Rozdział 2 - Zaproszenie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~Clarke~

Obudziłam się jak zwykle wcześnie rano, z bólem żołądka i ogólną niechęcią do życia. Poprzedniego wieczora Abby wyraźnie i dosadnie wyraziła swoje oczekiwania wobec mnie. Musiałam przeprosić Finna i jego matkę. Nie miałam najmniejszej ochoty tego robić, a także co za tym idzie spędzić ten dzień w zamku w niewygodnej sukni i miło uśmiechać się do każdego napotkanego człowieka. 

Ale wiedziałam doskonale, że mnie to nie ominie. Moja matka z pewnością wystawiła dzisiaj dodatkowe straże na murach i rozkazała im rozglądać się za mną. O ucieczce nie było mowy, musiałam jakoś przecierpieć ten jeden dzień. Wstałam z łóżka niechętnie. Następnie dokładnie się umyłam, włącznie z długimi włosami, które potem porządnie rozczesałam. Miałam ochotę przyjść na to śniadanie tak jak stałam : w cienkiej koszuli nocnej, o bosych stopach i wciąż gdzieniegdzie umazana błotem, ale podejrzewałam, że moja matka dostałaby ataku serca. Do tego nie mogłam przecież dopuścić, w końcu to ja byłam prawowitą następczynią tronu, a jakoś mi się szczególnie nie spieszyło do jego objęcia. 

Nigdy nie chciałam zasiąść na tronie. Próbowałam rozmawiać o tym z mamą, oczywiście na próżno. "Kto miałby to zrobić za ciebie?" pytała. Wskazałam Marcusa, ale mnie wyśmiała, bo przecież jej mąż nie jest wysoko urodzony, nie mógł być królem, bo tego zabraniało prawo. Uświadomiłam ją, że to ona jest królową i to ona sama te prawo ustala. Nie miała na to odpowiedzi, kazała mi przestać się z nią kłócić, bo to i tak nic nie da. No więc przestałam, bo wiedziałam, że ma rację. 

Ubranie ciasnej sukienki zajęło mi trochę czasu, ale w końcu mi się to udało. Byłoby szybciej i prościej gdybym zawołała którąś ze służących, ale kategorycznie odmawiałam jakiejkolwiek pomocy w ubieraniu się, przynajmniej na co dzień. Na specjalne uroczystości, moja matka wymyślała mi tak skomplikowane suknie, że nie byłam w stanie ubrać ich sama. Mimowolnie pomyślałam o tym, co każe mi założyć na mój ślub i skrzywiłam się. Przypomniało mi się po co właściwie Finn i Królowa Annelise tu są. Sprawiało to, że miałam ochotę utopić się w wielkiej  misce z wodą, w której dopiero co się umyłam. Nie wiem co mnie powstrzymało, ale ostatecznie wyszłam z pokoju, z wyprostowanymi plecami, uniesionym podbródkiem i sztucznym uśmiechem. Tak jakby ta sytuacja mnie nie dobijała, tak jakbym nie chciała uciec jak najdalej od tego miejsca. Może w towarzystwie jakiegoś przystojnego bruneta o brązowych oczach, ale to tylko MOŻE. 

Kiedy zaszłam do jadalni, wszyscy już zdążyli zasiąść przy stole, ale jeszcze nie zaczęli jeść. Kiedy tylko przekroczyłam próg, cztery pary oczu zwróciły się w moją stronę. Annelise, Finn, moja matka i Marcus. Każdy z nich miał inny wyraz twarzy. Królowa Trikru spoglądała na mnie niepewnie spod przymrużonych powiek, tak jakby nie była do końca pewna, co o mnie myśleć. Finn uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd białych zębów, oczy mu zabłyszczały, wyraźnie cieszył się, że mnie widzi. Cóż, niekoniecznie z wzajemnością. Moja matka obrzuciła mnie oceniającym spojrzeniem z góry na dół. Po jej wzroku mogłam stwierdzić, że "może być, ale mogłoby być lepiej". Zawsze mogło być. Marcus uśmiechnął się do mnie ciepło i o dziwo odwzajemniłam ten uśmiech. Przez większość czasu nie byłam dla niego miła, mimo że mężczyzna naprawdę się starał. Nie próbował zastąpić mi ojca, doskonale wiedział, że nie jest w stanie tego zrobić. Ale był dla mnie miły, uśmiechał się ciepło, niejednokrotnie bronił mnie przed matką. Starałam się to doceniać. 

Moja matka pierwsza zabrała głos. 

-Dzień dobry Clarke. - powiedziała, jej ton był oficjalny, tak jakby nie zwracała się do własnej córki. Odchrząknęłam i dygnęłam, tak jak wymagano tego ode mnie, mimo że byłam Księżniczką i teoretycznie drugą najważniejszą osobą w tym pokoju (Annelise była dopiero trzecia, ponieważ była tu tylko gościem). Ale etykieta mówiła, że jeżeli w pomieszczeniu jest chociaż jedna osoba od ciebie ważniejsza musisz dygnąć tudzież ukłonić się w zależności od płci. Nienawidziłam tego stopniowania i sortowania na "ważnych" i "nieważnych". Wolałabym żebyśmy wszyscy byli równi i żeby nie istniała żadna durna etykieta. 

-Dzień dobry. - przełknęłam gulę w gardle. -Na wstępie chciałam.. przeprosić - to słowo ledwo przeszło mi przez gardło. - za moją wczorajszą nieobecność. Byłam.. - miałam już przygotowaną wymówkę, że źle się czułam, ale Abby mi przerwała. 

-Clarke była wczoraj poza zamkiem. - stwierdziła. Spojrzałam na nią jakby oszalała. Co ona wyprawia? -Moja córka jest nieco zbyt wrażliwa na problemy innych ludzi. Chodzi po wsiach i sprawdza czy czegoś im nie potrzeba, pyta ludzi czy wszystko w porządku, dokarmia najbardziej potrzebujących. Prawda, że ma dobre serce? - zamurowało mnie. Abby kłamała Annelise w żywe oczy i nawet nie było tego po niej widać. Królowa Trikru spojrzała na mnie z uznaniem, więc te kłamstwo chyba wyszło mi na dobre. 

-Tak, właśnie tak było. - stwierdziłam, najbardziej przekonująco jak potrafiłam. 

-Dosiądziesz się Clarke? - spytała moja mama po chwili. Żołądek skręcał mi się z nerwów, czułam na sobie wzrok wszystkich obecnych. 

-Bardzo bym chciała, ale.. - kłamstwo - ale źle się czuję. Od samego rana dokucza mi ból brzucha, to chyba jakiś wirus.  - tylko połowiczne kłamstwo. Brzuch naprawdę mnie bolał, z tym że nie byłam wcale chora. 

-Lepiej idź się połóż w takim razie, nie chcemy żebyś nam tu zemdlała. - powiedział Marcus z ciepłym uśmiechem i ledwo zauważalnie do mnie mrugnął. Albo mi się wydawało. Kiwnęłam głową, dygnęłam jeszcze raz i pośpiesznie opuściłam jadalnię. Czułam, że Marcusowi się za to oberwie. 

Jakiś czas później usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Wystraszyłam się trochę, że to Finn, byłam przygotowana na to, że w końcu będzie chciał ze mną porozmawiać, ale chciałam tego uniknąć. Problem polegał na tym, że przecież miałam być rzekomo schorowana, nie mogłam udawać, że nie ma mnie w pokoju. 

-Proszę. - powiedziałam po chwili wahania. Osobą po drugiej stronie drzwi okazał się być ku mojemu zaskoczeniu - Marcus. Gapiłam się na niego zaskoczona, kiedy zamknął za sobą drzwi i się o nie oparł. 

-Nie będę pytał jak się czujesz, bo doskonale wiem, że wcale nie jesteś chora. - zaczął. Nawet nie próbowałam go okłamywać. 

- Więc po co tu jesteś? - spytałam. 

-Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. - powiedział. Teraz byłam w jeszcze większym szoku. -Twoja mama chciała tu przyjść, ale przekonałem ją, że ja to zrobię. 

Nie odpowiedziałam. Marcus odnalazł wzrokiem krzesło stojące w rogu pokoju, postawił je przede mną i usiadł. 

-Twojej mamie bardzo zależy, żebyś jednak przyszła na spotkanie z Królową i Księciem i omówiła z nimi wygląd wesela. -Aha, czyli o to chodziło. Już miałam kręcić głową, ale mężczyzna mi przerwał. - Daj mi dokończyć. Pójdziesz tam i będziesz się zachowywać w miarę przyzwoicie i nie myśl, że nie wiem jakie to dla ciebie trudne. Wiem, że nie chcesz wychodzić za tego chłopaka i bardzo chciałbym ci załatwić byś nie musiała, ale nie jestem w stanie. - spuściłam głowę. Aż tak było po mnie widać, czy matka powiedziała mu o naszych kłótniach? Nie miałam pojęcia. -Ale mogę ci załatwić co innego. - stwierdził po chwili. To mnie zainteresowało. 

-Mów dalej. - powiedziałam. Marcus uśmiechnął się krzywo. 

-Tak jak mówiłem, pójdziesz grzecznie na to spotkanie.. a ja załatwię ci, że wyjdziesz stąd dzisiaj choć na parę godzin. - spojrzałam na niego zaskoczona. Czy mąż mojej matki proponował mi właśnie pomoc w wymknięciu się? -Domyślam się, że chcesz się stąd wyrwać. Twoja mama wystawiła dodatkowe straże, ale jej problem polega na tym, że bardziej słuchają się mnie niż jej. Mogę szepnąć słówko całej straży rozstawionej na murach, by na twój widok odwracali się w drugą stronę i udawali, że nic nie widzą. A więc jak? Umowa stoi? 

-Jakie masz w tym intencje? Dlaczego to robisz? Jak matka się dowie to cię udusi. - powiedziałam, nabierając podejrzeń. Marcus roześmiał się. 

-I tak już chce mnie udusić za to co powiedziałem na śniadaniu, nie mam nic do stracenia. - stwierdził. -Nie myśl, że chcę czegoś w zamian. Widzę ile to dla ciebie znaczy, by się stad wyrwać. I zanim mnie o to oskarżysz, nie nie próbuję zastępować ci ojca. - ten człowiek jakimś cudem czyta mi w myślach. - pomyślałam. 

-No.. dobrze. Stoi. - powiedziałam, po chwili wahania. 

Dotrzymałam mojej części umowy. Poszłam tam i przez kilka ładnych godzin wysłuchiwałam gadaniny o kwiatach, gościach i strojach. Próbowałam nawet włączyć się do dyskusji. Wszystko, byle tylko się stamtąd wyrwać. Po skończonym spotkaniu, użyłam tej samej wymówki co wcześniej i udałam się do pokoju, by się przebrać. Za wszelką cenę starałam się ukryć podekscytowanie na myśl, że wyrwę się z tego miejsca choć na chwilę. Że być może zobaczę Bellamy'ego. Do tej pory nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo chcę go znowu spotkać. 

Marcus dotrzymał obietnicy. Każdy strażnik na murach, któremu udało się mnie wypatrzyć, mimo mojego przezornego skradania się, natychmiast odwracał się w drugą stronę. Uśmiechnęłam się pod nosem i rozkazałam sobie w myślach, że będę milsza dla mojego ojczyma. I w razie czego obronię go przed matką. 

Kiedy tylko dotarłam do wioski natychmiast zaczęłam szukać kuźni. Ponieważ byłam w tej wsi już mnóstwo razy, doskonale wiedziałam, gdzie mogę ją znaleźć. Znalazłam ją bardzo szybko, a szczęście uśmiechnęło się do mnie. Było już na tyle późno, że Bellamy właśnie wychodził z kuźni i prawdopodobnie kierował się do domu. Uśmiechnęłam się sama do siebie na jego widok. Wyglądał tak samo jak ostatnio. No.. prawie. Różnica polegała na tym, że tym razem nie należał do najczystszych. Tu i ówdzie miał na skórze ciemne plamy, a na czole wciąż było widać kropelki potu. Ale nie odejmowało mu to urody, wręcz przeciwnie, dodawało mu to męskości. 

Ponieważ chłopak wpatrywał się w swoje buty, zamiast patrzeć przed siebie, tym razem to od mało co na mnie nie wpadł. Kiedy nasze oczy się spotkały mimowolnie uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Co on ze mną robi.. - pomyślałam sobie. Bellamy ku mojej radości, odwzajemnił uśmiech. 

-Kogo my tu mamy. - powiedział radośnie, tym swoim irytująco niskim głosem, przez który przechodziły mnie ciarki. -Moja pani. - powiedział i ukłonił się teatralnie. Przez chwilę się wystraszyłam, że się domyślił, ale po chwili sobie przypomniałam, że nadał mi pseudonim "Księżniczka"  całkowicie nieświadomie. Walnęłam go w ramię. Wyprostował się i spojrzał mi z powrotem w oczy. -Co tu robisz? - spytał. Wzruszyłam ramionami. 

-Spaceruję. - odparłam. 

-Tym razem w normalnym tempie? 

-Tym razem tak. - zachichotałam. -A ty? Wracasz do domu? - spytałam.

-Owszem. - odparł Bellamy. -Hej, zapraszam do mnie. - dodał po chwili. Zatkało mnie.

-Że co? 

-Na kolację. Jesteś zdecydowanie za chuda, powinnaś więcej jeść. A moja siostra dobrze gotuje.  - spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

-Masz siostrę? - spytałam, tak jakby to mnie najbardziej zaskoczyło w jego wypowiedzi. Bellamy kiwnął głową. 

-Młodszą. Zajmuje się domem, gotuje, sprząta i przy okazji dorabia sobie szyciem. Zastanawiam się jak sobie poradzę, kiedy wyjdzie za mąż i mnie zostawi. Prawdopodobnie umrę z głodu. - wyjaśnił Bellamy i chyba tylko połowicznie żartował. 

-Chyba będziesz sobie musiał znaleźć żonę. - palnęłam. Uderzyłam się mentalnie w czoło. Co ja gadam?? 

Bellamy roześmiał się. 

-Chyba tak. - zapadła chwila ciszy. -Więc jak? Idziesz ze mną? 

Zawahałam się. Przestąpiłam z nogi na nogę. 

-No nie wiem, twoja siostra nie będzie miała nic przeciwko? - spytałam. Chciałam przyjąć zaproszenie. Perspektywa spędzenia czasu z Bellamy'm bardzo mi się podobała, chłopak był miły i czarujący. Ale z drugiej strony, bałam się do niego za bardzo zbliżyć. Nie mógł się dowiedzieć kim naprawdę jestem. Bellamy pokręcił głową. 

-Wręcz przeciwnie, Octavia uwielbia gości. - stwierdził i wydawało mi się, że mówił szczerze. Westchnęłam. Nie miałam na zbyciu żadnej dobrej wymówki. 

-No dobrze. Chodźmy więc. - powiedziałam. 

Uśmiech Bellamy'ego sięgnął jego cudnych oczu i ten widok zrekompensował mi wszystkie nieprzyjemności ostatnich dni. 

__________________________________________________________________________

Hej hej! Wracam po 752985625 latach. Przepraszam, że dodaję to tak późno, ale dopiero dzisiaj miałam czas i wenę to napisać. W takiej częstotliwości pewnie będą się pojawiać również kolejne rozdziały, także bądźcie gotowe na długie czekanie. 

A tak w ogóle to co myślicie? Kogo lubicie a kogo nie lubicie na ten moment? Jestem ciekawa. Aha no i przepraszam, że jak na razie jest tak mało Bellarke, ale w następnym rozdziale postaram się to nadrobić. 

Pozdrawiam i do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro