❝ Była smutna ❞

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Drogi Pamiętniczku.

Wiesz co to jest cisza przed burzą? Oczywiście, że wiesz. Pewnie teraz śmiejesz się ze mnie i mojej głupoty. Wiesz, ja naprawdę niczego nie rozumiałem. Jeszcze niedawno byłem dzieckiem, ale teraz już wiem, że nie mogę być nim ani chwili dłużej. Muszę dorosnąć.
Pani Białoruś próbowała popełnić samobójstwo.

Siedzę na krześle w białym korytarzu. Ludzie na wózkach inwalidzkich suną przed moimi oczami, ale nie czuję bólu żadnego z nich. Nie ważne jak wymęczony mają wzrok, jak chude nogi, jak poharatane ręce, jak smutne serca - patrzę tylko na te jedne drzwi. Drzwi, które tak naprawdę niczym nie różnią się od innych. Są tak samo białe, tak samo obdarte z farby i tak samo brzydkie.

Wszystko tutaj jest brzydkie i smutne. Nigdy tak naprawdę nie byłem w szpitalu. Dorośli zawsze powtarzali, że jestem za mały, żeby oglądać takie rzeczy. Teraz ja też jestem dorosły. Kiedy Pani Ukraina zakładała płaszcz, Brat Litwa szukał kluczyków do samochodu, a Brat Estonia nie chciał odstąpić telefonu na krok, odwróciła się w moją stronę. Okropnie płakała.
Spytała, czemu jeszcze nie zakładam kurtki.

Katyusha nadal płacze. Nie mam ochoty na nią patrzeć, ale kiedy tylko pomyślę o jej zmęczonych oczach, wstaję. Zostawiam puste miejsce między Torisem i Eduardem i siadam po jej lewej stronie.
Czekam tylko aż położy dłoń na moim ramieniu. Pachnie świeżo ugniatanym ciastem.

Dowiedzieliśmy się o tym dopiero koło 10 rano. Pani Ukraina lepiła pierogi na niedzielny obiad. Brat Litwa porządkował jakieś papiery. Brat Estonia telefonował w jakiejś ważnej sprawie. Nie było tylko Pana Rosji. Wyjechał poprzedniego wieczora.
Nagle cały dom stał się głośny. Wiem, że wcześniej bardzo tego chciałem - żeby nie było już tak przerażająco cicho.
Ale nie takim kosztem.

Katyusha przyciąga mnie do siebie i pozwala ułożyć głowę na swoim ramieniu. Oddycha szybko i płytko. Co jakiś czas zaciska palce i całuje mnie w czubek głowy. Czuję jak powoli kołysze mnie w ramionach. Kątem oka widzę jak po jej policzku powoli spływają kolejne łzy.

Nienawidzę czekać.

Białe drzwi otwierają się dopiero po dobrych paru godzinach. Półprzytomnym wzrokiem wodzę po twarzach ludzi przechodzących naprzeciwko mnie, kiedy Katyusha dosłownie podrywa się z miejsca. Strąca z kolan swoją torebkę i kompletnie o niej zapominając, wbiega do pokoju.
Nie czekam na pozwolenie od nikogo. Podążam za nią.

Chyba nie jestem w stanie opisać tego, co zobaczyłem. Żadne słowa nie są odpowiednie. Boję się, że ten pamiętnik wcale nie pomógł mi w ukazywaniu świata w jasnych barwach. Na początku chciałem tylko znaleźć przyjaciela, ale teraz wiem, że emocji nie da się opisać.
Je trzeba czuć.

Natalya siedzi w łóżku. Jej długie białe włosy spływają po ramionach i giną gdzieś w kołdrze. Podkrążone oczy widzę już któryś dzień z rzędu. Ostatnio cały czas tak wygląda. Przy ustach zaschła strużka krwi. Mimo to Natalya nadal ją zagryza. Zapadłe policzki nie wyglądają już tak ładnie jak niegdyś. Dopiero teraz zauważam, że nigdy nie były piękne.
Jednak najgorsze są ręce. Szramy i głębokie rany ukryte są pod bandażami. Jednak nadal przebijają się spod nich fioletowe siniaki tak samo jak kości. Nadgarstki mógłbym objąć palcami. Łokcie niemal przebijają cienką skórę. Palce przypominają kości zapakowane w biały papier.
Cała Natalya jest jedynie bladą kartką.
Dłonie zaciska w pięści, ale jej wzrok nie robi się ani odrobinę bardziej ludzki. Jest pusty jak zawsze. Wpatruje się w przestrzeń.

Pierwszy raz zatęskniłem za jej spojrzeniem.
Choćby najbardziej nienawistnym.

Ivan siedzi przy jej nogach. Delikatnie ujmuje jej kruchą dłoń i słyszymy tylko urywane rosyjskie słowa. Przyjechał tutaj z daleka.
- Siostro, siostrzyczko, spójrz na mnie - powtarza.
Dookoła roznosi się zapach śmierci.

Mieszkam w domu Pana Rosji zbyt długo, by nie wiedzieć jak pachnie śmierć. Cuchnie gorzej niż wszystko, co człowiek
może sobie wyobrazić.
Cierpienie Pani Białorusi jest moją winą. Czułem wyraźny zapach śmierci od bardzo, bardzo długiego czasu.
Ale milczałem.

Natalya na niego nie patrzy.
Jej dłoń powoli rozpada się w jego uścisku.
Kącik ust drży, jakby chciała coś powiedzieć.
Ale tylko stoimy, słuchając zimnego głosu Ivana.
- Siostro, siostrzyczko, spójrz na mnie.

Pani Białoruś wie, że nie może się zabić. Nikt z nas nie może. Możemy tylko zostać zabici przez inne państwo. Mimo to trafiła tutaj.
A my siedzimy tu już kolejny dzień - nie jemy, nie śpimy, nie rozmawiamy.
Pan Rosja zawsze powtarzał,
że jesteśmy rodziną.
A w rodzinie smutek trzeba dzielić po równo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro