Rozdział 10. Czas na myślenie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Choć postanowiłam, że Solistka będzie miesięcznikiem, straszliwie kusi mnie, by przy byle okazji wrzucić rozdział. Ale ja potrzebuję regularnego cyklu pisania i publikacji, bo inaczej mam wrażenie, że z niczym się nie wyrabiam. Za mocno mi ta historia weszła do głowy i nie uwolnię się od niej do ostatniego napisanego słowa.


– Bak? Skąd się tu wziąłeś?

Swojego menadżera Vivian dostrzegła już ze schodów, gdy schodziła na śniadanie. Pora była dość wczesna, a wizyta na tyle niespodziewana, że łyżwiarka nie do końca wiedziała, czego powinna się spodziewać.

– Po śniadaniu zawiezie cię do Edynburga – oznajmił Cross.

Jego obecność o tej porze w domu i to jeszcze na nogach też była niespotykana. Zwykle, kiedy Vivian wstawała, trenera albo jeszcze nie było po jego nocnych eskapadach, albo spał w najlepsze w swojej sypialni.

– Po co? – zapytała gniewnie. – To strata czasu, a muszę trenować.

– Tydzień wolnego, kobieto – stwierdził Cross. – Musisz porządnie odpocząć. Spędź ten czas z najbliższymi i nie zbliżaj się do lodowiska.

– Czyś ty zwariował? – warknęła, pokonując ostatnie stopnie, przez co musiała nieco unieść głowę, by spojrzeć na swojego trenera. I gdyby wzrok mógł zabijać, Marian Cross byłby już martwy. – Nie mam na to czasu.

– To polecenie twojego trenera. Nie dyskutuj, Vivian. Po śniadaniu masz się spakować i wracasz na tydzień do Edynburga. Masz też zakaz jazdy. Jeśli dowiem się, że twoja noga stanęła na lodowisku, a dowiem się na pewno, to będzie koniec naszej współpracy – zagroził. – Jak wrócisz, nie będziesz miała czasu na głupoty.

Vivian wciąż wpatrywała się gniewnie w Crossa. Udało im się dojść do zgody co do programów na najbliższy sezon, datę pierwszych krajowych zawodów miała zaznaczoną w kalendarzu i cały cykl treningowy podporządkowała właśnie temu. Zamierzała zdobyć przepustkę na światowe lodowiska w takim stylu, by nikt nie mógł powiedzieć, że jest tylko upadłą gwiazdą. A Cross jak zwykle wyskakiwał z jakimś durnym pomysłem w najmniej oczekiwanym momencie.

To nie tak, że nie chciała się zobaczyć z Maną i Allenem. Pomimo przyzwyczajenia do myśli, że najbliżsi są daleko, tęskniła za nimi. Lubiła te dni, gdy wracała po sezonie, na jakiś czas odkładała łyżwy na bok i spędzała z rodziną czas na głupotach i codzienności. To dzięki temu wciąż pamiętała, że pomimo bycia królową lodowiska, wciąż była normalną dziewczyną. Po tym, czego dopuścił się Alma, wspierali ją najlepiej, jak potrafili. I teraz też, gdy postanowiła wrócić do swojego dawnego życia. A przecież Mana miał prawo jej tego odmówić. Byli doskonale świadomi, że błąd w treningu, jakieś niedopatrzenie może z powrotem posłać ją na wózek. O Crossie też wiedział, że nie jest to ktoś, komu może powinien oddać opiekę nad ukochaną córką. To wszystko było zbyt wielkim ryzykiem.

Nie mogła powiedzieć tego głośno, wyrzucić z siebie swoich obaw, nie odkrywając sekretów, do których nie dopuściła nowego zespołu. Treningi pozwalały uciec przed myślami i emocjami, z którymi się nie uporała. Nie miała na to czasu zbyt skupiona na powrocie do dawnej formy. Tydzień wolnego, z daleka od lodowiska, mógł sprawić, że Vivian ugnie się pod tym wszystkim. Nie tego chciała. Zszargana duma na to nie pozwalała.

– Zostało postanowione – dodał Cross.

– O takich rzeczach powinieneś rozmawiać ze mną wcześniej – zauważyła wciąż zła.

– I tak marudzisz. Oszczędziłem nam tego przynajmniej częściowo. Koniec dyskusji.

Vivian nienawidziła tego w Crossie. Stawiał ją przed faktami dokonanymi, sam o wszystkim decydował. Owszem, to on jako trener odpowiadał za nią, jednak Vivian nie była już małą dziewczynką. Rozumiała konsekwencje swoich działań. To było jej życie i jej kariera. Ostateczna decyzja powinna należeć do niej.

– Naprawdę jesteś dupkiem – syknęła, po czym minęła go i ruszyła do jadalni.

– To, że Tiedoll pozwalał ci wejść sobie na głowę, nie oznacza, że ja też będę ci ustępować, królowo – przypomniał Cross.

W odpowiedzi usłyszał tylko wściekłe przekleństwo, jednak Vivian już dłużej nie oponowała. Tym razem nie miała szans wygrać z trenerem. Wiedziała, że groźba rozwiązania umowy, nie została rzucona bez pokrycia. I choć w tym przypadku podjęłaby się samotnych treningów – wątpiła, żeby ktokolwiek zdecydował się na takie szaleństwo, by przyjąć ją pod swoje skrzydła – wiedziała, że ludzie z jej otoczenia nie byliby zadowoleni z takiego obrotu sprawy. A nie miała ochoty na kolejne kłopoty. Chciała wrócić na lód.

Bak nawet nie próbował się wtrącać czy zaczynać rozmowy z Vivian w samochodzie. Widział jej gniewne spojrzenie. Wciąż uważała tę wyprawę za stratę czasu. Menedżer doskonale znał ten pracoholizm podopiecznej. Nie po raz pierwszy przecież nie chciała ruszać się z lodowiska, dopóki nie poczuje zadowolenia ze swojej jazdy. A teraz z pewnością potrzebowała jeszcze wiele, by odczuć satysfakcję. Wciąż uczyła się nowego sposobu jazdy, a jej ciało, nad którym przez całe życie miała idealną kontrolę, teraz wyrywało się spod władzy umysłu łyżwiarki. W mniemaniu Vivian nie było czasu do roztrwonienia.

Może właśnie dlatego Cross zdecydował się na taki krok. Można było o nim powiedzieć wiele złych rzeczy, jednak bezbłędnie odczytywał swoje solistki. Znał je na wskroś, wiedział, co je motywuje do działania, co sprawia, że ich forma rośnie. Z Vivian nie pracował nawet roku, jednak z pewnością obserwował ją przez wszystkie lata jej kariery. Wiedział, jak ambitna i żądna zwycięstw była genialna królowa. Że gdyby jej pozwolić, nie schodziłaby z lodu do momentu, aż jej organizm odmówiłby posłuszeństwa. I choć wciąż mieli wiele pracy przed sobą, Cross nie zamierzał pozwolić Vivian się przepracować. Nie z kontuzją, która niemal wyeliminowała ją raz na zawsze z zawodów. Nie, kiedy mieli postawione przed sobą jasne cele, a żadne z nich nie zamierzało odpuścić.

Bak za długo pracował z łyżwiarzami, żeby nie dostrzegać takich rzeczy. Przy tym wielokrotnie przekonał się, że tak naprawdę nie ma nad nimi żadnej realnej władzy. Mógł ich wspierać, jednak jeśli należało wymóc na solistach jakąś decyzję, należało zostawić to trenerowi. I nigdy nie podważać jego autorytetu, choćby chciało się poprzeć podopiecznego. Jedna zła decyzja mogła zaważyć na całym życiu łyżwiarza.

Dom był pusty, kiedy dotarli na miejsce. Nic dziwnego, Mana i Allen żyli własnym życiem niezależnie od tego, co Vivian robiła w danym momencie. Cross raczej nie chwalił się Walkerom pomysłem urlopu łyżwiarki, by żaden z nich nie wspomniał o tym wcześniej.

– Chcesz pójść na jakieś jedzenie? – zapytał Bak.

– Poradzę sobie – odparła. – Jestem już dużą dziewczynką, a ty z pewnością masz też inne rzeczy do roboty niż niańczenie mnie.

– Niańczenie ciebie to moje główne źródło dochodu – odgryzł się Bak. – Ale zmuszać cię nie będę.

Vivian uśmiechnęła się do niego. Ceniła Baka za wiele jego umiejętności, jednak rodzinny dom był miejscem, gdzie inni mężczyźni przejmowali nad nią pieczę. To była niepisana reguła, której nie zamierzała łamać.

– Jeśli niczego ode mnie więcej nie potrzebujesz, przyjadę po ciebie za tydzień po śniadaniu – oznajmił Bak.

– Dam ci znać, gdybym zmieniła zdanie – obiecała.

– Nie rób głupot, Vivian.

Zaśmiała się i zostawiła go na podjeździe. Jednak gdy weszła do pustego domu, nie czuła już rozbawienia. Wciąż była zła na Crossa, że wysłał ją do Edynburga, zamiast skupić się na treningach. Na lodowisku chociaż nie myślała o rzeczach, z którymi nie mogła sobie poradzić. Które od niej nie zależały, a bodły ją, gdy się nie pilnowała. Wiedziała, że kiedyś będzie musiała stawić temu czoła, jednak ważniejszy był powrót do czynnej kariery. Tylko to się liczyło.

Nie zwróciła uwagi na otwieranie drzwi, jednak już psie łapki na parkiecie wyrwały Vivian z zamyślenia nad kubkiem herbaty. Odstawiła naczynie, nim na jej kolanach znalazł się łeb uszczęśliwionego labradora.

– Czasami mam wrażenie, że ciebie kocha bardziej – oznajmił Allen zamiast powitania.

Vivian roześmiała się, drapiąc ulubieńca brata za uszami. Pozwoliła się też przytulić Allenowi.

– Mógłbyś wziąć z niego przykład – odgryzła się.

– Nie mam już pięciu lat, żeby cieszyć się ze wszystkiego – prychnął Allen. – Tęskniłem za tobą, siostrzyczko.

Wspólnie przygotowali obiad, nim Mana wrócił z pracy. W ferworze rodzinnych opowieści nie miała czasu na myślenie o swoich obawach. Cóż, mogła się domyśleć, że Cross mimo wszystko doskonale wiedział, czego jej w życiu brakowało. Najbliżsi zawsze byli dla Vivian najważniejsi, podkreślała to zawsze, kiedy pytano ją o życie prywatne. Nie byli z nią na każdych zawodach, jednak sprawiali, że miała dokąd wrócić w każdej chwili. Byli jej bezpieczną przystanią, w której tytuł królowej lodowiska nie miał aż takiej wartości.

Znów śniła jej się hala pełna ludzi. Oddychała chłodnym, suchym powietrzem lodowiska w oczekiwaniu na pierwsze dźwięki muzyki. Zamknęła na moment oczy, po czym ruszyła. Czuła, jak rozpiera ją radość. Potrójny loop wylądowała z lekkim zawahaniem, zaraz też odbiła się do potrójnego salchowa. I już w tym momencie wiedziała, że nie da rady, że nie wyląduje. Nie wyratuje kombinacji. Poczuła ból, gdy uderzyła o lód. Tłum dookoła zawył zawiedziony, a ją zalała wściekłość na słabość własnego ciała.

Podniosła się tak szybko, jak tylko mogła. Musiała ratować resztę programu, nadrobić stracone punkty. Była królową, nie mogła pozwolić, by jeden upadek zaprzepaścił wszystko, czym była.

– Zwolnij!

Zignorowała krzyk Crossa. Nie mogła zwolnić, musiała wrócić do rytmu utworu. Wyprzedzić go o tę jedną sekundę, by móc wprowadzić zmianę. Odbiła się do axla, uniosła ręce i straciła równowagę. Zacisnęła zęby z bólu, gdy kalekie kolano uderzyło o taflę. Nie podniosła się już. To nie miało sensu. Nie była w stanie ocalić tego programu.

– Vivian. Vivian!

Wyrwała się ze snu wciąż pełna tamtych emocji. Dopiero po chwili dotarło do niej, że Timcampy szarpie ją za koszulkę, a Allen potrząsa jej ramieniem ze spanikowaną miną.

– Nic mi nie jest – powiedziała automatycznie. – Tim, puść.

Sięgnęła do włącznika nocnej lampki. W jej blasku koszmar powoli bladł, jednak wciąż doskonale widziała błędy, które wtedy popełniła. Zaraz się jednak otrząsnęła i spojrzała na brata.

– Co tutaj robisz o tej porze? – zapytała.

– Timcampy wyczuł, że coś z tobą nie tak. Nie słyszałaś, jak drapie w drzwi?

Vivian pokręciła głową. Koszmar wciągnął ją zbyt głęboko, by mogła się wyrwać wcześniej. Pogłaskała Tima po łbie.

– Strasznie się rzucałaś – dodał Allen. – Znowu śnił ci się tamten dzień?

– Nie – odpowiedziała. – To było lodowisko. Nie ustałam salchowa, chciałam ratować się potrójnym axlem zamiast podwójnego i uderzyłam o lód – przyznała.

Allen nie znał się zbyt dobrze na łyżwiarstwie, ale wiedział, że te dwa skoki były specjalnością jego siostry. Na zawodach nigdy ich nie zepsuła, żadna inna solistka nie dostawała za nie tak wysokich not jak Vivian. Czasami wydawało się, że nic jej to nie kosztuje, a przecież to były trudne technicznie elementy, zwłaszcza axel. Wystarczył ułamek sekundy zawahania, jakieś niedopatrzenie i skok mógł skończyć się upadkiem.

– To był tylko zły sen – powiedział Allen.

Vivian kiwnęła głową nieprzekonana. Wiedziała, że Allen chciał dobrze. Nie przyszedł tu w środku nocy, żeby z niej kpić. A jednak nie potrafiła odgonić od siebie myśli, że z niesprawnym całkowicie kolanem nie jest już w stanie wykonywać poprawnie skoków. Co jeśli na krajowych upadnie? Czy będzie w stanie podnieść się o własnych siłach? Czy nie zgubi jej własna arogancja i rozpaczliwa nadzieja, że może wrócić i znów być królową?

– Boję się, Allen – przyznała cicho. – Boję się, że nie dam rady wrócić na lodowisko.

– To był tylko zły sen, Vivian. Ciężko trenujesz, żeby osiągnąć dawny poziom. Wiem, ile serca wkładasz w łyżwiarstwo. Ono nigdy cię nie odrzuciło.

– Wcześniej nie byłam kaleką.

– I nie jesteś – powiedział stanowczo, spoglądając siostrze w oczy. – Jeszcze rok temu nikt nie wierzył, że możesz znów jeździć. Byłaś cieniem samej siebie. A teraz jak przyjechałaś do domu, znowu byłaś pełna życia. Jeśli ty nie dasz rady, nikt inny nie da rady, Vivian.

– Wierzysz, że mi się uda?

– Zawsze w ciebie wierzyłem, siostrzyczko. To ty jesteś panią lodowiska i z nikim nie musisz dzielić się tą władzą.

Vivian roześmiała się na tę uwagę.

– Jestem zła na Crossa, bo dał mi czas na myślenie o tym wszystkim, co może się stać, jeśli nie dam rady – przyznała. – Gdy trenuję, nie mam czasu na strach. Poza lodowiskiem wciąż widzę kalekę, jaką Alma chciał ze mnie zrobić. Wciąż przez niego umieram.

– Vivian, którą znam, nie daje satysfakcji byle wariatowi. I wiem, że ona wciąż żyje. Jest najgorszą siostrą, jaką mam, bo nigdy jej nie ma. I jest najlepszą siostrą, jaką mam, bo mogę się nią bezczelnie chwalić wszędzie, gdzie pójdę.

– I jest twoją jedyną siostrą – przypomniała.

Allen zaśmiał się szczerze.

– Chcesz, żebym został? – zapytał.

Pokiwała głową. Zaraz też stwierdziła, że nie przemyślała tej decyzji zbyt dobrze. O ile dla niej samej to łóżko było spore i komfortowe, tak w towarzystwie labradora i nie tak już drobnego nastolatka zaczęło brakować miejsca. A jednak w tej chwili nie zamieniłaby tego na nic innego.

Mana doskonale znał przyzwyczajenia swoich dzieci, więc nie zdziwił go widok Vivian powtarzającej z zacięciem potrójnego salchowa na środku jej pokoju. Pod nieobecność w domu Allena Timcampy rozłożył się wygodnie na łóżku łyżwiarki i obserwował jej poczynania.

– Trening na sucho? – odezwał się Mana.

Vivian przerwała na chwilę, łapiąc głębszy oddech. Nadgarstkiem otarła krople potu z czoła, po czym uśmiechnęła się do Many.

– Cross zabronił mi zbliżać się do lodowiska – odparła. – O całej reszcie ćwiczeń nic nie wspomniał.

– Sądzę, że nie tak wyobrażał sobie twój odpoczynek – zauważył Mana.

Vivian przewróciła oczami i sięgnęła po butelkę z wodą.

– Akurat Cross jest ostatnią osobą, którą podejrzewałabym o traktowanie mnie jak pęknięte jajko – mruknęła. – Odcięcie mnie od lodowiska w tym momencie to najgorszy z jego pomysłów. Nawet nie wyobrażasz sobie, ile mam jeszcze do zrobienia, zanim moje programy będą gotowe. Ani się obejrzymy, a będzie już wrzesień. Nie mogę spędzić tygodnia na nic nierobieniu.

Mana doskonale rozumiał obawy córki. Odkąd po raz pierwszy zaprowadził ją na lodowisko i pozwolił, by zajęła się łyżwiarstwem figurowym na poważnie, nie było dnia, kiedy Vivian nie weszłaby na lód choćby na chwilę. Lodowisko było jej drugim domem, gdzie czuła się swobodnie. Codzienna rutyna pozwalała Vivian na budowanie pewności siebie. To były jej solidne podstawy budowane przez lata.

Teraz, gdy próbowała wrócić, potrzebowała nowych podstaw. Chciała je zbudować w ten sam, znany sobie sposób. Odnaleźć te elementy przeszłości, które nie pozwalały jej rozpraszać. Tak jakby próbowała zapomnieć, jak poważna była jej kontuzja. Jak bardzo wciąż wpływa na to, jaką łyżwiarką Vivian jest.

Z pewnością Cross to rozumiał. Wszedł w ten szalony plan, by pomóc Vivian wrócić na lodowisko za wszelką cenę. Balansowali na cienkiej granicy, bo jeden błąd mógł wszystko zaprzepaścić. Nic dziwnego, że trener próbował być głosem rozsądku powracającej mistrzyni. To na niego spadną największe gromy, jeśli powrót Vivian stanie się klęską. I może wydawało się, że przez przeszłość nie miał nic do stracenia, to wyglądało na to, że Cross naprawdę pragnie sukcesu swej podopiecznej.

Może gdyby Mana był rozsądniejszym rodzicem, nie pozwoliłby Vivian na podjęcie takiego ryzyka. Jednak za bardzo kochał córkę, by ją tak ograniczać. Nie mógł nic dla niej zrobić, gdy usłyszała od lekarzy, że już nigdy nie wejdzie na lód. Był obok równie wściekły i zrozpaczony. Jego ukochanej córeczce jakiś wariat zrobił nieodwracalną krzywdę. Mana próbował na wszelkie sposoby pokazać Vivian, że świat się nie skończył, wspierać ją w powrocie do zdrowia. Obserwował, jak łyżwiarka marnieje w oczach i nie potrafił tego zmienić. Jak miałby odmówić, gdy pojawiła się szansa? Wiedział, że dla Vivian ten powrót będzie bolesny, że wyciągnie z niej więcej niż jakikolwiek sezon wcześniej. A jednak nie potrafił odebrać jej nadziei, że odzyska cząstkę siebie tak brutalnie odebraną jej przez Almę Karmę.

Usiadł na łóżku Vivian i poklepał miejsce obok siebie. Tim zdołał wcisnąć się pomiędzy nich, by również uczestniczyć w rozmowie.

– Vivian, cokolwiek postanowisz, będę cię wspierał – powiedział Mana. – I wiem, że przypominanie o tym wciąż i wciąż sprawia, że czujesz się niepewnie, ale musisz pamiętać o tym, że wszystko się zmieniło. Ty, twoje ciało. Tamtego dnia nadeszły nieodwracalne zmiany. Jesteś najbardziej ambitną i pracowitą dziewczyną, jaką znam, ale teraz czasami musisz dać sobie na wstrzymanie, choćby twoje serce rwało się na lodowisko. Myślę, że to jest ta myśl, którą twój trener próbował ci przekazać.

Vivian westchnęła ciężko, pozwalając sobie na wyraz zniechęcenia.

– To trudne, tato – powiedziała cicho. – Znów mogę jeździć. Znów skaczę. Ale wszystko jest zupełnie inne, niż zapamiętałam. Próbuję to zaakceptować, ale wciąż mam wrażenie, że znowu jestem na samym początku. Kończy mi się czas. Z tą nogą nie mam go tak dużo jak inne solistki.

– Dlatego czasami warto odpuścić. Właśnie po to, by zyskać dodatkowy czas. Lepiej ode mnie wiesz, jakie zasady kierują łyżwiarstwem. W tak młodym wieku zostałaś ikoną, żywą legendą łyżwiarstwa. Jestem dumny z twoich wyników, Vivian. Wiem też, jak wiele dla nich poświęciłaś. Ale nigdy nie zapomniałem też, że jesteś młodą dziewczyną, moją ukochaną córeczką, która ma przed sobą całe życie. Czy poświęcisz je łyżwiarstwu, czy znajdziesz dla siebie inną drogę, nie rób niczego, co miałoby cię zniszczyć. To jedno musisz mi obiecać, Vivian. Nie chcę powtórki. – Pogłaskał ją po policzku. – Gdyby to miało uczynić cię bezpieczną, sam zabroniłbym ci wejścia na lód. Ale chcę, żebyś była szczęśliwa. Nigdy więcej nie chcę widzieć mojej córki tak bardzo zrozpaczonej jak tamtego dnia.

Vivian opuściła głowę, próbując zapanować nad łzami gromadzącymi się w kącikach oczu. Niemal zapomniała w tym wszystkim, że to, co robi, nie wpłynie jedynie na nią. To wspomnienie wciąż pokrywała mgła, ale nie mogła w pełni wyprzeć z pamięci obrazu czerwonej od płaczu twarzy Allena i tej cichej, zrozpaczonej furii w oczach Many, gdy obudziła się po operacji.

Nie wracała na lodowisko jedynie dla siebie. Było tak wielu ludzi, którzy zawsze ją wspierali. Bez Many i Allena nie miałaby domu, do którego mogłaby wrócić. Tiedoll, Bak i cała reszta teamu pomogli jej wspiąć się na szczyt. Wiedziała, że zainspirowała wiele osób do spełniania marzeń. Nie mogła o nich zapomnieć.

– Będziesz ze mnie dumny, tato – powiedziała pewnie, choć głos drżał jej ze wzruszenia. – Przysięgam, że będziesz ze mnie dumny. Tylko tak mogę się odwdzięczyć tym, którzy przy mnie byli przez cały czas. Tylko w ten sposób mogę odpowiedzieć tym, którzy spisali mnie na straty. Przysięgam, że osiągnę zamierzone cele i nie zniszczę siebie. Obiecuję ci to, tato.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro