ROZDZIAŁ ÓSMY

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Alison, po wieczornej toalecie i przebraniu się w koszulę nocną, zaparzyła sobie herbatę i skuliła się pod kocem na fotelu. Żałowała tego, że spotkanie z Severusem nie wyszło tak, jak planowała, ale cieszyła się, że mimo wszystko udało im się pogodzić. Było już bardzo późno, gdy Morgana wreszcie wróciła do domu. Była zmęczona podróżą, czuła się bardzo słabo i chciała się od razu położyć.

– Ally, czemu na mnie czekałaś? Powinnaś się wyspać.
– Nie mogłam zasnąć. Co powiedział uzdrowiciel? – spytała z troską. Morgana opadła ciężko na kanapę i ukryła twarz w dłoniach. Alison przyrządziła jej herbatę i objęła ją ramieniem. – Babciu?

Zielarka nie planowała tej rozmowy. Jeszcze nie. Jednak wizyta w szpitalu nie pozostawiła jej złudzeń. Mogła nie mieć czasu na to, by przygotować Alison na najgorsze. Spojrzała ze smutkiem na swoją młodziutką prawnuczkę. Dziewczyna miała zatroskany wyraz twarzy i patrzyła na babkę z powagą tak nietypową dla jej młodego wieku. Tyle już w życiu przeszła, że Morgana nie chciała dokładać jej więcej trosk. Jednak wiedziała, że musi jej powiedzieć, że musi ją przygotować.

– Ally, jestem bardzo chora – zaczęła ostrożnie. – Znaczenie bardziej, niż myślałam. Uzdrowiciel twierdzi, że nie zostało mi dużo czasu.
– Nie – zaprzeczyła odruchowo Alison. – To niemożliwe.
– Posłuchaj mnie, Ally. Choruję od dawna. Zrobiłam, co mogłam, żeby spowolnić rozwój choroby, ale organizm nie będzie walczył w nieskończoność.

Alison słuchała uważnie, starała się to jakoś pojąć, ale nie umiała. W jej oczach szkliły się łzy. Straciła rodziców, a teraz miała stracić prababcię. Tego było za dużo, jak na jedną osobę. A jednak znalazła w sobie siłę, żeby się nie rozpłakać. Uspokoiła się i przytuliła mocniej do Morgany.

– I nic się nie da zrobić? – spytała jeszcze na wszelki wypadek.
– Przykro mi kochanie – odpowiedziała zielarka i pogłaskała ją po głowie. – Na szczęście nie będę musiała przenosić się do szpitala.
– Babciu, to może ja nie polecę, tylko zostanę z tobą? Anthony zrozumie.
– Alison, ja jeszcze nie umieram – zaśmiała się Morgana. – Poza tym, powinnaś polecieć. Wczoraj nie spadłaś z drzewa przypadkiem, prawda?
– Miałam nadzieję, że o to nie spytasz. Straciłam na chwilę czucie w ręku...
– Dlatego właśnie powinnaś lecieć.
– Wiem, tylko zaczyna mnie to męczyć. Co roku to samo, nowa nadzieja, wszystko jest super, a później i tak... – spojrzała z obrzydzeniem na swoją dłoń. – Staje się bezużyteczna...
– To porozmawiaj o tym z Anthonym, bo dopóki ty walczysz, to on się nigdy nie podda.
– Och, to nie tak, że ja nie chcę walczyć – wyjaśniła rozgoryczona Alison. – Chciałabym tylko, żeby to tak nie bolało. No, ale teraz to ja powinnam pocieszać ciebie, więc koniec z tym użalaniem się.
– Alison, nie musisz mnie pocieszać, ja jestem gotowa. To o ciebie się martwię. Jesteś jeszcze niepełnoletnia i...

Rozmawiały tak jeszcze długo, co jakiś czas tylko wstając i parząc świeżą herbatę. Obie podświadomie czuły, że ta niespodziewana rozmowa zbliża je do siebie jeszcze bardziej. Gdy zaczęło świtać, Morgana zostawiła wnuczkę samą i zamknęła się w swoim pokoju. Usiadła przy biurku i zaczęła pisać list do Anthony'ego. Wyjaśniła w nim swoją sytuację, powierzyła mu opiekę nad Alison i dołączyła do listu wszelkie dokumenty dotyczące rodziny, a także swoją ostatnią wolę. Zabezpieczyła list zaklęciem, żeby nikt oprócz Tony'ego nie mógł go przeczytać. Wróciła do pokoju, gdzie na stole czekało już przygotowane przez Alison śniadanie. Dziewczyna po raz ostatni sprawdzała swój bagaż. Wydawała się być już całkowicie spokojna, jakby rozmowa z babcią ukoiła jej ból i niepokój.

Koło południa w domu dwóch czarownic pojawił się Severus. Przywitał się grzecznie, z przyjemnością napił się kawy i ucieszył, gdy Morgana sama spytała, czy zechce odprowadzić Alison na samolot. Snape zarzucił sobie worek podróżny Alison na ramię i chwycił rękę Morgany. Ally złapała drugą i staruszka teleportowała ich w pobliże lotniska.

~*~

Severus nigdy wcześniej nie był w takim miejscu. Ogromna, zatłoczona hala odlotów przyprawiła go o zawrót głowy. Z jednej strony czuł się onieśmielony i trochę przestraszony, a z drugiej był zafascynowany wszystkim, co widział. Nagle chciał wiedzieć, jak działa tablica wyświetlająca informacje o przylotach samolotów, chciał poznać szczegóły odprawy i zrozumieć sens nieznanych mu słów, które co chwila dało się słyszeć z głośników.

– Nie tacy głupi ci mugole, co? – spytała jadowicie Alison, gdy na chwilę zostali sami.
– Chyba nie – Snape przyznał jej rację nie zwracając uwagi na ton jej głosu. – Ty się w tym wszystkim orientujesz?
– No pewnie – powiedziała rozbawiona. – Kiedyś zabiorę cię ze sobą i wszystko ci wytłumaczę.
– Obiecujesz? – spytał nie kryjąc nadziei.
– Tak, Snape, obiecuję...
– Alison! – dobiegł ją nagle radosny okrzyk.

Odwróciła się w tamtą stronę i wyszczerzyła zęby w uśmiechu. W jej stronę szła sympatycznie wyglądająca, wysoka, zgrabna kobieta. Jej rude włosy były nienagannie upięte w kok, oficjalny, biznesowy strój jak zwykle skrojony na miarę i idealnie dopasowany. Jednak Alison dostrzegała tylko serdeczny uśmiech na piegowatej twarzy.

– Pepper! – krzyknęła i rzuciła się kobiecie w ramiona. – Co ty tutaj robisz?
– Mamy dla ciebie niespodziankę – powiedziała tajemniczo.
– Och, to Tony też tu jest?
– Rozmawia z twoją babcią.
Alison nagle się zreflektowała i lekko zawstydzona powiedziała:
– Snape, pozwól, że przedstawię ci Pepper Potts, kobietę, bez której mój kochany kuzyn już dawno zginąłby marnie. Pepper, to jest Severus Snape, mój przyjaciel.

Jej oficjalny ton rozbawił ich oboje. Podali sobie ręce i uścisnęli lekko. Pepper nie kryła specjalnie swojej ciekawości, gdy uważnym spojrzeniem obrzuciła Severusa. Snape zmieszał się trochę. Jednak nie zdążył zareagować, bo Alison odciągnęła uwagę Pepper od niego:

– Babcia wiedziała, że tu będziecie?
– Ally, oczywiście, że wiedziała. Anthony poinformował ją już miesiąc temu.
– I nic mi nie powiedziała!
– Dlatego to się nazywa niespodzianka – odezwał się ciepły, męski głos za jej plecami, a silne ręce poderwały ją do góry zamykając w uścisku.

Severus domyślił się, że to właśnie Tony, kuzyn Alison, u którego miała spędzić resztę wakacji. Po chwili mężczyzna potwierdził jego domysły. Postawił Ally z powrotem na ziemi i przedstawił się ściskając przy tym mocno dłoń Snape’owi. Okazał się być równie sympatyczny, co Pepper. Severus zrozumiał, że mając obok siebie takich ludzi, Alison miała pełne prawo lubić mugoli. Na krótką chwilę pozazdrościł jej tego.

Nadszedł czas pożegnania. Alison uściskała staruszkę i podeszła do niego. Odciągnęła go od rodziny.

– Przepraszam, za to zamieszanie – powiedziała.
– Nie ma za co, ci twoi mugole wydają się być w porządku.
– Są świetni – potwierdziła. – Ale ty mi się tutaj nie wykręcaj. Kiedy masz zamiar porozmawiać z Lily?
– Jeszcze nie wiem – mruknął. – Może...
– O nie, nie odkładaj tego. I koniecznie napisz, jak ci poszło.
– Postaram się – obiecał.
– Snape, będę tęsknić – wyznała niespodziewanie.
– Ja też – powiedział i objął ją delikatnie. Alison pocałowała go w policzek.
– Muszę iść – powiedziała cicho.

Wrócili do oczekującej na Alison grupki. Po chwili dziewczyna, jej kuzyn i Pepper zniknęli za bramką, a Severus i Morgana poszli w ustronne miejsce, żeby się teleportować. Rozstali się pod domem zielarki. Snape obiecał, że następnego dnia rano stawi się do pracy.

~*~

Zamknął za sobą furtkę i odetchnął głęboko. Wziął sobie do serca radę Alison. Nie było co zwlekać. Jeśli miał przeprosić Lily, to powinien to zrobić jak najszybciej. Jeśli mu wybaczy, będzie miał dwa tygodnie, żeby ją oczarować. Jeśli jednak nie... Spróbuje się z tym pogodzić. Bardzo starał się nie nastawiać na to, że mu się uda. Wolał dać się miło zaskoczyć, niż boleśnie się rozczarować.

Rozmyślając o tym, co i jak powinien powiedzieć, przeszedł przez mostek na drugi brzeg rzeki i znalazł się w pobliżu miejsca, gdzie dzień wcześniej widział Lily.

Była tam. Tak samo tajemnicza, tak niedostępna jak poprzednio. Ze straceńczą odwagą ruszył w jej stronę. Podszedł blisko i cichym głosem spytał:
– Mogę się przysiąść?

Lily łaskawie zezwoliła kiwnięciem głowy. Nie zamierzała się odzywać dopóki jej nie przeprosi. Nie chciała też, żeby wiedział, że czekała tam aż się pojawi. Severus przyglądał się jej zachwyconym, maślanym spojrzeniem. Jednak długo się nie odzywał.

– Lily, przepraszam – odważył się w końcu. – Zachowałem się jak ostatni...
– Troll? – weszła mu w słowo.
– Gorzej. Wiem, że byłem niewdzięcznym dupkiem i nie zasługuję na twoje wybaczenie, ale błagam cię, Lily, przebacz mi – gdy skończył mówić, ucieszył się, że w pobliżu nie ma Alison. Wiedział, że płaszczy się przed Evans bbardziej, niż powinien.
– Już ci powiedziałam, że wybrałam własną drogę i...
– Nigdy ci nie odpowiedziałem... – przerwał jej.
– No to słucham! – założyła ręce na piersi i spojrzała na niego uważnie.
– Ja... To znaczy... – zaczął się plątać. – Musiałaś coś źle zrozumieć.
– Próbujesz mi powiedzieć, że wcale nie chcesz zostać śmierciożercą?
– Nie chcę – powiedział przekonując równocześnie i ją i siebie.

Lily pokiwała głową. Chciała mu uwierzyć. Snape patrzył na nią z wyrazem oczekiwania na twarzy, a ona przyglądała mu się zaintrygowana. Musiała przyznać, że wyglądał zupełnie inaczej, niż zwykle. Twarz mu zmężniała, zwykle chorobliwie blada skóra była teraz ładnie opalona, a czarne oczy błyszczały tajemniczo. Zaczął jej się podobać.

– Severusie, załóżmy, że ci wybaczę – powiedziała udając, że się zastanawia. – Nie chciałabym, żeby było między nami tak, jak wcześniej.
– A czego byś chciała?

Nie odpowiedziała od razu. Chciała, żeby się domyślił, że nie zależy jej na samej przyjaźni. Lily bardzo chciała mieć chłopaka i to takiego, który by ją bezgranicznie wielbił, a Snape nadawał się do tego idealnie. Oczywiście nie mogła mu tego powiedzieć od razu, ale wcale nie chciała długo czekać. Przysunęła się do niego i szepnęła mu do ucha:
– Zgadnij...

Snape zadrżał, serce zabiło mu mocniej i zarumienił się. Lily już się odsunęła i dyskretnie obserwowała jego reakcję. Podobało jej się to, co zobaczyła.

– Ja też chcę, żeby było inaczej – powiedział cicho Severus. – Tęskniłem za tobą.
– To dlaczego nie przyszedłeś do mnie wcześniej?
– Bałem się. Lily, naprawdę jest mi przykro... – znowu zaczął się kajać.
– Już dobrze, Severusie, lepiej opowiedz mi o swoich wakacjach – Lily usiadła blisko niego i słuchała tego, co opowiadał.

Snape uważnie dobierał słowa starając się ukryć fakt, że całe lato spędził z Alison. Był pewien, że Lily się to nie spodoba. Evans też mu opowiedziała o swoich wakacjach, które spędziła głównie poza domem. Trochę porozmawiali o pracach domowych zadanych na lato i w końcu nadszedł wieczór. Severus odprowadził ją do domu.

– Spotkamy się jutro? – spytał z nadzieją.
– Oczywiście. Musimy nadrobić stracony czas.
– Przyjdę do ciebie po pracy.

Już chciał odejść, gdy zdał sobie sprawę, że Lily wyraźnie na coś czeka. Zrozumiał. Podszedł bliżej i nachylił się nad nią. Pocałował ją w policzek.

– Do jutra, Evans – mruknął jej do ucha. I odszedł nie odwracając się. Poszło mu lepiej, niż śmiałby marzyć. Teraz czekał na jej ruch.

Lily poczuła przyjemne ciepło, gdy jego usta dotknęły jej skóry. Była zdecydowana zrobić wszystko, żeby znowu to poczuć. Zastanawiała się już nad tym, jak on całuje, chciała poczuć jego dotyk. Uśmiechnęła się pod nosem. W sumie co jej szkodziło wziąć sprawy w swoje ręce? Dlaczego to nie ona miałaby go pierwsza pocałować?

Weszła do domu i szybko poszła do swojego pokoju. Starannie przygotowała się do jutrzejszego spotkania z Severusem. Wybrała krótką, zwiewną, jasnozieloną sukienkę na cieniutkich ramiączkach. Zmyła makijaż i weszła do wanny. Przez godzinę siedziała w łazience wklepując różne preparaty w skórę. Gdy uznała, że już wystarczy jej tych zabiegów pielęgnacyjnych, ubrała piżamę i wsunęła się pod kołdrę. Wszystkie te czynności wykonywała odruchowo. Cały czas myślała, jak pokierować Severusem, żeby ją poderwał.

Snape nie wrócił do domu tylko błąkał się po okolicy. Próbował się uspokoić. Wciąż nie wierzył w to, że mu wybaczyła. Ani w to, że zdobył się na odwagę i pocałował ją. No może tylko musnął ustami jej policzek, ale i tak. Poczuł się nagle strasznie zmęczony, jakby przebiegł kilka mil. Przeżyte wzruszenie i poprzednia nieprzespana noc sprawiły, że ledwie trzymał się na nogach. Zakradł się bezszelestnie do własnego domu i po cichu wszedł do pokoju. Położył się na łóżku, założył ręce pod głowę i zamknął oczy. Pod powiekami wciąż miał obraz Lily, jej zielone oczy, bladą, piegowatą buzię, gęste, kasztanowe włosy... Widział to wszystko, jakby wciąż była obok. Ukojony tym wspomnieniem, wkrótce zasnął.

Jednak nad ranem, gdy pierwsze promienie słońca zaczęły przeganiać aksamitną czerń nocy, przyśnił mu się sen. Ten sam, który nie pozwolił mu spokojnie spać poprzedniej nocy. Niewiele się w nim działo. Severus był otoczony gęstą, ale ciepłą wodą, a od strony brzegu w jego stronę szła kobieta. Nie widział jej wyraźnie, nie wiedział kim była, ale bardzo pragnął, żeby podeszła bliżej. Z każdym jej zmysłowym krokiem robiło mu się coraz bardziej gorąco i duszno... Wtedy zazwyczaj budził się i już na jawie odczuwał to samo. Ten sen i związane z nim odczucia były bardzo przyjemne. Jednak trochę się wstydził tego, co się z nim działo. Nie wiedział, że to całkowicie naturalne w jego wieku, a nie miał nikogo z kim mógłby o tym porozmawiać. No, Alison na pewno byłaby zachwycona, gdyby jej o tym powiedział. Już słyszał jej złośliwe komentarze. Uśmiechnął się na myśl o przyjaciółce i uspokoił drżenie rąk. Wstał, po cichu wszedł do łazienki, wziął szybki prysznic i wymknął się z domu. Miał nadzieję, że Morgana da mu coś do jedzenia, bo nie miał odwagi zajrzeć do lodówki.

~*~

31 sierpnia 1976
Do końca wakacji Snape popadł w swojego rodzaju rutynę. Od rana pracował u babki zielarki, a popołudnia i wieczory spędzał z Lily. Dziewczyna zachowywała się inaczej, niż kiedykolwiek wcześniej. Przede wszystkim za każdym razem całowała go na powitanie i pożegnanie. Miał wrażenie, że robi to celowo, żeby sprowokować go do jakiegoś śmielszego gestu, ale Severus nie ulegał. Czekał na nią tak długo, że teraz się nie spieszył. Zresztą, dobrze pamiętał słowa Alison o tym, że to teraz Lily ma latać za nim.

Ostatniego dnia wakacji, po skończonej pracy, Morgana wręczyła mu wypłatę. Severus nie wierzył własnym oczom.

– To zdecydowanie za dużo – powiedział.
– Zapracowałeś sobie – stwierdziła z uśmiechem. – A teraz idź, twoja dziewczyna na ciebie czeka.
– To nie jest moja dziewczyna – szepnął zawstydzony.
– Ale chcesz, żeby nią była, więc na co czekasz? – spytała Morgana.
– Ma pani rację. Dziękuję za wszystko.
Gdy odszedł, zielarka pokręciła głową. Był młody i zakochany i nie widział tego, że Lily nim manipuluje. Jednak miała się nie wtrącać, więc nic więcej mu nie powiedziała. Weszła do domu i położyła się. Z dnia na dzień słabła i czuła się coraz gorzej. Wiedziała, że tego dnia nic już nie zrobi, że musi nabrać sił, żeby z samego rana odebrać Alison z lotniska. Uśmiechnęła się na myśl o tym, że znowu będzie miała dla niej niespodziankę.

Tymczasem Severus pukał do drzwi domu Lily. Otworzyła mu uśmiechając się wdzięcznie.
– Gdzie dzisiaj idziemy?
– Gdzie chcesz – pozwolił jej wybrać.
– Może na lody?

Severus szybko przeliczył w myślach swój budżet. Morgana chyba to przewidziała, bo część wynagrodzenia wypłaciła mu w mugolskich pieniądzach. Uśmiechnął się.

– Jasne, możemy iść na lody.

Lily złapała go pod ramię i wolno ruszyła w stronę miasteczka. Snape odruchowo dostosował się do tempa jej kroków. Nie dał po sobie poznać, że męczy go takie powolne spacerowanie. Gdy weszli do cukierni, Lily, bez pytania go o zdanie, zamówiła dwie kawy z mlekiem i dwa desery lodowe. Snape nawet nie zdążył się odezwać lub chociażby zastanowić. Odwrócił wzrok w stronę okna i przez chwilę udawał, że interesuje go ruch uliczny, a tak naprawdę walczył z narastającą irytacją. Stłumił ją w sobie i spojrzał na Lily. Zdawała się nic nie zauważać. Uśmiechała się do niego tak ładnie, że zapomniał o swojej złości.

Rozmawiali swobodnie, jedli lody i pili kawę, ale oboje czuli, że nadszedł czas na kolejny krok. Tak jakby powrót do szkoły był jakąś magiczną granicą, którą mieli przekroczyć razem albo oddzielnie. Nie widzieli możliwości, żeby ciągnąć obecny stan rzeczy również w Hogwarcie. Jednak Severus nie umiał się zdobyć na to, by zadać jej to jedno najważniejsze pytanie. Nie wiedział, jak to zrobić. Jakoś ani razu o tym nie pomyślał. Nagle dotkliwie odczuł brak Alison i jej cennych rad.

Wyszli z kawiarni i zaczęli spacerować po miasteczku. Lato dobiegało końca, wieczór nadchodził coraz szybciej. Nawet nie zauważyli, kiedy zrobiło się całkiem ciemno. Lily odruchowo kierowała ich kroki w stronę domu. Gdy byli już prawie u celu, zatrzymała się.

– To kiedy chcesz mnie o to spytać? – zaczęła, patrząc na niego zachęcająco.
– O co?
– Oj, nie udawaj – kusiła. – Przecież oboje tego chcemy. Musisz tylko poprosić.

Severus przełknął ślinę i popatrzył jej w oczy. Czuł narastający strach, ale nie chciał się wycofać.

– Lily, czy zechciałabyś zostać moją dziewczyną? – spytał na jednym oddechu i opuścił wzrok.

Lily uśmiechnęła się z satysfakcją i dotknęła jego dłoni.

– Zechciałabym – powiedziała i roześmiała się sztucznie.

Ogłuszony tym, co się właśnie stało, Severus nie zauważył jej nienaturalnego zachowania. Nachylił się nad nią i tym razem pocałował ją prosto w usta. Chciał, żeby to był delikatny, symboliczny pocałunek. Lily tego nie zauważyła i, licząc na coś więcej, poczuła się boleśnie rozczarowana, gdy Snape cofnął się na poprzednią odległość.

– Dobranoc, Severusie – szepnęła tłumiąc w sobie uczucie zawodu. Odwróciła się na pięcie i weszła do ogródka.

Tym razem Snape patrzył za nią aż zniknęła za drzwiami. Nie wiedział, czemu nie jest aż tak szczęśliwy, jak mu się wydawało, że powinien być. Ruszył się wreszcie spod jej domu. Szedł szybko i zdecydowanie, tak jak lubił najbardziej. Gdy kładł się do łóżka, miał nadzieję, że tym razem nic mu się nie przyśni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro