Ten mały błąd

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dwa dni później

Kończyliśmy przygotowania do walki gdy zaczynało świtać. Rozległo się pukanie do mojej komnaty.

- Najwyższa, Armes przysyła twój specjalny strój do walki i życzy owocnej bitwy-

- To ja mam jakiś specjalny strój?-

- Oczywiście. Oto on-

Mężczyzna tylko się odsunął i do środka wszedł Akilie, który w rękach trzymał poskładane ubrania wraz z butami. Położył to na moim łożu i obaj opuścili komnatę.

- Co to było?-

- Mnie pytasz? Nie znam wszystkich tradycji i zasad, które tu panują-

- Racja-

Zabrałam strój i poszłam się przebrać. Strój był oczywiście w moich barwach i był idealnie dopasowany do mnie. Do kompletu były też odpowiednie rękawiczki.

- Jenni?-

- Tak James?-

- Dlaczego wszyscy zwracają się do Ciebie „najwyższa"?-

- To mój tytuł odziedziczony po matce-

- A dlaczego na mnie jedni mówią „kochanek bogini" a inni „najwyższy"? My nawet nie jesteśmy parą-

Wyszłam do niego i spojrzałam na niego. Miał na sobie swój strój i akurat wkładał nóż za pasek.

- Ponieważ jedni uznają cię za jednego z moich kochanków a jedni uznają nas za małżeństwo. Dlaczego tak jest to nie wiem-

- Dziwni ludzie-

- To samo mówią o Midgarianach-

- O kim?-

- Mieszkańcy Ziemi-

- Loki mówi Midgarczycy-

- Wiem. Tu mówią albo Midgarianie albo Midgarczycy-

James tylko popatrzył na mnie ze zdziwieniem.

- Podoba mi się ten strój-

- Wolałabym strój od Tonyego-

- Tamtego byłoby mi szkoda a tego nie-

- I na to przyjdzie czas-

Podeszłam do niego i położyłam dłoń na jego policzku.

- Brakuje mi tych twoich długich włosów-

- A myślałem, że ich nie cierpisz-

- Bo nie cierpię ich, tak samo jak tego gdy mówisz na mnie lala-

- Wiem lala-

- Chodźmy już pasterko-

Pocałowałam go w policzek i udaliśmy się na dziedziniec. Pierwszą osobą na którą wpadliśmy był Thor, który palił się do walki a zaraz za nim był Loki, który był przeciwny temu wszystkiemu.

- Loki, rozmawialiśmy już na ten temat-

- Tak, wiem. Nie przyszedłem po to-

- W takim razie po co?-

- Jeśli będziesz mieć włosy w ten sposób to będą ci przeszkadzać w walce-

- Tobie niby twoje nie przeszkadzają?-

- Mimo wszystko są znacznie krótsze. Teraz pozwól, że zajmę się tym... bałaganem na twojej królewskiej głowie-

- Jeden warunek-

- Słucham-

- Chcę w jakiś sposób uczcić pamięć o Nat, więc jeśli mógłbyś-

W mojej dłoni pojawiło się zdjęcie Nat.

- To Natasha?-

- Tak. To było jakoś rok po tej bójce o ten durny papier. Wtedy też ostatni raz widziała się ze swoją siostrą Yeleną-

- Wciąż mnie zaskakujesz tym swoim zamiłowaniem do ludzi-

- Przywykniesz w końcu do tego Loki-

- Nie sądzę, ale spełnię twoje życzenie-

Po chwili moje lekko nieogarnięte włosy były ułożone w tą samą fryzurę co miała Nat na zdjęciu.

- Właśnie a ona tu jest?-

- Yelena? Nie, nie ma jej tutaj. Thor miał problem ją odnaleźć-

- Proszę wybaczyć, ale już czekają-

Odwróciłam się do Akilie, który nam przerwał i kiwnęłam głową. Spojrzałam po swoich towarzyszach.

- Prowadź mała wojowniczko-

Uśmiechnął się szeroko a ja odebrałam swoją broń z rąk Akilie i dałam znać by nas zaprowadził do reszty. Jak się okazało, wszyscy wojownicy zebrani zostali w sali tronowej. Chłopcy zostali z resztą a mnie zaprowadzono przed tron. Nikt nie zauważył mojego przybycia. Armes chciał temu zaradzić, ale go powstrzymałam.

- Pozwól, że ja się tym zajmę. Przyprowadź Jamesa do mnie-

- Oczywiście-

Skłonił się i poszedł po żołnierzyka a ja ogarnęłam wzrokiem zebranych. Tylu wojowników jest gotowych walczyć u mojego boku? Większość nawet mnie nie zna.

- Wzywałaś?-

- Tak. Zapomniałam Ci powiedzieć, że powinieneś stać obok mnie w tym momencie-

- Stresujesz się?-

- Nie. Taką mam rolę-

Nic nie odpowiedział tylko spojrzał na tłum.

- Wojownicy!-

Tłum nie zareagował. Naprawdę? Zaraz temu zaradzimy, tylko na co mi ta dziwna dzida? Zapytałam o nią Armesa i po jego wyjaśnieniu wiedziałam co robić.

- Dziękuję mamo-

Wyszeptałam i zrobiłam krok w stronę wojowników. Zmierzyłam wzrokiem dzidę i uśmiechnęłam się. Uderzyłam jej końcem o posadzkę. Rozległ się grzmot i błysnęło. Tłum od razu umilkł i skupił się na mnie.

- Lubię tą zabawkę a skoro mam już waszą uwagę, chcę Was uświadomić co się będzie działo-

Tłum się we mnie wpatrywał w napięciu oczekując na to co powiem.

- Zapewne wszyscy zastanawiacie się co tu robicie, co robią tu Asgardcy książęta a przede wszystkim co robią tu ludzie-

Przez tłum przebiegł szmer.

- Otóż jak wiecie, bądź też nie przez ostatnie trzy lata byłam tu więziona. Ktoś zapyta pewnie kim jestem a ktoś inny zapyta po co mnie ktoś więził-

Spojrzałam na Armesa, który tylko kiwnął głową.

- Jestem Afes, córka Herony. Tej samej, która wiele lat temu udała się na Ziemie. Nie ważne z jakich powodów bo to jej osobisty powód. Jednak to sprawiło, że zostaliście bez prawowitej władczyni. Do tej pory rządził Wami Armes, za co jestem mu wdzięczna-

- Ja tylko dbałem o wszystko-

- I za to jestem Ci wdzięczna, jednak gdy pierwszy raz tu przybyłam nie wszyscy się cieszyli z mojego przybycia-

Przez tłum przebiegł szmer.

- Jak zapewne część z Was wie za moje przetrzymanie jest odpowiedzialny Atles, jeden z Akilie-

Szepty się wzmogły.

- Jednak nie pracował on sam. Miał wspólnika, który jest wśród nas-

Poruszenie przybrało na sile. Próbowali znaleźć winnego. Uciszyłam ich ponownie i czekali co powiem.

- Zanim Wam zdradzę kto był wspólnikiem Atlesa chciałabym podziękować za uwolnienie mnie. Armino, podejdź proszę-

Zaczęła się przedzierać przez tłum, który w końcu raczył ją przepuścić. Stanęła obok mnie nie wiedząc o co chodzi.

- Gdybyś mnie wtedy nie wyciągnęła z więzienia nie wiem co by się ze mną stało-

Już chciała odpowiedzieć, ale ją ubiegłam.

- Tylko powiedz mi proszę dlaczego mu pomagałaś i skłamałaś? Obiecał Ci coś? Kochasz go?-

- Ja...-

- Może liczyłaś na jakieś układy z władzą a gdy dotarło do Ciebie, że nie masz żadnych perspektyw u jego boku postanowiłaś wrócić i udawać, że cały czas byłaś wierna mojej matce?-

- To nie prawda! Cały czas była wierna twojej matce i...-

- Doprawdy? Mam inne informacje-

Kiwnęłam na strażników i wprowadzili do sali Demetriusza. Mężczyzna stanął obok Bogini i skłonił się.

- Wzywałaś najwyższa?-

- Tak. Powiedz wszystkim to samo co mnie. Chyba, że brak Ci odwagi-

- Z przyjemnością-

Spojrzał na Boginię a następnie na zebrany tłum.

- Jako zaufany przyjaciel Herony miałem pilnować tego co najważniejsze i słowa dotrzymałem. Armina przypisuje sobie zasługę uwolnienia Afes, jednak to byłem ja. Armina od początku spiskowała przeciw najwyższej i to się nie zmieniło-

- To są kłamstwa-

- Niechętnie przyznaję rację Demetriuszowi-

- Od jak dawna wiedziałeś?-

- Wystarczająco długo-

- Jak widać wystarczy jeden mały błąd i wszystko się wali. Dziękuję Demetriuszu-

Mężczyzna skinął głową i usunął się w cień a ja zwróciłam się z powrotem do tłumu.

- Arminą zajmie się Armes. Ja potrzebuję pomocy odważnych wojowników by ukarać Atlesa, który ukrywa się w królestwie elfów-

- Król Idis nie oddał go dobrowolnie?-

- Atles owinął sobie go wokół palca i najprawdopodobniej nie tylko jego-

Ludzie zaczęli między sobą dyskutować. Było słychać, że są wzburzeni i żądają sprawiedliwości.

- Słysząc wasze oburzenie jestem wstanie powiedzieć tylko jedno. Jeszcze dziś wyruszymy by stoczyć bitwę o której losach możecie zdecydować-

Tłum zawrzał gotów do walki. Spoglądając na swoich wojowników poczułam dumę a to wywołało uśmiech na mojej twarzy.

- Afes nim zaczniemy, jest jeszcze jedna sprawa-

- Jaka?-

Odwróciłam się do niego i czekałam aż powie coś więcej, ale tylko się odwrócił do kogoś. Przez chwilę rozmawiali, służący coś mu podał i odwrócił się w naszą stronę.

- Jest tu taka tradycja...-

- Oho. Już się boję-

- Nic groźnego. Dotyczy waszej dwójki-

- Nas?-

Wskazałam na Jamesa i siebie.

- Zgadza się-

- Zatem mów bo tłum się niecierpliwi. Z resztą ja też-

Skinął głową i podał coś Jamesowi.

- Zgodnie z tradycją partner osoby sprawującej władzę wręcza jej oręż a następnie życzy jej powodzenia w walce-

- Jeśli liczycie, że będę przyglądać się...-

- O tym nie ja decyduję, tylko najwyższa-

- Nie brzmi na skomplikowane. Miejmy to za sobą-

Oddałam włócznię mojej matki służącemu a James zabrał broń z rąk Boga.

- Mam coś powiedzieć do tego?-

- To już od Ciebie zależy-

Przez chwilę na mnie spoglądał.

- Chodźmy skopać kilka elfickich tyłków kochanie-

- Z przyjemnością-

Podał mi broń i pocałował mnie a tłum wzniósł okrzyki radości jak i te wyrażające ich chęć do walki. Opuściliśmy zamek a tam czekał już na mnie koń bo zgodnie z obyczajem przywódca prowadził wojsko właśnie konno. Dosiadłam wierzchowca a następnie podałam rękę Jamesowi. Pod wieczór dotarliśmy w pobliże królestwa elfów. Rozbiliśmy obozowisko. Moim planem był atak z zaskoczenia i dorwanie Atlesa. Wojownicy dostali rozkaz by wydać go mnie gdyby go napotkali a wszelkie próby samodzielnego ukarania go miały mieć skutki wręcz śmiertelne.

- Nie za ostro?-

- Próbowałam po dobroci i sam wiesz jak się skończyło. Teraz mamy wojnę-

- Jednak trochę za ostro-

- A jak mam inaczej zdobyć ich szacunek? Dać po lizaczku?-

- Masz rację-

Wzięłam Jamesa za rękę i spojrzałam na niego.

- Obiecuję, że jak tylko się to skończy będę tylko twoja i nie będziemy się w nic pakować-

- Nie będzie za spokojnie dla Ciebie?-

- Będziesz ty i to jest najważniejsze-

- Chcesz mi w ten sposób powiedzieć, że mnie kochasz?-

- Czasem żałuję tego co mówię-

- A ja nie-

Uśmiechnął się i mnie pocałował.

- Sio... ou, pardon me-

Odsunęłam się od Jamesa i spojrzałam w stronę wejścia do namiotu.

- Może i nie ma drzwi, ale nadal obowiązuje kultura-

- I co może miałem zapukać w płachtę?-

- Było jakkolwiek uprzedzić, że wchodzisz. Mogłeś nas zastać w innej sytuacji-

Sebastian się spiął, ale nie odezwał się słowem.

- Zostawię Was samych-

- Możesz przecież zostać-

- Mam do pogadania z Samem-

- Dobrze-

Pocałował mnie w policzek i odprowadzony morderczym wzrokiem mojego brata wyszedł.

- Co on tu robił?-

- Sprawdzał czy nie wpadło mi coś do oka?-

- Jennifer-

- Dobrze wiesz co tu robił i nie muszę Ci się tłumaczyć-

- Jesteś stanowczo za młoda!-

- Bastian mam 30 lat-

- Jesteś moją młodszą siostrą i nie podoba mi się to wszystko-

- Chcesz mi mówić z kim mam się spotykać?-

- Właśnie-

- Jestem już dorosła-

- Ale wciąż jesteś moją młodszą siostrą-

Podeszłam do niego i przytuliłam.

- Ty wciąż widzisz we mnie siedmiolatkę, która trzeba bronić przed szkolnymi łobuzami, ale ja nią już nie jestem-

Spojrzałam mu w oczy.

- Bastian, nie jestem już nią. Jutro poprowadzę ludzi na śmierć a ty się martwisz o to z kim się spotykam?-

- Ja po prostu...-

- Wiem. On się o to samo martwi-

- Naprawdę?-

- Dlatego tutaj jest. Jak usłyszał co zrobił Atles to pierwszy był gotów go zabić-

- Nie dziwię mu się-

- Doceniam troskę o mnie, ale daj mu szansę-

Westchnął i spojrzał smutno na mnie.

- Niczego nie obiecuję. Cieszę się, że jestem tu z Tobą-

- Ja też się cieszę-

- W takim razie widzimy się rano-

Objął mnie a następnie wyszedł z namiotu mijając się z Jamesem.

- Słyszałeś wszystko prawda?-

- Skąd wiesz?-

- Bo wiem gdzie jest namiot Sama i tak szybko byś nie wrócił-

Nic nie odpowiedział.

- Starsze rodzeństwo już takie jest. Zaakceptuje Cię, wierz mi-

- Mam wątpliwości-

- Ja nie od razu zaakceptowałam ten fakt-

- Przekonałem cię do tego-

- Jego też możesz-

- Z tobą było łatwiej-

- Jesteś pewna pastereczko?-

- Jak tego, że tu stoję laleczko-

Zamknął mnie w uścisku a po chwili zaczął gładzić mnie po plecach co sprawiło, że się rozluźniłam a nawet nie widziałam, że byłam spięta. Odpowiedzialność jaka spoczywa na barkach przywódcy potrafi dać się we znaki.

- Strasznie spięta byłaś-

- Nawet nie byłam świadoma-

- Wiem. Chodź lala-

Pociągnął mnie za sobą na łóżko. Położył się i przyciągnął do siebie. Wtuliłam się w jego tors i usnęłam. Zbudziłam się gdy było jeszcze ciemno. Ostrożnie wyswobodziłam się z jego objęcia i zaczęłam się szykować. Gdy już byłam gotowa zbudziłam żołnierzyka i wyszłam z namiotu. Przed namiotem czekał na mnie służący.

- Jakie rozkazy Pani?-

- Czy ktokolwiek wstał?-

- Nie moja Pani-

- Zatem obudź kogo się da i niech się szykują. Ruszamy do walki-

Skłonił się i ruszył wykonać swoje zdanie.

- Spać nie potrafisz?-

- Jeśli zaatakujemy teraz będziemy mieć większą przewagę-

- No tak. To twoja ulubiona strategia-

- Może i nie jestem już Zimowym Łowcą, ale cała reszta została-

- Nie przeszkadza mi to-

Pocałował mnie w kark na co się uśmiechnęłam. Obserwowałam obóz. Mimo wszystko panowała cisza i dało się tylko słyszeć śpiew ptaków. Gdy zaczęło świtać na polu stali już tylko ludzie gotowi do walki. Odesłałam swojego konia do pałacu i z Jamesem u boku stanęłam na czele swojego wojska. Otoczyliśmy pałac króla elfów. Strażnicy byli niczego nieświadomi. Wszyscy czekali na odpowiedni moment. Gdy nastąpiła zmiana straży przystąpiliśmy do ataku. Elfy były zaskoczone jednak dzielnie się broniły. Gdy tylko informacja o ataku na pałac dotarła do króla wezwał mnie przed swoje oblicze.

- Co to ma u licha znaczyć?! Przecież się dogadaliśmy!-

- Mój drogi, nie chciałeś oddać mi zdrajcy po dobroci więc wezmę go siłą-

- Zgodziłaś się moja Pani by tu został-

- Nie jestem dyplomatką więc korzystam z tego co znam-

- Siła? Tym chcesz pogrywać moja Pani?-

- Tylko ją znam. Dałam Ci szanse, ale ją zmarnowałeś. Lada moment dostaną się tu moi ludzie i będzie nieprzyjemnie. Ostatnia szansa-

- Nie-

Kiwnęłam głową i teleportowałam się za niego. Przystawiłam mu sztylet do gardła.

- Teraz grzecznie poprowadzisz mnie do komnaty w której przebywa-

Próbował się wyrwać, ale przycisnęłam sztylet i nachylałam się do jego ucha.

- Wyrywaj się dalej to skończysz bez głowy-

- Nie boję się Ciebie!-

- Bo Atles Cię obroni?-

Nie odpowiedział.

- Cóż w takim razie twoja decyzja będzie wiele Cię kosztować a teraz prowadź-

Uparł się i nie zamierzał nigdzie się ruszyć.

- Moja cierpliwość się kończy królu-

Nic to nie dawało bo stał w miejscu.

- Nie zostawiasz mi innego wyboru. Jeśli w tej chwili nie zaprowadzisz mnie do niego twoja żona lub córka zginie z mojej ręki a ta która przeżyje trafi do więzienia lub w ręce moich ludzi-

- Zaprowadzę Cię, tylko ich nie krzywdź-

- Jeden fałszywy ruch i zostaniesz sam-

Przełknął głośno ślinę i wyjąkał gdzie iść.

- Masz mnie tam zaprowadzić a nie mówić gdzie to jest-

- Oooczywiście-

Wykręciłam mu rękę i przystawiłam mu sztylet do pleców. Posłusznie prowadził mnie przez korytarze aż zatrzymaliśmy się przed drzwiami do jednej z komnat w której raczej nie było cicho.

- No na co czekasz? Otwieraj-

- Aale tto...-

- Nie obchodzi mnie co chcesz powiedzieć. Masz otworzyć-

Wykręciłam mu mocniej rękę. Zawył z bólu.

- Otwierasz czy nie?-

Pokiwał energicznie głową więc poluzowałam uchwyt. Wolną ręką nacisnął na klamkę. Drzwi się delikatnie uchyliły.

- Loki?-

- Wzywałaś?-

Obok mnie zjawił się Asgardczyk.

- Popilnuj go i tak możesz się z nim pobawić-

- Ale Afes!-

Nie słuchałam już co miał do powiedzenia elf tylko kopiąc w drzwi weszłam do środka.

- No proszę. Małe ścierwo nie tylko króla ma na swoje zawołanie. Tatuś wie co jego córeczka robi?-

Odskoczyli od siebie jak poparzeni. Elfka spoglądała na mnie z przerażeniem a Atles tylko się uśmiechał.

- Może się dołączysz?-

Spojrzałam z obrzydzeniem na niego.

- Żeby aż tak nisko upaść?-

- Jestem czystej krwi Afes-

- Mówiłam do niej. Mogłaś już czarownika wybrać albo człowieka-

- Ja go kocham!-

Przysunęła się bliżej niego.

- Oczywiście, że tak a on kocha Ciebie i dlatego jesteś jego potajemną kochanką-

Spojrzała na mnie zaskoczona.

- Co? Nie powiedział Ci o Arminie?-

Pokręciła głową.

- Wydałam twój sekrecik Atlesie? Oh jak mi przykro-

Zrobiłam smutną minę a dziewczyna obdarował go gniewnym spojrzeniem na co się zaśmiałam.

- Księżniczko bądź rozsądną i zostaw tego mężczyznę-

- I tak go kocham! Nie zostawię go!-

Dobyła spod poduszki niewielki nożyk.

- Odłóż to bo krzywdę sobie nim zrobisz dziecko-

- Nie jestem dzieckiem!-

- W porównaniu do mnie jesteś. Teraz bądź grzeczną dziewczynką i odłóż to zanim zrobisz sobie krzywdę-

Dziewczyna nie miała zamiaru mnie słuchać. Okrywając się tylko pościelą ruszyła na mnie ze swoim nożykiem. Nim zaatakowała złapałam ją za nadgarstek i pod wpływem nacisku mojej dłoni jej broń upadła z łoskotem na posadzkę. Szarpała się co wyglądało dość zabawnie zważywszy na to, że była dość niska jak na elfa. Jej próby uwolnienia wywołały u mnie śmiech a to ją tylko rozzłościło. Nagle przestałą się szarpać i nad czymś przez chwilę myślała. Nagle jej mała piąstka powędrowała w stronę ręki którą ją trzymałam.

- Dlaczego mnie zabolało a nie Ciebie?-

Jej twarz wykrzywił grymas bólu a oczach stanęły łzy.

- Oh, miało mnie zaboleć?-

Chwyciłam wolną ręką za miejsce w które mnie uderzyła.

- Ojej, ale to boli. Czy to trzeba będzie amputować?-

- Nnie-

Lekko się przeraziła.

- To dobrze bo nie wydaje mi się żebyście mieli cokolwiek co przetnie wibranium-

Postanowiła znów mnie uderzyć. Tym razem uderzyła w brzuch. Uderzała mnie tak aż nie chwyciłam ją za drugą rękę. Spojrzała na mnie z przerażeniem.

- Czym ty jesteś? To powinno Cię za boleć!-

- Nie czym a kim. Ojciec Cię źle wychował. Jestem Afes, Bogini wojny i tak masz rację powinno mnie to zaboleć, ale jestem zahartowana co znaczy, że mam wysoką odporność na ból-

Spoglądała niedowierzając w to co mówię. Odsunęłam ją na bok co wykorzystała. Złapała za swój nożyk i zaatakowała. Rozcięła mój rękaw.

- A już się przyzwyczaiłam no-

Odcięłam rozerwany materiał by nie wadził i obcięłam drugi dla symetrii. Tym samym ukazałam kilka blizn na jednej ręce i moją bioniczną rękę. Dziewczyna znów mnie chciała zaatakować, ale ją chwyciłam.

- Działasz mi już na nerwy dziewczynko-

Odepchnęłam ją i upadła na łóżko. Nie odpuszczała i znów się na mnie rzuciła. Próbowała mnie uderzyć, ale złapałam ją za ręce a następnie wyleciała przez drzwi swojej komnaty.

- Nie powiem, waleczne dziecko wybrałeś na kochankę, ale to za mało żeby mnie pokonać-


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro