«Życie w przestępczej norze»

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Samantha wstała następnego dnia bardzo wcześnie. W ich bazie operacyjnej, które było jednocześnie miejscem zamieszkania całej grupy, każdy miał do dyspozycji swoje własne dwadzieścia pięć metrów kwadratowych i  łazienkę dobudowaną do każdego z pomieszczeń. Lewa strona była przeznaczona na pokoje dziewczyn oraz małą kuchnię. Po prawej spali panowie, choć powszechnie było wiadome, że Liz praktycznie każdą noc spędza u Chrisa. Widocznie nawet w profesjonalnej grupie przestępczej może zagościć miłość.

Brunetka wstała z małego łóżka i od razu ruszyła do łazienki. Wzięła prysznic, umyła zęby i rozczesała swoje krótkie włosy. Mimo tego, że była kryminalistką, jej poranek wyglądał tak jak poranek każdej, zwykłej kobiety. Ubrała się w czarne dżinsy i szarą bluzkę z krótkim rękawem, zrobiła makijaż i przymocowała do uda pistolet. To był jeden z jej ulubionych, namalowała na nim nawet swoje inicjały.

Broń ta towarzyszyła jej przez większość czasu, a kiedy szła spać, co wieczór, odstawiała pistolet na szafkę przy łóżku.

Nie ważne dokąd się wybierała, zawsze miała coś przy sobie. Nawet w ich tajnej kryjówce nosiła przy sobie broń. Sam zdawała sobie sprawę, że ta robota może i przynosi duże zyski, ale na tym rynku pracy jest duża konkurencja. Nie jeden chciałby ją sprzątnąć.

Weszła do kuchni, gdzie oczywiście o tej porze nikogo nie było. Zjadła resztki ryżu z wczoraj i zrobiła sobie herbaty. Usiadła przy małym, okrągłym stoliku na środku pomieszczenia i wbiła wzrok w kubek, który trzymała w dłoni.

Dziewczyna zaczęła się zastanawiać nad wydarzeniami, które miały miejsce zaledwie pół roku temu. Kiedy, ten cały bożek Loki wpuścił do miasta armię kosmitów i narobili trochę szkód. Wtedy na ratunek przyszła grupka bohaterów. Avengers zostali idolami mieszkańców NY. Brunetkę jednak najbardziej zaciekawił łucznik. Nie widziała go od tak dawna...szczerze, to miała nadzieję, że może już nie żyje. Nie poznałaby go, gdyby nie te same, błękitne oczy, które widuje codziennie w lustrze. Jedyna pamiątka po dawnym życiu, której nie może się pozbyć. Bo nazwisko porzuciła już dawno.

-Już nie śpisz?- męski głos wyrwał ją gwałtownie z zamyślenia, błyskawicznie wyjęła pistolet z kabury na udzie i wycelowała w stronę, skąd dobiegł dźwięk.

-Tylko pytam- Ethan podniósł z uśmiechem dłonie do góry. Sam opuściła i schowała broń.

-Mógłbyś się chociaż ubrać- zauważyła dziewczyna. Blondyn miał na sobie tylko niebieskie dresy. Wzrok brunetki powędrował automatycznie do jego umięśnionego brzucha. Na twarzy zielonookiego pojawił się jeszcze większy uśmiech, a Sam się zarumieniła. Przeklęła w myślach swój odruch, zastanawiając się czy każda kobieta ma to w genach...

-Zaraz się ubiorę, jeśli tak Cię to rozprasza- blondyn podszedł do ekspresu by zrobić sobie kawę.

-Gdyby mnie rozpraszało, po prostu bym Cię zastrzeliła. Jestem pewna, że z wielką dziurą, krwawiącą po środku, już nie byłbyś taki atrakcyjny - niebieskooka dokończyła herbatę i wsadziła kubek do zlewu.- Lepiej pospiesz się z tym, za godzinę jedziemy.- dziewczyna zwróciła się do wyjścia.

-Czy ty właśnie przyznałaś, że jestem atrakcyjny?- zatrzymał ją.

-Atrakcyjne są też ceny w supermarketach, więc nie ciesz się tak. Idę obudzić nasze gołąbeczki- Sam zostawiła Ethana w kuchni i zapukała do pokoju Chrisa, który mieszkał naprzeciwko.

-Nie chce wam matkować, ale jest już dziewiąta. Jeśli nie ruszycie tych swoich technologicznych tyłków, to koło nosa przejdzie nam wielka kasa- z wnętrza dało się słychać niezadowolone jęki, a po chwili z pokoju Chrisa wyłoniła się Liz w samej bieliźnie i powędrowała do swojego pokoju.

-Oby ten sejf był warty wstawania tak wcześnie- mruknęła blondynka i zniknęła za drzwiami swojego królestwa.

~~*~~

Po dwudziestu minutach Liz, Ethan i Samantha siedzieli już w ich osobistym centrum operacyjnym. Blondynka jak zwykle w zabójczym tempie wpisywała komendy na klawiaturze, a chłopak oglądał sprzęt porozstawiany na stoliku roboczym Chrisa.

-Nie ruszałabym tego na twoim miejscu- powiedziała Sam, gdy blondyn wyciągnął rękę w kierunki jednego z prototypów. Niebieskooka miała na sobie już czarny kombinezon ze skrytkami na broń, czarne rękawiczki i wysokie, sznurowane, ciemne buty.- Chris cię zabije jeśli coś zepsujesz.

-Jeśli już o nim mowa, to co on tak długo robi? Sam, pójdziesz sprawdzić?- Liz odwróciła się na kilka sekund by spojrzeć na brunetkę. Jej cekinowa bluzka zalśniła w blasku lampy stojącej na biurku.

-Pędzę, lecę.- Sam wstała i wyszła na korytarz, kierując się do pokoju bruneta. Zapukała dwa razy, po czym nie czekając na odpowiedź, weszła do środka. Pokój chłopaka znacznie różnił się od jej własnego. Ściany były wręcz zaklejone plakatami i notatkami, na szafkach i biurkach walały się śrubki, śrubokręty i inne części, których brunetka nie znała nazwy. Wszędzie stały brudne kubki, które nie widziały kuchni najprawdopodobniej od kilku miesięcy. Łóżko zaś miał dwuosobowe, a po podłodze walało się kilka ubrań, zarówno jego, jak i jego dziewczyny. Sam nawet nie chciała wyobrażać sobie, co się tutaj wczoraj wydarzyło.

Chris stał tyłem do niej, robiąc coś przy biurku.

-Długo jeszcze mamy czekać, aż królewna się wypindrzy?- spytała. Chłopak odwrócił się do niej trzymając w ręku kilka złączonych ze sobą części.

-Rozwaliłem to jak się ubierałem.

-I teraz musisz to naprawiać?- niebieskooka uniosła pytająco brew.

-Wiesz, że nie mógłbym się skupić na misji, gdybym zostawił to rozwalone.- usprawiedliwił się. Dziewczyna musiała przyznać mu racje. Brunet już tak miał, że nie lubił zostawiać rzezy niedokończonych. Usiadła na jego łóżku.

-Ej, wygodne to łóżko- powiedziała i położyła się na nim.- Też chce takie.

-To łóżko dwuosobowe, dla par.- zaśmiał się Chris.

-Czyli sugerujesz, że musiałabym mieć chłopaka, żeby takie mieć?

-No wiesz, gdybyś zaczęła sypiać z Ethanem, to nie miałbym...

-Nie, dziękuję. Doskonale wysypiam się sama ze sobą.- przerwała mu dziewczyna i odwróciła się do niego plecami, żeby ukryć swoje czerwone policzki. 

-Ethan to fajny chłopak, wspomniał nawet kilka razy, jaka to jesteś niesamowita...

-Nie sądzę, że umiejętność zabijania z zimną krwią jest niesamowita.- mruknęła znów mu przerywając.

-Imponujesz mu nie tylko zabijaniem. Podziwia Cię szczególnie za to jaka jesteś- odparł spoglądając na nią z ukosa.

-Czyli jaka? Jakaż to cudowna rzecz we mnie, podoba się naszej męskiej blondynce?

-Mówił coś o wyglądzie, charakterze...i wspomniał, że masz niezłego sierpowego- uśmiechnął się do wciąż poważnej brunetki.

-Czyli teraz zostaliście psiapsiółkami i razem obczajacie dziewczyny?- dziewczyna wstała i podeszła do drzwi. - W takim razie również będę zwierzać się twojej dziewczynie z opinii na wasz temat.

-Mogłabyś chociaż spróbować. Nasz "Mistrz Kierownicy" zasługuje na jakąś fajną dziewczynę, nie uważasz?- spytał odkładając poskładane już urządzenie i podchodząc do Sam.

-Masz rację, zasługuję. Dlatego właśnie będę trzymać się od niego z daleka.




Do zaczytania ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro