3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tym razem nie obudził się w nocy z krzykiem. Ta noc była ukojeniem w porównaniu do poprzednich, w których spał może trzy godziny. Mimo że nie obudził się z wrzaskiem, nadal miał podkrążone oczy i czuł się niewyspany. W końcu przyszedł czas na wstanie i zebranie się. Kiedy zszedł z łóżka odruchowo złapał telefon i sprawdził która jest godzina. Komórka wskazywała siódmą pięć. Przeciągnął się sennie i podszedł do prawie opustoszałej już szafy. Wyciągnął dosyć luźne, niebieskie jeansy i śnieżnobiałą koszulę na guziki. Do tego granatowy sweter typu cargo i białe trampki. Wziął szybki prysznic i ubrał się we wcześniej przygotowane ubrania, a później nieudolnie próbował zrobić coś ze swoimi włosami. Kruczoczarne loki opadały mu na czoło tworząc delikatną zasłonę dla jego blizny. W końcu poddał się klnąc cicho pod nosem. Włożył złoty łańcuszek z krzyżykiem. Popatrzył chwile w lustro i postanowił w końcu, że założy jeszcze okrągły kolczyk do prawego ucha. Złapał za flakonik waniliowych perfum i obficie spryskał sobie nimi szyje. Ostatni raz spojrzał na lustro i spakował słuchawki do obładowanego książkami plecaka. Zabrał bagaże i zszedł na śniadanie.

-Dzień dobry!- przywitał go radosny krzyk jego mamy.

-Hej- odpowiedział gdy wszedł do kuchni. Zastał tam kobietę stojącą z wielkim uśmiechem na twarzy podrzucając energicznie naleśnika na patelni. W pomieszczeniu rozbrzmiewała rockowa muzyka. Jeśli chłopak się nie mylił tym razem był to utwór pod tytułem ,,Angry" zespołu The Rolling Stones z ich nowej płyty ,,Hackney Diamonds". Chłopak miał podobny gust muzyczny do jego matki, chociaż czasem wolał posłuchać czegoś mniej agresywnego czy energicznego. Preferował spokojniejszą muzykę. Jego ulubionymi zespołami były The crue i The Smiths. Lubił ich styl i często przy nich czytał czy zasypiał.

Machinalnie podszedł do szafki z kubkami i wyją jeden, kładąc go do ekspresu. Dziś miał spokój od krzywych spojrzeń Jacoba, ponieważ (dzięki Bogu) był w pracy Włączył maszynę i po chwili kawa była gotowa. Posłodził jedną łyżeczką cukru i napił się gorącego napoju. Uśmiechną się na słodki smak kofeiny. Gdy odstawił kubek od ust i gdy spojrzał na stół, zobaczył sporą porcję naleśników z dżemem porzeczkowym. Spojrzał na swoją mamę pytającym wzrokiem. ,,Przecież ona wie, że nie jem śniadań, a jeśli jem to na pewno nie tyle" pomyślał, po czym przeniósł wzrok na mamę, z mamy na naleśniki. Kobieta na początku uśmiechała się zachęcająco, ale kiedy tylko zobaczyła minę jej syna, jej twarz natychmiast spoważniała. Chłopak widząc wyraz twarzy matki natychmiast zajął się posiłkiem. Po pierwszym naleśniku miał już dosyć, a na talerzu leżały jeszcze cztery. Z trudem ugryzł kolejny kawałek. Harry poczuł jak zjedzone przed chwilą jedzenie zaczyna się cofać. Pędem wybiegł z kuchni kierując się do łazienki. Padł na kolana przed muszlą i zaczął wymiotować. Nie zjadł dużo więc po jakimś czasie zamiast wymiocin, pluł żółcią. ,,Czemu jestem taki słaby?" pomyślał i wstał. Spuścił wodę w toalecie i podszedł do umywalki. Nie spojrzał w lustro tylko przepłukał buzię. Nigdy nie lubił patrzeć na siebie po chwilach słabości. Nawet nie zauważył kiedy jego matka weszła. Opierała się bokiem o futrynę i patrzyła na niego smutnym wzrokiem. Kiedy zobaczyła, że chłopak również ją obserwuje uśmiechnęła się przepraszająco, podeszła i przytuliła syna. Chłopak nie mógł znieść myśli że znowu nawalił. Że znowu ktoś przez niego cierpi. Niby taka błahostka ale dla Harrego znaczyło to dużo więcej. Każdy uśmiech podnosił go na duchu, lecz każde krzywe spojrzenie równało go z ziemią. Nienawidził tego uczucia. Nienawidził swojej delikatności i nadwrażliwości. Delikatnie objął matkę. Po paru minutach odsunęli się od siebie lecz chłopak nie spojrzał jej w oczy. Uparcie wpatrywał się w podłogę unikając wzroku kobiety. Bał się, że zobaczy tam złość i rozczarowanie. Nie wiedział czemu tak pomyślał. Przecież Lily była zawsze dla niego bardzo dobra i wyrozumiała. Za to Jacob już nie tak bardzo. Mężczyzna nie był przyjaźnie nastawiony do chłopaka, ale zależało mu na jego matce, dlatego musieli się chociaż minimalnie dogadywać. Nigdy nie zapomni reakcji partnera jego mamy na jego pierwszą próbę samobójczą. Widział w jego oczach gniew i zawód. Pamiętał to uczucie jak jego matka płakała i krzyczała żeby Jacob wezwał karetkę. Pamiętał jak próbowała zatamować krwawienie ręcznikami które wisiały w łazience, gdzie Harry próbował skończyć ze sobą, jak i z całym swoim życiem. Po tej sytuacji chłopak został zapisany do psychiatry dr. Dolores Umbridge, za którą swoją drogą młody Potter nie przepadał. Chodził również do dr. Albusa Dumbledore'a,  z którym w odróżnieniu od dr. Umbridge, miał dobre kontakty, które utrzymuje je do dziś. Dr. Albus był staruszkiem lecz uwielbiał swoją pracę, a mianowicie pomaganie ludziom ze swoimi problemami. Mężczyzna sam nie miał łatwego życia, począwszy od zgonu jego młodszej siostry po odwrócenie się od niego reszty rodziny.

Lilly przetarła oczy, w których zdążyło się już zebrać parę słonych łez i uśmiechnęła się do chłopaka. Wyszła z toalety. Przed łazienkowymi drzwiami odwróciła się do syna i kiwnęła mu głową na znak, żeby poszedł za nią. Harry zrozumiał aluzję i wyszedł z łazienki. Zgasił światło i podążył za rodzicielką z powrotem do kuchni. W pomieszczeniu zastał kobietę stojąca przy ekspresie do kawy, który w tym momencie robił ulubioną kawę jego matki. Chłopak usiadł do stołu i sięgnął po kubek z jego latte. Upił wielki łyk, a gdy przełknął jego matka jakby teleportowała się na krzesełko obok. chłopak uśmiechnął się smutno i wbił wzrok w zegar. Za piętnaście minut ósma. Miał jeszcze jakąś dobrą godzinę do wyjechania z domu. Postanowił pożegnać się ze swoją kotką i podzwonić do znajomych. Tak naprawdę to nie chciał z nikim rozmawiać, ale w końcu to jego przyjaciele. Przynajmniej miał taką nadzieję.

-Cześć, Charlie- powiedział Harry kiedy usłyszał typowe ,,Halo" w słuchawce.

-Harry! Hej, wszystko dobrze?- odpowiedział mu przyjaciel z ekscytacją jak i zmartwieniem w głosie. Nie często do siebie dzwonili, a jak już rozmawiali przez telefon to w bardzo ważnych sprawach.

-Tak, tak wszystko w porządku, a u ciebie?- zapytał.

-Wspaniale- rzucił krótko.

-To cudownie- powiedział smutno - Bo... umm.. wiesz... chciałem się pożegnać.- dodał niepewnie.

-Przepisali cię?- powiedział z obawą. Jego przyjaciele wiedzieli o jego przeniesieniu do internatu. Lily zdecydowała, że będzie mu tam lepiej, ale on tak nie uważał.

-Umm tak. Jadę za godzinę- odpowiedział niechętnie.

-Oh Harry...- westchnął - Będę tęsknić- dodał.

-Ja też, Charlie...- powiedział smutno.

Chłopak pogadał jeszcze chwilę ze znajomym po czym zadzwonił jeszcze do Richarda. Na rozmowy stracił łącznie pół godziny, z małymi przerwami na łyk zimnej już latte. Obiecał im, że będzie ich odwiedzał kiedy tylko będzie mógł. Oczywiście oni też będą u niego przesiadywać jak najczęściej. Najbardziej chłopak tęsknił za Richem. Chłopcy znali się od dziesięciu lat i bardzo się ze sobą zżyli. Czasem jego mama żartowała że młody White jest dla niej jak drugi syn. Najgorzej poszło z Alice dziewczyną Charliego, z którą również się przyjaźnił. Harry wiedział, że jest ona bardzo uczuciowa i przeżyje jego przeniesienie znacznie gorzej od niego. Starał się to przekazać jak najdelikatniej ale wiedział, że Holloway i tak będzie za nim tęsknić i nie zdołał powstrzymać potoku łez przyjaciółki. Mimo że dziewczyna dawno wiedziała że będą go przenosić, to nie spodziewała się, że ten dzień nadejdzie tak szybko. 

Po rozmowach zajął się swoją kotką, Sally. Będzie za nią bardzo tęsknił, bo nie pozwolono trzymać tam zwierząt. Pamiętał jak odbierał ją ze schroniska trzy lata temu. Mała futrzana kulka kuląca się w rogu boksu. Kiedy ją tylko zauważył wiedział, że to ona pojedzie z nim tego dnia do domu. Uwielbiał jej trzy kolorowe umaszczenie i te śliczne ale i tajemnicze zielone oczka. Sally była bardzo przyjaznym kotkiem. Prawie nigdy nie rozrabiała i nigdy jeszcze nie podrapała Harry'ego, czego nie można powiedzieć o Jacobie, który został już przez nią parę razy pokaleczony, ale chłopak nie przejął się tym faktem. Jego mama uważała, że to słodkie, że kotka ,,broni" jej syna, ale Harry uważał, że nie chroni go przed obcymi, tylko przed Jacobem. Chłopakowi czasem wydawało się, że zwierzę rozumie go i nawet czyta mu w myślach. Uwielbiał ją za swoją unikalność i troskliwość.

W końcu przyszedł ten czas, kiedy musiał pożegnać się z domem. Wiedział, że niedługo i tak do niego wróci ale na pewno będzie tęsknił. Będzie tęsknił za ogrodem, za Sally, za swoim pokojem, za poranną kawą, za swoim łóżkiem i za swoją mamą. Westchnął i zabrał walizkę oraz torbę wychodząc z domu po raz ostatni rzucając okiem na swojego zwierzaka. Po drodze porwał jeszcze kurtkę jeansową z wieszaka przy drzwiach. Harry zatrzymał się jeszcze przed drzwiami do swojego domu. Chłopak uśmiechnął się mimowolnie i podszedł do szarego auta stojącego na podjeździe po czym wpakował bagaże do bagażnika Audi A6.
-Gotowy?- zapytała jego mama zamykając drzwi od domu.
- Nigdy nie będę gotowy- odpowiedział szczerze- ale muszę tam jechać. Więc pojadę.- powiedział i usiadł na siedzenie pasażera. Zapiął pasy i włożył trzymane wcześniej w kieszeni słuchawki. Włożył je do uszu i podpiął do telefonu. Od razu podstawiła mu się playlista, której słuchał w nocy. Włączył spokojną składankę, kiedy jego mama wsiadła do samochodu. Nawet nie zauważył kiedy zasnął.

♥️

Słowa: 1474

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro