8. Wyspa bez dzieci

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Powracam. Miewam sny dość osobiste i dla większości osób mogą być one nudne (bo w końcu ile można śnić o jakimś chłopaku, uwierz mi mnie też one już nudzą 😂).
Jednakowoż, niedawno miałam sen dziwny i ciekawy zarazem. Jest on bardzo długi więc skrócę troszkę, o te nieistotne szczegóły.
Zapraszam:
Obudziłam się na trawniku w swoim ogródku, a właściwie na śniegu bo była zima. Po mojej prawej stronie stało OGROMNE pudło. Było o wiele większe ode mnie. Miało rozmiary małego domku. Spojrzałam na nie. Znalazłam wycięcie w kartonie, które przypominało drzwi. Weszłam do środka. Były tam same dzieci. Miały na oko od 3-8 lat. Było też kilka noworodków i nastolatków ale większość to przedszkolaki. ,,Co jest?"- myślę.- ,,Czemu tu jest tyle dzieci?"
Podeszłam do najstarszej dziewczyny. Miała 12 lat.
-Cześć, jestem..
-Ania?
-Eee tak skąd wiesz?
-Słyszało się to i owo. Pomożesz nam?
- Tak ale o co chodzi? Dlaczego tu jesteście?
- Na pewno zauważyłaś, że znajdujemy się na wyspie...
-CO?!-przetrwałam jej. Podbiegłam do prowizorycznego okna. Rzeczywiście. MÓJ DOM JEST WYSPĄ!!!
-...Na tej wyspie są też żołnierze. Są to w dużej mierze dzieci, które zaraz po narodzinach zostały zabrane rodzicom. - powiedziała tęsknie.
- Brzmisz tak jakbyś ich znała.
- Bo znałam. Małego Jasia widziałam jako pierwsza. Zaraz po urodzeniu. Innych znałam osobiście.
-Ale jak to możliwe ty masz 12 lat, a oni to żołnierze. Muszą być chociaż pełnoletni aby udźwignąć ciężki karabin.- zauważyłam.
-Są dorośli. Widzisz, herszt tej bandy wynalazł maszynę, dzięki której możesz przyspieszyć jej wiek. Przykładowo ; wrzucisz do środka sadzonkę dębu klikniesz odpowiedni przycisk i wyciagniesz ogromne drzewo ze stuletnią historią.
-Da się odwrócić ten proces?
-Nie wiem, ale mam nadzieję, że tak.
-A jak to sie stało, że ci żołnierze was nie zabrali? No nie sposób nie zauważyć tego pudła.
- Jest zakamuflowane, specjalną substancją. W połączeniu ze szkłem w ich okularach nic nie widzą prócz mgły.
-Mhmmm, co by się stało gdyby was znaleźli?
- Cześć z tych którzy się szarpią zapewne została by zamordowana. Reszta do maszyny.
- Ale jednego mie rozumiem. Po co temu wodzu armia?
- Chce napaść na inne wyspy. Są bardzo bogate w owoce i warzywa a także różnorakie surowce.
- To zróbmy bunt.
- Chcesz posłać ich na pewną śmierć?- wskazała ręką na beztrosko grające w klasy dzieci.
- Nie chcę. Zaplanujemy to. Najpierw jednak trzeba znaleźć rodziców przemienionych dzieci. Na bank dołącza do walki. Poza tym wyznaczymy odział który sprawdzi te maszynę. Drugi zexploruje bunkry i zrobi zdjęcia. Na ich podstawie będziemy mogli zrobić plany budynków i ewentualne pomysły na bitwę.
- Już wiem kto będzie naszym przywódcą.- uśmiechnęła się.
- Kto?- zapytałam zdezorientowana.
- Ty!
- Nie wiem czy dam radę.
- Narazie dobrze ci idzie. Dobra czas na dobranockę, zaprowadzę wszystkie maluchy na bajkę a w międzyczasie my przedstawimy twój plan nastolatkom.
*15 minut później*
- To jest Ania. Nasza przywódczyni. Macie się jej słuchać bez względu na to co by się działo. 
- Cześć.Zrobimy tak...- pokrótce przedstawiłam im mój plan. 

-No spoko, tylko jak masz zamiar wyjść stąd w grupach liczących po pięć osób i pozostać nie zauważonym?- zauważył jeden ze stojących po mojej prawej stronie chłopców. 

-Przecież nie wyjdziemy wszyscy na raz. Poza tym, można rozlać trochę tej substancji na nasze ubrania i będziemy dla nich niewidzialni prawda?- odpowiedziała za mnie ta dziewczyna. Później dowiedziałam się,że ma na imię Tośka.

-No w sumie.

-Dobra to kiedy zaczynamy?- odezwał się jakiś chłopak. Miał na oko 10 lat. Był bardzo pobudzony. Przez chwilę zastanawiałam się czy przypadkiem nie ma ADHD.

-Jutro rano. Teraz musimy wypocząć- powiedziała Tośka.- Kto ma dzisiaj wartę?

-Ja mogę.-odpowiedziałam.

-Pójdę z nią.- z kąta wyszedł chłopak, którego wcześniej nie zauważyłam. Był o wiele starszy od dzieci. Nawet od Tosi. Na początku myślałam, że to ona jest najstarsza. Miał jasne włosy i ciemne oczy. Dziwne połączenie. Był ubrany na czarno. W jego niskim głosie można było usłyszeć smutek, zmęczenie, nienawiść. Na głowie miał kaptur a ręce w kieszeniach.

-No to załatwione!- Tośka klasnęła w ręce.

*Później*

-Masz zamiar cokolwiek do mnie powiedzieć?!- zapytałam podirytowana.

Spojrzał na mnie zdziwiony.

-O co ci chodzi?

-Hmm no nie wiem? Może o to, że siedzimy tu od 3 godzin a ty nadal nie odezwałeś się do mnie ani słowem!

-Okej okej. - uniósł ręce w geście obronnym, i mogę przysiąc, że uśmiechnął się pod nosem.- Więc o czym chcesz porozmawiać?

-Hm.. Jak masz na imię?-zapytałam.

- Michał.- odpowiedział.- A ty?

-Ania.

-Miło mi.

-Mi również.

- Ile masz lat?

-14.

- Gówniara. - zaśmiał się szyderczo.

-Hej! A ty ile masz?

-15.

-No wielka mi różnica doprawdy.

-Odpowiedział mi uśmiechem.

*Zmiana sceny*

Szłam wraz z moim , zespołem explorującym ' do baraków, w których mieszkają rodzice przemienionych dzieci. Otworzyłam drzwi do pierwszego. Zobaczyłam  wdowę płaczącą nad zwłokami jakiegoś mężczyzny. Odwróciłam wzrok. Nie chciałam na to patrzeć. Tosia podeszła do kobiety i delikatnie ją przytuliła.

-O-oni...wszystko...mi zabrali- zaszlochała  w jej rękaw.- Najpierw zabrali Maćka i Irenę...a potem zastrzelili Tadka- rozpłakała się jeszcze głośniej.

-Csiii.- kołysze ją dziewczyna.- Masz jeszcze szansę wychować swoje dziecko.

-Naprawdę?- kobieta podniosła wzrok.

Tosia przytaknęła.

-Musisz tylko zebrać innych rodziców, którzy chcą ocalić swoje dzieci.- odzywam się.

- Dobrze. - odpowiedziała kobieta

*Zmiana sceny*

Stałam na czele buntu rodziców i pozostałych dzieci. Małe dzieci zostały pod opieką starców w PUDEŁKU.

Naprzeciw nas stali uzbrojeni po zęby żołnierze. Jedyne co miały te dzieci to twarde zabawi, proce z patyków i kamienie. Nastolatkowie mieli skradzione karabiny.

-PODDAJCIE SIĘ! NIE MACIE Z NAMI SZANS!- ryknął któryś z żołnierzy.

-Nigdy się nie poddamy.*- wystąpiłam z szeregu. - ATAK!

*Zmiana sceny*

Szłam przez ogródek. Wszędzie były ciała naszych, lub wroga. Wraz ze mną był Michał i Tosia ze złamaną ręką.

-Dziękujemy.- powiedziała do mnie.

- Za co?

-Za to, że pokazałaś nam, że nie musimy chować się po kątach ale, że możemy walczyć. 

-Gdyby nie ty nie wiem co by z nami było.- dodał Michał i szeroko się uśmiechnął. O wiele lepiej mu z uśmiechem.

-Co teraz zrobicie?

- Możemy zbudować tratwę i popłynąć w grupkach na inne wyspy.- powiedziała Tosia.

-To byłby zaszczyt gdybyś zechciała płynąć z nami.- chłopak zerknął na mnie wyraźnie zmieszany.

-Z wielką chęcią.- roześmiałam się i złapałam ich za ręce.

KONIEC.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro