«Powrót na stare śmieci»

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sam szybko poczuła się lepiej. Ethan jednak uparł się, że lepiej będzie jeśli zostaną w domu Willa przez kilka dni. Chris poparł przyjaciela, mówiąc, że muszą poczekać, aż sprawa z policją trochę ucichnie. Sam było wszystko jedno, kazała zdecydować chłopakom.

-Nie możecie cały czas oczekiwać ode mnie, że to ja będę za wszystkich decydować. W końcu to wy jesteście tu facetami, co nie?- powiedziała, gdy blondyn i brunet, przyszli do jej tymczasowego pokoju, by spytać co robią dalej.

Żona Willa, Allison, nie cierpiała towarzystwa Samanthy. Dziewczyna domyślała się, że to pewnie przez to, co stało się na ślubie tej dwójki. Wciąż żałuje, że dała się namówić Liz, na te głupie wesele. W gruncie rzeczy, to obie panie tego żałują.

-Ile razy mam cię za to przepraszać?- spytała Sam, gdy pewnego poranka Allison 'przez przypadek' rozlała na nią kawę. Brunetka nigdy nie otrzymała odpowiedzi na to pytanie.

Żona Willa doskonale pamiętała ten wieczór, gdy Samantha rozkwasiła jej bratu pół twarzy. Alkohol i natrętny mężczyzna, który nie chce się odczepić, zmusiły wtedy niebieskooką do brutalnego podejścia. Allison nigdy jej tego nie wybaczyła, twierdząc, że to był jeden z najpiękniejszych dni w życiu, dopóki brunetka go nie popsuła.

Samantha się do tego nie przyzna, ale bardzo się nudziła. Nie miała zupełnie nic do roboty, gdyż pani domu, bała się, że jeśli dziewczyna dotknie czegokolwiek, chałupa pójdzie z dymem. Tak więc, żeby nie pogłębiać swojego konfliktu z tą irytującą kobietą, Sam siedziała cicho.

Jednak uważała, że skoro to ona jako jedyna nosi broń w tym domu, należy jej się trochę zainteresowania. Nigdy nie wiadomo, gdy strzelanie do przypadkowych przedmiotów w domu, może stać się jej jedynym zajęciem.

-Kiedy Chris skończy naprawiać...właściwie to co tym razem się zepsuło?- spytała Sam, gdy razem z Ethanem siedzieli w ogrodzie za domem.

-Ładnie wyglądasz. Ta sukienka ci pasuje- powiedział blondyn. Samantha spojrzała na niego dziwnie. To, że musiała nosić ubrania Allison, było męką samą w sobie, nie musiał jeszcze tego komentować.

-Może nie zauważyłeś, ale ta sukienka, jest kolorowa. W kwiatki- wyjaśniła niebieskooka, która w takim stroju czuła się jak mała dziewczynka, albo klaun. Brunetka zawsze nosiła ciemne rzeczy. Albo chociaż jednokolorowe. Nie znosiła wzorków w kwiatki.

-Zauważyłem, że bardzo ci pasuje. Naprawdę ci w niej ładnie- wciąż upierał się Ethan.

-Jezu, jeszcze jedna pozytywna uwaga na temat mojego stroju, a zaraz spalę tą sukienkę- rzekła Sam z zaciśniętymi zębami.- Poza tym, zmieniasz temat. Gdzie Chris?

-Naprawia sprzęt w gabinecie Willa.- odpowiedział blondyn. Brunetka pokiwała w zamyśleniu głową.

-Jutro stąd wyjeżdżamy. Nie wytrzymam tu ani jednego dnia dłużej- zarządziła Samantha.

-A co z policją? Sądzisz, że minęło już odpowiednio dużo czasu?- spytał zmartwiony Ethan.

-W dupie z policją. W końcu jesteśmy najlepszymi kryminalistami w tym zasranym mieście- powiedziała uśmiechnięta Sam i wleciała z powrotem do domu.

-I właśnie za to tak cię uwielbiam- szepnął Ethan, jakby sam do siebie, odprowadzając dziewczynę wzrokiem.

~~*~~ 

Wieczorem do pokoju Sam, przyszły dzieci małżeństwa. Chciały ją zapytać czym się zajmuje, rodzice nic im nie powiedzieli, a zakaz zbliżania się do obcych, nowych lokatorów, tylko wzmocnił ciekawość dzieciacków. 

-Jestem bezrobotna- oznajmiła Sam uznając temat za zakończony. Jednak to nie zniechęciło dzieciaków.

-A dlaczego z nami mieszkasz? Długo zostaniesz?- pięciolatki nie dawały zabójczyni spokoju.

-Słuchajcie. Sprawy mają się tak: prawda jest taka, że jestem z policji i poszukuje złego bandyty, który prawdopodobnie chowa się gdzieś niedaleko waszego miasta. A wasz tato mi pomaga- niebieskooka zrobiła tajemniczą atmosferę, w której dzieci całkowicie się zatopiły.

-Co takiego zrobił ten bandyta?- spytały z szeroko otworzonymi oczami.

-To niestety ściśle tajne i nie mogę wam tego powiedzieć. I wy również nie możecie pisnąć o tym słówka. Nawet rodzicom. Nikt nie może się dowiedzieć, że cokolwiek wiecie. Zrozumiano?- pięciolatki przytaknęły ochoczo i wybiegły z pokoju Sam. W drzwiach minęły się z Chrisem.

-Po co u ciebie były?- spytał brunet. Wszedł do środka i usiadł obok dziewczyny na łóżku.

-Wiesz, gdy kiedyś przestane zabijać na zlecenie, będę zawodowo sprzedawać ściemy. Jestem w tym całkiem niezła- odparła z dumą.

-Okłamanie dziecka wcale nie jest takie trudne- przygasił ją Chris.

-Zawsze podcinasz mi skrzydła- westchnęła Sam.

-Ktoś musi sprowadzać cię na ziemię, gdy masz "szalone dni" - zaśmiał się chłopak.

-Bez przesady. Zawsze takie dni uwzględniają przeżycie do następnego poranka, więc nie jest tak źle- niebieskooka wzruszyła ramionami.

-Ethan mówił, że jutro wyjeżdżamy- zmienił temat.

-Prawda.

-Podejrzewam, że ty o tym zdecydowałaś- uśmiechnął się brunet.

-Ktoś musiał. Nie obraź się, ale marni z was liderzy.  Poza tym, nie możemy wiecznie żyć na garnuszku Willa. W najgorszym wypadku nas złapią i już- uśmiechnęła się delikatnie.

-Mi tam pasuje. Jeśli czujesz się już dobrze, to nie widzę przeszkód, dla których mamy dalej zawracać głowę bratu Liz- zgodził się z dziewczyną Chris.

-Świetnie. Bądź gotowy o piątej rano-uśmiechnięta Sam wstała i teatralnie otworzyła drzwi, wskazując na wyjście. Brunet się zaśmiał.

-Jak właściwie zamierzamy tam wrócić? Zapomniałaś, że nie mamy auta?- spytał brunet wychodząc.

-Zaufaj mi- odpowiedziała brunetka.

-Nie spodoba mi się to, prawda?

-Pewnie tak- odparła Samantha i zamknęła za sobą drzwi od pokoju.

~~*~~

O piątej rano, trójka przyjaciół wyszła z domu. Nie budzili gospodarzy, gdyż woleli, aby ich wyjście nie zostało przez nikogo zauważone. Wszyscy ubrani w jeansy i bluzy z kapturami na głowach pobiegli kilka przecznic do pobliskiego parku. W pobliżu nie było zbyt wielu kamer i żadna nie była w stanie objąć obiektywem miejsca, gdzie znajdowali się w tej chwili kryminaliści.

-Na co czekamy?- spytał Ethan.

-Na transport- wyjaśniła krótko Samantha.

-Fajnie. Będę mógł prowadzić?- spytał blondyn.

-Nasz transport sam się tu nie przywiezie, blondi. Kierowca był w pakiecie- brunetka przewróciła oczami.

Nagle, koło przyjaciół przejechała szara ciężarówka. Zatrzymała się kilka metrów dalej, a z kabiny kierowcy wysiadł ogromny mężczyzna w czapce z daszkiem. Otworzył tylną część ciężarówki i wskazał ją kiwnięciem głowy.

-Dzięki, Frank. Będę twoją dłużniczką- powiedziała Sam, ładując się do środka. Po krótkiej chwili namysłu, Chris i Ethan podążyli jej śladami.

-Czego nie robi się dla kolegów po fachu- uśmiechnął się mężczyzna i zamknął przyjaciół w środku. Poszedł z powrotem do kabiny i ruszył.

Wnętrze ciężarówki było mroczne i śmierdzące.

-Jezu, co tu tak capi?- zapytał Ethan.

-Pewnie stary dywan.- wyjaśniła Sam.

-Czym właściwie zajmuje się ten koleś?- dopytywał Chris.

-Jeździ w firmie przeprowadzkowej. Ma akurat kurs do Nowego Jorku, więc zadzwoniłam do niego i zdecydował się nam pomóc.

-Skąd właściwie go znasz?- odezwał się Ethan.

-Kiedyś razem przewoziliśmy duże ilości narkotyków. On jeździł, ja byłam dla ochrony. Ale potem znalazł żonę i postanowił z tym skończyć- wyjaśniła dziewczyna. Następnie westchnęła.- A szkoda, byliśmy w tym naprawdę dobrzy.

Kilka godzin później, przyjaciele wysiedli niedaleko swojej kryjówki w Nowym Jorku. Liz upiekła ciasto.   


Do zaczytania ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro