteś jak one. Musisz się kontrolować, a z tego co widzę, łatwo wytrącić cię z równowagi, co wcale ci nie pomaga – mówił wolno i wyraźnie, ale stanowczo.

   – Zrozumiałem – odparłem, kiwając głową.

   – Mam nadzieję. Oby ci się udało. Nie możesz się potknąć przez własną dumę. Czasami trzeba być pokornym, a nie wybuchać jak wulkan. Choć to zachowanie jest typowe dla smoków. W końcu nimi jesteśmy i drzemie w nas bestia, której głos jest trochę przyćmiony ludzkimi emocjami.

   – Wszystko zrozumiałem. Mam być spokojniejszy – powiedziałem. – A tak w ogóle, jak się przemienić z powrotem w człowieka? – spytałem.

   – To proste, musisz tylko o tym pomyśleć. Chciej stać się nim.

   – Od razu to przetestuję, bo nie mam ochoty być dłużej w tym ciele.

   – Pogódź się z tym.

   – Zamknij się już! – powiedziałem ostro.

   – A ty się skup, skoro chcesz się przemienić.

   Uda mi się. Musi. Dobra, wdech i wydech, Nawis. Spokojnie.

   – Chcę stać się człowiekiem – powiedziałem do siebie w myślach, jednak nic się nie stało.

   No co jest? Czemu to nie działa? Dobra, jeszcze raz.

   – Chcę stać się człowiekiem – pomyślałem usilnie, lecz nie poskutkowało. Spróbowałem, więc za trzecim razem, a po chwili poczułem dreszcz i byłem w ludzkiej postaci.

   – No, nieźle, jak na pierwszy raz – pochwalił mnie szatyn, który również przybrał tę postać. – No to ja już pójdę. Przemyśl sobie wszystko na spokojnie jeszcze raz. Niech do ciebie w końcu dotrze, że jesteś smokiem i to nie byle jakim, bo Smokiem Słońca i wtedy możesz dołączyć do nas.

   – Zaraz, już idziesz? – spytałem, marszcząc brwi.

   – Powiedziałem, co miałem powiedzieć, więc tak. To od ciebie zależy kiedy przyjdziesz, a na pewno chcesz się dowiedzieć co nieco czegoś.

   – Owszem, mam mnóstwo pytań. Gdzie mam przyjść?

   – Po prostu przyjdź na nasze terytorium. Chyba wiesz, gdzie mieszkamy?

   – Tak, wiem. Kogo mam szukać?

   – Mnie, cały czas kręcę się przy granicy. Zresztą stoją tam strażnicy, to ich spytasz. Znają mnie.

   – Czekaj, jak ty się nazywałeś? – spytałem, bo przez to wszystko zapomniałem jego imienia.

   – Kamatin – odparł. – Jakbym był dziewczyną, to pewnie byś nie zapomniał – zaśmiał się.

   – Tak, pewnie tak. – Uśmiechnąłem się.

   – No to wiesz, gdzie mnie szukać – odpowiedział, po czym zmienił się w smoka i wzbił się ponad korony drzew, po czym zniknął mi z pola widzenia.

   Przez chwilę stałem jak otępiały, nawet nie myśląc o niczym. Jednak w końcu dotarło do mnie, co się wydarzyło. Naprawdę nie mogłem pojąć, że byłem smokiem. Nie chciałem tego, ale z prawdą przecież nie mogłem się już kłócić. Jeśli pójdę do smoków, to w końcu czegoś więcej się dowiem. Zdecydowanie w moim życiu będzie się teraz sporo działo. Najgorsze było to, że nie miałem bladego pojęcia, co.

Witajcie kochani.
Tak, wiem, nie dodałam nowego rozdziału od miesiąca, bo szkoła naprawdę mnie wykańcza, a szczególnie mój profil – biol-chem. Co tydzień mam jakieś kartkówki, a teraz zaczną się też sprawdziany. W weekendy praktycznie nie mam czasu na nic, bo muszę się uczyć, a dokładnie to z biologii, bo w poniedziałki mam z niej kartkówki, ale w ten w końcu nie, więc miałam więcej wolnego czasu. Nie dodawałam też nic, bo po prostu nie miałam weny ani nawet najmniejszej chęci do pisania. Mogłabym coś pisać wieczorem, ale po praktycznie całym dniu nauki, nie miałam siły. Jednak postanowiłam sobie, że będę dodawać nowe rozdziały co dwa tygodnie. Co tydzień raczej nie dam rady.
Jeśli ktoś czyta tę książkę, proszę o zostawienie po sobie śladu w postaci gwiazdki, a szczególnie komentarza. Wasza opinia bardzo się dla mnie liczy. Chciałabym zobaczyć, czy ktokolwiek czyta.
Do napisania!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro