Rozdział I - Krew na śniegu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


  Dookoła nie było nic, tylko wszechobecna pustka i przygniatające poczucie napięcia, jakby coś miało wyskoczyć z wypełniającej całe to miejsce ciemności. Rozejrzawszy się i stwierdziwszy, iż jest w jakiejś dziwnej pustce, chłopak, o włosach tak jasnych, że niektórzy mówili, że są białe, mimo jego zapewnień, że to tylko wyjątkowo jasny blond, zaczął iść w przypadkowo wybranym kierunku. „Jestem dosłownie nigdzie, i tak nie mam jak zabłądzić."- stwierdził. Gdy tak zaczął iść, otulające go ciemności powoli stawały się jakby jaśniejsze, a w oddali pojawiło się coś na kształt jakiejś sylwetki, jakby stała tam jakaś odwrócona tyłem osoba. Dla Nixa znaczyło to tylko tyle,
że idzie w dobrym kierunku- na pewno ta osoba wie jak opuścić to miejsce. „A co jeżeli nie wie?"- zrodziła się myśl w głowie jasnowłosego- „Co, jeżeli tak jak ja nie ma pojęcia gdzie jest? Jak wtedy stąd wyjść?". Tak rozmyślając, zbliżał się do sylwetki, a czerń wokół niego przekształcała się stopniowo w zimową scenerię - pod jego nogami pojawiła się oprószona śniegiem ścieżka, po bokach ścieżki sprószone bielą sosny, a nad nim blade, zachmurzone niebo, z którego opadały białe kryształki śniegu. Nix jednak był tak zaabsorbowany myśleniem nad tym, co może mu powiedzieć tajemnicza postać, że nawet nie czuł spadających na niego płatków śniegu. Jedyne co widział to ta osoba, która im był bliżej, tym bardziej przypominała ciemnowłosą kobietę, a jedyne co czuł to niepewność.

W końcu stanął tuż przy niej. Była niewiele niższa od niego, miała lśniące czarne włosy, była ubrana w czarną sukienkę i pachniała jak ogród pełen kwiatów. Znał ją, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd, choć czuł, że powinien ją pamiętać, jakby to był ktoś ważny. Mimo to w głowie miał pustkę, chyba bardziej ciemną i beznadziejną niż ta, z której chwilę temu wyszedł. Przez chwilę zastanawiał się jak zagadać do ciemnowłosej, po czym w końcu zdecydował się stuknąć ją palcem w ramię, aby się do niego odwróciła. Już podniósł rękę, kiedy powiedziała do niego słodkim, ale smutnym głosem: „Dlaczego na to pozwoliłeś?". Nix zamarł. Chciał coś odpowiedzieć, ale postać powtórzyła swoje „Dlaczego na to pozwoliłeś?", tym razem głośniej i odwracając lekko głowę w jego kierunku. Chłopakowi brakło słów. Wiedział już, że zna tę osobę i że zrobił coś nie tak, ale kto to był i jak ją zawiódł? „Nix, dlaczego mnie nie ocaliłeś?" - dziewczyna obróciła się ku niemu i spojrzała na niego smutnymi niebieskimi oczyma. Z jej tułowia wystawała rękojeść miecza, a dookoła miejsca wbicia broni była ogromna plama krwi.

Już wiedział dokładnie, kto to był. Pustkę w mózgu zalała fala wspomnień, wielu wspaniałych i tego jednego, które był pewien, że będzie dręczyło go do końca życia. Z jego oka popłynęła łza, za nią kolejna, a w końcu cały słony wodospad goryczy. Wiedział aż za dobrze, kim była dziewczyna. „Przepraszam... byłem słaby..."- zdołał tylko wymamrotać, patrząc prosto w jej oczy, te same, które kiedyś pokochał i te same, które kiedyś stracił na zawsze. Dziewczyna wyciągnęła miecz z siebie, a jej krew zaczęła tryskać na pokrytą bielą drogę. Podeszła powoli do Nixa, a gdy była mniej niż metr od niego, ręką, którą nie trzymała miecza, zbliżyła jego twarz do swojej i swoimi ledwo ciepłymi ustami dotknęła jego ust, na których było jeszcze kilka gorzkich łez. Chłopak nie spodziewał się tego, ale objął ją obiema rękami i trwali w tym pocałunku pełnym tęsknoty i żalu, smakującym gorzkimi łzami i krwią, a jednak przez oboje tak wyczekiwanym. Nix zamknął oczy, zatracając się w tym momencie, który wierzył, że już nigdy nie nastanie. A mimo to stała tu przed nim i była go bliżej niż kiedykolwiek przed jej śmiercią. Wtedy właśnie Nix uświadomił sobie, że niemożliwe by ona jeszcze żyła, przecież widział sam jak umiera, sam zaniósł jej ciało do miasta. To był sen.

Kiedy tylko o tym pomyślał, poczuł ostry ból w lewym boku. Odepchnął czarnowłosą i spojrzał w dół. Miecz, który do niedawna tkwił w niej, teraz był wbity w niego. „Już niedługo nadejdzie i twoja pora, mój miły... Będę na ciebie czekać."- powiedziała dziewczyna ze smutnym uśmiechem na twarzy, po czym odwróciła się na pięcie i zaczęła odchodzić zaśnieżoną ścieżką. Tymczasem Nix czuł się coraz słabiej, jego wzrok się rozmywał, a jego kolana stały się słabe. Chciał biec za dziewczyną, ale po jednym kroku upadł na ziemię, wbijając sobie miecz jeszcze głębiej. Czuł, jak powoli opuszczają go siły, jak mięśnie odmawiają posłuszeństwa, a umysł zakrywa mgła. Nie mając siły z tym walczyć, zemdlał.

A wtedy się obudził w swoim pokoju, zlany potem, z przyspieszonym tętnem i ciężkim oddechem. Pomacał swój lewy bok. Ku jego uldze nie było tam niczego przypominającego choć trochę wbity miecz ani ślad po nim. Wstał z łóżka i podszedł do okna, przez które do pomieszczenia wpływało światło księżyca, tej nocy akurat w pełni. Nix popatrzył na świecącą tarczę i westchnął „Noc będzie jeszcze długa... A jutro ważny dzień... Przydałoby się jeszcze trochę snu."- po czym niechętnie wrócił pod kołdrę. Ułożył głowę na poduszce i zamknął oczy, a niedługo zapadł w sen. Nie był to jednak spokojny sen... Nadal była w nim Ona.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro