ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DZIEWIĄTY

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zawiera treści przeznaczone dla osób w wieku 18+

10 czerwca 1978

Wydawać by się mogło, że uczniowie siódmego roku zostali dostatecznie wcześnie poinformowani o czekających ich egzaminach, jednak w dniu rozpoczęcia OWUTEMów można było odnieść wrażenie, że zupełnie się ich nie spodziewali. Większość z nich czuła pustkę w głowie i nie potrafiła opanować gorączkowej gonitwy myśli. Na korytarzu panował chaos, kiedy tłoczyli się pod drzwiami Wielkiej Sali czekając na swoją kolej. Atmosfera popłochu i paniki nie udzieliła się tylko trójce ślizgonów.

Alison, Lilith i Severus wiedzieli, że są perfekcyjnie przygotowani i nic nie było w stanie zburzyć ich pewności siebie. Po chwili dołączyła do nich wyraźnie zdenerwowana Lily.

– Ja z nimi nie wytrzymam! – oświadczyła stanowczo.

– Co jest, Evans? Stresik? – spytała Lilith.

– Nie – odparła Lily z godnością. – Ale niektórzy właśnie się zorientowali, że żeby zostać aurorem trzeba najpierw zdać kilka OWUTEMów i to przynajmniej na powyżej oczekiwań.

– Biedny Potter. W końcu to do niego dotarło – zakpił Snape.

Dziewczyny zachichotały, chociaż Lily dość nerwowo. Widać było, że się martwi, więc Alison ścisnęła lekko jej dłoń chcąc dodać jej otuchy. Evans rozluźniła się.

– Dzięki, Ally. Niepotrzebnie się denerwuję.

– Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – pocieszyła ją Alison. – James nie jest głupi. Da sobie radę.

Snape prychnął pogardliwie, ale umilkł pod karcącym spojrzeniem Alison. Wzruszył ramionami i powrócił do obserwowania swoich kolegów z roku. Wiedział, że są tak samo przejęci, jak on. I wcale nie chodziło o egzaminy.

Śmierciożercy, którzy rekrutowali nowych zwolenników Czarnego Pana dali im ostatnio wyraźnie do zrozumienia, że czas najwyższy przejść od słów do czynów i że na następnym spotkaniu pokażą im, jakie rozrywki ich czekają, kiedy już do niego dołączą. Nikt nie miał wątpliwości, że wcale im się nie spodoba to, co zobaczą. Severus wiedział, że nadszedł czas podjęcia decyzji. To spotkanie będzie pierwszą próbą. Ci, którzy po nim wciąż będą chcieli przyłączyć się do Voldemorta, zostaną zaproszeni na kolejne. I wtedy będą się musieli wykazać. Jedni czynem, inni pomysłowością. Snape był przygotowany. Miał pomysł, jak wkupić się w łaski Czarnego Pana, ale uważał to za ostateczność. Chciał podjąć jeszcze jedną, desperacką próbę odtworzenia brakujących fragmentów wspomnienia Alison. Dziewczyna chyba instynktownie wyczuła, że bardzo mu na tym zależy, bo zgodziła się bez oporu. Umówili się na sesję legilimencji po zakończeniu egzaminów, kiedy już będą wolni od stresu.

Jednak póki co całą swoją uwagę koncentrowali na OWUTEMach. W końcu od ich wyniku zależała ich przyszłość. Z częścią teoretyczną większości przedmiotów nie mieli najmniejszych problemów, ale wiedzieli, że wykazać się będą mogli dopiero podczas sprawdzianu ich umiejętności. Alison oczarowała komisję podczas egzaminu z transmutacji, a Snape był niekwestionowanym królem eliksirów.

Kiedy szalony, pełen wytężonej pracy, tydzień dobiegł końca, byli tak zmęczeni, że zalegli na fotelach w pokoju wspólnym i nie potrafili się z tego cieszyć.

– Wyobrażacie sobie, że to już koniec? Za tydzień już nas tu nie będzie – powiedziała Lilith cicho.

– No ale przed nami ostatnie wakacje – dodał niefrasobliwym tonem Amycus. – I trzeba będzie to jakoś uczcić.

– Taa, ja mam w planach całkiem sporą imprezę – mruknęła Lilith. Wciąż jeszcze nie pogodziła się z tym, że musiała być posłuszna rodzicom. Nie zmieniło tego nawet to, że dogadała się z narzeczonym.

– Mówisz o tym, jakby to była stypa, a nie wesele – próbowała zażartować Alison.

Widząc szeroki uśmiech na twarzy przyjaciółki, Lilith nie mogła się nie roześmiać. Ally podbiegła do niej, uściskała ją i wróciła na swoje miejsce na kolanach Severusa. Malfoy zarumieniła się i opuściła wzrok. Przyjemne ciepło wypełniło jej ciało, jak zawsze wtedy, gdy czuła delikatny dotyk Alison. Miała nadzieję, że nikt tego nie zauważył.

Stopniowo docierało do nich, że już po wszystkim. Emocje opadły, zmęczenie mijało wypierane przez euforię. Co by się nie działo, byli młodzi, beztroscy i wolni. Przynajmniej jeszcze przez chwilę. Dziewczyny ożywiły się i zaczęły planować imprezę, którą zamierzały uczcić zakończenie egzaminów. Avery zaczął je do tego namawiać, a sam zebrał chłopaków w oddalonym kącie pokoju.

– Słuchajcie, Lucjusz pisał, że mamy być dzisiaj w Hogsmeade – mówił konspiracyjnym szeptem. – Wiecie, co to znaczy?

Nie musieli odpowiadać. Wiedzieli. Ostatnia okazja, żeby wycofać się bez konsekwencji. Żaden z nich tego nie zrobił. Pod pretekstem pójścia do wioski po coś do picia, urwali się ze szkoły.

~*~

Severus wrócił ze spotkania roztrzęsiony i bardziej blady niż zwykle. Nie uciekł, jak niektórzy, tylko dlatego, że torturowany mugol był podobny do jego ojca. Wyobraził sobie, że to Tobias, a nie zupełnie obcy człowiek i wytrzymał do końca. Po minie Alison domyślił się, że dobrze wiedziała, gdzie był i odruchowo nastawił się na wyrzuty, które będzie mu robiła, ale nic takiego nie nastąpiło. Podeszła do niego i przytuliła go mocno. Pozwoliła mu się uspokoić i o nic nie pytała. Snape zrozumiał, że niezależnie od tego, co zdecyduje, ona będzie przy nim. Poczuł się szczęśliwy i wzruszony. Odszukał ustami jej usta i wpił się w nie zupełnie zapominając o tym, że pokój wspólny jest pełen innych osób. Oprzytomniał dopiero wtedy, kiedy usłyszał oklaski, gwiazdy i wiwaty. Oderwał się od niej i uśmiechnął się tryumfująco.

– Nie mogłem się powstrzymać – mruknął jej do ucha.

– Aż tak źle było? – spytała z troską.

– Gorzej – szepnął i skrzywił się lekko. – Nie chcę o tym rozmawiać.

– Już dobrze – szepnęła. – Nie będę o nic pytać.

~*~

– Voldemort... wie...

Severus opuścił jej umysł i zwiesił głowę. Nie udało się. Kilka razy wracał do tego wspomnienia, ale wciąż nie był w stanie rozpoznać zaklęcia, które zniszczyło nadgarstek Alison. Nie miał już złudzeń. Choćby oglądał to jeszcze ze sto razy, to to i tak nic nie da.

Alison otarła strużkę krwi płynącej jej z nosa i spróbowała wstać. Zachwiała się i z powrotem usiadła. Czując nadciągające zawroty głowy położyła się. Snape przyglądał się przez chwilę skulonej na jego łóżku dziewczynie i ułożył się obok niej.

– Przykro mi, Ally – powiedział ze smutkiem. – Pomyliłem się.

– Naprawdę miałam nadzieję, że to coś da – odparła cicho. – Teraz już nie mam wyjścia...

– Nie ma mowy – przerwał jej. – Nie pozwolę, żebyś stanęła z nim oko w oko.

– Nie możesz mi tego zabronić – stwierdziła i odwróciła się twarzą do niego. – I tak wiem, że pójdziesz na kolejne spotkanie. Zabierzesz mnie ze sobą.

– Nie – Snape próbował protestować.

– Severusie, to nie była prośba – powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Pójdę tam. Jeśli nie z tobą, to znajdę kogoś innego, kto mnie tam zabierze.

Chłopak zrozumiał, że nie ma wyjścia. Z uporem Alison nie było sensu walczyć. Musiał zrobić wszystko, żeby ją uchronić przed niebezpieczeństwem.

– Dobrze – mruknął. – Ale pod jednym warunkiem. Powiesz mi, co dokładnie masz zamiar zrobić.

– Skoro nalegasz – powiedziała bardzo cicho.

– Nalegam – stwierdził stanowczo. – Nie pozwolę ci się niepotrzebnie narażać.

– Niech ci będzie, powiem ci o wszystkim – stwierdziła w końcu i wstała z łóżka. – Ale jeszcze nie teraz.

– Dlaczego nie teraz? – spytał zaskoczony, tym, że tak łatwo udało mu się ją przekonać.

– Bo teraz... – powiedziała tajemniczo i przekręciła klucz w zamku. – Mam inne plany.

Severus zrozumiał, co miała na myśli i podniósł się do pozycji siedzącej. Alison podeszła do niego i rozpięła mu guziki koszuli. Całując go namiętnie usiadła na nim okrakiem. Zarzuciła mu ręce na szyję. Chłopak uśmiechnął się i bez ociągania ściągnął z niej koszulkę. Uwielbiał pieścić jej piersi i wiedział, że jej też sprawiało to ogromną przyjemność. Pochylił głowę, żeby mieć do nich lepszy dostęp, a Alison jedną ręką walczyła z jego rozporkiem. Było to o tyle utrudnione, że dżinsy Snape'a zrobiły się ciut za ciasne. Chłopak położył się, żeby jej to ułatwić, a kiedy już uwolniła go ze spodni i slipek, usiadł ponownie. Sięgnął ręka pod jej spódniczkę i ściągnął jej majtki. Ally zachichotała i usiadła na nim. Wiedziała, że nie mają dużo czasu, więc darowała sobie dłuższą grę wstępną. Pragnęła tego przez cały semestr, ale nigdy nie było okazji. Snape myślał dokładnie tak samo. Podobało mu się, jak się na nim poruszała, jak odrzucała na plecy długie włosy. Wiedział, że chciała tego tak samo, jak on.

~*~

25 czerwca 1978

Po raz ostatni wysiedli z pociągu na dworcu King's Cross. Po raz ostatni załadowali ciężkie kufry na wózek i wydostali się przez barierkę z peronu dziewięć i trzy czwarte. Chcieli jeszcze trochę przedłużyć tę chwilę, która miała zakończyć ten etap ich młodości, więc zrezygnowali z teleportacji. Wracali do domu Błędnym Rycerzem pełni obaw co do przyszłości. Po raz pierwszy nie mieli w perspektywie powrotu do zamku za kilka miesięcy. Teraz byli zdani tylko na siebie. Było to równie ekscytujące, co przerażające.

– O której mamy tam być? – spytała Alison, gdy już wysiedli z autobusu i szli ścieżką w kierunku jej domu.

– O szóstej – Severus bardzo niechętnie jej odpowiedział. Wciąż jeszcze miał nadzieję, że Ally zrezygnuje ze swojego mocno ryzykownego planu.

– To już niedługo – stwierdziła tylko i otworzyła furtkę.

Bała się. Byłaby głupia, gdyby się nie bała spotkania z najpotężniejszym czarnoksiężnikiem na świecie. Weszli razem do domu, pobieżnie rozpakowali kufry, ale nie byli w stanie na niczym się skupić. Nie odzywali się do siebie, nie chcąc zdradzać, jak bardzo są zdenerwowani. Alison trzęsły się ręce, gdy zapinała guziki wyjściowej sukienki. W lewej kieszeni schowała różdżkę i swój stabilizator. Nie chciała zdejmować go przy Voldemorcie, żeby nie zdradzać wszystkich swoich sekretów. Severus pomógł jej założyć rękawiczkę na bezwładną rękę. Wsunął ją do prawej kieszeni jej sukienki. Byli gotowi do wyjścia.

Aportowali się w pobliżu starego, podniszczonego dworu. Severus rozejrzał się niepewnie dookoła, ale popchnął furtkę. Alison zrozumiała, że chłopak nigdy wcześniej nie był w tym miejscu. Gdy weszli do budynku, dostrzegła swoich kolegów ze szkoły, z którymi pożegnała się zaledwie dwie godziny wcześniej. Miała wrażenie, że przez ten czas zaszła w nich jakaś bardzo niepokojąca zmiana. Chłopcy byli wyraźnie zaskoczeni jej obecnością i unikali jej wzroku. Wiedzieli, że Alison potępiłaby ich za to, co zrobili, żeby wkupić się w łaski Czarnego Pana.

– Chodź, Ally, musimy zająć miejsca – powiedział Severus bardzo cichym, pełnym napięcia głosem.

Usiedli na krzesłach pod ścianą. Duży salon pogrążony był w mroku rozświetlonym tylko ogniem płonącym w kominku. Alison znała takie wnętrza. Wysokie, mroczne, urządzone z przepychem, który był widoczny nawet po wielu latach niszczenia. Przyglądała się obecnym osobom. Po jednej stronie pokoju, tej, w której siedzieli, zgromadzili się głównie młodzi chłopcy. Absolwenci Hogwartu, kilku młodszych uczniów. Wszyscy bladzi, kiepsko maskujący przerażenie. Po drugiej stronie siedzieli dorośli, pewni siebie śmierciożercy z rozbawieniem zerkający na kandydatów. Jedyną osobą, która zdecydowanie wyróżniała się spośród nich, była Bellatrix Lestrange. Śmierciożerczyni patrzyła na wszystkich z taką samą pogardą i wyższością. Wiedziała, że większość tych chłopców jest tutaj nie z własnej woli. Czuła ich strach i obrzydzenie do samych siebie. Tak było za każdym razem. Jej spojrzenie spoczęło na Alison. Zmrużyła oczy. Ta dziewczyna nie pasowała do reszty towarzystwa. Może to była ofiara? Dar, dla jej Pana? Uśmiechnęła się do siebie.

W pokoju zapadła cisza, gdy otworzyły się drzwi i wszedł przez nie Voldemort. Wszyscy zbledli i z uporem wpatrywali się w podłogę. Wszyscy, z wyjątkiem Alison, która porażona widokiem nie odrywała spojrzenia od Czarnego Pana.

Nie spodziewała się ujrzeć niezwykle przystojnego, wysokiego i zadbanego mężczyzny w sile wieku. Dlatego z uwagą, i przyjemnością, lustrowała jego proporcjonalną sylwetkę, bladą twarz bez jednej zmarszczki, czarne, nieprzyprószone siwizną włosy i niebieskie oczy, które co jakiś czas pobłyskiwały czerwienią.

Widziała go z bliska tylko raz w życiu, prawie dziesięć lat wcześniej, ale nie wywarł wtedy na niej takiego wrażenia. Teraz musiała przyznać, że Lord Voldemort mógł wabić do siebie ludzi nie tylko obietnicami, które im składał, ale też samym wyglądem i promieniującym od niego magnetyzmem.

Po chwili zreflektowała się i opuściła wzrok. Jej zdrowa dłoń zacisnęła się na różdżce. To tylko ułuda pomyślała.

Bellatrix uśmiechnęła się pod nosem, podeszła do swojego pana i szepnęła mu coś na ucho.

– Witajcie, moi drodzy – zimny głos Voldemorta potoczył się po pokoju. – Cieszę się, że przybyło was tak wielu. Mam nadzieję, że macie dla mnie same dobre wieści.

Większość chłopców zadrżała i skuliła się na swoich miejscach. Voldemort doskonale wiedział, że tym, co ich tu przywiodło, był strach. Gardził słabeuszami, ale potrzebował sług. Godził się na to, bo wiedział, że większość z nich i tak zginie w przeciągu roku. Zostaną tylko ci, którzy są naprawdę tego warci.

– Severusie, widzę, że przyprowadziłeś nam gościa – odezwał się po chwili ciszy.

Wszystkie oczy skierowały się na Snape'a i Alison. Chłopak wstał i skłonił się głęboko. Ally podniosła się i weszła w swoją rolę. Dygnęła jak pensjonarka i odważyła się spojrzeć na Voldemorta.

– Jak ci na imię? – spytał czarnoksiężnik.

– Alison Stark – powiedziała z wyraźną dumą.

– Ze Starków z Canterbury? – zakpiła Bellatrix. I zwróciła się do swojego pana: – To znana rodzina zdrajców krwi.

– Z Nowego Jorku – odparła Ally z godnością.

Bella odruchowo drgnęła i ukłoniła się.

– Wybacz, Alison, nie wiedziałam.

– Jesteś córką Harveya Starka, prawda? – spytał Voldemort.

– Tak – odpowiedziała i nie bez oporu dokończyła: – Panie.

Mężczyzna wpatrywał się w nią bardzo intensywnie, ale nie opuściła wzroku. Spodobała mu się i zaimponowała odwagą.

– Zapraszam ciebie i Severusa na prywatną audiencję – oznajmił. – A reszta ma czekać, aż wrócę.

Młodzi czarodzieje przeszli przez cały pokój i zniknęli razem z Voldemortem w sąsiednim pomieszczeniu. Usiedli na wskazanych przez niego miejscach. Tom Riddle zamknął drzwi i rozluźnił się. Usiadł swobodnie i uśmiechnął się.

– Alison, pamiętam cię, jak byłaś małą dziewczynką – powiedział spokojnie. – Znałem twojego ojca, ale ty dobrze o tym wiesz, prawda?

– Tak – odpowiedziała. – I wiem, o co pan go prosił, kiedy się widzieliście ostatnim razem.

– I po to tu jesteś?

– W pewnym sensie.

– Twój ojciec nie był zainteresowany sprzedażą. Nie chce mi się wierzyć, że taka młoda panienka, jak ty, może chcieć okraść własnego kuzyna.

– Mój ojciec nie potrafił tego, co ja. Nie potrzebuję pomocy nie–maga, żeby zbudować reaktor łukowy – starała się, żeby w jej głosie słychać było pogardę.

– Zaintrygowałaś mnie. Mów dalej.

– Potrafię to zrobić, ale... nie za darmo – zaryzykowała dziewczyna.

– To oczywiste – zaśmiał się Voldemort. – Jaka jest twoja cena?

– Czy jest pan w stanie rozpoznać klątwę, widząc wyłącznie jej skutki?

– Zwykle tak – odparł nie kryjąc ciekawości. – O jakiej klątwie mowa?

Severus wstał i podszedł do Alison. Zdjął rękawiczkę z jej ręki i obrócił ją tak, żeby Voldemort mógł zobaczyć bliznę. Widząc to Tom podszedł do nich i z zainteresowaniem obejrzał jej dłoń. Wyraźnie poczuł moc zaklęcia. Rozpoznał czarną magię. Potężną, świadomą, ale... obcą.

– Niestety, nie znam tej klątwy. Ale wiem, jak ją cofnąć – powiedział bardzo pewnym tonem.

– Jak? – spytali go oboje z nadzieją, która zgasła równie szybko, jak się pojawiła, gdy usłyszeli kolejne zdanie.

– Wystarczy, że ktoś, kogo kochasz, poświęci dla ciebie życie.

Patrzył przy tym nie na nią, tylko na Snape'a, który właśnie w tym momencie podjął decyzję.

– Tak, to już wiem. Nie ma innego sposobu? – Alison rozpaczliwie próbowała łapać się resztek nadziei.

– Być może jest... Ale najpierw muszę wiedzieć, że rzeczywiście potrafisz stworzyć dla mnie to urządzenie, o którym mówiłaś.

Alison wyciągnęła z kieszeni różdżkę i po chwili reaktor łukowy, który spoczywał w jej kieszeni, pojawił się przed twarzą Voldemorta.

– Ten wystarczy, żeby zasilić jeden niewielki organ. Jednak całe ciało potrzebuje znacznie większej mocy.

– Fascynujące. Zrobisz to dla mnie? Jeśli ci pomogę?

– Tak – zgodziła się wiedząc, że w zasadzie i tak już nie ma innego wyjścia.

– W takim razie powiem ci, jaki jest drugi sposób – stwierdził zadowolony z siebie Voldemort. – Musisz znaleźć tych, którzy ci to zrobili i zmusić ich, żeby cofnęli klątwę.

– I to wszystko? – zakpiła Alison, nie bacząc na to, z kim rozmawia.

– Dostarcz ich mnie, a ja ich przekonam – odparł Voldemort, łaskawie wybaczając jej ten nietakt.

– Dobrze. Wtedy zbuduję dla pana reaktor.

– Jesteśmy umówieni – stwierdził Riddle i gestem odesłał ich do salonu.

Severus pociągnął Alison za rękę i wyprowadził ją aż na korytarz. Zapiął jej stabilizator, umieścił w nim reaktor i położył jej dłonie na ramionach.

– Wracaj do domu, ja muszę jeszcze chwilę zostać.

– Sev, wracaj ze mną – poprosiła.

– Nie. Ally, nie martw się. Wszystko będzie dobrze – próbował dać jej fałszywe poczucie bezpieczeństwa.

Dziewczyna skinęła głową i wybiegła z dworu. Ze łzami w oczach przekroczyła furtkę i deportowała się. Kiedy pojawiła się na swoim podwórku, jeszcze przez chwilę próbowała wierzyć w to, co jej powiedział, ale zobaczyła, że na ganku domu czeka na nią Dumbledore i jej spokój runął momentalnie.

– Severus nie wrócił z tobą? – spytał głupio Albus, chociaż widział, że była sama.

– N–nie – wyjąkała. I czując ogarniającą ją panikę zapytała: – Co on zamierza zrobić?

– Okaże się, jak wróci – stwierdził smutno dyrektor.

~*~

Severus wrócił do salonu i usiadł na krześle, które niedawno zwolnił. Nie zwracał uwagi na innych, tylko cierpliwie czekał na swoją kolej. Pokój pustoszał stopniowo, młodzi czarodzieje znikali po kolei za sąsiednimi drzwiami i już nie wracali. Snape wiedział, że nie wszyscy opuścili siedzibę Czarnego Pana o własnych siłach. Być może niektórzy nie opuścili jej wcale. Kiedy nadeszła jego kolej, wstał i bez lęku poszedł na spotkanie z przeznaczeniem.

Voldemort przyjrzał mu się z ciekawością. Snape był spokojny i nieludzko wręcz opanowany. W niczym nie przypominał reszty tego roztrzęsionego, śmierdzącego strachem towarzystwa, które wciąż jeszcze czekało za drzwiami.

– Witaj ponownie, Severusie – odezwał się Riddle. – Bardzo się cieszę, że nie zrezygnowałeś i postanowiłeś się do mnie przyłączyć. Czym chcesz mnie przekonać do tego, bym przyjął cię w swoje szeregi?

– Panie, nie mam się czym pochwalić, jak moi poprzednicy – odparł spokojnie chłopak. – Ale mam pewien pomysł, który mógłby cię zainteresować.

– W takim razie słucham.

– Dobrze wiem, że chciałby pan przejąć kontrolę nad Hogwartem – Severus mówił cichym, spokojnym i pewnym głosem, który sprawiał, że Voldemort chciał słuchać go dalej. – Potrzebuje pan kogoś, kto będzie dla pana szpiegował poczynania Dumbledore'a i informował o jego planach.

– I tym kimś jesteś ty? – wyraźnie zdziwił się Voldemort.

– Tak, panie – odparł Severus. – Z polecenia profesora Slughorna mogę objąć po nim stanowisko nauczyciela eliksirów. Dumbledore wyraził na to zgodę.

– Zaufał ci? Ślizgonowi? Jak go do tego przekonałeś?

– Chyba chce dać mi szansę ze względu na Alison. Przyjaźnił się z jej prababką i czuje się za nią odpowiedzialny.

– Pokaż mi – powiedział Voldemort i utkwił spojrzenie swoich ładnych, niebieskich oczu w czarnych tęczówkach Severusa.

Chłopak bez oporu pokazywał mu przygotowane specjalnie w tym celu wspomnienia. To był pomysł Dumbledore'a. Slughorn rzeczywiście planował przejść na emeryturę za kilka lat i zaproponował kandydaturę Severusa, a chłopak nawet przez chwilę się nad tym zastanawiał. Dlatego było mu łatwo wprowadzić w błąd mistrza legilimencji, jakim niewątpliwie był Voldemort.

– Kiedy Horacy chciałby odejść ze szkoły?

– Nie wcześniej niż za trzy lata.

– Czyli najpierw musisz skończyć studia?

– Taki jest warunek Dumbledore'a.

– Rozumiem – Voldemort patrzył na chłopaka z uwagą. Zaczynał łapać przynętę. – Jaką uczelnię wybrałeś?

– Amerykańską Akademię Magów.

– Bardzo dobrze – oznajmił nagle Riddle. Wstał z fotela i zaczął krążyć po pokoju. – Podoba mi się twój pomysł, Severusie. Znikniesz z pola widzenia, nikt nie będzie cię o nic podejrzewać, a kiedy już wrócisz, będziesz miał swobodę działania. A przez ten czas podszkolisz się na tyle, żeby bez problemu oszukać Dumbledore'a. W końcu jakaś osoba, która myśli perspektywicznie! Wstań, Severusie.

To był rozkaz, którego nie mógł zignorować. Posłusznie wstał, a po chwili pewnie chwycił lewą ręką wyciągniętą dłoń Voldemorta. Czarny Pan, nie odrywając spojrzenia od oczu Severusa, dotknął różdżką jego przedramienia. Wiedział, o czym chłopak myślał podczas wypalania Mrocznego Znaku, ale nie przerwał zaklęcia. Skoro oddawał swoje życie w jego ręce, poświęcał je, żeby uzdrowić Alison, to nie chciał go od tego odwodzić. Dawało mu to pewność, że Snape będzie mu wiernie służył, bo gdyby jego pan kiedykolwiek został pokonany, to ta ofiara na niewiele by się zdała.

Severus, gdy tylko koniec różdżki dotknął jego przedramienia, poczuł obezwładniający ból, który zdawał się przenikać w głąb jego ciała i umysłu, tak jakby Mroczny Znak był wypalany w jego duszy, a nie na skórze. Nie tracił jednak kontaktu z rzeczywistością i przez cały czas myślał wyłącznie o Alison. Dokładnie tak, jak widział to Voldemort. To dla niej oddawał swoje życie, nie umierał, ale już nigdy nie miał być panem własnego losu. Czarny Pan skończył zaklęcie i wezwał do siebie dwóch śmierciożerców.

– Zabierzcie go do domu – powiedział niemal łagodnie. Po czym zwrócił się do półprzytomnego chłopaka: – Wezwę cię, gdy dojdziesz do siebie.

Severus zemdlał podtrzymywany pod ramiona przez dwóch odzianych na czarno mężczyzn. Wynieśli go z dworu i teleportowali się z nim w pobliże domu Alison. Zanim przerażona dziewczyna zdążyła do nich dobiec, porzucili bezwładne ciało chłopaka i deportowali się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro