Wyjaśnienia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

3 lata później, Nowy Jork, Brooklyn (rok 2026)

- Miewa Pan nadal koszmary?-

- Nie-

- Panie Barnes...-

- Nie miewam ich-

Terapeutka chwyciła za notes i długopis.

- Serio? Będzie Pani pisać w tym notesie?-

- Nie chce Pan mówić to ja będę pisać-

- Okay, okay. Miewam koszmary-

- Teraz przynajmniej Pan nie kłamie. Te same czy coś innego?-

- Te same-

- Powinien Pan więcej spędzać więcej czasu z przyjaciółmi i rodziną-

Bardzo zabawne.

- Spędzam-

- Tak? W takim razie poproszę telefon-

Podałem jej telefon.

- Ciekawe. Ignoruje Pan wiadomości od Sama, Pepper, dzwoni Pan do mnie i widzę, że do Jennifer. Choć krótkie te wasze rozmowy-

- Nieprawda!-

- Panie Barnes, będę szczera. Najwyższa pora się pogodzić z tą stratą. Ruszyć do przodu i znaleźć inną miłość-

Już miałem odpowiedzieć, gdy rozległo się pukanie. Terapeutka spojrzała na zegar.

- Kolejny pacjent?-

- Dopiero za dwie godziny-

Znów pukanie i stłumione pytanie, ale tego już terapeutka niedosłyszała.

- Może ktoś się pomylił?-

- Pewnie tak-

Nagle drzwi upadły z łoskotem i ktoś wszedł do środka. Wnioskując po budowie była to kobieta.

- Nie można było kulturalnie?-

- Było kulturalnie-

- O co w ogóle chodzi?-

- Przyszłam po swoją własność-

- Nie bardzo rozumiem-

Jennifer

Odwróciłam się do Jamesa, zdjęłam maskę i go pocałowałam.

- Nikt nie uczył Pani kultury?-

- Nie spotkałam się z kulturalnym Bogiem wojny a ty kochanieńka?-

- Nie istnieje nikt taki-

- Oj to już zabolało, ale gdzie moje maniery...-

- Zostały za drzwiami-

- Zabawna jesteś złotko. Przedstawię się. Jestem Afes bogini wojny, znana jako Jennifer Owens lub też jako Winter Hunter-

Zdjęłam kaptur i okulary ukazując tym samym swój wygląd.

- Ty... ty żyjesz?-

- A myślałeś, że co Madonna Cię pocałowała?-

- Więc to Pani jest tą Jennifer...-

- Skoro już wszystko jasne, zabieram swoją własność-

- Nie może Pani-

- Nie? No to patrz złotko-

Chwyciłam Jamesa za rękę i opuściliśmy budynek. Jednak zaraz po wyjściu się zatrzymaliśmy.

- Myślałem, że nie żyjesz-

- Sama tak przez pewien czas myślałam-

- Wyjaśnisz co się z Tobą działo?-

- Tak, ale nie teraz. Bądź o 19-

- Gdzie?-

- Wyślę Ci adres o ile jeszcze posiadam telefon-

Pocałowałam go w policzek i zniknęłam. Teraz czeka mnie konfrontacja z dziewczynami. Zjawiłam się przed domem. Zawahałam się. Wzięłam głęboki wdech i zapukałam do drzwi.

- Jennifer...-

- Cześć-

Objęła mnie a ja ją. Rozpłakała się.

- Przepraszam, że się nie odzywałam, ale...-

- Najważniejsze, że wróciłaś. Widziałaś się już z Buckym?-

- Tak. Wejdziemy do środka i pogadamy?-

- Mówiłaś już mu?-

- Umówiłam się z nim na 19:00-

- W takim razie pomogę Ci wszystko przygotować-

- Dzięki Pepper, ale...-

- Coś nie tak?-

- Bo widzisz mam swój dom-

- Kiedy zdążyłaś kupić?-

- Właściwie to nie moja zasługa a Thora i Lokiego-

- Thora i Lokiego?-

- No tak, wróciłam wczoraj i w sumie dalej powinnam odpoczywać, ale już nie mogłam wytrzymać i...-

- Wyjaśnisz mi później okay? Teraz wracaj do siebie przygotować wszystko-

- Został mój telefon?-

- Jasne, jest w twoim pokoju. Przyniosę Ci-

- Jasne-

Zniknęła w środku a po chwili wróciła z moim telefonem i kluczykami do samochodu.

- Proszę. Pomyślałam, że też się przydadzą-

- Dzięki Pepper. Obiecuję wpaść jak najszybciej i wszystko wyjaśnić-

Zabrałam komórkę, kluczyki, pożegnałam się z nią i wsiadłam do samochodu. Wysłałam Buckyemu adres odpaliłam silnik i ruszyłam w drogę.

*Panno Owens dzwoni Thor*

- Daj na głośno mówiący F.R.I.D.A.Y-

Afes?

Oh to Ty Loki. Coś się stało?

Miałaś wrócić pół godziny temu

Wybacz, chciałam jeszcze porozmawiać z Pepper

Mogłaś dać znać

Dopiero teraz odzyskałam telefon

Za ile będziesz?

Jeśli nie ma korków to powinnam być za półtorej godziny

Korków?

Miałam się oszczędzać. Pamiętasz?

Mogłaś mnie wezwać, byłoby szybciej

Ty może nie przepadasz za tymi ludzkimi wynalazkami, ale ja je uwielbiam

No tak, jak przyjedziesz będziemy kontynuować

Loki, bo taka mała sprawa

Słucham

Zaprosiłam Buckyego...

Tego Midgarczyka, który o mało mnie nie zabił?

Tak

O której ma być?

Za jakieś 6 godzin

Dobrze zajmiemy się wszystkim z Thorem

Naprawdę?

Tak, nie martw się. Rozumiem, że jest dla Ciebie ważny

Dziękuję

Nie masz za co

Widzimy się w domu

Rozłączył się a przede mną był jeszcze spory kawał drogi. By umilić sobie podróż włączyłam muzykę. Gdy tylko droga była w miarę pusta przyspieszałam, bo męczył mnie ten spacer emeryta. W końcu dotarłam na miejsce, ale przypomniałam sobie, że nie zabrałam pilota od bramy. Wysiadłam zadzwoniłam, z powrotem wsiadłam do auta i zaczekałam aż któryś łaskawie otworzy bramę, jednak nic się nie stało. Może coś robią? Trudno, zgłodniałam po drodze. Zatrąbiłam dwa razy. W końcu brama się otworzyła i mogłam wjechać na teren posesji a następnie zaparkować przed garażem. Później się przestawi.

- A ten hałas cały to po co był?-

- Po co trąbiłam? Bo jestem głodna a Wam się nie śpieszyło otworzyć. Z resztą mamy mało czasu-

- Na co?-

- Czyli Loki Ci nie powiedział. Bucky wpadnie-

- Ooo, idziecie na randkę? Może lepiej w domu przy twoim stanie co?-

- Thor to nie randka! Po prostu wyjaśnię mu, dlaczego mnie tyle nie było-

- Jesteś pewna?-

- Thor! Na litość Bogów daj, że spokój!-

- Bylibyście parą idealną-

- A wiesz co jeszcze do siebie idealnie pasuje?-

- Co?-

- Twoja buźka i moja pięść-

- Mała wojowniczka wraca do siebie!-

- Jeszcze jedno słowo a przysięgam, że żaden piorun Cię nie ochroni-

Uniósł ręce w geście poddania i wszedł do środka a ja za nim.

- Jesteś. Wolisz zieleń i złoto czy czerwień i złoto?-

- Wszelkie odcienie fioletu lub nowocześnie. Żadnych zieleni, czerwieni a tym bardziej złota-

- Złoto jest królewskie!-

- A wyglądam na królową?-

- Rozmawialiśmy o tym...-

- Bracie, nie zadziera się z głodnym człowiekiem a w tym wypadku głodną Boginią wojny-

- Właśnie, mamy coś do jedzenia?-

- Jak się nie mylę to powinno być to twoje sushi-

Powędrowałam do lodówki, która okazała się pusta.

- Zapytam tylko raz. Kto zjadł moje sushi?-

- Na mnie nie patrz-

Loki gdzieś zniknął i został Thor, który unikał mojego wzroku.

- Thor chcesz mi o czymś powiedzieć?-

- Eee Noobmaster69 je zjadł?-

- Jesteś pewien?-

- Oczywiście, on jest temu winny-

- Oczywiście a nosi ze sobą młot?-

Podałam mu przedmiot.

- Jak? Jakim cudem?-

- Normalnie. Wzięłam i podniosłam-

- Przecież...-

- Nie rozumiem o co Ci chodzi. Loki, możesz na chwilę?-

- To coś ważnego?-

- Ta, potrzymaj-

Podałam mu młot a za chwilę usłyszałam, jak zderza się z podłogą.

- Powiedziałam potrzymaj a nie upuść-

- Tyle, że ja go trzymam-

Spojrzałam na Lokiego.

- Interesujące-

Zabrałam z powrotem przedmiot.

- Fajny ten twój Mjølner. Sądziłam, że jest ciężki a on nie dość, że lekki to i poręczny-

Chłopcy patrzyli na mnie niedowierzając w to co widzą.

- Może zamiast się tak gapić ogarniecie jedzenie co?-

- A tak jasne. Thor poustawiaj meble-

- Ddobrze-

- To ja skoczę pod prysznic-

- W sypialni zostawiłem Ci strój idealny na okazję-

Kiwnęłam głową i bawiąc się młotem udałam się na piętro prosto do swojego pokoju. Gdy weszłam do środka pokój był urządzony w dość przytulny sposób. Lawendowe ściany przyozdobione jeszcze pustymi regałami, wielkie łóżko, biurko i garderoba oraz kolejne drzwi, za którymi byłą łazienka.

Loki

- Jak to możliwe, że ta mała wojowniczka podniosła mój młot?-

- Nie mam pojęcia. Sam nie wiem jak to możliwe-

- Myślisz, że to ze względu na jej pochodzenie?-

- Też jestem Bogiem a jakoś nie mogę podnieść. Rogers bogiem nie był a podniósł-

- Steve nigdy nikogo nie zabił i jedynie co mu ciążyło na sumieniu to sekret o rodzicach Starka-

- A ja i Afes mamy sporo ludzi na sumieniu-

- Z tym, że ona robiła to wbrew własnej woli-

- Nie lada zagadka-

- Miałeś meble poustawiać-

- No już nie marudź-

- Pójdę zadbać by Afes nas nie zabiła-

Thor tylko kiwnął głową i zabrał się za swoje zadanie a ja udałem się do pobliskiego sklepu zadbać o jakieś jedzenie by młoda Bogini wojny nikogo nie zamordowała za zjedzenie jej jedzenia. Wciąż mnie zaskakuję. Od urodzenia mieszka między ludźmi, mimo tego, że straciła tylu bliskich wciąż darzy ich sympatią i nie zamierza wracać na rodzinna planetę. Jest Boginią wojny, jedną z potężniejszych a mimo to obdarzyła uczuciem słabego człowieka i to dla niego znosiła te wszystkie męki przez tyle lat. Będę musiał kiedyś ją zapytać o to wszystko. Nim wszedłem do sklepu dopasowałem się do ludzi. Moment, przecież ja nie wiem co ona jada. Dobrze, że mam telefon. Oby odebrała.

Słucham?

Afes co ty w ogóle jadasz?

Powinieneś mieć swój telefon Loki

To teraz nie ważne. To co jadasz?

Zaraz Ci napiszę okay?

Niech będzie

Rozłączyła się a ja postanowiłem się rozejrzeć. Ciekawe czy mają tu jakiś alkohol godny Bogów. Gdy tak się rozglądałem odezwał się telefon. Zgaduję, że te obrazki mają mi ułatwić zadanie o i nawet jakiś alkohol, który jest mocny dla ludzi a nie Bogów. Wybrałem kilka rzeczy z listy, które moim zdaniem były najbardziej odpowiednie do okazji i wróciłem z powrotem. Ledwo znalazłem się w domu a moich uszu dopadły przekleństwa.

- Co zrobiłeś?-

- Tym razem to nie ja-

- Zobaczę o co chodzi a ty nawet nie waż się pochłonąć tego wszystkiego-

Teleportowałem się przed drzwi pokoju Afes i zapukałem. Odczekałem chwilę i uchyliłem drzwi.

- Wszystko w porządku?-

- Nie, nic nie jest w porządku-

Wszedłem do środka.

- W czym problem moja droga?-

- W czym problem? No spójrz tylko jak wyglądam a ty i twój brat ubzduraliście sobie coś-

- Mogę się zająć twoimi ranami, ale to trochę potrwa-

- Lepiej znajdź coś co bardziej zakryje te rany-

- Nie rozumiem problemu-

- Loki to wygląda strasznie!-

- Jeżeli Cię...-

- Nie zaczynaj!-

- W porządku. Przebierz się a potem się coś wymyśli-

Westchnęła tylko, zabrała rzeczy i zamknęła się w łazience. Po chwili wyszła.

- A nie mogę założyć spodni?-

- Nie wypada Bogini chodzić w spodniach-

- Pół Bogini chciałeś powiedzieć-

- Afes, rozmawialiśmy o tym. Załóż, będzie pasować-

Podałem jej złoty naszyjnik i bordową kurtkę.

- Pomożesz?-

Podała mi szczotkę i usiadła przede mną.

- Oczywiście. Powiedz mi moja droga co takiego jest w tym twoim Midgarczyku, że tyle dla niego znosisz?-

- Wiesz on mnie rozumie. Był przy mnie nawet kiedy go nienawidziłam i mimo, że go odtrącam od siebie to on wciąż się nie poddaje. On jeden nigdy mnie nie oceniał i jak na razie nie opuścił. A ty masz kogoś takiego?-

- Nie, nie mam-

- Nie masz, bo jeszcze nikt taki się nie znalazł, czy wszystkich odtrącasz?-

- Gotowe-

- Dziękuję Loki. Za wszystko-

- Nie ma za co moja droga-

Objęła mnie. Faktycznie to bardzo miłe uczucie. Odwzajemniłem jej gest.

Jennifer

Oderwałam się od Lokiego i spojrzałam na zegarek.

- Już tak późno?!-

- Niczym się nie martw-

- Ale dom jest w nieładzie, jedzenie trzeba...-

- Jedzenie jest pod warunkiem, że Thor nie zjadł-

- Tego się właśnie obawiam a co z resztą?-

- Meble powinny być poustawiane-

- Przynajmniej tyle. Jak wyglądam?-

- Zachwycająco-

Uśmiechnęłam się do niego i jeszcze sprawdziłam swój wygląd w lustrze. Czarna sukienka odsłaniająca w paru miejscach moje blizny, złoty naszyjnik i moje fioletowe włosy prezentowały się mimo wszystko bardzo dobrze, jednak postanowiłam zapiąć kurtkę. Właśnie miałam wychodzić, gdy Thor dał znać, że przyszedł Bucky.

- Wszystko dobrze Afes?-

- Denerwuję się-

- Nie potrzebnie. Teraz chodź zanim Thor wszystko mu powie-

Wyszliśmy z mojego pokoju a na schodach Loki podał mi rękę. Niepewnie ją pochwyciłam i spojrzałam na niego a on tylko się uśmiechnął. Zeszliśmy po schodach.

- Muszę przyznać mała wojowniczko, że wyglądasz wspaniale-

- Dziękuję Thorze-

Bucky nie odezwał się nawet słowem tylko patrzył morderczym wzrokiem na Lokiego.

- W takim razie zostawimy Was samych-

Loki podał moją rękę Buckyemu, jednak ten nie zareagował.

- Jeśli będzie się coś dziać wzywaj-

- Oczywiście Loki-

- Chodźmy -

- Będzie mała Jennifer czy mały Bucky?-

- Zdecydowanie powinniśmy iść-

- No co? Spójrz są idealną parą!-

Wyciągnęłam rękę a po chwili trzymałam Mjølner.

- Może i jesteś Bogiem piorunów. Może i jest to twój młot, ale jak Ci nim przyłożę...-

Nie zdążyłam dokończyć, bo zniknęli. Odłożyłam młot i spojrzałam na Barnesa.

- Wszystko w porządku?-

- Co oni tu robili?-

- Wszystko Ci wyjaśnię, ale najpierw coś zjedzmy okay bo umieram z głodu-

- Ślicznie wyglądasz-

- Dziękuję-

Uśmiechnęłam się i poszłam do kuchni sprawdzić czy coś się nadaje do zjedzenia.

- Jesteś pewna, że to się nadaje do jedzenia?-

- Oczywiście, że tak-

- Może jednak zjemy pizzę?-

- Okay. Z jakiej pizzerii ma być?-

- Nie wiem. Ty wybierz-

- To daj mi chwilę-

Teleportowałam się do najbliższej pizzerii i zamówiłam dużą pizzę. Niestety trochę musiałam zaczekać no, ale dla pizzy warto. Gdy była gotowa wróciła z powrotem.

- Wybacz, że tak długo, ale w sumie i tak szybciej niż gdyby miało być z dowozem-

Zabrałam jeden kawałek i resztę postawiłam na stole.

- Czyli tutaj teraz mieszkasz?-

- Tak. Jak tylko będę w lepszym stanie dokończę przeprowadzkę-

- W lepszym stanie?-

- Zanim zacznę to chciałam przeprosić-

- Za co?-

- Za zniknięcie i ten pocałunek-

- Za który?-

- Ten u terapeutki. To było głupie. Pewnie kogoś masz a ja się zjawiam znikąd i Cię całuję-

- Nie mam nikogo. Owszem byłem na paru randkach, ale to dlatego, że Yori się uparł-

- To ten twój przyjaciel tak?-

- Zgadza się-

- Wiesz chciałam już wczoraj do Ciebie przyjść-

- Wczoraj?-

- Dopiero wczoraj udało nam się wrócić na Ziemię, ale gdybym wczoraj przyszła prawdopodobnie źle by się to skończyło-

- W co ty się wpakowałaś laleczko co?-

- Na Akerionie wybuchło powstanie, które przerodziło się w wojnę-

- A co to ma wspólnego z Tobą? Twoja matka chyba stamtąd uciekła a ty dałaś im jasno do zrozumienia, że nie przyłączysz się-

- Moja mam była przywódcą. Właściwie to była ich królową, ale uciekła stamtąd bo nie zgadzała się z tym czego oczekiwał rodzina-

- Co masz na myśli?-

- Moja mama chciała otworzyć się na innych mieszkańców planety a nawet na ludzi, ale jej rodzicom to się nie podobało no i chcieli ją zmusić do małżeństwa-

- Tobie też chcą to zrobić?-

- Nie. Na moje szczęście dziadkowie nie żyją-

- Więc o co poszło?-

- Chcieli mnie zabić żebym nie mogła im przewodzić i wprowadzić jak to nazwali „chorych pomysłów" mojej matki-

Buckyemu ewidentnie się nie spodobało co właśnie usłyszał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro