Rozdział XVII - Eggman czy nowy wróg?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

,,Będziesz następna" - owe słowa rozbrzmiewały w głowach przerażonych dziewczyn niczym dzwon, uniemożliwiając podjęcie jakiejkolwiek racjonalnej decyzji. Ponadto sam fakt, iż zostały same w ciemnym pokoju, całkowicie bezbronne i zatrwożone, pogłębiał bolesne, pożerające od środka uczucie strachu. Nie wspominając już o tym, że ich najlepsi przyjaciele zostali uprowadzeni przez śmiertelnego wroga, a jeden z nich tułał się po wiosce pozbawiony wzroku.

— C-co robimy? — ochrypły głos Sticks przerwał głuchą ciszę, roznosząc się po całym pomieszczeniu.

— J-ja... Nie mam pojęcia... — jeżyca spojrzała na towarzyszkę, nie potrafiąc ukryć targających jej duszą nerwów. Przysunąwszy nogi do klatki piersiowej, ukryła twarz w kolanach, bezradnie szukając wytłumaczeń odnośnie tajemniczego listu.

Wtem rozległo się głośne skrzypienie drzwi, które nie dość, iż wywołało dreszcze na plecach dziewczyn, niemal nie przyprawiło ich o zawał serca.

Sticks wstała niepewnie na uginających się z przerażenia nogach, po czym ciągnąc za sobą zielonooką, ukryła się za nieopodal stojącą kanapą. Choć ich serca kołatały jak szalone, a niepokój znacznie przyspieszył tętno, dokładały wszelkich starań, by nie pisnąć ani słowa.

Na chwilę wstrzymały oddech, słysząc zmierzające w stronę miejsca ukrycia kroki, które z każdą sekundą stawały się coraz głośniejsze.

,,I co teraz? I co teraz?! Jak poradzimy sobie bez Sonic'a? Gdzie on jest? Co się z nami stanie?" — natłok myśli wywołany nieprzewidywalnymi zdarzeniami przyćmił ich umysły, utrudniając poruszanie się.

W owym momencie ziścił się najgorszy możliwy scenariusz, a wszelkie obawy przyjaciółek stały się rzeczywistością. 

Pod wpływem silnego uderzenia Sticks padła bezwiednie na drewnianą posadzkę. Zauważywszy to, przepełniona trwogą Amy zakryła usta dłońmi, czując spływające po policzkach kryształowe łzy. Uniosła wzrok ku górze, napotykając emanujące gniewem spojrzenie oprawcy. Nie była jednak w stanie rozpoznać owej osoby, zważając na panującą w pokoju ciemność i następującą kolejno serię wydarzeń...

Ogromny, przeszywający ból ogarnął jej ciało, doprowadzając do utraty przytomności. Aczkolwiek zaledwie kilka sekund przed całkowitym zapadnięciem mroku, poczuła coś niezwykle dziwnego... 

Ciepłą, krwistoczerwoną ciecz spływającą po bladej twarzy...

***

Sonic biegł przed siebie ile sił w nogach, mając w sercu jedynie nadzieję, iż zmierza w  stronę obranego przez siebie miejsca. W jego umyśle panował istny chaos, który połączony z niepojętą wściekłością, ciągnął za sobą masę niewłaściwie podjętych pod wpływem emocji decyzji. Choć był niemal pewien swego obecnego położenia, wciąż targały nim pewne wątpliwości. Zważywszy na to, iż prawdopodobnie znajdował się nieopodal swego skromnego mieszkania,(które, szczerze mówiąc bardziej przypominało altanę aniżeli faktycznie jakiś dom), skręcił w boczną uliczkę, biegnąc właśnie w jego kierunku. Przyświecał mu jeden cel, a mimo to coraz bardziej nurtowały go irytujące myśli. Zdecydowanie nie pasował mu jeden, niezwykle ważny element układanki... Eggman od bardzo dawna był ich śmiertelnym wrogiem, lecz tak naprawdę jego wszelkie próby osiągnięcia czegokolwiek nie stanowiły żadnego poważnego zagrożenia i praktycznie zawsze kończyły się przytłaczającą klęską. Nawet jak na "geniusza zła" miewał przebłyski dobroci, a niekiedy nawet zdawać by się mogło, iż jest do nich (zarówno Sonic'a jak i pozostałych) w pewien sposób przywiązany.

Czy faktycznie on - doktor Robotnik, zdobyłby się na dokonanie tak okrutnych czynów?
Pożar...
Porwanie...
Czy sprawcą owych incydentów naprawdę był ten łysy, wąsaty mężczyzna o odrażającym wyglądzie, którego możnaby spokojnie nazwać życiową porażką? (PS: Tak myśli nasz niebieski jeż, więc nie zarzucajcie mi, że próbuję kogokolwiek obrazić  XD)

Przeczuwając, iż znajduje się w progu własnego mieszkania, odstąpił nurtujące go myśli na bok, z wszelkich starań chcąc skupić się na znalezieniu jakiejkolwiek poszlaki. Jednak zważywszy na jego utratę wzroku, owe zadanie stało się wręcz niemożliwe do wykonania. Wędrując powoli chwiejnym krokiem po altanie i potykając się o najdrobniejsze przedmioty porozrzucane po podłodze, Sonic wyglądem przypominał zombie, a rozłożone po jego bokach dłonie badające otoczenie jeszcze bardziej uwydatniały ten wymyślony przez niego w ułamku sekundy obraz "żywego, kulawego trupa".

I w ten oto sposób, wylewając siódme poty podczas przeszukiwania chaty, natknął się na coś, co wyjątkowo przykuło jego uwagę....

A mianowicie – papierową kopertę o dość nietypowej strukturze.

Przynajmniej tak mu się wydawało, gdy obracał owy, nieco zniszczony przedmiot w dłoniach.

Tak.
To koperta.
Co do tego nie miał choćby najmniejszych wątpliwości.

Jednak...

Zważając na zaistniałą sytuację, w której obecnie się znajdował oraz sam fakt, iż zmysł wzroku opuścił go dobrych kilkanaście dni temu, owe znalezisko uznał za nieprzydatne, wręcz zbyteczne.

Gdyby tylko znalazła się zaufana osoba, dzięki której poznałby treść skrywaną wewnątrz koperty, sprawy przybrałyby zdecydowanie inny obrót...

Sięgając wgłąb umysłu, Sonic zastanawiał się, czy odesłanie Sticks wraz z Amy naprawdę było dobrym pomysłem. Z każdą chwilą coraz bardziej żałował tej, podjętej pod wpływem negatywnych uczuć decyzji. Lecz nawet mimo to, wahał się nad poproszeniem dziewczyn o pomoc. Bowiem robiąc to, przyznałby się do popełnionego błędu, tym samym doznając skazy swej wyniosłej dumy. Zaś podchodząc do przypadkowego mieszkańca wioski z prośbą odczytania wiadomości, wydawało się jeszcze gorszą opcją. A niemal – najgorszą z możliwych.

Zatem, nie mając innego wyjścia, chwycił kopertę w dłoń, czem prędzej zmierzając w stronę chaty Sticks. Co prawda, choć wyspę znał jak własną kieszeń, nie oznaczało to, iż nie miał pewnych wątpliwości dotyczących swego położenia. Niekiedy potykał się o gałęzie, a ogromną przeszkodę stanowiły nawet drobne kamienie. Wyczerpany do granic możliwości, czuł na swej twarzy delikatne powiewy chłodnego wiatru, natomiast po kilku sekundach o jego ciemnobłękitne kolce zaczęły rozbijać się kryształowe kropelki deszczu, które z biegiem czasu przemieniły się w istną, rozszalałą ulewę.

Podłoże stało się śliskie od nadmiaru wody, stopniowo przeistaczając się w utrudniające ruch błoto, a z pozoru nieszkodliwy wietrzyk – ustąpił miejsca wichurze.

Gdyby nie fakt, iż od mieszkania borsuczycy dzieliło go zaledwie kilka metrów, bez wątpienia opadłby bezsilnie na ziemię, tracąc przy tym przytomność.

Jednak dom był tuż tuż. Tak blisko, iż jeż był w stanie wyczuć dochodzącą z wnętrza charakterystyczną dla chaty woń. Zapach ten dodawał mu otuchy i jedynie utwierdzał go w przekonaniu, iż biegnąc do celu, obrał właściwą drogę.

Znalazłszy się w progu, bez wahania wkroczył do środka, po czym drapiąc się w kark, rzucił nieco zmieszanym tonem:

— Amy? Sticks? Ja... Przepraszam. Powinienem rozegrać to nieco inaczej.

Nie usłyszawszy żadnej odpowiedzi ze strony przyjaciółek, odczuł w sercu pewnego rodzaju niepewność, a nawet możnaby rzec – strach.

— Haloooo! Dziewczyny! Jesteście tam? — spytał niepewnie, posuwając się wgłąb mieszkania. — Ha, ha, ha... Bardzo zabawne... Więc jeśli jestem ślepy, można stroić sobie ze mnie takie żarty? — chciał użyć typowej dla siebie gadki, lecz jego głos był pozbawiony choćby cienia rozbawienia. Sam nie potrafił uwierzyć we własne słowa. "Amy" i "żarty" traktował bowiem jako antonimy, całkowite przeciwieństwa, coś, co nigdy nie będzie ze sobą współgrać. Różowa jeżyca będąca uosobieniem powagi i odpowiedzialności w czystej postaci, nigdy nie zdobyłaby się na zrobienie kawału komukolwiek, tym bardziej – niepełnosprawnej (w pewnym sensie) osobie.

Przełknął głośno ślinę, napotkawszy stopami stłuczone szkło. Jego serce zabiło mocniej, zaś niepokój panujący w jego duszy, znacznie przyspieszył tętno.

Stało się...

Poczuł pod stopami coś ciepłego.
Ciecz. Bez wątpienia.

Woda?

Z taką nadzieją klęknął na twardej posadzce, sięgając rękoma ku nietypowej substancji.

Poczuł to.

Jego dłoń dotknęła lepkiej, nadwyraz ciepłej, szkarłatnej cieczy.

Uniósł zamoczone w płynie palce ku nosowi, a metaliczny, paskudny zapach wypełnił jego nozdrza.

— Krew... — szepnął załamanym tonem, starając się opanować pożerające go od środka przerażenie.

— Żyją — dziwnie znajomy, a jednocześnie tak odległy głos przyprawił go o nieprzyjemne dreszcze. Było w nim coś tak chłodnego, obojętnego, niemal paraliżującego trwogą, iż Sonic zamarł w bezruchu. — Co nie zmienia faktu, że to ty wpakowałeś swoich przyjaciół w to gówno... — te słowa (wypowiedziane niezwykle obojętnym, bezbarwnym i złowrogim tonem) uderzyły w serce jeża niczym pocisk, wzniecając kłębiące się w nim bolesne uczucia.

Kim ty, do diabła, jesteś?! — zielonooki nie potrafił powstrzymać szarpiącej nim wściekłości i rozpaczy.

— Ja? — tajemnicza postać spytała jakby z drwiną. — Tobą. — owe słowo rozległo się po całym pokoju, odbijając się echem od ciemnych ścian.

♛┈⛧┈┈•༶༶•┈┈⛧┈♛
Hejcia! Oto Wasz długooooooo wyczekiwany rozdział!
Mam nadzieję, że nie zawiodłam Waszych oczekiwań i rozdział Wam się podobał 😅

Ogólnie rzecz biorąc, chciałam Wam również gorąco podziękować, że jesteście "tutaj" ze mną, potraficie zrozumieć przerwę w rozdziałach, dodajecie otuchy i cuerpliwie wyczekujecie kontynuacji. Tyle miłych słów, jakie otrzymałam od Was w komentarzach, nie dostałam nigdy pod żadną książką. Jesteście cudowni. Nie, to za mało...

Jesteście po prostu ZAJEBIŚCI! ♡
Aż chce mi się kontynuować tę książkę uwu

Dlatego uznajcie ten rozdział jako podziękowania z mojej strony i prezent z okazji świąt. :3

Specjalnie dla Was - czytelników stworzyłam specjalny hasztag, który każdy z Was może umieścić w swoim opisie ^^

Od dzisiaj wszyscy jesteśmy
#team_zajebiste_soniki

(Wiem że "Sonic" pisze się przez "c" i z wielkiej litery, ale bądźmy oryginalni XD) (PS: Jeśli przeszkadza Wam słowo "zajebiste", możecie zmienić na " zarąbiste/zaczepiste/zajefajne " według własnych upodobań, hah)

Każdy, kto umieści ten hasztag w opisie profilu, proszę o zgłoszenie się tutaj:
»»————> \________/
(Na każdym profilu zostawię po sobie ślad :3)

Nie przedłużając,
Pozdrawiam serdecznie i życzę Wesołych Świąt Wielkanocnych!

Julia-Paula aka Asami-chan


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro