Wakanda Forever

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zabrałam pierwszy zestaw ubrań, który wpadł mi w ręce i napuściłam wody do wanny. Chwila relaxu to to czego mi trzeba po takiej bitwie a i tak jeszcze trochę przede mną.

- Pastereczko!-

- Tak laleczko?-

- Dołączysz?-

Zrobiłam słodką minę i spojrzałam na niego.

- Skoro tak ładnie prosisz-

Uśmiechnęłam się do niego a on pocałował mnie w czoło. Już zaczęłam się cieszyć tą słodką chwilą gdy drzwi do łazienki się otworzyły.

- Komu życie niemiłe, że nachodzi mnie w łazience?-

- Proszę o wybaczenie Najwyższa, ale wzywają Cię-

- Zajęta jestem. Nie widać?-

- Chodzi o karę dla...-

- Nic już więcej nie mów. Zaraz tam będziemy-

Gdy tylko służący wyszedł jęknęłam rozczarowana. Zero spokoju.

- Jeśli chcesz to możesz zostać. Postaram się to w miarę szybko załatwić-

- Właściwie to też się czymś musze zająć-

- Ah tak? No dobrze, znajdę cię później-

Pocałowałam go i wyszłam z wanny. Przebrałam się i opuściłam komnatę. Ledwo wyszłam a już zjawiła się eskorta, która poprowadziła mnie prosto na dziedziniec. Zebrał się niemały tłum gapiów.

- Wybacz moja droga, że odrywam Cię od Najwyższego, ale to pilne-

- Zatem mów. Im szybciej skończymy tym szybciej wrócę do swoich-

Armes podał mi jakiś zwój. Rozwinęłam go. Okazało się, że spisano tam wszystkie jego wykroczenia łącznie z uprowadzeniem i torturami. Co ciekawe nie byłam jedynym torturowanym więźniem.

- Mam nadzieję, że uwolniliście tych ludzi o ile, jeszcze są żywi-

- Wysłałem grupę, która się tym zajmie-

- Świetnie-

Wróciłam do lektury. Jego osiągniecia, zasługi, bla, bla, bla. Oo jest i wyrok a raczej powinien tu być.

- Jaki wyrok? Na co go skazujecie? Chyba nie powiecie mi, że go wygnacie albo dacie na jakieś dożywocie?-

- Nie. O karze zdecydujesz-

- Ja?-

Uśmiechnęłam się.

- Są tu jeszcze nasi elfi przyjaciele?-

- Oczywiście-

- W takim razie przyprowadź ich tutaj-

- Wedle życzenia-

Po dłuższej chwili straż wprowadziła królewską rodzinkę i postawiła przed moim obliczem.

- Zdecydowałaś już o karze?-

- Jak najbardziej. Przyprowadźcie tu to ścierwo-

Kolejni strażnicy wprowadzili więźnia a następnie rzucili go przed moje oblicze. Spojrzałam na zebrany tłum. To chyba jakaś tutejsza rozrywka albo wyjątkowo im zaszedł za skórę skoro gapiów przybywało.

- Zasługujesz na litość?-

- Błagam zlituj się nade mną. Zrobię wszystko co zechcesz tylko mnie oszczędź-

- No proszę. Ktoś chce wzbudzić moją litość-

- Najwyższa, błagam oszczędź go-

Jakie to smutne. Ona kocha jego a ona dla niego jest zwykła zabawką.

- Księżniczko, zrób przysługę samej sobie i zostaw go. Znajdzie się ktoś bardziej wart twego uczucia-

- Ale...-

- Naprawdę nie widzisz? Jesteś dla niego zwykłą zabawką, którą zdejmuje z półki gdy się nudzi-

Spojrzała na mnie. Zrobiły jej się szklane oczy. Wtuliła się w ramię matki.

- Czy ktoś jeszcze chciałby błagać o litość dla niego?-

Zapadła cisza.

- Kto domaga się sprawiedliwości dla jego czynów?-

Tłum zawrzał gniewnie.

- Lud przemówił Atlesie. Nie ma już odwrotu. Nie ma litości ani przebaczenia. Czeka Cię tylko niechybna śmierć-

- A zatem co dla niego wybrałaś Najwyższa?-

- Był kiedyś wojownikiem prawda?-

- Zgadza się-

- Więc niema nic bardziej chwalebnego dla wojownika jak śmierć na polu bitwy-

- Ale woja się skończyła-

- Musi się zadowolić walką-

- Walką? Ale z kim Najwyższa?-

- Ze mną-

- Jak to z tobą? Afes przecież...-

- To chyba ja o tym decyduje-

- Zgadzam się. Powinien walczyć z Jennifer-

Nie wiadomo skąd pojawił się James. Co dziwne popierał mnie.

- Zgadasz się ze mną? Myślałam, że ty będziesz chciał walczyć-

- Oczywiście, że bym chciał, ale tylko ty się nadajesz na jego egzekutora-

Przyciągnął mnie do siebie.

- Tylko wróć cała lalka. Mam dla Ciebie jeszcze niespodziankę-

- Miała bym Cię zostawić samą pastereczko? Zapomnij-

Uśmiechnęłam się do niego a on mnie pocałował. Niechętnie przerwałam pocałunek. Rozkuli Atlesa i wręczono mu sztylet a mój pojawił się w mojej ręce. Pierwsze co chciał zrobić to rzucić się do ucieczki.

- Dokąd to uciekasz? Jeszcze się nie zaczęła nasza zabawa a ty już uciekasz? Nie ładnie-

Podrzuciłam sztyletem a następnie rzuciłam niw w stronę blondyna. Trafiłam go w ramię.

- I tak to to ja mam dwa sztylety a ty żadnego-

- Jesteś pewien?-

W mojej dłoni pojawił się kolejny sztylet.

- Zapomniałeś co potrafię? Cóż to tylko będzie twoją zgubą-

Uśmiechnęłam się a on spróbował mnie zaatakować, ale odparłam jego atak tak samo jak każdy kolejny. Zaczynało się robić nudno. Kopnęłam go prosto w klatkę a następnie rzuciłam w niego sztylet. W moich rękach pojawił się miecz i sztylet a w jego oczach strach.

- Ooszczędź! Błagam!-

Podeszłam do niego i stanęłam nad nim.

- A ty oszczędziłeś mnie albo któregoś ze swoich więźniów?-

- Nnie-

- No widzisz ja też nie oszczędzam swoich ofiar. Każda zginęła w inny sposób-

Akilie desperacko spoglądał na każdego zebranego, jednak nie znalazł u nich tego czego szukał. W końcu jego wzrok zatrzymał się na Zimowym Żołnierzu.

- To twoja kobieta. Powstrzymaj ją-

- Za to co jej zrobiłeś to z wielką chęcią jej pomogę-

I na poparcie swoich słów podszedł do nas, zabrał mi z ręki miecz i pociągnął Akilie na nogi. Podłożył mu miecz pod gardło.

- Jak za dawnych lat-

- Będziesz go okaleczać, podziurawisz go czy będziesz odcinać każdą kończynę po kolei?-

- Myślę, że powinien pocierpieć tak jak ja cierpiałam-

Z tłumu wyłonił się Loki.

- Służę pomocą-

Skłonił się lekko a następnie uśmiechnął się.

- Może trochę soli z cytryną na jego rany?-

- Nie zapomnij o piachu-

W rękach Lokiego pojawiła się miksturka zrobiona z wymienionych wcześniej przedmiotów. Otworzyłam buteleczkę i wylałam odrobinę na stal. Podeszłam do więźnia, który na widok sztyletu zaczął się wyrywać. Przyłożyłam ostrze do jego policzka i pociągnęłam przedmiot w dół. Zawył z bólu. Zrobiłam jeszcze klika nacięć w różnych miejscach a na jego twarzy ból mieszał się ze łzami i krwią. Czas na ostatnią ranę. Tym razem oblałam miksturką cały sztylet aż po samą rękojeść. Gdy zobaczył co robię przeraził się.

- Co ty robisz?!-

- Oh, zamknij się wreszcie-

Przewróciłam oczami i rozcięłam koszulkę którą miał na sobie. W momencie gdy poczuł chłód stali na swoim ciele wzdrygnął się co w efekcie za skutkowało zacięciem na szyi przez miecz.

- No i tak się szarpałeś, że się skaleczyłeś. Jaka z Ciebie niezdara Atlesie-

Końcówka sztyletu wylądowała na końcu jego szyi i zaczęłam przesuwać je w dół. Będąc w połowie docisnęłam stal mocniej. Zaczęła zostawiać za sobą czerwoną stróżkę. W końcu zatrzymałam się na jego pępku. Powoli zaczęłam wbijać sztylet w jego brzuch. Wszystkie oczy nieustannie śledziły każdy mój ruch.

- Jeśli ktoś ma słabe nerwy lepiej niech odejdzie-

Sztylet zatopił się w jego ciele aż po samą rękojeść. Spojrzałam na ukochanego na co tylko kiwnął głową. Momentalnie pojawił się na mojej buzi uśmieszek. Wyjęłam sztylet. Bucky odepchnął go od siebie a następnie pozbawił głowy jednym sprawnym ruchem. Po chwili na dziedzińcu leżało ciało Akilie a niedaleko jego głowa.

- Będę mieć po tym koszmary jak nic-

- Zabiliście go nawet nie mrugnąwszy okiem. Nie macie uczuć?-

- Bezwzględni mordercy tak już mają, ale uczucia mamy-

- Trzeba by Was przebrać moje gołąbeczki-

- Co z elfami?-

- Odeślijcie ich, ale jeśli jeszcze raz coś takiego się powtórzy nie szczędźcie ich-

Wyprowadzili ich, ale tłum nadal stał na dziedzińcu.

Miesiąc później

Właśnie spakowałam ostatnie pudło.

- Jesteś tego pewna?-

- W życiu nie byłam niczego tak pewna jak tego Pepper-

- Zostawiasz mnie siostrzyczko?-

- Oczywiście, że nie. Będę dzwonić i odwiedzać Was tak często jak będę mogła-

- Obiecujesz?-

- Obiecuję-

Maguna przytuliła się do mnie.

- Muszę już iść słonko-

Mała niechętnie puściła mnie i przylgnęła do mamy. Załadowałam resztę pudeł do quinjeta i nim całkowicie zniknęłam w środku pojazdu pomachałam im na pożegnanie.

- Jesteś pewna?-

- Tak, już czekają na nas-

- Kiedy ty to załatwiłaś?-

- W międzyczasie znalazłam chwilę na krótki telefon i tyle-

Uśmiechnęłam się do niego i zajęłam miejsce drugiego pilota. Mieliśmy przed sobą długi lot.

- Dziwię się, że twój brat mnie jeszcze nie zabił-

- Zrozumiał w końcu, że jego mała siostrzyczka jest już samodzielna-

- Jednak nadal się go obawiam-

- I słusznie-

- Ty tak poważnie?-

- Oczywiście, że tak. Jestem bardzo poważna Sierżancie Barnes-

- Czy ty mnie podrywasz?-

- Ja? Jakżebym śmiała Panie Sierżancie-

Zaśmiał się.

- Jesteś szczęśliwy?-

- Mam ciebie i to mi wystarczy-

Resztę podróży spędziliśmy na rozmowie i śmianiu się. W końcu od długiego czasu nikt nam nie przeszkadzał i mieliśmy siebie na wyłączność. Pod wieczór dotarliśmy do pałacu w Wakandzie. Ledwo wyszłam z quinjeta a na szyję rzuciła mi się Shuri.

- Jennifer!-

- Ciebie też dobrze widzieć Shuri-

- Dobrze mieć Was tutaj z powrotem-

- Wasza wysokość-

Skłoniłam się teatralnie przed T'Challa a następnie go przytuliłam.

- Boże jak ja tęskniłam-

- My za tobą też moja droga. Zostajecie na długo?-

- Jeśli się da to na zawsze-

Chwyciłam Jamesa za rękę i spojrzałam na niego.

- O mój Boże! Czy to jest...-

Shuri wzięła moją prawą rękę.

- No nie gadaj. Oświadczył Ci się?-

- Żebyś widziała jak się bał zapytać czy za niego wyjdę-

- Poważnie?-

- Mhm-

- Twój brat jest straszny?-

- Ona bardziej-

- Zgodzę się-

Spojrzałam na narzeczonego z uniesioną brwią.

- Coś mi mówi, że masz kłopoty-

- Jak wielkie?-

- Ogromne-

- Nie wystarczy, że Cię pocałuję?-

- Nie-

- Chodźcie zobaczyć wasz dom-

I wszyscy poszliśmy za królem. Po krótkim spacerze ujrzeliśmy niewielką budowę.

- Jest jeszcze w trakcie budowy, ale za kilka dni będziecie mogli się tu wprowadzić a na razie przydzielimy wam jeden z pałacowych pokoi-

Kilka dni później

- Stresujesz się?-

- Żadna misja nie była taka stresująca jak to-

- To nic złego stresować się w takim dniu-

- Gotowa?-

- Ne. Zmieniłam zdanie. Przesuńmy termin-

- Jennifer, będzie dobrze. Zaufaj mi-

- A co jeśli nie?-

- Zaufaj mi będzie dobrze-

- Żałuję, że ich tu nie ma-

- Ja też kochanie-

Pepper przytuliła mnie. Powinni tu być. Powinni być świadkami tego całego wariactwa. W końcu wyszłyśmy. Wzięłam Pepper i Shuri za ręce i teleportowałam nas w pobliże ceremonii.

- Tu już poprowadzi Cię Sebastian-

- Wiem-

- Pięknie wyglądasz siostrzyczko-

- Dziękuję-

Dziewczyny poszły przodem a chwilę po nich my. Im bliżej tym bardziej się stresowałam, ale nie ma już odwrotu.

- Jest twoja, ale pamiętaj-

- Bastian, błagam-

- No już idę-

Oddał moją rękę Buckyemu i zajął swoje miejsce.

- Ślicznie wyglądasz kochanie-

Pocałował mnie w policzek.

- Ty też nie najgorzej-

Uśmiechnęłam się do niego. T'Challa powiedział kilka słów i oficjalnie zostaliśmy małżeństwem. Jak to się zdarzyło? Nie mam pojęcia. Po tych wszystkich przejściach jesteśmy w końcu jedną drużyną, mamy swoje miejsce w Wakandzie i mamy siebie.

- Mogę prosić do tańca Pani Barnes?-

- A potrafi Pan tańczyć Panie Barnes?-

- Oczywiście-

- Zatem, zatańczmy-




----------------------------------------------------

To już koniec tej historii. Dziękuję, że towarzyszyliście Jennifer w jej podróży. Dziękuję za każdą gwiazdkę i komentarz a teraz wypatrujcie kolejnych przygód i kolejnych bohaterów w nowych historiach 🤗

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro