Rozdział 19. Wszystkie nasze decyzje

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nadszedł moment, kiedy nie mam już więcej rozdziałów w zapasie. Ten jest ostatni i nie mam pojęcia, czy zdążę z kolejnym miesiącem. Zobaczymy, choć chciałabym mieć ciągłość. A na razie wciąż sporo emocji. To też jest punkt zwrotny dla Vivian i Kandy. Bardzo gorący^^


Kanda nigdy nie miał problemu z powrotem do Japonii, choć większość życia spędził w Wielkiej Brytanii. Nie mógł powiedzieć, że to jego dom, z którym się utożsamiał, ale zdawał sobie sprawę, że był tu mile widziany. Zresztą przy każdej okazji japońscy trenerzy próbowali przekonać go do zmiany rodzimego lodowiska. I możliwe, że w Japonii miałby lepsze perspektywy. Mógłby pracować z wieloma utalentowanymi osobami, które na łyżwiarstwie zjadły zęby.

Zawsze odmawiał. I nie chodziło jedynie o lojalność wobec Tiedolla, który nie tylko rozpoznał w nim talent i poświęcił mu sporo własnego czasu, by uczynić z niego mistrza, ale też w pewnym momencie wręcz zastąpił wiecznie nieobecnych rodziców, dla których łyżwiarskie sukcesy młodszego syna wciąż nie były dostatecznym powodem do dumy. Z całą też pewnością nie mogli być też dumni z wyczynów swego pierworodnego, co zaprowadziło go na najbliższe ćwierćwiecze za kraty. Nie omieszkał im o tym przypomnieć w czasie ostatniej rozmowy niedługo po procesie Almy. Nigdy więcej się do nich nie odezwał.

Nigdy przed nikim się nie przyznał, że jego powód, by uparcie zostać w Wielkiej Brytanii, był tak prozaiczny, jak się tylko dało. Vivian Walker. Najbardziej wkurzająca i irytująca łyżwiarka na świecie. Cholernie ambitna i uparta. Zakochana bez pamięci w łyżwiarstwie. Dzielili jedno lodowisko. To ich łączyło i dzieliło. Byli zbyt podobni, by pomiędzy nimi nie iskrzyło już od pierwszego spotkania. Choć zaczęła jeździć trzy lata po nim, błyskawicznie go dogoniła, dając się poznać światu jako Królowa Lodowiska. To, co wydawało się niemożliwe dla solistek jeszcze przez wiele lat, Vivian wykonywała bez mrugnięcia okiem. Można było zapomnieć, że za tymi sukcesami stały godziny treningu, upadki, krew, pot i łzy. Ile razy schodziła z lodu sfrustrowana własnymi błędami, nie potrafił zliczyć. Zawsze wracała silniejsza niż kiedykolwiek.

Kochał w niej tę determinację, by wciąż być lepszą. Nie spoczywała na laurach, ale uczyła się nowych rzeczy, a swoje programy dopracowywała do artystycznej perfekcji. Technicznie mogły być wciąż słabsze od tych, które sam wykonywał, ale wszystkie pozostałe elementy stały na dużo wyższym poziomie. Gdyby próbował przejechać jakikolwiek jej program w ocenianej sesji, nigdy nawet by się nie zbliżył do wyników Vivian. Była klasą samą w sobie.

A potem wszystko się skończyło. Nie potrafił wybaczyć tego Almie, bo to nie tylko dziewczynę, którą Kanda kochał, jego brat próbował zabić, ale też łyżwiarkę, którą podziwiał. Która była jego inspiracją i stałym przypomnieniem, że zawsze znajdzie się ktoś lepszy. Motywacją, by przesuwać własne granice.

Przez dwa lata, kiedy o Vivian nie było w ogóle słychać, nie potrafił wykrzesać z siebie motywacji. Jeździł, bo to jedyne, co ich jeszcze łączyło. Sam dobił wszystko, czym byli, kiedy pojechał do Montrealu na zawody, a potem odciął się od myśli o Vivian. Z każdym dniem było trudniej zebrać się i do niej pójść. Bo co miałby jej powiedzieć? Że przeprasza? Że nie mógł w to uwierzyć? Miał świadomość, że żadne słowa nie naprawią tego, co Alma zniszczył. Nie próbował więc niczego ratować. Szybko się to na nim zemściło. Zdobył wszystkie możliwe tytuły mistrzowskie, ustanowił rekordy, do których pozostali łyżwiarze mieli nie zbliżyć się jeszcze przez jakiś czas. Co miał jeszcze osiągnąć w łyżwiarstwie? Bez Vivian lodowisko wydawało się puste.

Wróciła. Uczyniła niemożliwe możliwym i wróciła na lodowisko, choć Bóg wie, ile poświęciła w imię tego. I Kandę jednocześnie to cieszyło, jak i wkurzało. Wiedział lepiej od wszystkich innych, którzy zapominali o tym w euforii po powrocie Królowej na lód, że jej kolano cudownie nie ozdrowiało. Nie jeździła już z dawną lekkością, była dużo bardziej zachowawcza. Czasami wydawała się wręcz cierpieć na ukochanym lodowisku. Na Grand Prix Francji nie powinna mieć problemów. Nigdy wcześniej upadek w trakcie rozgrzewki nie miał znaczenia. Jednak nic nie było jak dawniej. Jeszcze w krótkim z pewnością działała pod wpływu gniewu na to, co zrobiła Yonen. Dzień później Kanda widział w niej tylko cierpienie. To był piękny, ale pełen bólu przejazd. I nic dziwnego, że na dekoracji już się nie pojawiła.

Kandę to wciąż wkurzało. Vivian robiła sobie krzywdę na własne życzenie, by udowodnić światu, że nie można jej tak łatwo skreślić. W tym wszystkim było sporo desperacji. A przecież nie musiała nikomu niczego udowadniać. Powinna skupić się na własnym zdrowiu, to było ważniejsze.

A jednak wciąż czuł ulgę, że Alma nie zniszczył jej całkowicie. Że zdołała jakoś pozbierać odłamki rozbitej duszy i znów przypomniała mu, że nie jest jedynym talentem na tej tafli. Łatwiej było wstać na trening z myślą, że ona również poświęca swój czas łyżwiarstwu. W ten sposób mogli się znowu do siebie zbliżyć. Na wszystko inne było za późno. Vivian nie chciała go w swoim życiu i miała do tego prawo. Nawet jeśli wiadomość, którą napisał w desperacji, w końcu dotarła, nie było szansy naprawić tego, co Kanda zepsuł. Wiedział o tym. I nie zamierzał jej utrudniać. Wystarczyło, że znów może zobaczyć ją na tafli.

Dawniej do Japonii lecieliby razem. To były jedyne zawody, do których zostali zaproszeni oboje. Szansa, żeby cokolwiek zmienić, jak powiedziała Fou. Jednak Kanda postanowił nie zbliżać się do Vivian i jej tego wszystkiego nie utrudniać. Miała za dużo na głowie, żeby przejmować się jeszcze nim. Nie miał prawa burzyć jej spokoju.

Szybko przekonał się, że Vivian wciąż nie chciała go we własnym życiu. Mieszkali w jednym hotelu, choć na innych piętrach, a on nie widział jej ani razu od przylotu. Minęli się dopiero na lodowisku w dniu zawodów solistek. Widział, z jaką zaciętością ćwiczy nową kombinację piruetów – najwyraźniej postanowili zmienić parę rzeczy w układzie dla większej ilości punktów. Nie dziwił się, na tegorocznym NHK to nie Vivian była faworytką. A jeśli chciała coś jeszcze zdziałać w serii Grand Prix, w Japonii musiała osiągnąć dobry wynik.

Choć postanowił schodzić Vivian z drogi, dał się wyciągnąć na zawody solistek Tiedollowi, który koniecznie chciał zobaczyć byłą podopieczną na żywo. Przynajmniej Daisya przestał go nagabywać na wydanie opinii na temat pojedynku Królowej Lodowiska z Lodową Królewną. Temat już mu zbrzydł. Zdawało się, że japońskie media żyją tym od kilku dni, nakręcając wszystkich dookoła. A wcale nie było powiedziane, że jedna z nich zwycięży. Dopóki zawody trwały, nie było nic pewnego.

Pierwsza grupa nie zrobiła na nim wrażenia. Zresztą podejrzewał, że wszyscy i tak czekali tylko na Vivian i Akemi. To one były gwiazdami wieczoru. Nic dziwnego, że tłum ożywił się, gdy druga grupa weszła na lód. Bez problemu wypatrzył białowłosą Lodową Królewnę, która weszła na lód jako ostatnia. Chwilę przed nią Japonii pokazała się Vivian.

Kanda zszedł z trybun aż do samej granicy oddzielającej widzów od zawodników. Chciał z bliska zobaczyć, jak Vivian znów oszukuje los, opowiadając na nowo historię "Upiora z opery". Nie spodziewał się, że ich spojrzenia się spotkają, po czym Vivian zrobi coś niewiarygodnego. I nie tylko on był tym zaskoczony.

Spojrzał na Tiedolla, który właśnie do niego dołączył.

– Czy ona właśnie próbowała...? – zapytał.

Francuz obserwował byłą podopieczną w szoku, zaraz się jednak uśmiechnął. Nawet tu słyszeli, jak Cross wydziera się na Vivian, gdy wszystkie solistki zeszły z lodu, by zacząć drugą część zawodów.

– Nic się nie zmieniła – stwierdził Tiedoll.

– Kretynka – prychnął Kanda.

Nie sądził, żeby Vivian trenowała poczwórnego axla, którego próbowała właśnie wykonać. Mógł tylko podejrzewać, dlaczego w ogóle to zrobiła. Mimo to nadal uważał to za szaleństwo w jej stanie.

Dziś nie manifestowała straszącego w operze Eryka. Była Christiną, która dała się wciągnąć w tę trudną relację z upiorem, choć nie potrafiła odwzajemnić jego uczucia, kochając innego. Główny bohater zaś krył się gdzieś na lodowisku.

– Chyba właśnie zostałeś upiorem, Yuu – stwierdził z rozbawieniem Tiedoll.

Kanda nawet się nie skrzywił. Odkąd tylko Vivian weszła na lód, obserwował ją uważnie. Nie mógł oderwać spojrzenia od łyżwiarki, która nie przypominała siebie z poprzednich zawodów w tym sezonie. Idealnie wykańczała wszystkie skoki, ani razu się nie zawahała. Nie chciał w to wierzyć, ale przekaz był jasny – on sam był upiorem opery, w której Christina stawała się gwiazdą. Była piękna, doskonała. Nie widać w niej było śladu bólu sprzed dwóch tygodni, gdy we Francji ledwo zeszła z lodu o własnych siłach. Postawiła sprawę jasno – była Królową Lodowiska i nie zamierzała oddać tego tytułu bez walki.

Po Vivian na lód weszła Akemi Kuruko, która po dołączeniu do seniorek zdominowała rywalki. Wciąż nie w takim stylu jak Vivian, bo też obecnie więcej solistek ćwiczyło poczwórne czy potrójnego axla, ale na tyle, by obie mistrzynie porównywano. Gdyby nie wyskok Almy, z pewnością jeszcze przez kilka lat łyżwiarki zapewniłyby widowni doskonałe widowisko.

Ich wyniki po pierwszym dniu były bardzo zbliżone, choć z korzyścią dla Akemi, która technicznie zebrała więcej punktów. Jednak wciąż wiele mogło się wydarzyć w czasie dowolnego i Kuruko z pewnością o tym pamiętała. W końcu nawet ona w swoich juniorskich latach marzyła o zdetronizowaniu Królowej.

Kanda podejrzewał, że gdyby chciał, spotkałby Vivian na lokalnym lodowisku, które dzięki Tiedollowi oboje zawsze mieli do dyspozycji, gdy przyjeżdżali do Japonii. Tego faktu nie zmieniał z pewnością fakt, że zmieniła trenera. Postanowił jednak tego nie sprawdzać. Zresztą nie wiedział, co miałby jej powiedzieć.

Nie był zdziwiony, gdy w dowolnym Vivian nie dała rywalkom żadnych szans. To wciąż nie była dawna dominacja, z Kuruko wygrała zaledwie o trzy dziesiąte punktu, więc do samego końca nie było pewne, która z nich odniesie zwycięstwo. Obie dały z siebie więcej, niż były w stanie. Widział doskonale z trybun zmęczenie, gdy opadła adrenalina. Przejazd trwał ledwie cztery minuty, a wyciągnął z obu wszelkie siły. A mimo to wyglądało na to, że Vivian w końcu odetchnęła z ulgą.

Drugie miejsce we Francji i zwycięstwo w Japonii zapewniało jej udział w Finale Grand Prix. Ich drogi znów się skrzyżują. Potem pewnie zobaczy ją na Mistrzostwach Świata, bo wątpił, żeby odpuściła jakąkolwiek najważniejszą imprezę sezonu. Mogła nie występować na galach, nie pokazywać się poza konkursami na tafli, ale Kanda nie musiał długo nad tym myśleć, do czego to miało prowadzić. Vivian już teraz zamierzała zapewnić sobie miejsce na Igrzyska. Szansę, którą cztery lata wcześniej odebrał jej Alma. Przecież wszyscy byli wtedy pewni, że pojedzie do Turynu i dopełni korony. Brytyjska federacja pokładała w niej wszystkie łyżwiarskie nadzieje, jej twarzą zapowiadała całe wydarzenie.

Gdyby to cokolwiek zmieniało, oddałby jej własny medal. Jednak sama sugestia wywołałaby jedynie wściekłość Vivian. Nigdy nie twierdziła, że coś jej się należy w łyżwiarstwie. Do wszystkiego dochodziła samodzielnie ciężką pracą. Lodowisko nagradzało ją za przykładanie się do treningów, odwzajemniało jej miłość. A teraz w szczególności nie chciała litości. Walczyła o to, co jeszcze było dla niej ważne.

Jakoś go nie zdziwiło, że postanowiła pojawić się na gali. Wciąż stwarzała pozory, że wszystko z nią w porządku, że kontuzja nie jest aż tak dokuczliwa. Nikt z organizatorów z pewnością o tym nie pomyślał, by nie proponować jej udziału, bo przecież mieli mieć na jednej tafli troje mistrzów. Kusiło go, by powiedzieć Vivian, co na ten temat sądzi. Nie mógł tego zrobić, wywołać kolejnej awantury, po której poczułaby się tylko gorzej. Bo tak to by się skończyło. Za dobrze wiedział, że nie wybije jej tego z głowy. Była zbyt uparta, a zrobienie mu na złość przychodziło jej z łatwością. Wolał dać jej spokój, skoro nic nie mógł dla niej zrobić.

Na lód miał wyjść tuż po niej. Obserwował z daleka, jak się rozgrzewa. Spod bluzy wystawała biała sukienka, nieco za długa na zawody, ale na galę idealna. Wyjątkowo nie związała włosów. Wydawała się skupiona jedynie na utworze, do którego miała pojechać, a który z pewnością zapętliła sobie na słuchawkach, które oddała asystentowi trenera tuż przed wyjściem na lodowisko.

Jeszcze chwilę wcześniej gala rozbrzmiewała śmiechem i zabawą zagwarantowaną przez zwycięzców par tanecznych. Po wejściu na lód Vivian nastrój kompletnie się zmienił. Kanda znał tę piosenkę. Kolejny utwór Trapnest, który zamierzała kiedyś wykorzystać. Widział, jak układa do niego już choreografię, choć teraz, na gali brakowało w niej punktowanych elementów.

Snuła opowieść o utraconej miłości, która wciąż gdzieś się tliła, sprawiając jej odrobinę bólu. Nauczyła się z tym żyć, nie roniła już łez. A jednak wciąż nie mogła o niej zapomnieć. Wciąż nie pozwalała jej ruszyć dalej w życie. Bo ta miłość trawiła nie tylko ją. Właśnie dlatego nie mogła jej puścić. Czekała na ruch.

Jego ruch. To nie była opowieść, ale wiadomość dla niego. Inaczej by się na to nie zdobyła. Tylko na lodowisku potrafiła obnażyć własną duszę bez obaw, że zostanie zraniona. Wiedział, że Vivian nie miała dla nich żadnej nadziei, ale chciała to zakończyć porządnie. By niczego nie żałować. Nie chciała jak on pozostawić ich w zawieszeniu, w niepewności. "A little pain" było jej pożegnaniem z nim, z tym wszystkim, czym byli, nim Alma rozszarpał to, co mieli, a Kanda to spopielił przez własne tchórzostwo.

Wiedział, że na niego patrzy, choć wciąż była skupiona na stawianych krokach. Wydawała się wolna od kontuzji, płynęła po lodzie niczym istota nie z tej ziemi. Jej włosy co chwilę zaczepiały taflę, tworząc drugi spektakl. A wszyscy dookoła zamilkli wpatrzeni w samotną, pogodzoną z losem łyżwiarkę w białej sukience, która właśnie żegnała część własnego życia.

Wykorzystała cały utwór, kończąc go piruetem wagą zwrócona twarzą do góry, którego do tej pory nie wykorzystywała po powrocie. Jej popisowy piruet pokazujący, jaką kontrolę miała nad własnym ciałem. Jeszcze chwilę temu Kanda był przekonany, że już nigdy tego nie zobaczy. A jednak Vivian znów przełamała własne granice.

Zatrzymała się wraz z muzyką. Twarzą do niego, a ich spojrzenia się spotkały. Przez chwilę przestało się liczyć, gdzie są. Że trwała gala, że wokół jest pełno ludzi. Patrzył na nią, a ona to odwzajemniała z pełną świadomością jego obecności. I tym razem nie widział w jej oczach gniewu ani obojętności. Były pełne smutku, pogodzenia się z rzeczywistością.

Nie chciał, żeby to się tak skończyło. Spieprzył, wiedział o tym. Nie potrafił o tym zapomnieć, ale też nie potrafił tego naprawić przekonany, że po raz kolejny nie będzie mile widziany w jej życiu. Miała do tego pełne prawo po tym, co spotkało ją z jego powodu. A jednak Vivian swoją jazdą przekazała mu, że jest jeszcze maleńka szansa, by wyjaśnił jej to wszystko, co kłębiło się w nim od tamtego dnia.

Aplauz i ciche słowa Tiedolla urwały magię chwili. Kanda oderwał spojrzenie od Vivian, ściągając ochraniacze z łyżew. Gdy wszedł na lód, łyżwiarka była już przy zejściu z lodowiska i jeszcze machała do tłumu. Na niego nie spojrzała.

Program przejechał automatycznie, zupełnie o nim nie myślał. Nie obchodziło go to. Ważniejsza była Vivian i to, co chciała mu przekazać. Nie mógł zostawić tego bez odpowiedzi. Zbyt długo się oszukiwał, że już nic dla niego nie znaczy, a wystarczyła jedna jej jazda, by wszystkie postanowienia szlag trafił. Chciał tylko, żeby ta gala już się skończyła. O niczym innym nie myślał.

Vivian zniknęła z lodowiska, zanim gala się skończyła. Nie wiedział, czy było to zamierzone, czy znowu jej kolano zmusiło ją do tego. Jakby chciała mieć ostatnie słowo w tej sprawie. Jakby pożegnała go i uczucie, które kiedyś ich łączyło, i mogła ruszyć w przyszłość. A może znów zwijała się z bólu.

– A ty dokąd? – zapytał Daisya, łapiąc go za ramię. – Czekają na ciebie w lobby.

Kanda zaklął pod nosem. Barry nie zamierzał dać mu zniknąć, zanim nie odwali swojej porcji wywiadów. Tłumaczenie teraz menadżerowi wszystkiego było zbyt upierdliwe. Daisya zaraz by mu wypomniał, że przecież Królowa Lodowiska i jej wariackie pomysły nic dla niego nie znaczą.

Nie potrafił się skupić i wyrzucić z głowy jazdy Vivian. Wiedział, dlaczego wykorzystała akurat tę piosenkę. W końcu znalazła dla niej historię, w którą była w stanie uwierzyć. Własną historię. I zamiast, jak planowała, ułożyć do niej program dowolny, pojechała do niej na gali, wiedząc, że Kanda zrozumie przekaz. Czy szykowała to od początku sezonu, czy wpadła na to niedawno, nie miało znaczenia. Cały czas widział pod powiekami, jak wiruje do "A little pain". Nie mógł się od tego uwolnić. Jeśli właśnie takiego efektu Vivian się spodziewała, wykonała swoją robotę.

Jego postanowienie o pozostawieniu Vivian w spokoju legło w gruzach. Nie do końca wiedział, co zamierza jej powiedzieć. Chciał za to ją wysłuchać. Ich wcześniejsze spotkania nie należały do najlepiej rozegranych. Wiedział, że powinien chociaż usłyszeć wszystko, co chciała mu powiedzieć. Co powinna mu powiedzieć. Nawet jeśli będzie to bluzg przekleństw i zapewnienie o nienawiści. Miała do tego pełne prawo. A on musiał przestać zachowywać się jak tchórz i unikać tematu. Nie mogli wciąż żyć w tym zawieszeniu.

Bez problemu znalazł odpowiednie drzwi. Zapukał, zanim wrócił mu rozsądek i przypomniał, że z dużym prawdopodobieństwem znowu namiesza jej jedynie w głowie. Znów ją skrzywdzi, bo to potrafił doskonale.

Chyba spodziewała się kogoś innego. Może kogoś ze swojego teamu, bo kto inny miałby ją niepokoić o tej porze. Nie odezwała się. Po prostu na niego patrzyła niepewna, co powinna zrobić. Nie dał jej jednak szansy, by zamknęła mu drzwi przed nosem. Wprosił się do środka. Vivian się cofnęła, ale zanim wyraziła swoje oburzenie, pchnął ją na ścianę i pocałował.

Tym razem nie było w nim agresji i złości, jedynie tęsknota i desperacja. Zupełnie o tym nie myślał, chcąc przekazać jej wszystko to, co obudziła w nim swoją jazdą. Gdy objęła go za szyję, przyparł ją mocniej do ściany. Czuł, jak Vivian drży, jednak nie odepchnęła go. Odpowiadała równie żarliwie na pocałunki, palce wplatała w jego włosy tak, jak robiła to wielokrotnie wcześniej. Westchnął z ulgą, gdy dotknął nagiej skóry pod jej koszulką. Zawahał się na ułamek sekundy, po którym odnalazł dłońmi piersi Vivian. Ustami zjechał na jej szyję tak chętnie odsłoniętą. Słyszał, jak oddycha coraz szybciej, cichy jęk rozkoszy, na który wsunął kolano pomiędzy jej własne.

Dłonie łyżwiarki nie pozostały bierne. Z karku i włosów przesunęły się po plecach. Wsunęła je pomiędzy nich, żeby rozpiąć mu bluzę, która kilka chwil później wylądowała na podłodze. Kraj koszulki podjechał wyżej, poczuł chłodny dotyk na rozgrzanej skórze. Tak jak pamiętał, Vivian zawsze miała zimne dłonie. Nigdy mu to nie przeszkadzało.

Zostawił na jej obojczyku malinkę, odciągając wcześniej bluzkę. Zaraz pozbył się tej części garderoby razem ze stanikiem, czując, jak traci resztki cierpliwości. Chciał jej. Tu, teraz, natychmiast. I wiedział, że ona też pragnęła jego. Nic więcej nie miało teraz znaczenia.

Złapał ją za biodra, unosząc lekko. Posłusznie owinęła go nogami i pozwoliła zanieść się na łóżko, do którego zaraz ją przygniótł. Nie padło ani jedno słowo. Zaraz też uporał się z resztą ich ubrań.

Vivian jęknęła, czując znajomy ciężar. Objęła go ufnie, pozwalając, by przyniósł obojgu ulgę od tego żaru, który ich trawił od tak dawna. Pchnięcia były szybkie, jakby obawiał się, że zaraz im ktoś przerwie. Jakby ta chwila miała zostać zbezczeszczona. Nie miało to znaczenia. Liczyło się tylko drugie ciało przy jej własnym, tak znane i pasujące jak żadne inne. Dające poczucie bezpieczeństwa.

Wygięła się, tłumiąc jęk w jego ramieniu. Poczuła, jak Kanda dochodzi i nieruchomieje z twarzą wtuloną w jej szyję. Objęła go, przymykając oczy. Miała wrażenie, że opadło z niej całe napięcie, które czuła od przylotu. Tak bardzo bała się poznać odpowiedź, że uciekła z gali. A jednak przyszedł i nie zaczął się na nią wydzierać. O tym, że zamiast się wytłumaczyć, zaciągnął ją do łóżka nie chciała chwilowo myśleć. Tym razem nikt im nie przerwał, nikt ich nie powstrzymał, gdy pozwolili działać pożądaniu.

Do Kandy dotarło, że zaczął w najgorszy możliwy sposób. Znowu zachował się jak ostatni dupek. Pozwolił dojść do głosu własnej żądzy, zamiast rozsądkowi. Doprawdy był beznadziejnym przypadkiem.

Zsunął się na materac, by nie przygniatać jej dalej do łóżka. Nie potrafił jednak spojrzeć Vivian w oczy. Jeszcze nie teraz. Dłonią odnalazł kalekie kolano. Na nie też nie spojrzał. Bał się zobaczyć blizny, które pozostawiło szaleństwo jego własnego brata. Czuł je pod palcami. Ile razy była operowana? Nigdy nikogo o to nie zapytał. Lekarze zrobili wszystko, by mogła znowu chodzić. Nie chciał myśleć o tym, że musieliby amputować jej tę nogę. Przecież Vivian by tego nie przeżyła. On sam nie mógłby spojrzeć w lustro.

Poczuł, jak łyżwiarka spina się pod jego dotykiem. Może właśnie sobie uświadomiła, że wykorzystał okazję i jak ostatni skurwiel zamiast zacząć od rozmowy, zaciągnął ją do łóżka. To, że nie oponowała, nie miało znaczenia. A jednak nie potrafił tego żałować. W końcu czuł się we właściwym miejscu. Cały, bo w nim też Alma coś roztrzaskał tamtego dnia. Kanda uciekał przed tym od tamtej chwili, gdy usłyszał o wyczynie brata. I teraz musiał coś powiedzieć, nim Vivian się opamięta i wyrzuci go za drzwi ze wściekłym bluzgiem.

– Przepraszam – wyszeptał. – To nie powinno tak wyglądać.

Nie odpowiedziała. Spojrzał na nią. Obserwowała jego palce badające lewe kolano. Z jej miny nie był w stanie wyczytać zupełnie niczego poza zmęczeniem. Zostawił zranioną kończynę i pogłaskał policzek kochanki.

– Powinienem przyjść do ciebie od razu – przyznał. – Olać Montreal, choć mogłaś mnie nie chcieć widzieć. Twoja rodzina mogła mnie nie wpuścić. Ale powinienem tam być. Wtedy wydawało mi się, że jeśli pojadę do ciebie, to stanie się naprawdę. Chyba miałem nadzieję, że kiedy wrócę z Kanady, będziesz czekać na lodowisku. Tak jak zawsze. Ale to zdarzyło się naprawdę. Alma chciał cię zabić, a ja jak ostatni debil nie wziąłem pod uwagę, że jemu naprawdę odbiło. Machnąłem ręką na to, co mówił, zamiast zrobić cokolwiek, by to się nie wydarzyło. Nie potrafiłem nawet być dla ciebie wsparciem, gdybyś tego chciała. Każdego kolejnego dnia czekałem tylko, aż cały świat dowie się, że mój brat wszystko zniszczył. A jednak nikt nie powiedział tego głośno.

– Nie miałeś prawa wiedzieć, że Alma to zrobi – odparła. – To była jego decyzja. Nie ponosisz za nią odpowiedzialności.

– Naprawdę w to wierzysz? – zapytał.

– Wepchnąłeś go do tego samochodu? Ile razy sami życzyliśmy sobie źle, a żadne z nas nie skrzywdziło drugiego? Żadne z nas nie mogło przewidzieć, że zamieni słowa w czyn. Ani przez chwilę cię nie obwiniałam. Nie o Almę. Byłam wściekła, bo czułam się opuszczona. Pamiętam to wszystko, jak przez mgłę. Zaraz po przebudzeniu w szpitalu zapytałam, jak długo będzie trwała rehabilitacja. Chciałam zdążyć przed Rostelecomem. Mana tylko odwrócił spojrzenie, a Allen płakał. Dopiero lekarz powiedział mi, że jest małe prawdopodobieństwo, że będę znowu chodzić o własnych siłach. O łyżwach mogłam zapomnieć. Potrzebowałam cię, a ciebie nie było. Bak powiedział, że pojechałeś do Montrealu. Czekałam po zawodach. Tiedoll przyszedł. Ciebie wciąż nie było. Nie mogłam dotrzymać ci kroku, więc zostawiłeś mnie bez słowa. To bolało, Yuu. Nie wyobrażasz sobie jak bardzo.

– Stchórzyłem – przyznał. – Uciekłem na lodowisko, ale ono też nie pozwoliło mi o tym wszystkim zapomnieć. Nie było cię na nim. Tiedoll zawodził nad tym, co się stało, wszyscy o tym mówili. A ja nie potrafiłem się przemóc, żeby cię zobaczyć. Wiem, że przeprosiny niczego nie zmienią. Zachowałem się jak dupek.

– Zawsze byłeś dupkiem, Yuu – przypomniała. – Zawsze wybierałeś siebie ponad innych.

– Gdybyś powiedziała światu, że Alma to mój brat, przyjąłbym taką karę – oznajmił. – To nie tego się bałem, ale zobaczenia cię w rozsypce. Jakaś część mnie chciała pamiętać cię jako tę łyżwiarkę, z którą dzieliłem lodowisko. Powinienem przyjść, dostać w pysk od twojego ojca, od ciebie. Usłyszeć, że mnie nienawidzisz. Być przy tobie, dopóki mnie nie wyrzucisz. Przepraszam. Oboje nas skazałem na samotność.

Vivian nie odpowiedziała. Kanda wiedział, że jedna rozmowa niczego nie załatwi. Zbyt wiele narosło pomiędzy nimi niedopowiedzeń, emocji, żeby mogli wszystko naprawić już teraz. Ale w końcu wyrzucił z siebie ten największy wyrzut sumienia. Przyznał się do własnego tchórzostwa. Do tego, że nie chciał na nią patrzeć w szpitalu, by samemu się nie rozsypać. Podjął decyzję za nią. W chwili, gdy potrzebowała go najbardziej, odwrócił od niej spojrzenie, choć nigdy nie zapomniał.

Nie miał prawa mówić, że wciąż ją kocha i tęskni. Przed samym sobą nie chciał się do tego przyznać, ale taka była prawda. Nie potrafił o niej zapomnieć. Bez Vivian jego życie było po prostu egzystencją. Nie chciał kończyć z łyżwiarstwem, bo wtedy zupełnie odciąłby się od tego, co ich łączyło. Ale nie miał już serca do jazdy. Tak, wciąż to kochał, ale to nie było już to samo. Jego łyżwiarstwo stało się rozpaczliwą próbą odzyskania tego, co Alma mu zabrał. Nie chciał zrozumieć, że bez Vivian tego nie odzyska. Wciąż łapał się na tym, że wejdzie na lodowisko, chcąc znowu z nim rywalizować. Kanda wiedział, że Vivian czuje się od niego gorsza. Że był jej łyżwiarskim celem. Ona też go inspirowała. Nie było piękniejszej łyżwiarki od niej. To z jej powodu śrubował rekordy, uczył się nowych rzeczy. Bez Vivian nic mu nie pozostało. Nawet pierwszy w zawodach poczwórny axlem go nie nęcił, skoro nie było osoby, której mógłby w ten sposób rzucić wyzwanie.

Nie miał prawa też pytać, co ona do niego czuje. Czy czuje cokolwiek jeszcze. Jej jazda na gali dawała nadzieję, że coś z jej uczuć pozostało. A może to było jedynie pożądanie, które pozwoliło mu na ten wyskok. Może pozostał im tylko seks. Nie chciał tego. Nie chciał też usłyszeć, że pomiędzy nimi koniec. Choć to byłaby oczywista droga. Jego milczenie mogła potraktować jak zerwanie. Nie zdziwiłoby go, gdyby teraz to ona z nim zerwała i posłała go do diabła.

– Dlaczego instagram? – zapytała. – Dlaczego akurat tam?

Dopiero po chwili dotarło do niego, że chodziło o wiadomość, którą wysłał.

– Sam nie wiem – przyznał. – Może miałem nadzieję, że w ten sposób najszybciej do ciebie dotrę.

Nie powiedział w pełni prawdy. Nie przyznał, że to Daisya go zmusił, żeby chociaż do niej napisał. Że wyrwał mu telefon i niemal do niej zadzwonił, skoro Kanda nie potrafił się przemóc. Że bał się, że w ogóle nie odbierze.

– Nie pomyślałem o tym, że odetniesz się od sociali – dodał.

– W tamtym czasie nie zniosłabym tych wszystkich wiadomości. Bakowi zabroniłam odpisywać, więc nawet ich nie czytał. Byłam skupiona tylko na sobie. Na własnym bólu. Miałam wrażenie, że moje życie się skończyło. Że nie ma sensu próbować nauczyć się znowu chodzić, skoro nigdy więcej nie wejdę na lodowisko. Straszliwie się bałam, że świat zobaczy mnie na wózku. Słabą i bezbronną.

– Nie jesteś ani słaba ani bezbronna – odparł. – Wciąż uważam, że nie musisz nikomu niczego udowadniać i ściągać na siebie z tego tytułu dodatkowego bólu. Ale to, co już osiągnęłaś w tym sezonie, jasno pokazuje, że wciąż jesteś tamtą pyskatą łyżwiarką, która nigdy się nie poddawała, a której musiałem oddać pół lodowiska. Nikt nigdy nie widział cię słabą ani bezbronną. Dla tych wszystkich ludzi wciąż jesteś Królową Lodowiska.

– A dla ciebie? – zapytała.

Nie mógł jej okłamać. Nie mógł dać wymijającej odpowiedzi. Ale wciąż nie miał prawa jej kochać i żywić nadziei, że naprawią to, co tak koncertowo spieprzył.

– Dla mnie wciąż jesteś łyżwiarką, która zabrała mi pół lodowiska. I dziewczyną, której oddałem serce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro