*14*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Uwaga!

W tym poście absolutnie nie będzie żadnego Billdipa. Jeżeli lubisz ten shipping, to absolutnie nie masz tu czego szukać! Wszystkich innych zapraszam - poza tymi, którzy lubią ten shipping.

Bo go tu totalnie, całkowicie, niezaprzeczalnie nie ma!

...






















Wszystkich, którzy nie dali się nabrać, zapraszam :)





~ Prima Aprilis One Shot ~

Gdyby powiedział to w każdy inny dzień, uwierzyłbym mu. Kto wie, może nawet naprawdę bym go pokochał? W końcu w swojej super seksownej, ludzkiej formie był nawet znośny.

No dobra - nie był super seksi. Był w sumie... przeciętny. Mówił czasem tak szybko, że nic nie można było zrozumieć. Pocił się tak pod tym swoim płaszczem i frakiem, że Mabel w końcu nie wytrzymała. Wyszła z domu, trzaskając drzwiami i wróciła półgodziny później z letnią, żółtą  koszulką dla niego. Kazała mu też iść się umyć, gdyż śmierdział niemiłosiernie.

Miał kilka piegów na policzków i wadę w zgryzie, a nade wszystko - był upierdliwy jak dziecko, które dopomina się o lizaka.

- Sosenko, co robisz? - mruknął, gapiąc się na mnie tymi złotymi gałami. Z westchnieniem chwyciłem książkę i poszedłem na dwór. Nie zamierzałem nawet mu odpowiadać, bo to oznaczałoby zniżenie się do jego poziomu.

Demon jednak nie ustępował i gdziekolwiek bym nie usiadł, pod jakimkolwiek drzewem w tym oregońskim lesie, on zawsze się pojawiał.

- Bill, czego ty do cholery chcesz?! - pytałem, rozjuszony.

W końcu zawsze zamykałem książkę i śledziłem go wzrokiem. A ten wtedy robił najdziwniejszą rzecz na świecie - odwracał głowę, zaczerwieniony i gapił się na ziemię. Wyglądał tak, jakby coś zgubił. Spacerował, to oddalając się, to przybliżając do miejsca, gdzie się ulokowałem. I domyśl się człowieku, o co takiemu chodzi. 

- Grzybów szukasz? - zdarzało mi się zapytać zgryźliwie. On wtedy unosił głowę i patrzył na mnie jakoś tak inaczej, a po chwili znikał z głośnym westchnięciem. A ja po takich akcjach zawsze byłem zażenowany. Powtarzało się to już od dwóch tygodni.

Aż w końcu nadszedł ten dzień. Pierwszy kwiecień, słońce świeci, wszystko jest jak trzeba.

Mabel z wujaszkiem już od rana poszła porobić kawały ludziom w mieście. Ja zostałem w Chacie, bo jako że "nie mam poczucia humoru i zawsze daję się nabrać", miałem za zadanie przygotować obiad. Zwyczajnie chcieli mnie wykorzystać, ale woleli znaleźć dobry powód.

Właśnie obierałem marchewkę, gdy zauważyłem Ciphera. Kręcił się jak kot, mamrocząc coś do siebie. Zdziwiło mnie, że nie bawi się z innymi - ale potem wytłumaczyłem sobie, że pewnie jest za wielki oraz potężny żeby tracić na to czas.

Albo chce zrobić mi kawał. 

Gdy tylko o tym pomyślałem, spiąłem się momentalnie. Obserwowałem go cały czas, a gdy zniknął odetchnąłem z ulgą.

- Poszedł - szepnąłem do siebie. Myliłem się i uświadomiłem to sobie w chwili, kiedy usłyszałem jego głos. Brzmiał poważnie.

- Sosenko, musimy porozmawiać.

- O co chodzi? - odwróciłem się, czując ciarki na plecach. Takiego go jeszcze nie widziałem. Wydawał się naprawdę... zaniepokojony?

- Widzisz, od pewnego czasu czuję coś... Tutaj... - wskazał na swoją klatkę piersiową. - I czasem, gdy ty jesteś obok czuję się tak dziwnie...

- Może jesteś chory? - podsunąłem. Pokręcił głową.

- Nie... Właśnie, pytałem o to Mabel. I powiedziała, że to się nazywa miłość. 

- Mabel pierniczy głupoty od rzeczy - prychnąłem, odkładając obierak.

- Nie. Bo ja to wiem. Ja cię kocham, Dipper.

Demon spojrzał na mnie wielkimi oczami, sam widocznie zaskoczony swoim wyznaniem. 

Zamrugałem dwa razy, a potem spojrzałem na kalendarz. Pisało na nim jak byk:

"1 kwietnia. Prima Aprilis"  

Popatrzyłem na Billa, potem na kalendarz, potem znowu na niego...

I parsknąłem śmiechem. Bill cofnął się, marszcząc czoło, a ja pokładałem się na stole ze śmiechu. Naprawdę mnie rozbawił swoimi słowami. On i miłość! Też coś!

- Niezły kawał!

Gdy w końcu się uspokoiłem, blondyna nie było. Zniknął, zostawiając na moim biurku list. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że to nie był żart i jakim skończonym idiotą byłem.


Sosenko! 

Nie wiesz nawet jak długo zastanawiałem się, co ci napisać.

W końcu jednak wiem: Kocham Cię.

Ten czas był naprawdę dobry, a ja uświadomiłem sobie wiele rzeczy. Nie mam pojęcia, dlaczego dziś tak parsknąłeś śmiechem... Ale to jakoś mnie zabolało. Dlatego odchodzę, aby to sobie przemyśleć. Podziękuj Mabel za koszulkę i wujkowi za to, że nie zabił mnie przy pierwszej okazji. Gdybyś mnie szukał, znajdziesz mnie między drzewami.

I wiesz... Coś czuję, że jeszcze się spotkamy.

Twój Bill



Koniec 1


~ I specjalnie dla Was happy end ~ 

- Niezły kawał! - parsknąłem, a wtedy Bill chwycił mój podbródek. 

Marchewka wypadła mi z ręki, a ja mimowolnie przymknąłem oczy. Demon naprawdę dobrze całował i jeszcze zachęcał do pogłębienia pieszczoty. Zrobiłem to więc, a po chwili oderwałem się od niego. Byłem zażenowany, aby ukryć rumieniec schyliłem się po narzędzie pracy.

- Teraz mi wierzysz? - zapytał blondyn.

- Tak - szepnąłem, zawstydzony moim zachowaniem. Demon uśmiechnął się do mnie, a ja nieśmiało to odwzajemniłem.

Od tamtej pory pierwszy kwiecień kojarzyć mi się będzie z dniem, w którym znalazłem miłość.


Koniec 2



W tej chwili:

O kurde, ale ze mnie wredota. Hehehe. Nie.


Ok, dobra. Koniec śmieszkowania, mam nadzieję, że shocik się spodobał, jak chcecie więcej to piszcie w komentarzach! Do wyboru macie dwa zakończenia, jakie wybierzecie - Wasza sprawa.

Mi osobiście bardziej podoba się koniec 1, jest bardziej klimatyczny. No ale kwestia gustu ;)


Wesołego Prima Aprilis! Nie dajcie się wrobić!

Pa ;)



Jakby jeszcze Wam było mało...



~ Billdipowy fanart na zakończenie ~


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro