ROZDZIAŁ CZWARTY

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Koniec czerwca, 1976 roku
– W porządku, Smarkerusie? – Zapytał głośno James Potter.

Severus zareagował tak szybko, jakby spodziewał się napaści. Upuścił torbę, wsunął rękę za pazuchę i już podnosił różdżkę, gdy James wrzasnął:
Expelliarmus!

Różdżka Snape’a wyleciała w powietrze i upadła za nim w trawę. Syriusz parsknął śmiechem.
Impedimento! – Krzyknął, celując różdżką w Snape’a, który zwalił się na ziemię w połowie skoku po własną różdżkę.

Porozkładani na trawie uczniowie zwrócili głowy w ich stronę. Niektórzy wstali i podeszli bliżej. Jedni mieli przerażone miny, inni byli wyraźnie rozbawieni.

Severus leżał na ziemi, dysząc. James i Syriusz zbliżali się do niego z różdżkami w pogotowiu. Potter zerkał przez ramię na dziewczyny nad wodą. Peter Pettiegrew wstał, obserwując tę scenę łakomym wzrokiem, po czym obszedł Lupina, żeby mieć lepszy widok.

– Jak ci poszedł egzamin, Smarku? – zapytał James.
– Obserwowałem go, rył nosem po pergaminie – powiedział drwiąco Syriusz. – Na pewno tak go poplamił, że nie będą mogli odczytać ani słowa.

Tu i ówdzie rozległy się śmiechy. Severus próbował wstać, ale zaklęcie wciąż działało – wił się, jakby walczył z niewidzialnymi sznurami. Nikt nie pospieszył, żeby mu pomóc.
– Jeszcze zobaczym… – wydyszał, patrząc na Jamesa z nienawiścią. – Tylko… poczekajcie…
– Na co? – Zapytał chłodno Syriusz. – Co zamierzasz zrobić, Smarku, wydmuchać sobie na nas nos?

Severus bluznął potokiem przekleństw i zaklęć, ale jego różdżka była daleko, więc żadne z zaklęć nie zadziałało.
– Przepłucz sobie usta – wycedził James. – Chłoszczyść!

Z ust Snape’a zaczęły się wydobywać różowe bańki mydlane, piana pokryła mu wargi, wyraźnie się ddusi… Z rozpaczą zaczął szukać wzrokiem kogoś, kto by mu pomógł.
– Zostawcie go! – Rozległ się czyjś krzyk.

To Lily stanęła w obronie Snape’a. James i Syriusz rozejrzeli się wokoło. Wolna ręka Pottera szybko powędrowała do włosów.

– Co jest, Evans? – Zapytał głosem, który stał się nagle uprzejmy, głębszy, jakby bardziej męski.
– Zostawcie go – powtórzyła Lily. Patrzyła na Jamesa z odrazą. – Co on wam zrobił?
– No wiesz… – powiedział Potter powoli, jakby się zastanawiał. – To raczej kwestia tego, że on istnieje… jeśli wiesz, co mam na myśli…

Wielu widzów obserwujących tę scenę wybuchnęło śmiechem, w tym Syriusz i Glizdogon, ale nie Lupin, nadal pochylony nad książką. Lily też się nie roześmiała.

– Wydaje ci się, że jesteś bardzo zabawny, tak? – Zapytała chłodno. – A jesteś tylko zarozumiałym, znęcającym się nad słabszymi szmatławcem, Potter. Zostaw go w spokoju.
– Zostawię, jak się ze mną umówisz, Evans – odrzekł szybko James. – No... nie daj się prosić… Umów się ze mną, a już nigdy więcej nie podniosę różdżki na biednego Smarka.

Za plecami Jamesa, Snape czołgał się powoli ku swej różdżce, wypluwając mydliny.

– Nie umówiłabym się z tobą nawet wtedy, gdybym musiała wybierać między tobą a wielkim pająkiem – oświadczyła Lily.
– Nie masz szczęścia, Rogaczu – rzekł Syriusz i odwrócił się w stronę Snape’a. – Oj!

Ale krzyknął za późno. Snape już celował różdżką prosto w Jamesa. Błysnęło i z policzka Pottera trysnęła krew. Odwrócił się błyskawicznie, znowu błysnęło, i Snape wisiał już w powietrzu do góry nogami. Szata opadła mu na głowę, odsłaniając chude, blade nogi i poszarzałe gatki. Wielu widzów zaczęło klaskać zamiast skończyć tę, żenującą scenę. Syriusz, James i Peter ryczeli ze śmiechu. Rozzłoszczona twarz Lily drgnęła lekko, jakby i ona powstrzymywała uśmiech.

– Puść go! – Powiedziała chłodno Lily.
– Na rozkaz! – Powiedział James i szarpnął lekko różdżką. Snape zwalił się bezwładnie na ziemię. Wyplątał się jakoś z szaty, wstał i podniósł różdżkę.
Petrificus totalus! – Rozległ się głos Syriusza i Snape znowu runął jak długi i zesztywniał.
– Zostawcie go w spokoju! – Krzyknęła Lily. Teraz i ona miała już różdżkę w ręku. James i Syriusz wpatrywali się w nią uważnie.

Zaczytana w swoich notatkach z egzaminu Alison dopiero teraz dotarła na błonia i szybko zorientowała się, co się dzieje. Zaklęła paskudnie i wyciągnęła różdżkę.

– Ech, Evans, nie zmuszaj mnie, żebym ci zrobił krzywdę – powiedział James.
– To cofnij swoje zaklęcie!

James westchnął ciężko, a potem odwrócił się do Snape’a i wyszeptał przeciwzaklęcie. – Bardzo proszę – powiedział, gdy Snape po raz kolejny dźwignął się na nogi. – Masz szczęście, że Evans tu była, Smarkerusie…
– Nie potrzebuję pomocy tej małej, brudnej szlamy!

Lily zamrugała szybko.
– Świetnie – powiedziała chłodno. – W przyszłości nie będę sobie tobą zawracać głowy. I na twoim miejscu wyprałabym gacie, Smarkerusie.
– Przeproś ją! – Ryknął James, celując różdżką w Snape’a.
– Nie zmuszaj go, żeby mnie przepraszał! – Zawołała Lily, łypiąc groźnie na Jamesa. – Jesteś taki sam jak on…
– Co? – Krzyknął Potter. – Ja nigdy bym cię nie nazwał… sama wiesz jak!
– Targasz sobie włosy, żeby wyglądać tak, jakbyś dopiero co zsiadł ze swojej miotły, popisujesz się tym głupim zniczem, chodzisz po korytarzach i miotasz zaklęcia na każdego, kto cię uraził, żeby pokazać, co potrafisz… Dziwię się, że twoja miotła może w ogóle wystartować z tobą i z twoim wielkim napuszonym łbem. Mdli mnie na twój widok – Odwróciła się na pięcie i odeszła.
– Evans! – Zawołał za nią Potter. – Hej, Evans!

Nawet się nie obejrzała.

– Co jej się stało? – Zapytał James, bezskutecznie starając się sprawić wrażenie, że go to niewiele obchodzi.
– Czytając między wierszami, powiedziałbym, że chyba uważa cię za osobę nieco próżną – mruknął Syriusz.
– Świetnie – rzekł James, teraz już nie kryjąc wściekłości. – Znakomicie…

Znowu błysnęło i Snape ponownie zawisł w powietrzu do góry nogami.

– Kto chce zobaczyć, jak ściągam majtki Smarkerusowi?
Expelliarmus! – krzyknęła Alison, a różdżka Pottera wyrwała się z jego dłoni i zatoczyła łuk w powietrzu. Stark złapała ją wolną ręką. Wycelowała w Snape’a mrucząc: – Liberacorpus!

Severus spadł na ziemię, ale nie miał już siły nawet na to, żeby się ruszyć.

– Potter i Black, jak zawsze dwóch na jednego, co? – głos Alison ociekał jadem. – Gryffindor stracił właśnie po dziesięć punktów za każdego z was.
– Nie wolno ci... – zaczął James, który wyglądał, jakby chciał się na nią rzucić, ale Syriusz zdążył go powstrzymać.
– Wolno mi – powiedziała spokojnie Alison. – Jestem prefektem.
– A on? – Syriusz wskazał na wciąż leżącego na ziemi Severusa.
– Nie widziałam, żeby was atakował – odparła zgodnie z prawdą i zwróciła się do reszty uczniów: – A teraz rozejść się, zanim ktoś jeszcze straci punkty.

Uczniowie niechętnie odwracali się i odchodzili. Jednak nikt nie chciał zadzierać z prefektem, szczególnie ze Slytherinu.

– Oddasz mi różdżkę? – spytał wciąż zdenerwowany Potter, ale Alison zignorowała go.

Podeszła do Severusa i wyciągnęła do niego rękę.

– Dasz radę wstać? – spytała z troską.

Pokiwał głową, chwycił jej dłoń i z trudem dźwignął się na nogi. Odnalazł swoją różdżkę. Rzucił nienawistne spojrzenie na Blacka i Pottera, ale nic nie zrobił. Upokorzony i wściekły powlókł się do zamku i skierował się prosto do sypialni. Rzucił się na łóżko w ubraniu i zamknął oczy.

– Twoja różdżka, Potter – odezwała się Stark, gdy Snape zniknął jej z pola widzenia.

James z obrażoną miną podszedł do niej i wyrwał swoją różdżkę z jej ręki.

– Dzięki, Stark – warknął.
– Ally, a nie możesz teraz dodać nam jakiś punktów? – spytał Black podchodząc do niej i uśmiechając się zalotnie.

Spojrzała na niego i poczuła jak jej złość topnieje. Uśmiech Syriusza był rozbrajający. Za wszelką cenę starała się zachować powagę. Zignorowała go i zwróciła się do Remusa:
– Lupin, coś mi się wydaje, że powinieneś pójść ze mną do dyrektora.

Remus drgnął, ale posłusznie wstał. Wiedział, że dziewczyna ma rację. Nie zareagował, kiedy jego przyjaciele dręczyli słabszego kolegę. Był prefektem i to był jego obowiązek. Poszedł wolno za Alison.

– Słuchaj, Stark, ja wiem, że zachowałem się paskudnie, ale zrozum mnie, nie mam na nich żadnego wpływu – skamlał.
– Trzeba było od razu iść po mnie, a nie udawać, że niczego nie widzisz – odparła. – I tego ci nie mogę darować.

Weszli do gabinetu dyrektora. Dumbledore spojrzał na nich z zainteresowaniem. Dwójka prefektów z dwóch najbardziej rywalizujących ze sobą domów, to zwykle zwiastowało kłopoty.
– Słucham? – spytał spokojnie.
– Panie dyrektorze – zaczęła Alison. – Jako prefekt nie mogę wymierzać kary innym prefektom, dlatego chciałam prosić o interwencję.
– Syriusz Black, James Potter i Severus Snape? Jak zwykle doszło do scysji między tą trójką? – domyślił się Dumbledore.
– Tak, panie dyrektorze – odparli zgodnie prefekci.
– A co takiego zrobił pan Lupin, że pani zdaniem zasłużył na karę? – Dumbledore zwrócił się najpierw do Alison.
– Nic nie zrobił i w tym właśnie problem – wyjaśniła. – Ja nie wiem, który z nich zaczął, który pierwszy zaatakował, ale Remus nie zareagował! Nie ukarał żadnego z nich, nie powstrzymał ich.
– I uważa pani, że w zaistniałej sytuacji pan Snape był bez winy? Dlatego nie poniósł kary?
– Nie dostał kary, bo w momencie, kiedy pojawiłam się na błoniach, wisiał w powietrzu do góry nogami. Nie miał różdżki w ręku. Nie mógł się bronić. Zaufałam Remusowi, że chociaż spróbuje na nich wpłynąć – Alison mówiła urywanymi zdaniami, powstrzymując się od krzyku, który wstrząsnąłby tym upartym starcem. – Czyli, jak rozumiem, nie poprze mnie pan? Jak zwykle będzie pan udawał, że skoro w zajściu brali udział Gryfoni, to nic się nie stało? Taki niewinny żarcik?
– Remusie, czy to był żart? Kto zaczął tę sprzeczkę? – tym razem Dumbledore zwrócił się do Lupina.
– James i Syriusz zaatakowali jako pierwsi – odparł Lupin nie patrząc na Alison. – I w ich odczuciu było to całkiem zabawne.
– Czyli panna Stark ma rację, powinni zostać ukarani?
– Tak, panie dyrektorze – przyznał Lupin. – Cała trójka.
– Severus Snape też?
– Tak, on też.
– Dlaczego nie zareagował pan od razu i nie odjął wszystkim punktów?

Remus milczał. Wstydził się tego, że nie umiał postawić się przyjaciołom, że pozwolił im dręczyć Snape’a, ale nie chciał się do tego przyznać.
Dumbledore przyglądał się swoim uczniom z uwagą. Oboje bronili swoich przyjaciół, to nie ulegało wątpliwości. Być może nie byli do końca bezstronni w swojej ocenie sytuacji, ale miał nieodparte wrażenie, że tylko jedno z nich byłoby gotowe zareagować, gdyby podobna historia się powtórzyła.

– Remusie Lupin, za pańską postawę Gryffindor traci dziesięć punktów – powiedział pełnym zawodu głosem Dumbledore. – Może pan odejść.

Remus wstał i ze spuszczoną głową opuścił gabinet dyrektora.

– Alison, czy chcesz jeszcze coś dodać? – Dumbledore wyraźnie złagodniał, gdy zostali sami.
– Uważam, że Remus powinien stracić przywilej bycia prefektem – wyrzuciła z siebie dziewczyna z goryczą. – W końcu wyraźnie dał nam pan do zrozumienia dlaczego to akurat my zostaliśmy wybrani do pełnienia tej funkcji.
– No właśnie, mieliście zapanować nad przyjaciółmi – potwierdził Dumbledore. – Czy uważasz, że tobie się to udało?
– Severus nikogo nie atakuje – odpowiedziała cicho. Wiedziała, jaki był ukryty sens tego pytania.
– Nie o to mi chodziło i dobrze o tym wiesz. Zdaje się, że tracimy pana Snape’a, że on wciąż chce zostać śmierciożercą.
– Chce pan powiedzieć, że zawiodłam? – spytała bardzo cicho i spojrzała mu prosto w oczy.
– Na to pytanie musisz sobie sama odpowiedzieć.

Alison odpięła odznakę prefekta i położyła ją przed nim na biurku.
– Ma pan rację, mam lepszy pomysł, jak to zrobić – powiedziała z niezwykłą powagą.
– Ale czy to wystarczający powód, żeby rezygnować z pewnych przywilejów?
– Powiem tak, te przywileje tylko mnie ograniczają – roześmiała się.
– W takim razie, niech tak będzie – uśmiechnął się ciepło Dumbledore.
– Do widzenia, panie dyrektorze – powiedziała i wyszła z gabinetu.

Gdy zamknęły się za nią drzwi, Albus Dumbledore pozwolił sobie pogrążyć się we wspomnieniach. Za każdym razem, kiedy widział Alison, myślał o jej prababci, o Morganie Campbell i ich przyjaźni, która dla niego zawsze była czymś więcej. Westchnął ciężko. Alison nie miała pojęcia o tym, jak bardzo martwił się jej losem. A ona wciąż nie chciała mu zaufać, wciąż nie powiedziała mu wszystkiego o tej nocy, kiedy zginęli jej rodzice. Bez tej wiedzy nie mógł jej pomóc.

~*~

Alison weszła do pustego pokoju wspólnego Ślizgonów. Piękna, słoneczna pogoda wyciągnęła uczniów na świeże powietrze. Ally była z tego zadowolona. Weszła do dormitorium chłopców z piątego roku. Wiedziała, że Avery, Carrow i Mulciber są wciąż na błoniach i, że Snape powinien być sam. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Skrzywiła się lekko czując panujący w pokoju zaduch. Pomstując szeptem na chłopców i ich podejście do higieny osobistej otworzyła na oścież okno.

Severus nawet nie drgnął, udając, że nic nie wie o jej obecności. Leżał na plecach na łóżku, patrzył w sufit i raz po raz przeżywał od nowa swoje upokorzenie. O tym, jak sam się zachował, nie miał nawet odwagi pomyśleć.

Alison wyciągnęła się na łóżku obok niego, wyjęła z torby notatnik i zaczęła szkicować. Nie odzywała się ani słowem dając Snape’owi czas na pozbieranie się. Póki co, okazywała mu swoje milczące wsparcie i cierpliwie czekała. Prawie skończyła swój rysunek, gdy Severus zdecydował się wreszcie spojrzeć na nią.

– Idź stąd, Stark, chcę być sam – wydusił z siebie zachrypniętym głosem.
– Oboje wiemy, że wcale nie chcesz – stwierdziła spokojnie. – Dlaczego to zrobiłeś?
– Co masz na myśli? – spytał głupio.
– Nie udawaj – syknęła. – Dlaczego nazwałeś Lily szlamą?
– Wyrwało mi się – wyznał.
– Kretyn – mruknęła. – Stanęła w twojej obronie, a ty tak jej odpłaciłeś?
– Czy ty musisz mi przypominać o tym, jaki jestem beznadziejny? Uwierz mi, wiem o tym!
– Wcale tak nie uważam – powiedziała i zarumieniła się lekko. – Co masz zamiar z tym zrobić?
– Z czym?
– Z Lily.
– Nie wiem, o co ci chodzi – Severus zaczął się bronić. – Nic mnie ona nie obchodzi.
– Snape, kochasz się w niej od dziesiątego roku życia, więc nie kłam!
– Skąd wiesz? – spytał, chociaż jeszcze chwilę wcześniej zamierzał zaprzeczyć.
– Wyobraź sobie, że jestem bardzo spostrzegawcza.
– Myślisz, że ona też wie? – spytał z mieszaniną strachu i nadziei.
– Jeśli nie wie, to albo jest ślepa albo głupia.
– Nie chciałem, żebyś o tym wiedziała – mruknął. – Co powinienem zrobić?
– Przede wszystkim przestań się nad sobą użalać. I idź ją przeprosić. Powiedz jej prawdę.
– Prawdę?
– Że jesteś zakochanym idiotą, który nazwał ją szlamą, bo nie umiał się pogodzić z faktem, że dziewczyna musi go bronić.
– Zamknij się, Stark – wyjęczał. – Przecież ona nie będzie chciała ze mną rozmawiać.
– Jak jej tego nie wyjaśnisz, to na pewno nie będzie chciała. To twoja jedyna szansa.

Severus schował twarz w dłoniach i próbował odciąć się od natłoku myśli, które kłębiły się w jego głowie. Alison miała rację, był idiotą i nic go nie tłumaczyło. Jeśli nie zareaguje od razu, to straci Lily na zawsze. Wstał w końcu z łóżka i poszedł do łazienki. Pod prysznicem próbował ułożyć sobie w głowie to, co powinien powiedzieć. I tak wiedział, że nic z tego nie wyjdzie. Gdy wyszedł z dormitorium przebrany w czystą szatę, zdał sobie sprawę, że jest już po kolacji i, że pokój wspólny zapełnił się uczniami.

Alison siedziała w jednym z foteli niedaleko wyjścia z pokoju i patrzyła na niego z troską.
– Pójdziesz ze mną? – spytał cicho.
– Jasne – powiedziała bez wahania.

Wyszli na korytarz i starając się zachowywać jak najciszej, szli przez opustoszałą szkołę w kierunku dormitorium Gryfonów. Snape zerknął na Alison i spytał:
– Gdzie twoja odznaka prefekta?
– Oddałam ją – wyjaśniła beztrosko.
– Przeze mnie?
– Nie pochlebiaj sobie – mruknęła. – Miałam już dość udawania, że to cokolwiek zmienia.
– Szkoda, dobrze było mieć prefekta po swojej stronie.
– A nie lepiej mieć przyjaciółkę? – spytała cicho i znowu się zarumieniła.
– Pewnie, że lepiej.
Doszli do wieży Gryffindoru i Severus zatrzymał się czekając na kogoś, kto przekaże Lily wiadomość od niego, a Alison podeszła do najbliższego okna, usiadła na parapecie i kończyła swój szkic. Ciekawiło ją, jak się potoczy rozmowa między Severusem a Lily i tylko dlatego zgodziła się, żeby iść ze Snape’em.

~*~

– Tak mi przykro.
– Nie interesuje mnie to.
– Przepraszam!
– Oszczędź sobie płuc.

Była noc. Lily, w szlafroku, stała z założonymi na piersiach rękami przed portretem Grubej Damy.
– Wyszłam tylko dlatego, że Mary mi powiedziała, że zamierzasz tu spać, dopóki nie wyjdę.
– Tak było. Tak bym zrobił. Nie chciałem nazwać cię szlamą, to mi się po prostu...
– Wyrwało, tak? – W głosie Lily nie było współczucia. – Już za późno. Tłumaczyłam się za ciebie przez kilka lat. Wszyscy się dziwią, że w ogóle z tobą rozmawiam. Ty i ci twoi przyjaciele śmierciożercy... no i co, nawet nie możesz zaprzeczyć! Nie możesz zaprzeczyć, że wy wszyscy chcecie nimi zostać! Nie możesz się doczekać chwili, gdy staniesz się sługą Sam–Wiesz–Kogo, prawda?

Otworzył usta, ale zaraz je zamknął, nie wypowiedziawszy słowa.
– Nie mogę dłużej udawać. Ty wybrałeś swoją drogę, ja wybrałam swoją.
– Nie... wysłuchaj mnie, ja nie chciałem...
– ...nazwać mnie szlamą? Przecież tak nazywasz każdego, kto urodził się w rodzinie mugoli, Severusie. Czym ja się różnię?

Już miał coś odpowiedzieć, gdy Lily spojrzała na niego z pogardą, odwróciła się i przez dziurę za portretem wróciła do pokoju wspólnego Gryfonów...

~*~

Alison podeszła do Severusa i położyła mu dłoń na ramieniu. Drgnął i spojrzał na nią załzawionymi oczami. Otarł je szybko wierzchem dłoni.
– Chodźmy stąd, Snape – powiedziała dziewczyna stanowczo i pociągnęła go za rękę.

Poszedł za nią nie zastanawiając się nawet dokąd idą. Ally prowadziła go coraz wyżej, aż w końcu otworzyła jakieś drzwi i prawie siłą go przez nie przepchnęła. Byli na Wieży Astronomicznej. Severus usiadł na podłodze pod jedną ze ścian i zwiesił głowę.
– Przestań się mazać – powiedziała Alison i podała mu butelkę whisky.
– Skąd to wzięłaś? – spytał po pierwszym łyku.
– Zarekwirowałam komuś z siódmego roku, ale jakoś nie czuję się już w obowiązku, żeby oddać ją Slughornowi.
– Dzięki – powiedział i pociągnął kolejny, solidny łyk whisky.

Alkohol stopniowo rozluźniał Severusa i dodawał mu śmiałości. Odważył się wreszcie poruszyć dręczącą go od dawna kwestię:
– Stark, ty jesteś dziewczyną...
– Bystry jesteś – zakpiła.
– Powiedz mi, co jest ze mną nie tak?
– Nie wiem, od czego zacząć – powiedziała lustrując go wzrokiem.
– Bardzo śmieszne – stwierdził urażony Severus.

Alison uśmiechnęła się pocieszająco. Nie chciała go dłużej drażnić, w końcu i tak już sporo się tego dnia nacierpiał.
– Co konkretnie chcesz wiedzieć?
– Co myślisz o... – zawahał się, ale przełknął dumę i spytał: – ...O Potterze?
– Jako dziewczyna? – upewniła się.
– No tak – przyświadczył odrobinę zmieszany Severus.
– James jest... – tym razem to ona się zawahała. – Przystojny, dowcipny, pewny siebie i świetnie lata.
– A ja? Tylko szczerze.
– Ty, Snape, jesteś... zamkniętym w sobie, nieprzystępnym, złośliwym i wrednym dupkiem.
– Zajebiście – warknął. – Dzięki, Stark, właśnie to chciałem usłyszeć.
– Tylko się nie obrażaj – zastrzegła się szybko. – Chciałeś wiedzieć, co myślą o tobie dziewczyny.
– No dobra, a co ty myślisz?
– Ja... – zawstydziła się, ale jednak zdecydowała się odpowiedzieć: – Myślę, że jesteś nieśmiały i wrażliwy, i dlatego ukrywasz swoje prawdziwe oblicze pod maską zgryźliwości. Chowasz twarz za tymi długimi włosami, żeby nikt nie widział, jak się czerwienisz, żeby nikt nie wyczytał prawdy z twoich oczu.

Zamilkła i odwróciła głowę nie chcąc widzieć jego spojrzenia. W przypływie odwagi powiedziała zdecydowanie za dużo.

Severus patrzył na nią z niedowierzaniem.
– Stark, ty tak na serio? – spytał po chwili.
– Tak – powiedziała i podała mu zrobiony przez siebie szkic.

Severus przez dłuższą chwilę wpatrywał się w rysunek przedstawiający nastoletniego chłopca. Odnajdywał w nim pewne podobieństwo do siebie, ale ten chłopak z obrazka miał krótko obcięte włosy, rumianą cerę, błyszczące, pełne nadziei oczy i wyraz pewności siebie wypisany na twarzy.

Uśmiechnął się nieśmiało i spytał:
– To niby ja?
– Tak – przyświadczyła z zapałem.
– Stark, chyba poniosła cię wyobraźnia.
– To chyba tobie jej brakuje – warknęła.
– Tylko czy to jest akurat najważniejsze? To jak wyglądam?
– To zależy dla kogo.
– Czy... myślisz, że dla Lily ma to znaczenie?
– Snape, nie chcę, żebyś miał fałszywe wyobrażenie o Evans – powiedziała ostrzej niż by chciała. – Dla niej ma to znaczenie priorytetowe.
– Przestań! Ona wcale nie jest taka! – krzyknął oburzony Severus.
– Lily ma szesnaście lat i jest typową dziewczyną! Jest dokładnie taka!
– Niemożliwe...
– A rozmawiałeś z nią o tym? – spytała już znacznie łagodniejszym tonem.
– Nie, no coś ty.
– A ja tak i uwierz mi, wiem co mówię. Wiem, jacy faceci jej się podobają.
– Czy chcę wiedzieć, jacy? – spytał Severus po chwili głębokiego namysłu.
– Nie chcesz – powiedziała stanowczo.
Snape przyjrzał się jej podejrzliwie i w nagłym olśnieniu odgadł:
– Potter?
– I wróciliśmy do punktu wyjścia. Tak, Potter jej się podoba. I Black.
– A ja nie – bardziej stwierdził niż spytał. – Myślisz, że nie mam żadnych szans?
– Spójrz na siebie i na nich! Jak myślisz, na kogo poleci Lily?

Nie odpowiedział. Zwiesił głowę jeszcze niżej. Alison zlitowała się nad nim. Usiadła obok i objęła go ramieniem. Severus nie protestował. Przyzwyczaił się do tego gestu, który przychodził jej tak naturalnie. Oparł głowę na jej ramieniu.

– Słuchaj, Snape, ja wiem, że to nie jest miłe, ale... Pogódź się z faktem, że dopóki wyglądasz tak, jak teraz, to nawet gdybyś wyznał jej, co czujesz to i tak nic by to nie zmieniło.
– To co mam robić? – spytał w końcu.

Był zdecydowany zrobić wszystko, byleby tylko Lily dostrzegła w nim atrakcyjnego faceta.
– Weź się w garść i zrób coś, żeby to ona latała za tobą!
– Jak? – spojrzał ponownie na szkic. – Myślisz, że ja naprawdę mógłbym się jej spodobać?

Alison miała na końcu języka ripostę dotyczącą tego, że powinien się zastanowić, czy chce być z dziewczyną, która go nie akceptuje, ale powstrzymała się.
– Trochę więcej wiary w siebie – powiedziała. – Jeśli zechcesz, spodobasz się każdej.
– Przesadzasz. A co z tym, co dzisiaj mówiła? Że nasze drogi się rozeszły?
– Jeśli ją kochasz... przekonasz ją, że jest w błędzie – powiedziała z trudem powstrzymując się od złośliwości.
– Bo jest! Ja dla niej... – nie dokończył tej myśli. Czy był gotów zrezygnować z tego, o czym skrycie marzył? Wydawało mu się, że tak. Po chwili dodał: – Będę potrzebował twojej pomocy.
– Do usług.
– Stark, czemu to robisz?
– Bo nie mogę patrzeć, jak się tak męczysz – skłamała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro