1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Lo sabía! On nadal tu siedzi - zauważa Tomek, szturchając mnie. - Tylko puszki mu brakuje. Do tego karton "Jestem zdrowym facetem po pięćdziesiątce i zbieram na piwo" i voila!

- Chodzi ci o tego bezdomnego sprzed tygodnia? Nadal tu jest?
- Pewnie. Siedzi na tym parkingu nieprzerwanie od miesięcy - słyszę w jego głosie drwinę.
Przed sekundą wyszliśmy z supermarketu gdzie Tomek nie omieszkał ponabijać się z domalowanych brwi sprzedawcy, i znowu to robi. Jak widać mój kolega jest w formie jak nigdy wcześniej i zamierza wykorzystać energię z czterech RedBull'ów, które wypił na śniadanie.
- Opisz mi go.
Wzdycha. Jest zniecierpliwiony. Słońce praży, a on nie ma ochoty niczego mi tłumaczyć. No cóż, po to tu właśnie jest, więc nic nie mogę na to poradzić.
- Po prostu to zrób. Swoimi słowami - naciskam, kiedy się nie odzywa.
- Jest zgarbiony. Mocno opalony, prawie jak murzynek Bambo. Przypomina Indianina z wrogiego plemienia.
- Bądź poważny. Ja jestem, więc i ty powinieneś.
- No dobra, jędzo, przymknij się. Dostaniesz opis krajobrazu ála Sienkiewicz - francuski akcent nie bardzo mu wychodzi. - Jest zgarbiony, trochę wychudzony. Ma zapadnięte podliczki - niemal widzę jak Tomek mruży oczy. - Ja cię kręcę! I warkoczyk z brody! Plus zniszczona czapka z daszkiem założona tył na przód, tak samo zniszczone ciuchy i włosy zwiazane w kucyk. Coś jeszcze, księżniczko? - używa zgryźliwego tonu.
- Siedzi przed nami?
Poprawiam torbę na ramieniu.
- No wiesz, jeśli pominąć fakt, że na szczęście dzieli nas cały parking, to tak. Umościł się na krawężniku.
- Zaraz wracam - szepczę i stawiam pierwszy krok. Każdy kolejny jest pewniejszy i śmielszy.
- Oszalałaś?! Zarazisz się czymś! Wpadniesz pod samochód! I na rzecz czego?
- Zamknij jadaczkę, kretynie. Jestem pełnoletnia i jeśli będę chciała wpakować się pod samochód to zrobię to.
- Wariatko, auto przed tobą! - krzyczy, ale jego głos jest bardziej oddalony niż przedtem. Co śmieszne, jest cicho jak makiem zasiał.
- Jakoś nie słyszę warkotu silnika - zatrzymuję się i macham, by podszedł. - Nie wezmę cię następnym razem, jeśli masz zamiar mnie wkręcać.
Odwracam się tyłem i wychwytuję jego kroki. Są do bólu charakterystyczne, bo stąpa ciężko i kuleje na jedną nogę przez niewyleczoną kontuzję kolana.
- Nie powinnaś tam iść - tryb: przemądrzałość aktywacja!
W milczeniu kręcę głową, wyciągając rękę przed siebie. Podaje mi swoją dłoń. Ruszamy.
Po chwili Tomek zwalnia tempo, aż w końcu mój but trafia na krawężnik. Dotykam palcami rozgrzanego betonu i siadam.
Przez chwilę grzebię w torbie. Natrafiam na to, czego szukałam. Butelka wody jest chłodna, jej powierzchnia jest mokra przez zmianę temperatury. Ma nieco łagodniejszy kształt niż gruszka.
- Przyda się to panu - mówię, przechylając butelkę w stronę bezdomnego. - W takim skwarze nie trudno o odwodnienie.
Mam nadzieję, że Tomek nie wkręca mi kolejnego kawału i mężczyzna naprawdę siedzi obok. Upewniam się dopiero, gdy zabiera przedmiot z mojej dłoni. Wycieram wilgotną rękę o koszulkę.
- Dziękuję.
- Nie ma problemu. Istna patelnia, nie?
- Uśmiecha się - szepcze mi Tomek do ucha. Wie jak nikt inny, że pragnę wiedzieć jakie są reakcje ludzi na to co mówię. Jeśli ktoś obdarza mnie uśmiechem, nadaję dalej.
- Oślepłem od tego słońca - sama się uśmiecham, gdy z ust nieznajomego wydobywa się żart. Głos ma zachrypnięty, ale aksamitny. Wyobrażam sobie go jako niemowlaka i jego pierwsze słowa. "Mama" w wydaniu rockandrollowym musi brzmieć niesamowicie.
- Ja też - mrugam. - Ale dosłownie. No i rzecz oczywista, nie od słońca - śmieję się. Lubię zaskakiwać ludzi, tylko brakuje mi widoku ich twarzy, gdy dowiadują się, że jestem ślepa. - Parę lat temu doznałam urazu potylicy i bum! Nagle zamiast pryszczatych twarzy moich kolegów z klasy widzę czarną kurtynę. Miałam wtedy trzynaście lat czy jakoś tak.

Słyszę dźwięk odkręcanej butelki. I trzeszczący plastik. Chyba chce zamaskować ciszę.
- Nie gorąco panu? Jaki jest sens siedzieć w pełnym słońcu, podczas gdy można znaleźć ocienione miejsce?
- Nie potrafię ci na to odpowiedzieć - człowiek brzmi inteligentnie. Jak profesor, który mimo starań nie potrafi rozwiązać lub wytłumaczyć nurtującego go zagadnienia. - Mogę zapytać o twój wzrok?
Podoba mi się, że jest bezpośredni. Nie lubię wszystkich ceregieli łączących się z poznawaniem nowych ludzi i wypytywaniem o cechy szczególne. Cieszę się, gdy napotykam ludzi, którzy wiedzą czego chcą, są pewni swoich słów i celu w jakim je wypowiadają.
- Jakie to uczucie?
- Jakbyś zasnął w teatrze - odpowiadam od razu, bez namysłu. Bo to właśnie takie uczucie.
Mężczyzna mruczy coś pod nosem i wciąga głęboko powietrze.
- Musimy lecieć - mówię, odgarniając włosy z twarzy i podnoszę się z krawężnika. - Radzę panu znaleźć trochę cienia.
- Poczekaj - słyszę krzątaninę. Szuka czegoś. Po chwili milczenia mówi: - Proszę.

Uśmiecham się.

- Nie ma sprawy.

- Nie, nie. Proponuję ci cukierka. W zamian za wodę.
Tomek trąca mnie w ramię.
- Możesz wziąć. Otworzył paczkę przy nas - szepcze. Kiwam głową.
- Jaki smak? - pytam.
- Kawowy.
Nadstawiam rękę, a on wysypuje mi słodycze na dłoń.
- Dzięki. Fajnie było pogadać. Do zobaczenia! - krzyczę. - Fajna czapka!
Kroczę obok Tomka, który nuci pod nosem nasz nowy kawałek.
- Dobra, dłużej nie wytrzymam - wybucha. - Nienawidzisz cukierków kawowych. Zawsze powtarzasz: "jeśli będę chciała uraczyć moje kubki smakowe to kupię wielki kubek pełen czarnej, mocnej kawy". Po co je brałaś?
- Słuchaj, nieczuła istoto. To, że twoja wrażliwość uczuciowa mieści się w łyżeczce od herbaty, nie świadczy o tym, że wszyscy są upośledzeni*. Kiedy osoba bezdomna oferuje ci coś w ramach wdzięczności - stary kapelusz, paczkę chusteczek higienicznych czy choćby parę skarpet, to powinieneś to docenić. Nie liczy się wartość materialna, ale podziękowanie zawarte w tym prezencie. Nawet, jeśli chodzi o okropne cukierki kawowe.
- Jak ty uwielbiasz wdeptywać mnie swoimi przemowami w ziemię. Przyznaj, Mel, że to twoje hobby. Oprócz samobójczych wypraw przez parking.
- Lubię, kiedy ludzie mnie podziwiają - śmieję się. - Nie, to złe słowo. Podoba mi się fakt, że ludzie zwracają na mnie uwagę. Nie bez powodu jestem frontmenką "Joty".
- Ślepa frontmenka, cholera. Powinniśmy dostać nominację do Oscara wieki temu.
- Oscarów nie przyznaje się zespołom grającym rock'a.
- I znów to robisz! - co rusz uderza mnie w ramię. Zawsze żywo gestykuluje. - Możesz choć na chwilę przestać się wymądrzać?

Właśnie w tym stylu mija nam droga. Skupiam się tylko na tym, że w torebce mam świeże gruszki i kefir, na które tak długo miałam ochotę. Od czasu do czasu przerywam monologi Tomka, żeby mu dogryźć, ale przyznaję, że jego pomoc sporo dla mnie znaczy. Nie chcę manifestować swojej ślepoty. Nie noszę ciemnych okularów i nie posługuję się badylem, by wychwytywać przeszkody na mojej drodze. Póki członkowie zespołu chcą mi pomagać, nie potrzebuję tego dziwnego kijka.

Nie boję się przyznać, że czasami potrzebuję pomocy. Szczególnie, kiedy moja błyskotliwa starsza siostra złośliwie poprzestawia butelki z szamponetką koloryzującą, a szamponem dla odżywienia włosów. Po jakimś czasie zmądrzałam i nauczyłam się rozpoznawać je po zapachu. Więcej nie miałam niebieskich kudłów. W ramach rewanżu, przekonująco udałam, że potknęłam się o róg szafki i zrzuciłam nową lampkę nocną Elki.

Jestem typem człowieka, który nie przejmuje się zbyt długo koszmarami, które zgotował mu los. Staram się żyć do przodu i nie myśleć o przyszłości jeśli nie jest to konieczne. Gdybym zaczęła przejmować się ponurymi wizjami, zadręczyłabym się na śmierć. Utrata wzroku była pewnego rodzaju szokiem. Przez całe trzynaście lat życia nie wyobrażałam sobie, że można nie widzieć. Aż pewnego dnia spotkała mnie niespodzianka. I już nie widziałam. Jako taki mały szczaw, radziłam sobie na swój sposób. Nikt nie wytłumaczył mi, że to nie tragedia. Sama do tego doszłam, a dzięki temu to przekonanie zakorzeniło się we mnie na stałe. Czasem człowiek musi przystosować się do nowych warunków, a ja doszłam do wniosku, że wystarczająco długo patrzyłam na ludzi i tyle mi wystarczy. Zaczęłam żartować z utraty wzroku i nigdy nie uważałam jej za upośledzenie, niepełnosprawność czy kalectwo. Mam zdrowe ciało, umysł też. Słyszę, mówię, czuję zapach, smak i dotyk. Czym jest utrata jednego zmysłu, skoro i tak jestem wyposażona w kilka innych?

Co do rodziców, przeżyli moją "niepełnosprawność" gorzej niż ja. Co więcej, gdy po utracie wzroku nie zaczęłam wariować, nie wpadłam w kompleksy, ale zachowywałam się tak jakby nic mnie to nie obeszło, rodzice umówili mnie na wizytę do psychologa. Psychologa.

________________________________________

*"Harry Potter i Zakon Feniksa" - J.K.Rowling

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro