ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zaraz za drzwiami frontowymi natknęli się na rozwścieczoną panią Pomfrey, która nawet nie musiała się odzywać, tylko ręką wskazała Alison, że ma pójść za nią.

– Do jutra, Ally – pożegnała ją przyjaciółka, ale Snape stał wciąż obok niej. Alison wspięła się na palce i szepnęła do niego: – Przyjdź później, proszę.

– Poczekam na ciszę nocną i przyjdę – obiecał jej i pobiegł za Lilith.

Alison wreszcie posłuchała pielęgniarki i poszła za nią wysłuchując jej narzekań na temat swojego nieodpowiedzialnego zachowania. Położyła się grzecznie na łóżku, bez słowa protestu pozwoliła się przebadać i udając senność poprosiła o zgaszenie światła. Leżała w łóżku czując nadciągającą kolejną falę łez. Nie hamowała ich. Wiedziała, że jak tylko opuści szkołę i pojedzie do Upper Flagley, żeby odebrać rzeczy babci, będzie musiała być silna i zdecydowana. Teraz jednak nikt tego od niej nie oczekiwał. Jeszcze przez chwilę mogła być małą, zrozpaczoną dziewczynką.

Usłyszała nagle głos dobiegający od strony drzwi. Syriusz awanturował się i naciskał na panią Pomfrey, żeby go wpuściła, ale pielęgniarka stanowczo odmówiła. Alison poczuła dziwną ulgę. Wcale nie chciała widzieć się z Blackiem. Może gdyby przyszedł wcześniej... Ale nie teraz. Już nie.

Zegar na wieży wybił dziewiątą, ogłaszając tym samym początek ciszy nocnej. Severus skończył swój esej na obronę przed czarną magią, spakował pergaminy, książki i pióra do torby i zaniósł ją do sypialni. Odczekał jeszcze chwilę i wymknął się z dormitorium. Szedł wolno, uważnie stawiając stopy, żeby odgłos jego kroków nie zaalarmował tego, kto ewentualnie mógłby patrolować korytarze. Upewnił się, że pani Pomfrey jest w swoich komnatach i wszedł do sali szpitalnej.

Muffliato! – wyszeptał.

– Uwielbiam to zaklęcie – odezwał się w ciemności głos Alison, a po chwili zielone światło, wydobywające się z końca jej różdżki, wskazało mu drogę.

Podszedł bliżej i opadł ciężko na krzesło obok jej łóżka. Zapalił świece stojące na szafce nocnej i przyjrzał się jej uważnie.

– Powinnaś się przespać – stwierdził z troską.

– Nie chcę – zaprzeczyła szybko. – Boję się.

– Czego?

– Tego, co może mi się przyśnić.

– Stark, nie masz się czego bać – gdy to mówił, przypomniał sobie o eliksirze SensuSnu, którego wciąż nie wypił. – Co by to nie było, to tylko sen.

– Nie tylko – usłyszał wahanie w jej głosie. – Już mi się to dzisiaj śniło i... to nie był zwykły sen, raczej... wspomnienia.

– A co ci się śni? – zainteresował się.

– Tamta noc... Rodzice... Ból...

Nie była w stanie powiedzieć nic więcej przez ściśnięte emocjami gardło. Śmierć prababci przywołała wszystko to, o czym chciała zapomnieć. Uśpione, zepchnięte w głąb podświadomości koszmary wróciły i dręczyły ją nawet na jawie. Dlatego bała się zasnąć. Nie chciała ponownie się z tym mierzyć.

– Nigdy mi nie powiedziałaś, co się wtedy stało – powiedział Snape, ale bez wyrzutów czy złości.

– Nie umiem o tym mówić – wyznała szczerze i opuściła wzrok. – Może, gdyby nie to – wskazała na swoją rękę – to... chciałabym, żebyś wiedział.

Severus zaczynał żałować, że w ogóle poruszył ten temat, i bez tego było jej ciężko. Poczuł delikatny dotyk jej dłoni, gdy dotknęła jego ręki.

– Nie martw się o mnie – poprosiła. Czuła, że oczy i tak jej się zamykają i coraz trudniej było jej walczyć z obezwładniającą sennością.

Severus wstał i podszedł do biurka pielęgniarki. Przeszukał je dokładnie, aż w końcu znalazł kluczyk od szafki z lekami. Wrócił do niej niosąc w jednej ręce butelkę, a w drugiej łyżkę. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko widząc jego zatroskaną minę.

– Przyniosłeś mi coś pysznego? – parsknęła nie mogąc się powstrzymać.

– Wątpię – wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Ale powinnaś to wypić. Nic ci się nie będzie śniło.

Pokiwała ze smutkiem głową i bez protestu wypiła łyżeczkę eliksiru Słodkiego Snu. Zasnęła prawie natychmiast.

Snape nastawił jej budzik na siódmą, odłożył butelkę z eliksirem do szafki, a kluczyk schował do szuflady biurka. Popatrzył jeszcze raz na śpiącą dziewczynę i w końcu wyszedł z sali.

Zaledwie kwadrans później leżał już w swoim łóżku i pomimo ogromnego zmęczenia nie mógł zasnąć.

~*~

Alison obudziła się, gdy zadzwonił budzik. Wcale nie czuła się wypoczęta, ale była wdzięczna Snape'owi za ten eliksir, który jej podał. Dzięki niemu zapadła na kilka godzin w ciemność, która pozwoliła jej zapomnieć o wszystkim.

– Dobrze, że już nie śpisz – usłyszała głos pielęgniarki. – Ubieraj się i zjedz śniadanie. Zaraz przyjdzie do ciebie Dumbledore.

Alison poderwała się z łóżka i szybko się ubrała. Czuła się dziwnie spokojna i wręcz podekscytowana spotkaniem z Tonym. Po raz pierwszy od dawna zjadła z apetytem śniadanie. Dumbledore uśmiechnął się widząc ją w dobrej formie. Tak jak podejrzewał, dziewczyna szybko uporała się z pierwszym szokiem.

– Poleciłem skrzatom spakować twoje rzeczy – wyjaśnił jej. – Kufer i torba czekają na ciebie w Sali Wyjściowej. Jeśli nie masz nic przeciwko, to osobiście odprowadzę cię do Hogsmeade.

– Oj, myślałam, że... – wyrwało się jej. – To znaczy, oczywiście, nie mam nic przeciwko.

– Domyślam się, że wolałabyś, żeby ktoś inny cię odprowadził – roześmiał się dyrektor. – Pan Snape? Czy może jednak pan Black?

Dziewczyna zaczerwieniła się okropnie. Czuła się wyjątkowo niekomfortowo, gdy rozmawiał z nią o takich sprawach. Pokręciła delikatnie głową, ale nic nie powiedziała.

– Alison, wiem, że wzięłaś sobie do serca moje rady – Dumbledore chyba nie zauważył jej zmieszanej miny, bo ciągnął niestrudzenie. – Ale może...

– Błagam, nie dzisiaj – wydusiła z siebie i pospiesznie zarzuciła kurtkę na ramiona. – Chodźmy.

Szła szybko, nawet bardzo szybko i nie oglądała się na dyrektora. Nie miała ochoty na jego wywody, szczególnie teraz. W Hogsmeade zjawili się tuż przed ósmą, mimo to, Anthony już na nich czekał. Zapakował bagaże do samochodu i porozmawiał chwilę z Dumbledore'em. Musiał wiedzieć, co powinien zrobić, żeby ułatwić Alison załatwienie wszystkich formalności. I chociaż orientował się w świecie amerykańskich czarodziejów, to nie wiedział, jakie zwyczaje panują w Anglii. Dyrektor obiecał, że w poniedziałek spotka się z nimi w Ministerstwie, żeby pomóc przy sprawach spadkowych. Alison była mu wdzięczna, bo znając Abraxasa, można było mieć pewność, że potraktuje Tony'ego jak śmiecia, a tak była szansa, że przy Albusie będzie się hamować.

Wyjechali z wioski nawet nie wspominając o Morganie. Tony dobrze wiedział, czego potrzebuje jego kuzynka. Zatrzymał się na poboczu, wysiadł z samochodu i nakleił na przedniej szybie karteczkę z literą „L".

– Dalej ty prowadzisz – powiedział z szelmowskim uśmiechem.

Alison zapiszczała z radości i szybko wskoczyła za kierownicę. Mieli do przejechania około sześćset mil, więc miała się czym zająć aż do wieczora. Skoncentrowana na prowadzeniu samochodu zaczęła mówić o tym, jak się czuje i wspólnie z Tonym planowała, co musi zrobić w pierwszej kolejności. Ta jazda dobrze jej robiła na nerwy. Od dziecka umiała prowadzić, ale dopiero teraz mogła to robić oficjalnie, chociaż tylko pod okiem doświadczonego kierowcy. Późnym popołudniem dojechali do Cokeworth i dopiero, gdy zaparkowała za bramą, na nowo poczuła, jak ściska ją serce.

Dom, a właściwie wóz, bez Morgany czekającej na nią na tarasie, był wyjątkowo smutnym miejscem. Zamknięte okna z zaciągniętymi zasłonami dodatkowo potęgowały to wrażenie. Dziewczyna podeszła do drzwi i wsunęła klucz w zamek. Przekręciła go. Drzwi zaskrzypiały złowieszczo, ale ustąpiły. Otworzyła je szeroko wpuszczając do wnętrza świeże powietrze.

Tony w tym czasie wyciągnął z bagażnika jej kufer i swoją walizkę i wniósł je do środka. Przez te wszystkie lata, kiedy Alison mieszkała z Morganą, był tu tylko raz. To miejsce w niczym nie przypominało jego apartamentu, ani nawet domu, w którym wychowywała się Ally. A jednak dziewczyna od pierwszego dnia zaaklimatyzowała się w nim i Tony wiedział, że nie wyobrażała sobie, że mogłaby mieszkać gdzie indziej.

– Zanieś swoje rzeczy do mojej sypialni – wyrwała go z zamyślenia. – Ja będę spała w pokoju prababci.

Weszła do sypialni Morgany i zaciągnęła się zapachem, który wypełniał wnętrze. Poczuła spokój i pewność, że ze wszystkim sobie poradzi. Postawiła kufer pod ścianą, a swoją torbę rzuciła na łóżko. Wróciła do salonu.

Zamknęła w końcu drzwi wejściowe i rozpaliła ogień w kominku. W domu było zimno, a nieużywana od ponad dwóch miesięcy instalacja rozgrzewała się wolno, więc Alison rozpaliła jeszcze w piecu kuchennym i od razu wstawiła wodę na herbatę. Anthony wyszedł z pokoju niosąc kilka butelek piwa.

– Napijemy się? – spytał zachęcająco.

– Mam coś lepszego – stwierdziła z uśmiechem.

Wyciągnęła z szafki butelkę whisky i dwie szklanki.

– Babcia mówiła, że to na specjalne okazje, a to chyba właśnie taka okazja – wyjaśniła.

Tony kiwnął głową i wziął od niej butelkę. Nalał whisky do szklanek. Alison zaparzyła herbatę w dzbanku i zaniosła ją na stolik na tarasie. Anthony poszedł za nią. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Oboje zapalili. Przepijali gorzką whisky słodką herbatą i rozmawiali. Tony zdawał sobie sprawę z tego, że jego metody wychowawcze nie są najlepsze, być może nawet były niewłaściwe, ale nie umiał inaczej. A przede wszystkim nie umiał niczego jej zabronić. Rozmawiali do późna w nocy, aż w końcu zmęczenie i nadmiar alkoholu ukołysały Alison do snu. Mężczyzna zaniósł ją do łóżka, położył i nakrył kołdrą.

Znowu widział w niej tę małą dziewczynkę, którą opiekował się po śmierci jej rodziców. Kiedy leżała z dłonią zaciśniętą na krawędzi kołdry wydała mu się taka krucha i bezbronna. Chciał zdjąć z niej wszystkie troski, ale wiedział, że czeka ją jeszcze wiele trudnych chwil. Zacisnął pięści w bezsilnej złości. Obiecał sobie, że cokolwiek ta młoda czarownica planuje, to zawsze będzie obok, żeby je pomóc.

~*~

Abraxas Malfoy, zgodnie z obietnicą, zajął się wszystkimi sprawami Morgany, i kiedy Alison, w towarzystwie Dumbledore'a i Tony'ego, zjawiła się w jego gabinecie w Ministerstwie, zapoznanie się z treścią dokumentów zajęło jej zaledwie kilka minut. Nie zgodziła się, żeby ktokolwiek poza Anthonym zarządzał jej majątkiem dopóki nie stanie się pełnoletnia, więc trzeba było nanieść kilka poprawek, ale w końcu Alison podpisała dokumenty i mogła opuścić gabinet nieżyczliwego czarodzieja.

Pracownicy ze świętego Oswalda spisali się na medal z organizacją pogrzebu i powiadamianiem gości. Morgana została pochowana na cmentarzu w Cokeworth, a dzięki czarom Dumbledore'a żaden mugol nie zorientował się, że w miasteczku przebywa prawie setka czarodziejów.

Alison była zaskoczona troską dyrektora. Oraz tym, że przybył na pogrzeb w towarzystwie barmana z Gospody Pod Świńskim Łbem. Nie miała jednak czasu, żeby to roztrząsać. Po całej ceremonii przyjmowała kondolencje od zgromadzonych osób i ze wzruszeniem obserwowała swoich kolegów ze szkoły, którzy przyjechali, żeby ją wesprzeć. Remus, Lily, Peter i James oraz Lilith i Severus. Pomimo ogromnego ciężaru, który czuła w okolicy serca, była im niezwykle wdzięczna za to, że po prostu tam byli.

Po pogrzebie zaprosiła do domu Dumbledore'a, oraz swoich przyjaciół ze Slytherinu a także mamę Severusa. Siedzieli, rozmawiali i wspominali Morganę. Alison wyglądała na pogodzoną z losem. Czuła się bezpiecznie w towarzystwie tylu przyjaznych jej osób.

Severus obserwował ją z niepokojem podczas pogrzebu, ale teraz w końcu odczuł ulgę, gdy zobaczył jej pogodny uśmiech. Udało mu się nawet porozmawiać z nią na osobności.

– Chciałam ci podziękować – zaczęła Ally cicho. – Rozsypałabym się, gdyby nie ty.

– Daj spokój, Stark, przecież to nic takiego – odparł, ale zarumienił się lekko.

Eileen Snape, widząc, jak jej syn patrzy na stojącą obok niego dziewczynę, zrozumiała nagle, ile straciła. Severus dorósł i zmężniał, a ona nawet nie zauważyła, kiedy przestał być dzieckiem. Nie miała pojęcia o jego zainteresowaniach, nie wiedziała, czy kiedykolwiek był zakochany, czy Alison to wciąż tylko przyjaciółka, czy może ktoś więcej. Poczuła żal, że nigdy nie sprzeciwiła się mężowi, który tak bardzo nienawidził syna. Bała się, że już jest za późno, że straciła Severusa na zawsze. Zimna nienawiść, która pojawiła się w niej już jakiś czas temu, rozlała się teraz po jej ciele, a odkładana zbyt długo decyzja – zapadła.

Snape wykrzywiał usta w pełnym niechęci grymasie za każdym razem, gdy spojrzał na matkę. Nie potrafił już jej współczuć. Zbyt wiele razy go zawiodła, by był w stanie wykrzesać z siebie jakiekolwiek ciepłe uczucia. Dlatego, gdy zaczęła się zbierać do domu i poprosiła go o chwilę rozmowy, założył ręce na piersi i zignorował ją. Eileen odeszła w stronę bramy. Wyglądała, jakby miała się rozpłakać.

– Porozmawiaj z nią – powiedziała Alison cicho, tak, żeby tylko on ją usłyszał.

– Nie mam jej nic do powiedzenia – warknął.

– Ale może on ma – nalegała.

– Podaj mi jeden powód, dla którego miałbym to zrobić.

– Bo to twoja matka! – wypaliła bez wahania.

Chłód w jej głosie, wyrzut w zmrużonych, szarych oczach sprawiły, że Severus cofnął się krok do tyłu. Przestraszył się, że zaraz rzuci się na niego z pięściami. Tymczasem Alison opuściła wzrok i jeszcze ciszej niż dotychczas powiedziała:

– Nie mówię, że masz jej od razu wybaczyć, ale wysłuchaj jej, daj jej szansę, proszę. Zrób to, zanim będzie za późno.

Zrozumiał. Alison oddałaby wszystko za jeszcze jedną rozmowę z mamą. Kiwnął głową i poszedł szybko za Eileen. Dogonił ją. Kobieta odwróciła się słysząc jego kroki. Uśmiechnęła się nieśmiało.

– Synku – powiedziała drżącym głosem. – Przepraszam za wszystko. Wiem, że mi nigdy nie wybaczysz, ale może chociaż zrozumiesz?

– Rozumiem... mamo – wykrztusił z siebie. – To znaczy, staram się, ale nie oczekujesz chyba, że przeprosisz i wszystko będzie w porządku?

– Niczego od ciebie nie oczekuję, Severusie – powiedziała a w jej oczach pojawiły się łzy. – Chciałbym wszystko naprawić. Wiem, że już za późno, że jesteś dorosły...

– Nie płacz – poprosił.

Nie umiał patrzeć na jej łzy. Nie chciał, żeby przez niego cierpiała. Podszedł do niej i wyciągnął rękę. Eileen złapała ją, jakby to była lina ratująca jej życie. Przytuliła syna do piersi. I dla niej i dla niego był to niezwykły moment. Severus czuł, jak jego złość topnieje. Stał się dla niej oparciem i był gotowy sprostać tej roli. Odsunął ją od siebie na odległość ramion.

– Mamo, muszę wracać – powiedział starając się ukryć wzruszenie. – Może spotkamy się w święta? Alison mnie zaprosiła i...

– W takim razie, zobaczymy się na pewno – zapewniła go i otarła łzy.

Po raz pierwszy od lat Severus widział jej szczery, radosny uśmiech. Z lekkim sercem wrócił na podwórko i podszedł prosto do Alison. Wciąż starał się ukryć to, co poczuł po rozmowie z matką.

– Jak poszło? – spytała Ally z troską.

– Sam nie wiem – przyznał. – Chyba dobrze.

– Nie powinnam na ciebie naciskać. W końcu to twoja sprawa, czy z nią rozmawiasz, czy nie.

– Daj spokój – powstrzymał ją zanim zaczęła go przepraszać. – Miałaś rację, to w końcu moja mama.

Uśmiechnął się do niej, a ona odpowiedziała tym samym. Razem wrócili na taras, gdzie Dumbledore już się trochę niecierpliwił. Musiał jeszcze odstawić swoich uczniów do szkoły i chciał to zrobić przed zmrokiem.

Lilith wyściskała przyjaciółkę. Umówiły się, że wrócą do Hogwartu tuż po świętach, ale jeszcze przed końcem ferii. Alison chciała mieć czas na nadrobienie zaległości a poza tym to była najlepsza okazja, żeby pobyć trochę z przyjaciółmi. Snape zapowiedział, że przyjdzie do niej w poniedziałek wielkanocny i następnego dnia rano razem wrócą do szkoły.

Alison i Tony zostali sami. Mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo.

– Chyba już czas, żebyś dowiedziała się, co jest pod plandeką.

Zaciekawiona Alison spojrzała na przyczepę, którą dwa dni wcześniej przywiózł Anthony z Londynu. Do tej pory nie zdradził jej, co jest ukryte pod bezkształtną masą materiału. Widocznie nadszedł czas na wyjaśnienia, bo podał jej teraz nożyce do cięcia drutu i zaprowadził do przyczepy.

– Czyń honory – powiedział uroczyście.

Dziewczyna przecięła stalowe opaski i ściągnęła plandekę. Wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.

– Należał do twojej mamy – wyjaśnił Tony. Wręczył jej srebrną walizkę, pełną najróżniejszych narzędzi, ze słowami: – Potraktuj to jako wcześniejszy prezent urodzinowy.

Alison oderwała wzrok od przyczepy i stojącego na niej samochodu. Rzuciła się Tony'emu na szyję.

– Dzięki – wyszeptała wzruszona, biorąc od niego walizkę. – Wiesz, że o takim zestawie marzyłam.

– Wiem, mała, wiem.

– Ale żeby mama jeździła jeepem? Nie chce mi się wierzyć. To Willys, prawda?

– Dokładnie tak. Z czterdziestego piątego. Nie jest na chodzie, ale nie chciałem sam przy nim grzebać.

– Och, Tony! Jesteś najlepszy, wiesz o tym?

– Cieszę się, że chociaż ty tak myślisz – mruknął. – A co do Evelyn, to jeszcze nie raz cię coś zaskoczy.

– Serio? A wydawało mi się, że mama była taka ułożona i przewidywalna...

– Czasami taka była, ale na szczęście nie zawsze.

Tony opowiadał jeszcze długo o Evelyn i Harveyu, a Alison słuchała uważnie jednocześnie rozbierając silnik na części. Dziewczyna miała wrażenie, że poznaje swoich rodziców na nowo. Nie sądziła, że byli tak otwartymi i wyluzowanymi ludźmi i że byli tak blisko z Tonym. Nigdy nie myślała o tym, że byli praktycznie w jego wieku i mogli mieć wspólne zainteresowania. Po raz pierwszy od lat rozmowa o nich nie powodowała bólu, nie przypominała wydarzeń z tamtej nocy. Jednak utkwiła głęboko w jej podświadomości, bo w nocy Alison obudziła się z krzykiem. We śnie widziała ojca, jego usta, poruszające się jakby w ostatnich sekundach życia chciał jej coś przekazać, jego niebieskie oczy, w których zgasło światło.

Usiadła na łóżku i ukryła twarz w dłoniach. Nie chciała do tego wracać. Od dawna spychała te wspomnienia w głąb siebie, ale tym razem nie umiała tego zrobić. Słowa ojca, które zawsze uważała za bezsensowny ciąg wyrazów, tym razem wydały jej się niezwykle ważne. Miała mętlik w głowie. Nie chciała tego pamiętać, a jednocześnie musiała zrozumieć, co chciał przekazać jej ojciec.

Wstała z łóżka i wyszła na zewnątrz. Papierosy leżały na stole więc niewiele myśląc zapaliła jednego. Uspokoiła myśli. Było jedno wyjście. Bolesne. Pewnie nawet bardzo bolesne. Dopiero teraz była gotowa w ogóle rozważyć taką opcję. Westchnęła ciężko i zaciągnęła się ostatni raz. Zgasiła papierosa i podjęła decyzję. Musiała porozmawiać z Dumbledore'em i skorzystać z Myślodsiewni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro