Sobowtór

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Żmijowa Fala szła pewnie przed siebie, trzymając w zębach tłustego zająca. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a ostatnie promienie ogrzewały przyjemnie jej futro. Zamruczała głośno z zadowolenia. Polowanie wyjątkowo dobrze się jej udało. To była już czwarta zdobycz tego dnia, a drugi zając. Była z siebie niesamowicie dumna. Ledwie księżyc temu została mianowana na wojowniczkę, a już zyskała tytuł najlepszej łowczyni we wszystkich klanach. Ruda Gwiazda zawsze chwalił jej umiejętności na zgromadzeniach, a Miętowa Łapa, Koścista Łapa i Świergocząca Łapa chcieli trenować z nią polowania, niż z własnymi mentorami. Pomyśleć, że ledwie księżyc temu razem z nimi się uczyła, a teraz darzą ją takim szacunkiem i podziwem.

   - Hej, Żmijowa Falo! Niezła zdobycz! - kotka przystanęła, kiedy usłyszała głośne miauknięcie. Popatrzyła w bok i ujrzała Piegże Skrzydło. Piaskowo-biały kocur podszedł do niej i otarł się o nią.

Wojownicza poczuła dziwne obrzydzenie. Wyglądał nieco inaczej, niż jej współlokator z legowiska. Miał więcej blizn na pysku i łapach, a jedna z ran na jego grzbiecie dopiero co się goiła. Wzdrygnęła się, czując ostry zapach bijący od niego. Mimo to starała się zachowywać przyjaźnie. Odłożyła na ziemię zająca i zamruczała cicho.

   - Dziękuje Piegże Skrzydło. Muszę zanieść go do obozu i wrócić jeszcze po drozda i nornicę, które zakopałam - skłamała, chcąc jak najszybciej odejść od dziwnego kocura. Ten skinął głową lekko rozczarowany.

   - Oh, rozumiem. To ja już cię nie zatrzymuję - miauknął i skoczył w pobliskie zarośla.

Zielonooka obejrzała się za siebie, ale nigdzie nie było widać jasnofutrego. Wzruszyła ramionami i chwyciła w zęby zdobycz. Ruszyła biegiem w stronę obozu. Z tego co wiedziała, Piegże Skrzydło był chory i leżał u Żółtej Mgły. Nigdy też się tak nie zachowywał. Wydawało jej się, że z nią...flirtował. Potrząsnęła głową, chcąc odgonić dziwne myśli. Może już wyzdrowiał? Musi zapytać o to swojej siostry.

   
  Kotka ostrożnie weszła do legowiska medyczki. Trochę jej zajęło, aby się tu dostać. Kiedy odkładała zająca na stertę zwierzyny, została zasypana gradem pochwał ze strone jej dawnego memtora, matki oraz ojca. Westchnęła, widząc chrapiącego Pigże Skrzydło. Potrząsnęła głową i zaczęła się rozglądać za siostrą.

   - Żółta Mgło? Żółta Mgło, jesteś? - miauknęła w stronę dosyć sporej jamy w ziemi.

    - Żmijowa Falo? Coś się stało - zaniepokojona medyczka, wychodząc z nory i obwąchując kotkę.

   - Nie. Znaczy się tak, ale nie mi. Czy Piegże Skrzydło wychodził dzisaj z obozu? - spytała zakłopotana, patrząc w ziemię.

   - Nie wydaje mi się. Byłam zbierać zioła i zostawiłam go z Poranną Łapą, chociaż wiesz, jaki on jest. Rozmarzony, zapomina wszystkiego i często odrywa się od rzeczywisto...

   - Żółta Mgło? - nagle z zarośli wyszedł ciemnorudy kocurek o bursztynowych oczach. Spojrzał na swoją mentorkę z niezdecydowanym wyrazem pyska. - Czy jak zostanę medykiem, to będę się nazywał Poranna Mgła? - zapytał, siadając przed nią. Ona tylko przewróciła oczami.

   - Tak Poranna Łapo, opowiadałam ci już o tym. Każdy medyk w każdym klanie, za drugi człon ma Mgłę. To tradycja - miauknęła rozbawiona, a kiedy kocurek wrócił do swojego poprzedniego zadania spojrzała na siostrę. - Widzisz? Miał sortować zioła, a zaczął się zastanawiać nad swoim imieniem - zaśmiała się, wywracając oczami.

   - No cóż, tak już się zdarza. Ale czy mogłabyś zapytać Piegże Skrzydło, czy wychodził z obóz? Wiesz, że my się nie za bardzo dogadujemy - miauknęła, poruszając nerwowo końcówką ogona.

   - Oczywiście. Chodź, staniesz za krzakami - odparła kotka, wstając i ruszając w stronę kępy paproci. Te rozsunęły się przed nią, ukazując przysypiającego jasnego kocura, grzejącego się w promieniach słońca.

   - Witaj Żółta Mgło - wojownik pozdrowił medyczkę krótkim skinięciem głowy, odwracając pysk w jej stronę.

   - Widzę, że się już lepiej czujesz. Bardzo mnie to cieszy - zamruczała, czując ciepło rozlewające się od środka, kiedy ujrzała swojego pacjenta. - Powiedz, czy wychodziłeś dzisiaj z legowiska?

   - W takim stanie to nawet kociaki Słonecznego Skoku mogłyby mnie powalić. Poranna Łapa przyniósł mi obiad - odparł, nieco zdziwiony pytaniem przyjaciółki.

   - Dobrze. Będę musiała podziękować temu marzycielowi - wymruczała, a jej ogon niemal dotykał nieba. - Odpoczywaj na razie, za niedługo przyniosę ci zioła - dodała i odeszła w stronę jamy.

   - Niepokoi mnie to - miauknęła Żmijowa Fala, kiedy znalazły się z dala od ciekawakich spojrzeń i uszu. - Ale może się pomyliłam? Przecież Rozkwitający Liść wygląda podobnie... - wojowniczka starała samą siebie przekonać, lecz jej umysł jasno stawiał sprawę. Piegże Skrzydło i tamten kocur byli IDENTYCZNI.

   - Niby tak, ale on ma brązowe łapy i końcówkę ogona - mruknęła sceptycznie Żółta Mgła.

     
     Jasna kotka biegła przez las. Gałązki młodych drzew muskały jej futro, tak samo jak zielona trawa. Nie mogła zrozumieć, co tak naprawdę stało się, kiedy wracała z polowania. Wojownik, którego spotkała w lesie był wychudzony, jak podczas trwania pory Nagich Drzew. Odór wroniej karmy, chorób i śmierci unosił się wokół niego, co było niepodobne do kotów z jej klanu. Chciała przewietrzć umysł, więcudała się nad Lazurowy Potok. Kucnęła przy brzegu i zaczęła pić zimną, krystaliczną wodę.
Wtem usłuszała szelest i dziwny zapach. Poderwała się gwałtownie stając pysk w pysk ze... Sobą.

   - Kim ty jesteś?! - warknęła na nowo przybyłą.

   - Jestem Żmijowa Fala z Klanu Jabłoni. To ja powinnam się ciebie zapytać, kim jesteś - odwarknęła, jeżąc sierść.

   - Co, jak to? - wojowniczka, która piła przed chwilą ze strumienia wzdrygnęła się. - To ja jestem Żmijową Falą! A ty co? Szpieg? - syknęła po chwili osłupienia.

   - Sama jesteś szpiegiem! Przyznaj się. Klan Wiśni cię nasłał? - wysyczała nowoprzybyła, wysuwając pazury.

Dopiero teraz zauważyła, że jeżąca się kotka była bardziej wychodzona od niej i posiadała o wiele więcej blizn i ran niż ona. Wokół unosił się ten sam stęchły zapach, który wyczuła przy spotkanym w lesie Piegżym Skrzydłem. Sierść uniosła się jej w przerażeniu, rozumiejąc, że nieznajoma ma rację. Spotkała siebie z jakiejś równoległej rzeczywistości. Jednak nie miała zbyt wiele czasu na rozmysłania, bo wojowniczka stojąca naprzeciwko niej rzuciła się na nią z pazurami. Obie wpadły do głębokiego strumienia, a lodowata wir obmyła ich futra. Kotka na górze wepchnęła głowę tej drugiej pod wodę, a sama starała się wypłynąć na brzeg. Jednak mocny prąd porwał je obie, rzucając ich ciała o kamienie.

oooooo

964 słów

Na konkurs @catherinesso <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro