ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Powóz zatrzymał się przed zamkiem. Wysiedli i wpadli prosto na profesor McGonagall, która z zaciętą miną patrzyła na nich karcąco.

– Długo kazali państwo na siebie czekać – powiedziała cierpko. – Uczta już się rozpoczęła.

Poszli za nią z niewesołymi minami. W Wielkiej Sali musieli się rozdzielić. Syriusz i Lily zostali przy swoim stole, a Alison i Snape poszli dalej. Usiedli obok siebie w milczeniu. Ally dłubała widelcem w talerzu, jedzenie jej wyjątkowo nie smakowało. Powróciły mdłości i ból i marzyła już tylko o tym, żeby się położyć.

Po uczcie podszedł do niej profesor Slughorn.

– Panno Stark, proszę na słówko – powiedział z lekkim uśmiechem.

Alison skinęła głową i poszła za nim. Horacy podał jej paczkę i list.

– Przysłała to twoja babcia – rzekł, widząc jej zdumioną minę. – Wyjaśniła nam twoją sytuację. Dlatego najlepiej będzie, jeśli udasz się teraz do skrzydła szpitalnego i tam dojdziesz do siebie. Pani Pomfrey już na ciebie czeka.

Alison ponownie tylko skinęła głową. Nie miała siły nawet na to, żeby odpowiedzieć. Slughorn podszedł do Severusa i coś mu szepnął na ucho, a gdy skończył mówić, Snape zerwał się od stołu i podszedł do niej.

– Chodź, zaprowadzę cię do pielęgniarki.
– Sama trafię – odburknęła nieuprzejmie.
– Tak czy inaczej, idę z tobą – stwierdził niezrażony jej opryskliwością.
– Slughorn ci kazał?
– No tak, ale to nie dlatego...
– A dlaczego?

Odeszli już od reszty uczniów i wspinali się po schodach. Severus przystanął.

– Stark, co się stało? Czemu się wściekasz?
– Napisałam ci w liście, że będę wracać po operacji i że przydałaby mi się pomocna dłoń. Myślałam, że zrozumiesz.
– Zrozumiałem, tylko...

Zaciął się i nie dokończył tego, co chciał powiedzieć. Zrobiło mu się głupio. Alison patrzyła na niego z kpiącym uśmiechem.

– Tylko co, Snape?
– Rozmawiałem z Lily i ona stwierdziła, że na lotnisku sobie poradzisz, a my poczekamy na ciebie na King’s Cross – przyznał wreszcie i zaczął iść dalej.
– I nie przyszło ci do głowy, żeby się jej sprzeciwić?! – krzyknęła rozżalona i pobiegła za nim.
– Dopiero co zaczęła ze mną rozmawiać, a już miałbym się z nią kłócić?
– Dobra, Snape, odprowadziłeś mnie. Teraz wracaj do swojej dziewczyny.
– Przepraszam – wyszeptał. – Zachowałem się jak kretyn.
– Całe szczęście, że moja babcia to przewidziała i zabrała ze sobą Syriusza.
– Na to chyba nie powinnaś narzekać – powiedział i uśmiechnął się przepraszająco.
– Nie narzekam, ale liczyłam na ciebie i...

Rozpłakała się. Tak bardzo za nim tęskniła i miała nadzieję na to, że pojawi się na lotnisku. Chociażby po to, żeby opowiedzieć jej o Lily. Ale jednak posłuchał Evans. Jednak tylko ona się dla niego liczyła.

Snape ostrożnie objął ją ramieniem i pogładził po plecach.

– Nie płacz – poprosił.

Nie zareagowała, ale nie odtrąciła jego ręki. Wtuliła twarz w jego szatę i powoli się uspokajała. Na ten moment trafił Syriusz, który widział, jak dziewczyna wychodzi z Sali i dowiedział się od opiekuna jej domu, dokąd poszła. Zrobiło mu się przykro, gdy pomyślał, że był tylko nic nieznaczącym zastępstwem za przyjaciela, który na chwilę ją opuścił. Zawrócił do wieży Gryffindoru i postanowił wyjaśnić wszystko później, jak Snape już sobie pójdzie.

Uspokojona Alison odsunęła się od Severusa i zdążyła jeszcze zobaczyć znikającego za rogiem Syriusza. Zaklęła w myślach. Black mógł sobie pomyśleć nie wiadomo co. A jej, po dzisiejszym dniu, zdecydowanie zaczęło zależeć, żeby tak nie myślał.

– Jestem zmęczona, pójdę już – powiedziała cicho.
– Wybaczysz mi?
– Pomyślę o tym jutro – obiecała.

Severus uśmiechnął się lekko i zostawił ją samą pod drzwiami skrzydła szpitalnego. Alison weszła do środka, bez słowa protestu pozwoliła nadopiekuńczej pielęgniarce zająć się sobą i w końcu, śmierdząca maścią leczniczą i odurzona eliksirem przeciwbólowym, znalazła się w łóżku. Dowiedziała się, że spędzi kolejne cztery dni w skrzydle szpitalnym, ale w ogóle się tym nie przejęła. Wyjęła z torby notatnik i napisała krótki list do Syriusza. Chciała poprosić panią Pomfrey o wysłanie go z samego rana, ale w końcu zasnęła.

Syriusz odczekał aż większość uczniów pójdzie spać i pożyczył od Jamesa pelerynę–niewidkę. Wymknął się z dormitorium, przemknął po cichu przez szkołę i dotarł pod drzwi sali, w której leżała Alison. Pielęgniarka już spała w swoim pokoju, więc zaryzykował i otworzył drzwi. Szybo rzucił zaklęcie anty–podsłuchowe i ostrożnie podszedł do jej łóżka.

Alison spała na wznak, jej długie włosy okalały jej twarz i wyglądała niesamowicie w ciemności rozjaśnionej tylko blaskiem rosnącego księżyca. Całość obrazu psuł opatrunek, który miała na ręku, a który obejmował jej obojczyk, bark, łokieć i ciągnął się aż do dłoni. Syriusz dotknął ostrożnie jej palców, wystających spod bandaża i przerażony cofnął rękę. Dłoń była lodowato zimna. Jakby martwa. Usiadł na krześle, żeby uspokoić oddech i jego wzrok padł na leżącą na szafce przy łóżku kartkę. Była zgięta wpół, a na wierzchu było napisane jego imię i nazwisko. Niewiele myśląc sięgnął po nią.

„Syriuszu,
Dziękuję. Mam nadzieję, że pomimo tego, co zobaczyłeś, przyjdziesz mnie odwiedzić.
Będę czekać.
Alison”

List był krótki, ale dał mu nadzieję. Odłożył go na miejsce. Kiedy z powrotem siadał na krześle, napotkał jej zaspane spojrzenie. Uśmiechnął się.

Alison obudziła się ze snu, w którym główną rolę odgrywał czyjś delikatny dotyk. Teraz widząc obok siebie Syriusza zamrugała kilka razy oczami, żeby upewnić się, że to nie sen.

– Obudziłem cię?
– Nie wiem – stwierdziła nie do końca rozbudzona. – Długo tu siedzisz?
– Z dziesięć minut może, a co?
– Cieszę się, że przyszedłeś.
– Musiałem przyjść – wyznał. – Byłem już wcześniej, ale przytulałaś się do Snape’a i nie chciałem ci przeszkadzać.
– Tak myślałam, że o to ci chodziło. Widziałam, jak odchodzisz.
– Ally, czy ty i on... no wiesz?
– Co? Nie. Nigdy.
– Serio? To czemu tak ogniście zaprzeczasz?
– Żebyś dobrze to zrozumiał.
– Uważaj, bo ci uwierzę.
– Wierz sobie w co chcesz, Black.

Po tych słowach odwróciła się na lewy bok i przykryła głowę kołdrą. Ciekawiło ją, co Syriusz zrobi. Jeśli po prostu wyjdzie, to nie będzie sobie zawracać nim głowy. Syriusz uśmiechnął się pod nosem. Podobała mu się ta gra. Obszedł łóżko dookoła i usiadł na jego brzegu. Uniósł skraj kołdry.

– Daj spokój, Alison, to ja powinienem się na ciebie złościć – powiedział z udawanym wyrzutem. – Cały dzień się tobą zajmowałem, a ty od razu poleciałaś do niego.
– Nigdzie nie poleciałam. A w ogóle nie ma w tym nic dziwnego, w końcu przyjaźnię się z nim od dziecka.
– Tego to na pewno nie zrozumiem... – powiedział jeszcze i zapatrzył się w przestrzeń ponad łóżkiem.
– Możesz mi wyjaśnić, o co ci chodzi?
– Chciałbym... Ally, ja... Czy ty nie widzisz, że ja...
– Możesz jaśniej? Czy może znowu cię rozpraszam? – spytała niewinnym głosem.
– Chyba tak, bo nie wiem, jak ci to powiedzieć – przyznał zmieszany. – Ally, bardzo mi się podobasz. I chciałbym mieć pewność, że ja tobie też, chociaż trochę. A nie tylko wtedy, kiedy Snape’a nie ma w pobliżu.
– Black, czy ty pomyślałeś, że ja tylko udawałam?
– Mogłem odnieść takie wrażenie.
– Syriuszu... – powiedziała i ostrożnie objęła go sprawną ręką.

Nie umiała z siebie wykrztusić podobnego wyznania. Black objął ją również i przyciągnął do siebie. Pocałował ją w czubek głowy. Nie potrzebował żadnych słów. Przez chwilę był zazdrosny, jak ostatni idiota, i prawie popsuł wszystko to, co się tego dnia wydarzyło. Alison była tak zmęczona, że po chwili zasnęła wtulona w niego. Położył ją i przykrył kołdrą. I zanim odszedł pocałował ją w czoło.

Wrócił do swojej wieży, wszedł po cichu do sypialni i powiesił pelerynę–niewidkę na poręczy łóżka Jamesa. Zasunął zasłony wokół swojego łóżka i wsunął się pod kołdrę. Jednak Potter nie spał i teraz wstał, i podszedł do niego.

– Jak było? – spytał siadając na łóżku przyjaciela.
– Nie wiem, o czym mówisz.
– Daj spokój. Polazłeś do skrzydła szpitalnego. Do Stark. I teraz uśmiechasz się, jak kretyn. Dlatego pytam: jak było?
– Fajnie – odparł krótko. – Alison jest świetna i...
– Zakochałeś się, czy co?
– Odwal się.
– To Stark, jest Ślizgonką i...
– I co to zmienia?
– Czyli jednak się zakochałeś – stwierdził ponuro James. – Myślisz, że masz u niej szanse?
– Mam nadzieję...

~*~

Czwartek, 02 września 1976
Severus obudził się w podłym nastroju. Alison była na niego zła i co gorsza miała pełne prawo być. Jeszcze nigdy nie gniewała się na niego dłużej niż kilka godzin. A jednak wczoraj nie szukała ich, nie ucieszyła się na ich widok. A on, pod wpływem Lily, zachował się wobec niej paskudnie. Powinien ją odebrać z lotniska, pomóc jej, gdy tego potrzebowała, tak jak zawsze ona pomagała jemu. A teraz nawet nie miał możliwości z nią porozmawiać, bo utknęła w szpitalu. Obiecał sobie, że niezależnie od wszystkiego, pójdzie do niej z samego rana.

Była siódma rano, do śniadania pozostała godzina i korytarze szkolne były jeszcze puste. Ucieszył się z tego i biegiem ruszył w stronę szpitala. Pani Pomfrey bardzo niechętnie wpuściła go do środka. Alison już nie spała. Siedziała na łóżku, oparta o poduszki i jadła śniadanie. Ucieszyła się, gdy go zobaczyła.

– Snape, mam dobre wieści – zaczęła z uśmiechem. – Postanowiłam ci wybaczyć.
– Tak po prostu? Nie muszę cię o to błagać na kolanach?
– A miałeś to w planach? Jeśli tak, to zmienię zdanie. Chętnie zobaczę, jak przede mną klęczysz.
– Widzę, że lepiej się czujesz – stwierdził z uśmiechem. – A jak ręką?
– Gorzej niż zwykle – mruknęła. – Jest bezużyteczna.
– Mogę ci jakoś pomóc?
– Właściwie to tak. Podaj mi to pudełko. Wczoraj nie miałam już siły do niego zajrzeć.

Severus odwrócił się w stronę szafki nocnej. Ze zdziwieniem zauważył liścik zaadresowany do Blacka, ale powstrzymał się od komentarza.

– Tu jest też jakiś list – powiedział podając jej paczkę i zaglądając do środka. – Od Morgany?
– Tak – potwierdziła. – Przeczytasz? Ciężko mi trzymać coś w lewej ręce.

„Ally,
Minęłyśmy się z Anthonym na lotnisku, więc twój kuzyn szukał cię w domu.
Zastał tam tylko mnie i prosił, żeby przekazać ci to, co ci przywiózł.
Oboje mamy nadzieję, że będzie ci dobrze służyć.
Kocham cię,
Babcia”

Severus spojrzał na nią z zainteresowaniem. Odłożył list na łóżko. Ally wyciągnęła dłoń w stronę paczki, ale zatrzymała się w połowie. Nie wiedziała, czy chce, żeby Severus zobaczył to, co jest w paczce. Snape zrozumiał. To coś musiało dotyczyć jej ręki. Tylko wtedy nie zdradzała mu wszystkich szczegółów.

– Czemu mi nie zaufasz, Stark?
– Przecież ci ufam.
– To dlaczego nigdy mi nie powiedziałaś, co ci się stało? Dlaczego nie chcesz tego zrobić teraz?
– To nie tak – powiedziała z wahaniem. – Ja po prostu... nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział.
– Czemu? Może wtedy mógłbym coś dla ciebie zrobić?

Spojrzała na niego bardzo poważnie. Mógłby i pewnie by zrobił. Gdyby tylko wiedział, gdyby tylko mu pozwoliła... Nie chciała, żeby wiedział, nie on. Jednak nie chciała też, żeby myślał, że mu nie ufa.

– Otwórz to – poprosiła cicho.

Severus posłuchał. W pudełku była opaska, taka jaką zwykle nosiła na nadgarstku i mały, okrągły przedmiot. Wyglądał trochę jak zegarek, przez to, że był zrobiony ze szkła i metalu, ale nie miał tarczy ani wskazówek, a od spodu wystawał z niego przewód. Snape nie miał pojęcia, co to było. Podał oba przedmioty Alison.

– Wiesz, co to jest? – spytał z zainteresowaniem.
– Wiem – wyszeptała z trudem. Nie wierzyła własnym oczom. Tony zbudował go dla niej!
– A powiesz mi?
– Kiedyś... kiedyś opowiem ci o wszystkim, ale jeszcze nie teraz – obiecała. – A teraz... Zawołaj panią Pomfrey.

Snape nie był zbyt szczęśliwy, ale uwierzył jej. Wiedział, że kiedyś mu powie i, że wyjaśni przyczyny swojego milczenia. Poszedł do pielęgniarki. Alison poprosiła go, żeby na razie sobie poszedł i przyszedł do niej później. Snape uśmiechnął się i obiecał, że przyniesie jej notatki z lekcji. Poszedł.

Pielęgniarka niechętnie zgodziła się rozwiązać bandaż. Blizny po operacji barku i łokcia zniknęły, na nie magiczne maści pani Pomfrey zadziałały. Jednak blizna w kształcie gwiazdy, która rozcinała jej nadgarstek, była taka sama, jak zawsze. Była to bardziej dziura w ręce niż typowo zabliźniona tkanka. Duża, głęboka, zdawała się świecić srebrzystym blaskiem... Wypalona została czubkiem różdżki czarodzieja, który chciał odebrać jej możliwość używania magii. Który uniemożliwił jej dokonanie zemsty.

Alison podziękowała pielęgniarce.
– Chcę zostać sama – poprosiła.
– Oczywiście, moja droga. Jak będziesz chciała, żebym cię ponownie opatrzyła, to wołaj.

Odeszła do swojego gabinetu, a Alison wzięła do ręki okrągły przedmiot. Reaktor łukowy. Taki sam jak ten, który tkwił w piersi Tony'ego. Uśmiechnęła się. Obejrzała skórzaną opaskę. Jedna jej część miała ciasno oplatać nadgarstek. Był w niej otwór, w którym należało umieścić reaktor. Druga część to była długa klapka, zakrywająca go z wierzchu. Od klapki odchodził pasek, który należało wsunąć w sprzączkę po drugiej stronie opaski. Założyła opaskę na nadgarstek, przekręcając ją otworem do dołu. Pasował kształtem do wgłębienia w bliźnie, w którym Ally zauważyła końcówkę wszczepu... Tam należało podłączyć przewód reaktora. Zrobiła to. Umieściła reaktor we właściwym miejscu opaski i przekręciła metalową obudowę.
Poczuła pulsowanie w ręce w tym samym momencie, w którym reaktor zabłysnął światłem. Poruszyła dłonią. Tony po raz kolejny udowodnił, jak bardzo jest dla niego ważna. Nawet jeśli nie pojawił się osobiście. Wzruszona i wstrząśnięta rozpłakała się. Tym razem ze szczęścia. Otarła oczy. Poruszała palcami pozwalając kropelkom łez spłynąć do wnętrza dłoni. Nigdy wcześniej nie czuła niczego aż tak wyraźnie. Zawsze odczucia z prawej dłoni były przytłumione. Uśmiechnęła się ponownie. Zeskoczyła z łóżka i zaczęła się ubierać. Z przyjemnością zapinała guziki koszuli. Czuła wyraźnie ich fakturę, każde, nawet najmniejsze, zagłębienie. Poszła do pani Pomfrey.

– Chyba opatrunek nie będzie potrzebny – powiedziała uradowana.
– Och, to wspaniała wiadomość – powiedziała pielęgniarka z uśmiechem. – Profesor Dumbledore powinien się o tym dowiedzieć.
– Może sama do niego pójdę?
– Jak chcesz, to idź, już po śniadaniu. Powinien być u siebie.

Alison wybiegła ze skrzydła szpitalnego i skierowała się wprost do gabinetu dyrektora. Podała gargulcowi hasło, które powiedziała jej pani Pomfrey i weszła po schodach. Dumbledore wyraźnie na nią czekał.

– Alison – powiedział z uśmiechem. – Widzę, że ten wynalazek, o którym pisała Morgana, rzeczywiście działa.
– Działa – potwierdziła dziewczyna. – I to świetnie. Dlatego chciałbym móc pójść na lekcje.
– Lepiej niech nikt się nie dowie, że ręka tak szybko się wyleczyła. Jeszcze wczoraj wyglądała na martwą. Nawet pani Pomfrey nie jest tak zdolna.
– Rozumiem – stwierdziła smutno. – Czyli mam udawać, że poprawia mi się stopniowo?
– Właśnie o to chciałem cię prosić – przyświadczył Dumbledore. – Jak tam twój plan dotyczący Severusa Snape’a, powiódł się?
– Póki co, tak – odparła. – Na razie zajmuje się czymś innym.
– Czyli w plotkach dotyczących jego i panny Evans jest ziarno prawdy?
– Tak.
– I jesteś pewna, że to dobry sposób?
– Jedyny, jaki przyszedł mi do głowy – wyznała szczerze. – Poza tym, musiałam pomóc przyjacielowi.
– Bardzo szlachetnie z twojej strony – stwierdził Dumbledore. – Będziesz miała na niego oko?
– Jak zawsze – roześmiała się. – Chyba już pójdę udawać, że źle się czuję.
– Alison, naprawdę się cieszę, że chociaż tyle udało się zrobić.

Dziewczyna zatrzymała się tuż przed drzwiami. Odwróciła się w jego stronę.

– Pan wie, że znamy jeden sposób na cofnięcie tej klątwy?
– Tak – przyświadczył. – To ja powiedziałem o nim Morganie.
– Musi być też inna możliwość i ja ją znajdę. Nie pozwolę nikomu na takie poświęcenie.
– Wiesz chociaż, gdzie zacząć poszukiwania?
– Wiem – powiedziała z wahaniem. – Ale najpierw muszę skończyć siedemnaście lat. Pomoże mi pan?

Skinął jej głową patrząc na nią z niezwykłą powagą. Dziewczyna odwróciła się i wyszła. Nic więcej nie mogła mu powiedzieć. Biorąc pod uwagę to, co powiedziała jej babcia, musiała jeszcze poczekać. Nie chciała jej martwić, ale kiedy już będzie pełnoletnia, to nikt jej nie powstrzyma. Wróciła do skrzydła szpitalnego i rzuciła się na łóżko.

~*~

Severus wpadł do Wielkiej Sali jako jeden z ostatnich uczniów i szybko usiadł na swoim stałym miejscu. Rzucił okiem na stół Gryfonów i podłapał zaniepokojone spojrzenie Lily. Zaklął w duchu. Będzie musiał się tłumaczyć. Szybko zjadł tosty i pobiegł do swojej sypialni zabrać torbę z książkami. Wrócił pod drzwi Wielkiej Sali. Lily właśnie wychodziła. Uśmiechnął się do niej przepraszająco.

– Byłem rano u Alison – wyznał zanim zdążyła o to spytać. – Źle z nią.
– Mogliśmy pójść razem – powiedziała z naciskiem. – Ally na pewno by się ucieszyła.
– Pójdziemy do niej po lekcjach – obiecał i złapał ją za rękę.

Lily, wyraźnie uspokojona, poszła za nim do lochów. Pierwszą lekcję mieli razem. Dwie godziny eliksirów. Weszli do pracowni i Lily nie usiadła tam gdzie zwykle tylko poszła za nim i zajęła miejsce obok niego. Miejsce Alison. Poczuł się dziwnie zakłopotany. Nie miał nic przeciwko temu, że wszyscy już wiedzieli o nim i o Lily, ale nie czuł potrzeby, żeby się z tym obnosić.

Syriusz spojrzał na niego z niedowierzaniem. Jakim cudem Snape wyrwał Evans? Może Alison będzie coś o tym wiedziała. Ciekawe tylko, czy mu powie. Uśmiechnął się lekko. Czekał niecierpliwie na koniec lekcji, żeby od razu iść do niej. James miał rację. Był zakochany. Pamiętał jak pierwszy raz ją zobaczył. Miała dziesięć lat, śmieszny akcent i bardzo poważną, lekko zarozumiałą minę. Mimo to była niezwykle sympatyczna. A później się na niego obraziła, gdy pierwszy raz wyśmiewał się ze Snape’a. I chyba nigdy mu tego nie wybaczyła. Zawsze stawała po stronie Severusa, zawsze była gotowa go bronić. Syriusz nigdy nie rozumiał tej przyjaźni. Podobnie jak tego, że Alison trafiła do Slytherinu. Jednak teraz musiał zrewidować swoje podejście do Snape’a, jeśli chciał mieć jakiekolwiek szanse u Alison.
Pochłonięty tymi myślami nie patrzył na to, co robił, nie zauważył, że jego kociołek zaczął niebezpiecznie bulgotać...

– Padnij! – usłyszał przerażony szept Jamesa i odruchowo posłuchał. Ale było za późno.

Po chwili obaj leżeli pod ławką, tylko, że James z własnej woli a Syriusz powalony siłą wybuchu. Był ogłuszony i poparzony, ale mimo to usłyszał drwiący śmiech Ślizgonów. Nie zareagował. Slughorn podbiegł do niego i z ulgą zobaczył, że chłopak jest przytomny. Odetchnął głęboko.

– Panie Potter, proszę zaprowadzić pana Blacka do skrzydła szpitalnego i wrócić do klasy – powiedział. – A pan, panie Black, odpracuje swoje niedopatrzenie w poniedziałek o osiemnastej.

Chłopcy kiwnęli głowami. James podparł Syriusza i ostrożnie zaprowadził go do szpitala. Wyjaśnił sytuację pani Pomfrey i wrócił do klasy. Black leżał na łóżku i cierpiał, gdy pielęgniarka rozcinała jego szatę i odrywała ją od poparzonej skóry.

– Jeszcze chwila i pana opatrzę – powiedziała uspokajającym głosem. – Zaraz przestanie boleć.

Zdjęła mu w końcu szatę i wzięła słoiczek maści na poparzenia. Nasmarowała go grubą warstwą preparatu i kazała mu leżeć dopóki maść się nie wchłonie. Przykryła mu nogi kołdrą i odeszła do siebie. Po chwili zza parawanu osłaniającego łóżko wyjrzała Alison.

– Miło, że wpadłeś – powiedziała z uśmiechem.
– Stęskniłem się i nie chciałem czekać do wieczora – odparł z trudem łapiąc oddech.
– No właśnie widzę – przyświadczyła. – I stwierdziłeś, że najlepiej będzie wysadzić kociołek?
– Dla ciebie wszystko – wysapał.

Alison usiadła obok niego i pogłaskała go po policzku.

– Nic już nie mów – poprosiła. – Jak chcesz, to przy tobie posiedzę.
– Mogę mówić – odparł z trudem. – Co robiłaś, zanim wpadłem?
– Czytałam.
– To poczytaj mi na głos – poprosił.

Uśmiechnęła się do niego i poszła po książkę.

– King? – spytał zaskoczony.
– Miasteczko Salem – przyznała i zaczęła czytać na głos.

Syriusz z przyjemnością słuchał jej głosu, podobało mu się, jak akcentowała niektóre słowa. W tych krótkich chwilach słychać było, że nie urodziła się w Anglii. Ból poparzonej skóry mijał powoli, jednak stopniowo mógł coraz głębiej oddychać. Przyglądał się jej spod wpół przymkniętych powiek. Widział każdy pieg na jej twarzy, cień, który rzucały długie rzęsy, przydługą grzywkę, w którą co jakiś czas dmuchała, żeby nie wpadała jej w oczy. Widział jak oblizuje wargi po każdej przeczytanej stronie. Dostrzegał każdy, nawet najmniejszy, szczegół. Nie przerywał jej, nie odzywał się. Chciał, żeby ta chwila trwała wiecznie.

Alison była tak pochłonięta książką, że zdawała się go nie dostrzegać. Jednak Syriusz byłby miło zaskoczony, gdyby wiedział, że Ally też go obserwuje. Lekki uśmiech na jego kształtnych wargach, potargane, ale zadbane włosy, błysk w szarych, bardzo ładnych oczach. Lekki ślad zarostu na przystojnej, męskiej twarzy. Widziała też wyraz niepewności, kiedy na nią zerkał. Jakby bał się, że ta chwila minie i wszystko się skończy, że powróci ich dawna wrogość. Alison nie chciała tego. Jednak nie wyobrażała sobie, że miałaby zrezygnować z przyjaźni z Severusem. Nigdy. Przeczytała dwa rozdziały i zamknęła książkę. Zaschło jej w gardle.

– Na razie wystarczy – stwierdziła po opróżnieniu duszkiem szklanki wody. – Jak się czujesz?
– Lepiej – powiedział szczerze. – Już mogę normalnie oddychać.
– Cieszę się – powiedziała cicho. – Nie wyglądałeś najlepiej.
– Dzięki, zawsze umiesz powiedzieć coś miłego – parsknął śmiechem.
– Jestem w tym specjalistką – przyznała.
– Alison...
– Tak, Syriuszu?
– Nie powiedziałaś mi wczoraj, czy ja ci się podobam – wyznał na jednym oddechu i zarumienił się okropnie.

Alison uśmiechnęła się ciepło i ponownie pogłaskała po policzku.

– Od dawna – szepnęła mu do ucha.

Syriusz gwałtownie odwrócił głowę w jej stronę i otworzył usta ze zdziwienia. Alison parsknęła śmiechem.

– Warto było to powiedzieć, żeby zobaczyć ten wyraz twarzy – powiedziała roześmiana.
– Tylko po to to powiedziałaś?! – krzyknął Syriusz.
– Mówiłam szczerze – powiedziała uspokajająco. – Myślałam, że wiesz.
– Ally, od dawna? Ja myślałem, że mnie nienawidzisz. Zawsze wrzeszczałaś na mnie i Jamesa i...
– Bo zachowywaliście się jak świnie – powiedziała poważnie. – I nie myśl sobie, że kiedykolwiek o tym zapomnę.
– Wiem, że nie – przyznał. – Tylko co poradzę, że nie przepadam ze Snape’em.
– Pytasz poważnie?
– Alison, przecież wiem, że nigdy się ze mną nie umówisz, jeśli podniosę na niego różdżkę i...
– I chcesz wiedzieć, co powinieneś zrobić?
– No wiesz, jak wpadną na siebie z Jamesem...
– Zignoruj ich obu – powiedziała poważnie. – I odejdź.
– Miałbym zostawić ich samych? Żeby się pozabijali?
– Pytałeś mnie o zdanie – stwierdziła nagle rozzłoszczona . – I tak zrobisz, co zechcesz.
– Ej, nie złość się – poprosił.

Popatrzyła na niego uważnie. Syriusz był niezwykle poważny, nie uśmiechał się. Czekał na jakieś jej słowo, na odrobinę nadziei, którą właśnie stracił.

– Oj, Black, jaki ty jesteś głupi – powiedziała w końcu. – Od lat próbujesz się ze mną umówić, a jak już wiesz, że możesz to... wszystko spieprzyłeś.
– Alison, obiecuję ci, że zostawię Snape’a w spokoju – powiedział uroczyście. – I w ogóle zrobię wszystko, co zechcesz, tylko umów się ze mną.
– No skoro tak ładnie prosisz...
– Serio, pójdziesz ze mną na randkę?
– Tak, tylko przestań już o to pytać – powiedziała uśmiechając się ciepło.

Uszczęśliwiony Syriusz pokiwał głową z entuzjazmem.

– Dość tych pogaduszek – przerwała im pani Pomfrey. – Panno Stark, proszę wracać do łóżka. Muszę założyć panu Blackowi opatrunek.
– Może pomogę? – spytała Alison.
– Poradzę sobie moja droga, a teraz idź. Później sobie porozmawiacie – powiedziała stanowczo pielęgniarka. – Poza tym zaraz zaczną się odwiedziny i będzie zamieszanie...

Alison już jej nie słuchała. Poprawiła temblak, żeby ukryć opaskę i wróciła na swoje łóżko. Pochowała do torby swoje rzeczy, które nie powinny wpaść nikomu w oko. Zjadła podany przez pielęgniarkę obiad. Po kilku minutach okazało się, że pani Pomfrey miała rację. Nadeszła godzina odwiedzin. Od strony drzwi dało się słyszeć dźwięki awantury i przepychanek, i po chwili do sali szpitalnej weszli Severus i James, a za nimi z godnością wkroczyła Lily. Od razu podeszła do Alison ciągnąc za rękę Snape’a. Potter zniknął za parawanem przy łóżku Syriusza i po chwili usłyszeli jego śmiech.

– Jak się czujesz, Ally? – spytała Lily.
– Świetnie – odparła uśmiechając się lekko. – W końcu się wyspałam.
– Martwiliśmy się – powiedziała Evans. – Wczoraj zachowywałaś się dziwnie. No i byłaś z Blackiem.

Ostatnie słowa powiedziała bardzo cicho, tak, żeby tylko Alison ją usłyszała. Ally uśmiechnęła się porozumiewawczo.

– Nie było was na peronie, jak przyszłam – powiedziała. – A nie miałam siły czekać, aż się pojawicie.
– Ale już ci lepiej? – w głosie Lily słychać było autentyczną troskę.
– Tak. Tylko szkoda mi lekcji, które opuszczam.
– No właśnie – wtrącił milczący do tej pory Severus. – Mamy dla ciebie notatki. Dużo nie straciłaś, ale żałuj, że cię nie było na eliksirach.

Powiedział to odrobinę za głośno i czekał na reakcję Pottera i Blacka. Kiedy już się doczekał, był zaskoczony tym, co usłyszał.

– Zostaw to, James – zabrzmiał cichy głos Syriusza.
– Ale on...
– Powiedziałem, zostaw to!
– Co mu się stało? – spytała szeptem zaskoczona Lily.

Alison zachichotała cicho i pokręciła głową. Lily zrozumiała ją bez słów. Za to Severus wyglądał jakby nic nie rozumiał, ale wolał nie pytać. Po chwili rozmawiali już w trójkę zapominając o wcześniejszych pretensjach. Pomimo tego, że dziewczyny nie były ze sobą zbyt zżyte, to jednak wciąż się lubiły. Na swój sposób.

Nadszedł czas kolacji i goście musieli opuścić szpital. Alison uśmiechnęła się pod nosem przypominając sobie reakcję Syriusza. Zanim pani Pomfrey zdążyła się zorientować, Ally wymknęła się ze skrzydła szpitalnego i korzystając z tego, że wszyscy byli na kolacji, weszła do swojej sypialni. Zabrała z kufra kilka rzeczy i pobiegła z powrotem. Zdążyła. Grzecznie zjadła kolację i położyła się spać.
Syriusz marudził jeszcze przez chwilę, ale w końcu dał się przekonać, że musi odpocząć. Zgasły świece i pielęgniarka zamknęła się w swojej sypialni. Alison wstała po cichu i rzuciła zaklęcie wyciszające na salę szpitalną. Wyciągnęła z ukrycia przyniesione rzeczy i rozłożyła je na podłodze. Podeszła do łóżka Blacka.

– Nie śpisz? – spytała cicho.
– Nie – powiedział odwracając się w jej stronę. – A co, chcesz pogadać?
– Dasz radę wstać? – zignorowała jego pytanie.
– Dam – stwierdził dzielnie. – Poczekaj chwilę, tylko usiądę i...

Pomogła mu usiąść na łóżku. Syriusz pewnie stanął na nogach i zdziwiony poczuł, że dziewczyna łapie go za rękę.

– Zamknij oczy – usłyszał jej szept.
Posłuchał. Poprowadziła go kawałek dalej w głąb sali. Kazała usiąść i otworzyć oczy.

– Co to ma być? – spytał zdziwiony widząc, że siedzi na kocu w otoczeniu świec.
– Randka – szepnęła i zarumieniła się. Wręczyła mu butelkę wina i korkociąg. – Tylko nie miałam kieliszków – stwierdziła onieśmielona podając mu dwa kubki, z których wcześniej pili wodę.
– Ally, jesteś... niesamowita! – powiedział Syriusz i nalał wina do kubków.
– Wiem – powiedziała rozluźniając się. – Miałam nadzieję, że ci się spodoba.
– Powiesz mi, jak to zdobyłaś? – spytał wskazując na butelkę.
– Zwinęłam babci – powiedziała. – Chyba nie będzie miała nic przeciwko.
– A ja myślałem, że grzeczna z ciebie dziewczynka.
– Sam się przekonaj – szepnęła siadając bardzo blisko niego.

Syriusz przełknął ślinę i niepewnie wyciągnął rękę. Dotknął jej policzka i przysunął twarz do jej twarzy. Bardzo chciał ją pocałować, ale zawahał się. Alison dotknęła ustami jego ust i odsunęła się.

– Masz rację – szepnęła. – Bardzo grzeczna.
– To dobrze – stwierdził biorąc głęboki oddech. – Wystarczy, że ja jestem niegrzeczny.
– Tak ci się tylko wydaje – mruknęła pod nosem.

Pozwoliła mu się przytulić. Siedziała blisko, delektując się jego zapachem. Syriusz delikatnie głaskał jej dłoń. Pili wino, milczeli i cieszyli się swoją obecnością. W końcu Black przerwał milczenie.

– Jak ręka? Nie jest już taka zimna, jak wczoraj.
– Jest już lepiej – powiedziała wymijająco. – Ale jeszcze muszę tu zostać.
– Mnie też nie chce wypuścić – stwierdził wskazując ręką na pokój, w którym spała pani Pomfrey. – Ale nie narzekam.
– Ja też nie – szepnęła znowu się rumieniąc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro