Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Następnego dnia nie chciało mi się ćwiczyć ze smokami, bo zmęczył mnie poranny trening. Trener coraz bardziej dawał nam w kość, ale nie było, co się dziwić, skoro za kilka dni odbędzie się Turniej Przeznaczenia. Tam wszystko się rozstrzygnie. Jednak, co mi po zostaniu łowcą, skoro byłem smokiem? Nie dało się połączyć obu odmiennych żyć. Emas już zapłacił za to, a co dalej z nim będzie? Pewnie go zabiją. Dziwiłem się, że jeszcze tego nie zrobili. Czy ja też tak skończę? Musiałem ogromnie się pilnować i trzymać moje nerwy na wodzy, co było trudne na treningach i w obecności ojca lub brata. Jednak świadomość, że mógłbym przeobrazić się w smoka na oczach wszystkich, sprawiała, że złość ustępowała.

   Chodziłem po mieście, aż nogi zaniosły mnie do mojego zakątka. Mogłem trochę odpocząć w ciszy i spokoju. Gdy byłem już blisko drzew, zauważyłem, że ktoś siedział pod jednym. Podszedłem bliżej. Była to dziewczyna, ale nie mogłem dojrzeć twarzy, bo czoło opierała o kolana, które opasała ramionami. Usłyszałem zaś szloch. Przykucnąłem i delikatnie dotknąłem ramienia.

   – Przepraszam, czy coś się stało? – spytałem.

   Dziewczyna na dźwięk mojego głosu podniosła głowę i spojrzała na mnie. Od razu rozpoznałem Enuikę. Jej twarz była czerwona i opuchnięta od płaczu. Zrobiło mi się jej żal, ale też przestraszyłem się, bo nie wiedziałem, co się ją do tego skłoniło.

   – Enuika, co się stało? Czemu płaczesz? – spytałem łagodnym tonem.

   Nic nie odpowiedziała, przez jej twarz przeszedł tylko grymas, a z oczu pociekły kolejne łzy. Usiadłem obok niej, po czym objąłem ją ramieniem i przytuliłem. Enuika przylgnęła do mojego torsu i rozpłakała się jeszcze bardziej. Nic nie mówiłem, tylko kołysałem ją i głaskałem po włosach. Było mi jej strasznie żal. Czy ktoś wyrządził jej krzywdę? Jeśli tak, to ta osoba mnie popamięta.

   Po kilku minutach dziewczyna przestała płakać, więc postanowiłem wykorzystać to do rozpoczęcia rozmowy.

   – Enuika, co się stało? Możesz mi powiedzieć wszystko. Jeśli ktoś ci coś zrobił, to mu tego nie popuszczę – powiedziałem troskliwie.

   Blondynka odsunęła się ode mnie i otarła policzki z łez rękawem. Była zrozpaczona, a w jej oczach widziałem cierpienie i ból. Nie dostrzegłem błysku, który często zauważałem.

   – Enuika, proszę powiedz coś. Nie musisz się mnie bać – odrzekłem, po czym chwyciłem ją za dłoń, a jej wzrok utkwił na nich.

   – Mój tata... on... – odezwała się ochrypłym głosem. – On nie... nie żyje – powiedziała to z takim bólem, że moje serce ścisnęło się boleśnie.

   – Jak to? Co się stało?

   Znów milczała i przeniosła spojrzenie gdzieś w dal. Wyglądała na pogrążoną w myślach.

   Jej stan bardzo mnie niepokoił. Współczułem jej. To musiał być dla niej potężny cios. Rozumiałem ją. Po śmierci mamy zamknąłem się w sobie i nie wychodziłem z pokoju. Nie chciałem jeść ani pić. Zupełnie jakby życie ze mnie uszło. Dokładnie przypomniałem sobie moment, gdy odeszła. Leżała w łóżku, jej ciało owinięte było licznymi bandażami, bo tak urządził ją smok. Tak bardzo wtedy płakałem. Siedziałem na stołku obok niej, a ona patrzyła na mnie z taką miłością, ale również ze smutkiem. Zanim przeszła na tamten świat, powiedziała do mnie: Uważaj na siebie, synku. Wierzę, że wyrośniesz na prawego i silnego mężczyznę. Kocham cię. Potem zamknęła oczy, a uścisk jej dłoni, którą trzymała moją, zmalał, aż w końcu ręka stała się zwiotczała. Rzuciłem się na jej szyję i mocno się do niej przytuliłem, krzycząc: Mamusiu, nie odchodź!

   Poczułem, że oczy lekko mnie zaszczypały od nadchodzących łez, których szybko się ich pozbyłem, bo nie mogłem pozwolić sobie na chwilę słabości, gdy Enuika była w takim stanie. Musiałem ją pocieszyć. Spojrzałem na nią, ale ona nadal wyglądała, jakby była w innym świecie.

   – Enuika, proszę, odezwij się. Powiedz cokolwiek – powiedziałem trochę roztrzęsionym głosem.

   Blondynka zwróciła oczu ku mnie, ale po chwili spuściła wzrok na nasze złączone dłonie.

   – Smok – odezwała się cicho. – Smok go zabił podczas zwiadu. Tylko jeden, ale był bardzo rozwścieczony i dawał sobie radę z moim tatą i jeszcze jednym mężczyzną, Fredrikiem. Najbardziej był zawzięty na tatę, przez co Fredrik mógł spokojnie atakować. Jednak smok był czujny i nie dawał się zaskoczyć. Zabiłby Fredrika, ale tata w ostatniej chwili skoczył mu na ratunek, tym samym wpadając prosto w szczęki bestii. Brzuch miał przebity na wylot. Stracił mnóstwo krwi – przerwała na chwilę, aby zaczerpnąć głębszy oddech. – Na szczęście jeszcze mogłam go zobaczyć żywego, bo zaraz po treningu wróciłam do domu, ale chwilę później tata zmarł. Potem dowiedziałam się całego przebiegu wydarzeń – powiedziała smutnym tonem. – Nie mogę uwierzyć, że on nie żyje. Wiadomo, że zawód łowcy jest niebezpieczny, ale gdy nic się nie przytrafia bliskim, wtedy się o tym nie myśli. Dlaczego ten smok go zabił? Zrobił to bez powodu, oni nawet nie zaatakowali go. To on zaczął. To jest takie niesprawiedliwe – powiedziała, po czym ponownie wybuchła głośnym płaczem.

   Znów ją przytuliłem. Byłem ciekaw, kto to zrobił. Co jeśli to ktoś kogo znałem?

   – Spokojnie. Przestań już płakać. Wszystko jakoś się ułoży, będzie dobrze. Będę cię wspierał – odrzekłem łagodnym tonem.

   Enuika odsunęła się ode mnie i spojrzała mi w oczy.

   – Dziękuję, że przy mnie jesteś. Wiele to dla mnie znaczy. – Uśmiechnęła się lekko. – Jak mam o tym przestać myśleć? To tak boli.

   – Śmierć bliskiej osoby jest okropna, sam tego doświadczyłem, więc wiem, co czujesz i jak trudno o tym przestać myśleć. Jednak czas leczy rany i ból zanika, ale osoba, która odeszła, na zawsze zostaje w sercu.

   Enuika przytaknęła tylko głową i westchnęła ciężko.

   – U kogo będziesz mieszkać?

   – U ciotki, siostry taty. Przeprowadzę się do niej. Nie przepadam za nią, ale nie mam wyjścia. – Wzruszyła ramionami.

   – Pamiętaj, że możesz liczyć na moją pomoc przy przeprowadzce.

   – Zapamiętam.

   – Zamierzasz coś zrobić z tym smokiem? Zemścisz się?

   – Nie wiem, ale to w niczym nie pomoże. Nie zwróci mi taty.

   – A wiesz, jak on wygląda? – spytałem, bo byłem tego ciekawy.

   – Tak, Fredrik opisał go. Był jasnobrązowy i miał widoczną głęboką bliznę od lewego oka do połowy pyska, wyglądał też raczej na młodego. Po tym można go rozpoznać, choć takich smoków może być oczywiście więcej.

   Przypomniałem sobie wygląd każdego z grupy i zdałem sobie sprawę, że opis, choć może i nie dokładny, ale pasował do Okthana. Czyżby to on? Musiałem się tego dowiedzieć. Dlaczego zabił jej ojca? Wiadomo panowała wojna, ale i tak chciałbym poznać motyw, bo skoro najbardziej atakował jego, to coś musiało być na rzeczy. Tylko co?

   – Może kiedyś go zobaczysz i będziesz miała okazję do zemsty – odparłem, choć wolałem, aby tak się nie stało.

  – Na razie nie mam ochoty na nią, zresztą nawet nie jestem łowcą, więc nic bym nie mogła zrobić. – Wzruszyła ramionami.

   – Racja, ale dla chcącego nic trudnego, choć lepiej, żebyś nic nie robiła – odpowiedziałem.

   Byłem rozdarty, nie wiedziałem, co miałem myśleć, ale jeśli to był Okhtan, nie mógł zginąć. No i jak miałem pogodzić te dwa życia?
 
   – O trzeciej odbędzie się pogrzeb. Przyjdziesz? Przydałoby mi się wsparcie, a tobie ufam – powiedziała trochę nieśmiało, spoglądając mi w oczy, którym nie potrafiłem odmówić. Te oczy były tak pełne smutku i tak szczere, że nie wiedziałem, czy mogły kłamać.

   – Przyjdę, nie zostawię cię w tych trudnych chwilach – odparłem, nie odrywając wzroku od jej niebieskich oczu.

   W jakimś stopniu byłem do niej przywiązany, mimo że znaliśmy się krótko. Miała w sobie coś przyciągającego. Nie żebym coś do niej czuł, ale zapadła w pamięć mojego serca.

   Siedzieliśmy pod drzewami, a Enuika opowiadała o swoim dzieciństwie. Gryffin bardzo ją kochał. Taki ojciec to skarb. Niestety mogłem jej tylko pozazdrościć. Tak mało miłości zaznałem w życiu. Zamiast niej był strach i nienawiść. Moja psychika nie była w zbyt dobrym stanie. Jednak i tak byłem twardy. Ludzie o słabych nerwach, mogliby być w dużo gorszym położeniu.

   Gdy skończyliśmy rozmawiać, poszliśmy pomagać w przygotowaniach do pogrzebu, który miał poprowadzić Tenebris. Taki był u nas zwyczaj, że jeśli umarł łowca, władca miał obowiązek go pożegnać z honorami i podziękować za wierną służbę.

   W końcu nadeszła godzina pogrzebu. Czterej łowcy nieśli na barkach lektykę, na której leżało ciało owinięte materiałami. Żałobny pochód wychodził z domu Gryffina, przemierzał główną ulicę, która prowadziła na tyły twierdzy, gdzie odbywał się ten obrzęd. Każdy z nas trzymał pochodnię. Ludzie, których mijaliśmy, cichli. Przystanęliśmy przed dużym stosem z gałęzi oraz odrobiny słomy, na którym miał zostać umieszony zmarły. Enuika przez cały czas płakała i trzymała się mnie.

   – Drodzy zebrani – odezwał się potężnym tonem Tenebris. – Zebraliśmy się tutaj, aby pożegnać Gryffina, który oddał życie walcząc z naszym wrogiem. Zawsze wykazywał się odwagą. Był to człowiek honoru, który mógł nawet oddać własne życie dla drugiego człowieka. Był też jednym z moich doradców, dlatego jego odejście przysparza jeszcze więcej smutku. Niechaj spoczywa na wieki! – Tenebris uderzył się pięścią w serce, a potem otwartą dłoń skierował do góry, co zaraz też uczynili wszyscy.

   Uczciliśmy jego pamięć minutą ciszy, a następnie Tenebris zaczął śpiewać pieśń pożegnalną i ku czci boga śmierci i po chwili wszyscy się do niego dołączyli. Ta chwila zawsze była taka podniosła i pełna powagi.

   Potem dwaj męźczyźni, którzy nieśli lektykę, chwycili ciało Gryffina i położyli je na szycie stosu, a wtedy Enuiką wstrząsnął taki szloch, że gdybym jej nie trzymał pod ramię, upadłaby. W tym momencie przypomniał mi się pogrzeb mamy. Zareagowałem podobnie. Ta chwila, gdy widziało się już zmarłego na stosie, była najgorsza, bo wtedy miało się świadomość, że potem ta ukochana osoba spłonie i już się jej nigdy nie zobaczy. To okropne.

   – Niechaj twoja dusza zazna wiecznego szczęścia – powiedział głośno Tenebris, po czym podszedł do stosu i położył swoją pochodnię na słomie. Po chwili języku ognia powoli zaczęły ją trawić.

   Potem musiała zrobić to najbliższa rodzina. Spojrzałem na Enuikę, która była cała blada, a jej ciało się trzęsło.

   – Mam iść z tobą? – spytałem z troską.

   – Nie, nie trzeba – odpowiedziała słabym głosem, aczkolwiek zabrzmiało to pewnie. – Muszę pokazać tacie, że jestem silna.

   Skinąłem tylko głową, a blondynka puściła moje ramię i lekko chwiejnym krokiem podeszła do stosu.

   – Spoczywaj w pokoju – powiedziała, a po jej policzkach pociekły łzy.

   Przyłożyła pochodnię trochę dalej niż ta Tenebrisa, po czym utkwiła wzrok na ogniu, który stopniowo i powoli opanowywał gałązki. Wyglądała jakby przyrosła do ziemi, gdyż nie poruszała się. Nawet nie płakała. Tylko patrzyła na płomienie oraz na ciało owinięte w materiał. Serce ściskało mi się boleśnie, gdy widziałem ją w takiej rozsypce.

   – Żegnaj, tatusiu – powiedziała, po czym w końcu się poruszyła i odsunęła od stosu.

   Podeszła obok mnie i o dziwo była spokojna, jednak jej oczy zdradzały wszystko, bo wręcz emanowały bólem, cierpieniem i smutkiem. Emocje zatem trawiły ją od środka jak te płomienie. Znów ulokowała wzrok w ogniu, który się powiększał, bo kolejne osoby kładły swoje pochodnie. W końcu też ja to uczyniłem. Zapach palonego ciała zaczynał już się roznosić, co nie było przyjemne, lecz celowo też umieszczano pachnące zioła, których woń miała trochę go przyćmić.

   Znów zaczęto śpiewać pieśń ku czci boga śmierci i mającej pomóc duszy w przeniesieniu się na tamten świat. Każdy patrzył w ogień. Obejmowałem ramieniem Enuikę, która znów zaczęła płakać. Tak bardzo jej współczułem.

   Obrzęd dobiegł końca, więc ludzie powoli zaczęli się rozchodzić. Bliscy nadal trwali przy stosie. Nie chciałem opuszczać Enuiki, więc zostałem, by nadal być jej oparciem.

   – Dziękuję, że przyszedłeś i za to, że wspierasz Enuikę – powiedziała ciotka Enuiki, kładąc rękę na moje ramię.

   – Nie chciałem jej zostawiać w tej trudnej chwili.

   – Doceniam twoje zachowanie. Teraz możesz iść. My tu jeszcze postoimy. Zajmę się nią, nie martw się – powiedziała łagodnie.

   Spojrzałem na blondynkę z troską.

   – Idź, Nawis, dam sobie radę. – Uśmiechnęła się lekko, choć kosztowało to ją trochę wysiłku.

   – Dobrze, ale jeszcze cię dziś odwiedzę, żeby sprawdzić, jak się czujesz.

   – Będę u cioci. Już wiesz, gdzie to jest.

   – Tak, trafię. – Przytaknąłem głową. – Do zobaczenia. – Posłałem jej lekki uśmiech.

   – Do zobaczenia, Nawis – odpowiedziała, po czym odszedłem.

   Nie udałem się do twierdzy. Doskonale wiedziałem, gdzie musiałem iść. Uczucie przygnębienia minęło i zastąpiła je determinacja. Zamierzałem dowiedzieć się, kto i dlaczego zabił ojca Enuiki. Nie żebym się mścił, ale chciałem poznać prawdę.

   Gdy znalazłem się w dostatecznej odległości od twierdzy, przemieniłem się w smoka i wzbiłem się wysoko, aby nikt mnie nie zaatakował. Już dostałem lekcję przez zbyt niskie latanie.

   Znów czułem się dziwnie w tym ciele. Byłem smokiem, a przecież to przez jakiegoś z nich Enuika teraz cierpiała. Ciężko mi opowiedzieć się po którejś stronie. Jak żyć z taką świadomością? To beznadziejne. Będąc w tym wcieleniu czułem się tak inaczej. Nadal nie potrafiłem opisać tego odczucia. Nawet podobało mi się to, bo byłem silniejszy. Jednak moja ludzka postać i życie wśród łowców, powodowało, że wolałem być człowiekiem. Czysta hipokryzja, a jeszcze wczoraj wolałem być smokiem. Naprawdę nie wiedziałem, co robić.

   W końcu doleciałem do terytorium smoków. Poczułem odmienny zapach, który oddzielał je od reszty terenów. Może to jakieś znaczenie swojej ziemi tak jak robią inne zwierzęta lub one po prostu pachniały inaczej. Wcześniej jakoś nie zwróciłem na to uwagi. Podleciałem do strażników, aby zameldować się oraz by spytać, gdzie przebywała grupa. Była w swojej bazie, więc tam się udałem. Podczas pokonywania odległości dzielącej mnie od celu, w głębi duszy moje uczucia toczyły ze sobą walkę. Początkowo czułem smutek i współczucie dla Enuiki, ale potem stopniowo narastał we mnie gniew. Gdy byłem już blisko, tylko on dawał o sobie znać. Bez względu na to, że Okthan był smokiem, zamierzałem powiedzieć wszystko, co myślałem, bo skrzywdził Enuikę.

   W końcu dotarłem na miejsce. Celowo wylądowałem tak, by mnie usłyszeli i udało mi się to, bo wszyscy natychmiast się odwrócili. Od razu moje spojrzenie trafiło na Okthana. Jego spokojny wyraz twarzy nie wiedziałem czemu, ale jeszcze bardziej mnie zdenerwował. Przemieniłem się w człowieka i podszedłem do nich.

   – Czy ktoś z was zabił dziś jakiegoś łowcę? – Od razu przeszedłem do rzeczy. Przywitanie się było zbędne.

   Spojrzeli na mnie trochę zaskoczeni moim wybuchem.

   – Co ty taki nerwowy? – spytał spokojnym głosem Kamatin.

   – Odpowiedzcie na moje pytanie – odpowiedziałem pewnym głosem. – A szczególnie ty, Okthan. – Zmierzyłem go wzrokiem, ale on siedział jakby niewzruszony tym.

   – Jakbyś jeszcze nie wiedział, smoki i łowcy to wrogowie i panuje pomiędzy nami wojna – odezwał się łagodnym, choć zdecydowanym głosem. Jego twarz jednak trochę stężała.

   – Nie, jakoś tego nie wiedziałem – prychnąłem. – Dlaczego go zabiłeś?

   – A co cię to obchodzi?! Zresztą po czyjej jesteś stronie naszej czy ich? – tym razem jego ton już się podniósł.

   – Nie wiem, po której, ale ta osoba nie musiała ginąć.

   – A niby dlaczego?! To był łowca! Zresztą należało mu się! – Nagle wstał, a dłonie zacisnął w pięści.

   – Za co?! Co takiego zrobił?

   – Nie twoja sprawa – odburknął. – Ponowię swoje pytanie, dlaczego nie mógł zginąć? – Zmierzył mnie wzrokiem.

   – Bo był to ojciec dziewczyny, którą znam! – krzyknąłem. – Straciła już matkę, a teraz przez ciebie i ojca. Jest sierotą. Co on ci takiego zrobił, bo wiem, że to ty go zaatakowałeś bez przyczyny.

   Okthan odwrócił ode mnie wzrok i spojrzał w dal, nie odzywając się. Zauważyłem, że przez jego twarz przemknął przez chwilę smutek.

   – Odezwiesz się łaskawie? – spytałem, gdy milczał już przez dłuższy czas. Reszta osób nic nie mówiła, tylko spoglądali co jakiś czas na mnie i na Okthana.

   – Bo miesiąc temu zabił moją siostrę! – wykrzyknął to z gniewem i bólem.

   Jego odpowiedź zaskoczyła mnie i przez chwilę nie wiedziałem, co powiedzieć. On też stracił bliską osobę. I jak tu teraz pogodzić te dwie sprawy? Nikt nie powinien umierać. Przeklęta wojna.

   – Ale nie musiałeś się mścić – odezwałem się łagodniejszym tonem.

   – Po tym co zrobił z jej ciałem, w pełni mu się należało – odparł, a przez jego głos przebił się smutek.

   – Co takiego zrobił?

   – Gdy ją zabił, odciął jej głowę i wziął dla siebie. Pewnie wisi teraz w jego domu – odpowiedział. – Powinna wisieć tam moja głowa, a nie jej. Po tamtym spotkaniu została mi tylko ta blizna. – Wskazał na swoją twarz. – Gdybym był szybciej i mógł jeszcze coś zrobić. – Jego głos się załamał. – Ale było już za późno. – Otarł wierzchem dłoni łzę, która uleciała. – Poprzysiągłem sobie zemstę, choć wiedziałem, że ona nie zwróci mi siostry, lecz gdy go zobaczyłem, wspomnienia odżyły. – Patrzył przed siebie, jakby to widział teraz. – Momentalnie we mnie zawrzało i ruszyłem do ataku. Byłem jak w transie. Nie kontrolowałem tego, co robię. Myślałem tylko o tym, by go zabić i pokazać mu, jak czuła się moja siostra. Gdy już to zrobiłem, trochę mi ulżyło, ale pozostawiło większy smutek – westchnął ciężko i spuścił głowę w dół. – Ile bym zrobił, by ją odzyskać. To takie niesprawiedliwe. – Ponownie głos mu się załamał i znów ocierał łzy. Chwila słabości nie trwała jednak długo, bo zaraz się opanował. – Przykro mi, że twoja przyjaciółka cierpi, nie jestem bez serca, ale zrozum, że jej ojciec nie był bez winy. Ja też co prawda. Mam nadzieję jednak, że mnie rozumiesz. – Spojrzał na mnie.

   Odpowiedź z mojej strony nie padła od razu, bo nie wiedziałem, co miałem o tym myśleć. Wszystko mieszało mi się. Zbyt dużo działo się w tak krótkim czasie. Te dwa odrębne światy mnie przytłaczały. Czułem się zagubiony. Najgorsze było to, że nie miałem nikogo, kto pomógłby mi to uporządkować. Samotność teraz właśnie pokazywała swoje ciemne oblicze i jeszcze bardziej mnie dobijała.

   – Rozumiem – odezwałem się w końcu. – Choć ciężko mi się w tym wszystkim odnaleźć. Gubię się i nie wiem, co myśleć. To takie trudne – wyrzuciłem to z siebie, aby poczuć choć odrobinę ulgi. Miałem już dość duszenia tego w sobie. Gdybym milczał, w końcu odbiłoby się to na mojej i tak już zniszczonej psychice.

   – Rozumiem cię, z pewnością nie jest ci łatwo. Nie codziennie dowiadujesz się, że jesteś smokiem – odrzekł Okthan.

   – Usiądź z nami i się wyżal. Może uda nam się tobie pomóc – odezwała się Kailiana.

   – Czemu chcecie mi pomóc? Nawet mnie nie znacie ani ja nie znam was.

   – Jesteśmy smokami, a dostaliśmy zadanie, by cię trenować, ale też i wspierać, bo siła w dużej mierze polega na psychice.

   – Moja psychika i tak jest już poraniona – odparłem.

   – I właśnie po to tu jesteśmy. Siadaj i mów – powiedziała łagodnym tonem Kailiana, odsuwając się na kłodzie, robiąc mi trochę miejsca.

   Znałem ich tylko dwa dni, ale mimo wszystko w pewnym stopniu im zaufałem. Nie wiedziałem, czemu tak się stało. Dobrze czułem się w ich towarzystwie. Bezpiecznie. Też miałem świadomość, że nie będą mnie upokażać jak Tenebris i Netum. Przynajmniej taką miałem nadzieję.

   – Bo widzicie, nigdy nie miałem łatwo. Tenebris i Netum odkąd pamiętam mnie nienawidzili i wyżywali się na mnie psychicznie. Co może być gorsze od tego? Ciało wyleczysz, z psychiką jest trudniej. Byłem samotny, nie chciałem poznawać ludzi, bo po prostu bałem się, że mnie wyśmieją. Kochała mnie tylko matka. Mimo że nie byłem jej rodzonym synem, troszczyła się o mnie i nawet chroniła przed ojcem i bratem. Gdy umarła, miałem świadomość, że moje życie całkowicie zmieni się w piekło, a miałem dopiero sześć lat. Dobrze, że poznałem Emasa. Wtedy to on zastępował mi ojca i był nim do tej pory, lecz został wtrącony do lochu i zapewne zginie. Tak bardzo chciałbym z nim porozmawiać, ale niestety nie mogę – westchnąłem. – Teraz też czuję się rozdraty i nie potrafię się odnaleźć w tej sytuacji. Raz lubię być smokiem i nienawidzę łowców, a raz jest na odwrót. Mam już powoli dość tego wszystkiego. Chciałbym w końcu poczuć się szczęśliwy i móc komuś bezgranicznie zaufać. Po prostu potrzebuję przyjaciela, takiego który zawsze by mnie wysłuchał, był kiedy jestem wesoły i kiedy smutny. Chciałbym otworzyć się na ludzi, a nie wiecznie być zamknięty w sobie – wyrzuciłem w końcu z siebie wiele moich udręczeń i poczułem się nieco lepiej. Naprawdę potrzebowałem odciążyć moje myśli.

   – Teraz masz nas, Nawis – odezwał się Kamatin. – Możesz nam zaufać, nie tylko możemy cię trenować, lecz również stać przyjaciółmi. Tu nikt cię nie wyśmieje, nie nazwie przybłędą. Tu między nami smokami jesteś kimś. Jesteś Smokiem Słońca. Legendą, wzorem do naśladowania. Tu w końcu możesz poczuć się doceniony. Oceniany owszem nadal będziesz, ale krytyka pozytywna i negatywna zawsze istnieje.

   – Bądź po prostu sobą – powiedziała Kailiana. – Daj się ponieść smoczej duszy, a poczujesz się wolny. Samo latanie pozwala na to doznanie. Tego ludzie nie potrafią i cholernie nam zazdroszczą, bo kto by nie chciał, choć na chwilę wznieść się w powietrze, dotknąć chmur i po prostu odpłynąć w beztrosce? Wyłączyć się i po prostu cieszyć się chwilą.

   – Zapamiętam. – Pokiwałem głową. – Podnieśliście mnie trochę na duchu. Czuję się lepiej, bo w końcu ktoś mnie zrozumiał – odparłem z wdzięcznością.

   – Pamiętaj, że możesz na nas liczyć. Smok smokowi zawsze pomoże. Jesteśmy jednością. W tym tkwi nasza siła. Smok to nie pojedyncza jednostka, smok to jednostka złożona, która razem tworzy całość. Żadnego elementu nie może zabraknąć – odezwała się Melawi.

   – Mądrze powiedziane – stwierdziłem.

   Poczułem, że teraz moje życie się zmieni, że końcu nastąpi jakiś przełom, bo końcu nie byłem sam. W końcu.

Jak wrażenia po rozdziale? Mam nadzieję, że choć trochę wam się podoba. Co myślicie w ogóle o tej historii?
Do napisania!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro