5. Kiepski Początek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Piąty września
Szósta dwadzieścia osiem

Nar. 3 os.

Od szóstej rano młody książę Korony nie spał z powodu koszmaru z okropną macochą swojej matki, która to porwała ją z kołyski gdy była mała.
Skąd o tym wiedział? Z ciekawości pewnego dnia dorwał pamiętnik Roszpunki, i przypadkiem natrafił na stronę gdzie opisała dzień w którym poznała Juliana, czyli jego ojca.

Brunet przetarł oczy zerkając na okno w pokoju.

- Uhh durny koszmar.... -Pomyślał przekręcając się na drugą stronę. - I to jeszcze tak wcześnie. - Z racji, że w pokoju nie było zegara, ponieważ dwa dni wcześniej jeden ze współlokatorów Arona zniszczył go ucząc się zaklęć, zielonooki mógł określić godzinę po położeniu słońca. Krukon stwierdził, że jest bardzo wcześnie ponieważ na zewnątrz było jeszcze ponuro.

- I tak nie zasnę - Mruknął do siebie wstając z łóżka. Spojrzał na śpiących współlokatorów i wyszedł z pokoju. Chłodne panele, nie przeszkadzały krukonowi. Jakoś bardzo lubił chodzić na boso.

Gdy zszedł z wieży, gdzie znajdowały się pokoje chłopców, udał się do wyjścia z dormitorium. Ubrany w piżamę i fioletowy szlafrok podążał wzdłuż korytarzy do kuchni. Po drodze mijał duchy buszujące po szkole.

- A Kogóż tu widzę? - Usłyszał nad sobą prawie bez głowego Nick'a. Duch lewitował nad dwunastolatkiem z uśmiechem.

- Witaj prawie bez głowy Nick'u.
- Powiedział książę z uśmiechem.

- Mało kto wstaje o tej porze, wszystko w porządku młodzieńcze?

- Tak, po prostu nie mogłem zasnąć... -Rzekł wymijająco Aron, po czym dokończył wędrówkę do kuchni.

Podczas gdy Aron wędrował do kuchni. Młody ślizgon o platynowych blond włosach siedział w dormitorium i patrzył w sufit.  Nie mógł spać ponieważ jeden z jego współlokatorów potwornie chrapał i zapewnie nie zdawał sobie z tego sprawy. 

Draco nieudolnie próbował zasnąć ponownie.  Po kolejnej próbie,  która zakończyła się fiaskiem wyszedł z łóżka a następnie z pokoju zaraz po tym ruszył do łazienki przygotować się na zajęcia. 
Pierwsze były eliksiry z gryfonami.  Domem z którym od wieków rywalizują. 

Na twarz chłopaka wkradł się delikatny uśmiech, przypominając sobie ostatnią lekcję eliksirów.  Przed oczami pojawiał  mu się obraz gryfona o platynowych. niemalże białych włosach ubabranego zieloną mazią. 

- To będzie świetny początek dnia. - Pomyślał wchodząc do pokoju wspólnego, w którym nie było nikogo a mimo to ogień w kominku nadal wirował. Dracon usiadł na fotelu znajdującym się przed kominkiem i wyprostował nogi. 

- Zapowiada się cudny dzień - Pomyślał przymykając oczy. 

Jakiś czas później,  uczniowie zaczęli zbierać się w Wielkiej Sali na Śniadanie.
Dracon siedział przy stole węża  wraz ze swoim gangiem. Młodzi ślizgoni omawiali plan jak uprzykrzyć życie Potterowi Wesleyowi oraz Frostowi, którego jak na razie nie dostrzegli.

W tym samym czasie Potter rozmawiał ze swoimi przyjaciółmi. 

Pov. Aron

Idąc do Wielkiej Sali wpadłem na mojego kuzyna.  Jak zawsze roztrzepany. Platynowe włosy stały na wszystkie strony świata. Ubrania lekko pomięte i zaspane oczy. 

- Wielka Sala jest w druga stronę młody - Zaśmiałem się.  Blondyn rozkojarzony spojrzał na mnie. 

- A no tak... - Mruknął, po chwili ziewając.

- Kiepska noc? 

- Mhm... - Blondyn przetarł oczy. - Jeszcze nigdy tak źle mi się nie spało 

- Zawsze musi być ten pierwszy raz.  - Poprawiłem kuzynowi szaty i krawat.
Natomiast włosy tylko zmierzwiłem.  - No teraz wyglądasz jak człowiek 

- Dzięki Aron - Powiedział z uśmiechem. 

- Nie ma za co młody a teraz chodź, musisz coś zjeść przed zajęciami. 

- Zachowujesz się jak moja mama - Zaśmiał się. 

- Bardziej jak starszy brat -Również się zaśmiałem. - Teraz to ja przejąłem twoją rolę Zac'uś

- Tylko nie Zac'uś - Warknął,  mierząc mnie wzrokiem.  Znów się zaśmiałem. 

- Jesteś uroczy - Stwierdziłem, kierując się do Wielkiej Sali. 

- Nie jestem. - Usłyszałem jak prycha pod nosem.  Chciało mi się śmiać,  bo zachowuje się jak jakiś mały wilczek albo szczeniaczek, z którym można się droczyć, co uwielbiam robić zwłaszcza kiedy jest nie wyspany.  Wtedy jest zabawniej.

Po chwili otworzyłem wielkie ciężkie drzwi do pomieszczenia w którym znajdowała się już spora liczba uczniów.

- Zjesz ze mną?  - Zapytałem, kierując się do stołu mojego domu.

- Może innym razem  - Odpowiedział zmierzając do stołu gryfonów.

Usiadłem obok mojego przyjaciela,  Jake'a.

- Co to za dzieciak? - Zapytał podążając wzrokiem za heterochromikiem.

- Mój kuzyn, jest na pierwszym roku. - Odpowiedziałem nakładając sobie jajecznice. - Już pierwszego dnia podpadł nietoperzowi.

- Chyba jak każdy gryfon - Zaśmiał się krótko.

- Fakt - Mruknąłem wkładając trochę jajecznicy do ust.

- Ej w ogóle startujesz w tym roku do drużyny? - Rudzielec wyraźnie był podekscytowany, w zeszłym roku był na pozycji miotacza.

- Może - Jakoś nie mam ochoty wstępować do drużyny.

- Ej no weź... - Jeknął z miną zabitego psiaka. - Prooooszeeeee - Powiedział przeciągając sylaby.

- Dobra, mogę spróbować. - Westchnąłem zrezygnowany. Jake czasem jest strasznie denerwujące. - A teraz daj mi zjeść. - Powiedziałem zmęczony i zacząłem jeść.

Zaś mój przyjaciel zaczął zagadywać dziewczyny, które siedziały na przeciwko nas.

Pov. Zac

Siedziałem przy stole z moimi znajomymi. Harry i Ron żywo o czymś dyskutowali, zaś ja czułem się niezręcznie. Cały czas miałam wrażenie, że ktoś uparcie mi się przygląda.

- Hej Zac dostałeś szlaban od Snape'a? - Zagaił Harry.

- Na szczęście nie. Kazał mi tylko posprzątać.

- Jesteś chyba pierwszym gryfonem, który nie dostał szlabanu za rozróbę na lekcji. - Odezwał się jakiś rudzielec, łudząco podobny do Rona.

- Głupi ma szczęście - Posłałem uśmiech w ich stronę.

- Powinieneś bardziej uważać na eliksirach...

- To był mój pierwszy raz - Wyjaśniłem. - Po za tym w mojej rodzinie chyba nikt nie był w szkole magii. - Noo nie licząc mojego starszego kuzyna. Jest na trzecim roku.

- Czyli jesteś z rodziny mugoli? - Zdziwił się Ron.

- Na to wychodzi... - Westchnąłem cicho. Nie miałem ochoty aby coś zjeść. - Idę pod sale... - Zaraz po tym wyszedłem z Wielkiej Sali. Najpierw zawróciłem do dormitorium po książki następnie ruszyłem pod salę.

Cały czas czułem sobie czyjeś spojrzenie. Jednak nie wiem czyje, ponieważ za każdym razem gdy się odwracałem nikogo nie było. 
Szybkim krokiem skierowałem się pod sale transmutacji, w której mamy zajęcia z profesor McGonagal.
Usiadłem przy ścianie, trochę się zmęczyłem gdyż prawie biegłem a każdy chyba wie, że schody męczą.
W ciszy czekałem na rozpoczęcie lekcji.

Na korytarzach panowała absolutna cisza, którą przerywał mój oddech i pojedyncze kroki innych uczniów.

Przymknąłem oczy.

– To dopiero drugi dzień a ja już tęsknię za tymi wariatami... - Pomyślałem. - Ciekawe jak się mają? Może napiszę do nich list?  Tak do dobry pomysł.

– Muszę poszukać potem Arona... - Mruknąłem do siebie otwierając oczy. Gdyż usłyszałem śmiechy niedaleko mnie.

– Ile można na was czekać? - Zapytałem retorycznie dostrzegając znajome twarze.

– Sam poszedłeś wcześniej. Co się dzieje? - Gdy tylko byli bliżej Hermiona od razy zapytała zmartwiona.

–Nie, spokojnie - Posłałem jej lekki uśmiech. Po prostu nie byłem głodny...

– Tylko potem nie marudź że jesteś głodny - Harry poklepał mnie po ramieniu.

Kilka chwil później rozbrzmiał dzwon oznaczający koniec przerwy.
Potem zaczęły się lekcje.

Starannie notowałem na każdej lekcji. Jednak na lekcji zaklęć, kiedy ćwiczyliśmy zaklęcie lewitacji moje pióro wybuchło, z resztą nie tylko mi. Jednemu z puchonów także.

Cicho zacząłem kaszleć od dymu.
To będzie ciężki dzień. Tym bardziej że mamy dziś jeszcze eliksiry.

Mam co do tego bardzo złe przeczucia.

Nar. 1 os.

W końcu nadszedł czas na ostanie zajęcia. Pierwszoroczni gryfoni mieli zajęcia eliksirów z odwiecznymi rywalami, ślizginami.
Oczywiście nauczyciel uwielbiał tych drugich i zawsze znalazł powód by odjąć punkty podopiecznym domu lwa. Tak było i tym razem.

Snape kazał przygotować Amortencję.

Każdy starał się robić wszystko ostrożnie oraz dokładnie. Głównie byli do gryfoni. Nikt nie chciał zaliczyć szlabanu już w pierwszy tygodniu szkoły.

Jednakże nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli i coś musi się spierniczyć mówiąc łagodnie.

Tak też było. Ron, który powoli kończył swój eliksir rozproszył się przez Zac'a kłócącego się z jakimś ślizgonem.
Źle odmierzył składniki i przez to w kotle zaczęło bulgotać nie wspominając o tym, że barwa była nie taka i zapach.

– Weasley co to ma być? - W jednej chwili profesor znalazł się przy rudym, który nie miał pojęcia co zrobił nie tak.

– J-ja nie wiem... Dodałem wszystko jak trzeba... Chyba... - Wyjąkał z trudem, gdyż Severus Snape, był jednym z najstraszniejszych nauczycieli w Hogwardzie. Nie jednego pierwszaka, czy uczniów ze starszego roku przyprawiał o palplitacje serca.

Snape uniósł swą kruczoczarną brew.
W tym samym momencie cała zawartość kociołka wyleciała w górę i ropryskała się na całą klasę. Ciemna maź zaczęła dymić w kontakcie ze strukturą zamku. Po chwili powstał błękitny płomień.

Uczniowie spanikowani zaczęli uciekać, i krzyczeć.

– Proszę zachować spokój. - Donośny głos Snape'a rozległ się po klasie. Nauczyciel wyjął różdżczkę i rzucił zaklęcie. - Aquamento. - Strumień wody powstał na końcu atrybutu każdego czarodzieja i ugasił płomienie. – Wesley, po lekcjach masz przyjść do mnie. - Rudy przełknął głośno ślinę. Skinął delikatnie głową.

Rozległ się dzwoń oznaczający koniec lekcji. Uczniowie zaczęli wychodzić z sali.

– Zapamiętajcie mnie jako dobrego czarodzieja. - Szepnął rudy do przyjaciół gdy wychodzili na korytarz.

– Nie może być aż tak źle Ron. - Blondyn poklepał go po plecach w geście otuchy. - Nie okazuj strachu. Wtedy może być gorzej. - Powiedział posyłając lekki uśmiech przyjacielowi. Po tym drobnym geście wyszedł jako jeden z ostatnich, zostawiając młodego Wesleya w sali.

– Łatwo ci to mówić. - Burknął.

Był blady jak ściana, serce waliło jak szalone. Bał się i to strasznie, w końcu Severus Snape należy do jednych z najstraszniejszych i najbardziej surowych nauczycieli w Szkole Magi.

– Co tu robisz? Mówiłem byś przyszedł po zajęciach.

– To była nasza ostatnia lekcja.  - Powiedział dość cicho przez gule w gardle, która uniemożliwiała mu mowę.

– Rozumiem - Skinął głową po czym dodał - Dostajesz szlaban. - Zaczął gdy rudy pierwszoroczny podszedł do niego bliżej. - Za kartę przez dwa tygodnie po lekcjach będziesz sprzątał składzik z Eliksirami. Zaczniesz od zaraz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro