Rozdział VIII - Pierwsze zadanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kolejny poranek w karierze Nixa jako maga był bardzo podobny do poprzednich - gdy tylko wyrwał się z dziwnego snu, ubrał się, zjadł coś, po czym wyszedł z domu, tak jak dwa dni wcześniej w stronę szkoły. Tym razem jednak musiał pamiętać o swoim nowym pupilu, który rano prawie nie dawał znaku życia, ale na szczęście przypomniał o sobie kiedy chłopak miał już opuścić dom. Gdy poprzedniego dnia chłopak szedł z Solarisem, ten siedział mu stale na ramieniu i często zbliżał się mocno do jego głowy, jakby nieco przerażony wszystkiego. Teraz jednak, ptak po krótkiej chwili wystrzelił w powietrze i pomimo obaw Nixa, że nie wróci, krążył tylko po niebie, czasami schodząc niżej, a czasami odlatując wyjątkowo wysoko. Kiedy chłopak już kilka razy zobaczył, że jego zwierzak jednak wraca, pogrążył się w rozmyślaniach o poprzednim dniu. Corin zdziwił go swoją postawą i Nix był bardzo ciekaw czy ją utrzyma. Zastanawiał się też, jakie to zadanie dostaną na początek. Był prawie pewien, że będzie to coś wyjątkowo prostego i nie będzie to zbyt dobrą okazją żeby poprawić swoje umiejętności, ale ufał, że Navon wie co robi kierując drużyną. Kiedy w końcu dotarł pod Akademię, Aileen już tam stała, podrzucając jakąś bransoletkę. Była bardzo widocznie znudzona, a na widok Nixa od razu się ożywiła.

- Hej, w końcu jesteś! - uśmiechnęła się do niego.

- No witam. - odparł chłopak - Czemu nie weszłaś do szkoły?

- Och, wiesz... pogoda taka ładna, że szkoda tam siedzieć. Poza tym i tak misja będzie raczej poza szkołą.

- Hm. No tak. - mruknął Nix - Rozumiem. Długo już czekasz? Po twoim żonglowaniu wnioskuję, że już dobrą chwilę...

- Nie, wcale nie tak długo... po prostu nieco za wcześnie wyszłam z domu, to mi się zdarza...

- Jest jakaś ósma... - odpowiedział chłopak, nie mogąc pojąć jak można nie tylko dobrowolnie wstać wcześniej, ale też wyjść wcześniej z domu.

- Wiem, ale ja jestem takim rannym ptaszkiem. - powiedziała mu z uśmiechem rudowłosa. Kiedy tylko powiedziała o ptaszku, praktycznie znikąd pojawił się Solaris i usiadł jej na ramieniu, skrzecząc wesoło- Nie o tobie mowa, mały... - zaśmiała się.

- Solaris... tak go nazwałem.

- Ładne imię... Brzmi jak jakieś bóstwo czy coś takiego. - stwierdziła Aileen, głaszcząc ptaka. - Co on taki dzisiaj bardziej śmiały? Wczoraj tak do ciebie przylgnął, a teraz lata sobie, siada na mnie...

- Nie mam zielonego pojęcia, był taki jak się obudziłem. - wzruszył ramionami Nix. Dosłownie trzy sekundy później pojawił się Corin.

- Cześć wam. Navon już jest? - powiedział od razu.

- Nie, jeszcze go tu nie ma, ale tym razem może najpierw obejrzyj się za siebie zanim się zaczniesz denerwować na niego... - poradziła mu Aileen i się zaśmiała.

- Ha ha ha, boki zrywać... - odparł czarnowłosy, ale jednak dla pewności spojrzał za siebie, co rozbawiło dziewczynę jeszcze bardziej. Niedługo jednak znudziło jej się nabijanie się z Corina, narzuciła jakiś nowy temat rozmowy, do którego dołączył się i Nix, który dotychczas tylko śmiał się cicho z kolegi. Ani się obejrzeli, a pojawił się Navon. Ponownie przeprosił ich za spóźnienie.

- Choroba, strasznie dużo ostatnio rzeczy wypada w tej Radzie. Rozumiecie, że z naszych archiwów zniknęły dane niektórych magów? A gdyby to byli tylko jacyś nieszkodliwi... sami kryminaliści, jak na złość. Ktoś chyba coś miesza, ale nie mam pojęcia kto... Thorn miał się zająć szukaniem sprawcy, ale chyba w końcu poproszę Atlasa, żeby ściągnął kogoś bardziej kompetentnego, na przykład Kanza albo Brojar, oni by sobie z tym może poradzili... akurat oboje się wybrali na południe, skubani.

Gdy już skończył jęczeć o trudach pracy w Radzie, Sage wyjaśnił młodym magom na czym polega ich pierwsze zadanie. Jak się okazało faktycznie było ono trywialne, a polegało na tym, by znaleźć psa pewnej mieszkanki Cambrii, który zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach. Poszukiwania rozpoczęło pójście do domu owej pani, Amelii Littlewood. Kobieta okazała się być bardzo przyjazna, choć po jej stroju i sposobie prezentacji samej siebie było widać jasno że z pieniędzmi nie miała problemu. Była grubo po 40-stce, a mimo to wyglądała dość młodo, chociaż tu i ówdzie przebijał się jej prawdziwy wiek. Niektóre z jej czarnych, kręconych włosów nie były już wcale czarne, a bliżej były do koloru włosów Nixa. Zaprosiła ich by omówili sprawę psa przy szampanie w jej ogrodzie. Siedli więc pod rosnącą w owym sporych rozmiarów ogrodzie lipą i zaczęli rozmawiać o zadaniu.

- No więc, droga pani Littlewood, niech pani opowie jak to się wydarzyło. - poprosił ją Navon, biorąc łyk szampana.

- Och, drodzy moi, to było coś strasznego. Idę sobie jak co poniedziałek z moją Milą na spacerek, idziemy sobie alejką w parku, tam przy ulicy Wschodniej, no i ja państwo drodzy się odwracam na chwilkę od mojej Milci... no i tragedia, już zaraz nie ma nic na smyczy! Ja to podejrzewam, że jakieś gałgany mi ją ukradły, bo zazdroszczą mi sukcesów zawodowych i finansowych... już mi raz okno zbili jakąś cegłą, to ich skrzyczałam i groziłam strażą miejską. Kręcą mi się tacy koło posesji czasami... może ich sprawdźcie.

- No dobrze, a ten pies to jak wyglądał? - spytał Corin.

- Och, Milunia była puchata, maniunia, no i bielutka jak śnieg. Prawdziwy aniołek wśród psów, jak się tak położyła na kolanach, to... Ach, na sercu się ciepło robiło... Znajdziecie ją, prawda? - odpowiedziała Amelia.

- Zrobimy co w naszej mocy, proszę pani. - powiedział jej Nix - Niech się pani nie martwi, Milunia wróci zanim się pani obejrzy.

- Ach, wspaniała z was młodzież, nie to co te gałgany. Ach, gdyby mój mąż, bankier, jeszcze żył, to by im pokazał tym nicponiom... - warknęła, a po chwili przerwy dodała: - Dziękuję, że zgodziliście się szukać Miluni.

- Nie ma za co, to w końcu nasza praca pomagać innym. - powiedziała jej z uśmiechem Aileen.

Młodzi magowie jako następny punkt planu obrali sobie spotkanie z owymi „nicponiami", spytanie czy może coś wiedzą. Corin koniecznie chciał od razu iść do parku, tam szukać śladów, ale Navon kategorycznie mu to wyperswadował. Zaczęli więc chodzić w okolicy domu pani Littlewood, w nadziei, że niedługo spotkają podejrzanych o porwanie psa. Na ich szczęście już po kwadransie wpadli na jakiegoś chłopaczka, który wyglądał dosyć podejrzanie. Spytali go, czy nie widział białego pieska, a gdy odpowiedział im, by się gonili, przygwoździli go do ściany i pogrozili magią. Jako, że był to nie-mag, przelękł się i powiedział im, że widział jak ktoś niesie coś małego i białego niedaleko sklepu rodziców Aileen. Wspomniał też, że jego kolega mówił coś o jakimś kundlu, ale że kolega mieszka po drugiej stronie miasta. Drużyna puściła go (a uciekał, aż się za nim kurzyło) i zaczęli się naradzać. Wtedy podszedł do nich młody chłopak w błękitnej szacie.

- Sir Sage? Sage Navon? - spytał.

- Tak, to ja. O co chodzi? - odpowiedział pytaniem opiekun grupy.

- Jest pan pilnie wzywany do budynku Rady, chodzi o jakichś dziwnych facetów w czarnych strojach kręcących się po mieście... Atlas ma pewne obawy...

- Rozumiem, dziękuję. - odparł Navon pracownikowi Rady, po czym zwrócił się do swoich podopiecznych - Rozumiecie, że muszę was zostawić... mam nadzieję, że mi wybaczycie. Ale wiecie, możecie kontynuować misję. Każde z was poszłoby w inne miejsce, zbadało sprawę. Jego uczniowie kiwnęli głowami, po czym ich nauczyciel oddalił się wraz z chłopcem w niebieskim.

- Ja idę do parku. - rzucił od razu Corin.

- Dobra, to ja powęszę koło naszego sklepu, i tak mnie tam wszyscy znają. - powiedziała Aileen.

- No to ja przesłucham tego kolesia... - westchnął Nix.

I rozeszli się w trzy strony.

***

Gdy Corin dotarł do parku, stwierdził że niewiele może zdziałać. Alejka, którą rzekomo szła pani Amelia była pusta. No, poza jedną chodzącą tam starszą panią. Czarnowłosy zagadał do niej i spytał ją o psa, ale ta odparła, że jeśli to nie rottweiler to nie widziała. Chłopak westchnął, podziękował za pomoc, po czym siadł na ławce i zaczął obserwować okolicę, starając się wyłapać coś szóstym zmysłem. Owszem, na alejce faktycznie było trochę białego futra, ale w pewnym momencie ścieżka z włosów się urywała. Poza tym Corin nie mógł znaleźć nic. Znowu westchnął. Takie proste zadanie, a on już rozkłada ręce. „Idiota." - warknął pod nosem w porywie samokrytyki. Wtedy podszedł do niego pan około 40-stki, przywitał go i zapytał:

- Pan szuka psa?

- Szukam, taki mały, biały. Widział pan?

- Widziałem, jakiś dziwny facet niósł go w tamtym kierunku. - mężczyzna wskazał w stronę sklepu rodziców Aileen. „A więc jednak tam..." pomyślał szarooki, podziękował przechodniowi za pomoc, po czym oddalił się we wskazanym kierunku.

***

Aileen szła, zastanawiając się nad tym co powiedział chłopak. Dziwni faceci w czarnym... tacy jak w jej sklepie? Skoro zaniepokoili Radę nie mogli być dobrzy... Westchnęła. Nie podobało jej się to ani trochę. Czuła, że niedługo coś się wydarzy, ale nie była pewna czy to będzie przez tych w czarnym, czy może przez Corina, albo jeszcze przez coś innego... Zaczęła przerzucać kulkę zielonych piorunów z ręki do ręki, żeby zająć czymś ręce i umysł, może nie martwić się tak... ale nie pomagało to zbytnio. Nagle usłyszała za sobą „Hej!", podskoczyła i rzuciła kulkę w kierunku głosu. Wtedy usłyszała jęk porażonego, obejrzała się za siebie i zobaczyła leżącego na ziemi Corina, któremu włosy stały dęba, dając jej wyjątkową szansę zobaczyć oboje jego oczu. „Ojej!" krzyknęła Aileen i zasłoniła usta rękoma. Pomogła chłopakowi wstać, po czym przeprosiła za porażenie go. Po chwili zapytała też czemu idzie za nią, a nie węszy po parku. Corin wyjaśnił spotkanie z pomocnym panem, a wtedy dziewczyna kiwnęła głową i powiedziała: „No dobra, to chodź, zobaczymy co tam pod sklepem rodziców."

***

Nix nie potrzebował zbyt długo, żeby się zorientować w jakiej części miasta jest. Budynki bliskie ruinie, zewsząd dziwne zapachy, których nijak nie dało się zaliczyć do przyjemnych, niewielu ludzi na drogach, które trudno było nazwać ulicami, wszyscy odziani w podarte ubrania. To była dzielnica biedy. Chłopak słyszał, że takie istnieją, ale po raz pierwszy do takiej wchodził. Każde spojrzenie mieszkańców tego miejsca przyprawiało go o dziwne poczucie niepokoju. Mimo, ze miał swoją tarczę, czuł że mogli by go rozszarpać, gdyby widzieli w tym korzyść finansową. Szedł więc szybszym krokiem ku swojemu celowi, a był nim spory budynek, o zabitych deskami oknach, który wyglądał na nieco przechylony. W książkach o Ziemi czytał o czymś podobnym... Krzywa Wieża w Pizie, bodajże. Truchtał więc do celu, co chwila uspokajając Solarisa, który też był nastroszony i ewidentnie czuł się nieswojo. No i w końcu dotarł do pochyłego budynku, który w rzeczywistości wyglądał jeszcze biedniej niż w opisie chłopaczka. Gdy tylko znalazł się blisko, jego pupil wzleciał w górę. „No tak, dzięki, ze jesteś ze mną, stary..." pomyślał sobie białowłosy. Podszedł do drzwi, a raczej spróchniałej deski na zawiasach, i zapukał. Cisza. Zapukał ponownie. Nadal nic. Kopnął lekko drzwi, a te stały się po prostu spróchniałą deską, w dodatku leżącą na równie spróchniałej podłodze. „No to wchodzę." pomyślał chłopak i wszedł do środka. Tak jak się spodziewał, meble w środku trudno było nazwać meblami i były w tragicznym stanie. Chłopak nie mógł się nadziwić jak ktoś może żyć w takich warunkach. Był jednak świadomy, że taki los spotykał głównie nie-magów. Wszedł głębiej w dom, uważając by nie zepsuć już i tak zrujnowanego otoczenia. Nie było nikogo na parterze, toteż ruszył schodami na piętro. Już po kilku schodach usłyszał jakieś głosy na górze, jakby kłótnię mężczyzny i kobiety, chociaż brzmiało to bardziej jakby to facet krzyczał na dziewczynę. Wszedł wreszcie na górę, podszedł do drzwi zza których dochodziły głosy. Przystawił ucho i zaczął nasłuchiwać.

- No dalej, wiesz, że stąd nie wyjdziesz dopóki tego nie zrobisz... a ja mogę ci zapłacić... akurat wpadło mi trochę gotówki za porwanie jakiegoś głupiego psa nadzianej paniusi... No dalej, wiesz, że tego chcesz... - nalegał mężczyzna.

- Nie! Odejdź ode mnie... Proszę, zrobię co chcesz, po prostu zabierz łapy... - błagała dziewczyna.

- Hehe, chciałabyś...

Nix nie czekał co powie dalej mężczyzna, kopnął drzwi, które, tak jak się spodziewał, wyleciały z zawiasów na podłogę, po czym jednym susem doskoczył do łysego chłopaczka, który obściskiwał brudną i strasznie chudą dziewczynę, mniej więcej w wieku Nixa. Błękitne oczy brunetki zdawały się mówić „Dziękuję", kiedy na chwilę jej wzrok spotkał się ze wzrokiem młodego maga, podczas gdy ten wyprowadzał cios. Pokój wypełniło głośne łupnięcie, po czym molestujacy wylądował na podłodze, a jeden z jego zębów wyleciał za drzwi, a przynajmniej ramę po nich. Łysy był nieprzytomny, ale oddychał, jak upewnił się białowłosy. Kiedy tylko to stwierdził, zwrócił się do dziewczyny:

- Nic ci nie jest, nic ci nie zrobił?

- N-nie, na szczęście wszedłeś w samą porę. Nie chcę nawet myśleć jakie miał pomysły... brrr. - wzdrygnęła się brunetka. Widać było, że jest tutejsza, a mimo to była jakby czystsza i mniej zaniedbana niż pozostali z tej dzielnicy.

- To dobrze. - odpowiedział jej chłopak, po czym schylił się jeszcze raz nad pokonanym. Z jego kieszeni wyciągnął całkiem sporą ilość pieniędzy i kartkę z adresem. Z tego co się orientował, budynek z tym adresem był niedaleko sklepu rodziców Aileen. Podniósł się, dał dziewczynie sakiewkę z monetami i powiedział: - Proszę, to dla ciebie... należy ci się za to co tu przeszłaś.

- Dziękuję bardzo... Em... - dziewczyna ewidentnie prosiła o imię.

- Nix.

- Dziękuję, Nix. Ale te pieniądze to mała pomoc... kiedy się obudzi, pewnie pójdzie po swoich kolegów... będzie chciał zemsty. Wiem, ze to nie twój problem, ale nie jestem jeszcze bezpieczna. Chłopak westchnął. To prawda, ci kolesie na pewno by ją znaleźli i zrobili coś gorszego niż planował ten łysy.

- To chodź ze mną. Ja cię obronię dopóki nasz nauczyciel nie znajdzie jakiegoś rozwiązania tej sytuacji. - zaoferował chłopak.

- Naprawdę? Mogę iść z tobą? - dziewczyna była zdziwiona, ale widocznie uradowana.

- Jasne, to żaden problem. To jak, idziesz?

- Oczywiście!

- Dobra, ale zanim pójdziemy, jedno pytanie: jak masz na imię?

- Fiore. Fi dla przyjaciół... No, przynajmniej kiedy ich jeszcze miałam... - brunetka uśmiechnęła się nieco smutno, a Nix poczuł coś dziwnego w sercu. Jakby doskonale ją rozumiał.

- No dobra, Fi, w takim razie idziemy pod ten adres. - zarządził chłopak i machnął kartką.

Szybko zbiegli po schodach i zaczęli się jak najszybciej oddalać od krzywego budynku.

***

- Aileen, zapytaliśmy już z osiemnaście osób, nikt nie widział tutaj tego psa... może ten koleś mnie okłamał... - zaczął myśleć na głos Corin.

- Spytam i dwieście, jeśli tyle trzeba. - odparła stanowczo jego towarzyszka. Czarnowłosy widział po wyrazie twarzy koleżanki, że jest zdeterminowana osiągnąć cel. Zaraz po tym stwierdzeniu, zaczęła rozmawiać z następnym przechodniem. Corin westchnął, po czym rozejrzał się dookoła. Ulica była praktycznie pusta. Poza nimi i dziewczyną, którą Aileen właśnie zalewała pytaniami, nie było tam nikogo. To zdziwiło nieco Corina, przecież sporo tam było sklepów, a nie było jeszcze późno. Posłuchał przez chwilę rozmowy rudowłosej z nieznajomą i usłyszał, że ta druga stara się zakończyć rozmowę szybko, jakby chciała jak najprędzej opuścić to miejsce. Coś mu śmierdziało.

Dziewczyna rzuciła „Przepraszam, spieszę się, rozumie pani...", po czym odbiegła od młodych magów.

- Aileen, coś jest nie tak. - powiedział czarnowłosy.

- Z ludźmi jest coś nie tak... dwadzieścia osób, nikt nic nie widział, choroba jasna! - oburzyła się ruda.

- Nie o to mi chodzi, głupia. Wszyscy stąd uciekają, popatrz jak pusto... coś się zaraz wydarzy.

Mimo, że Aileen nieco zdenerwowało określenie „głupia", rozejrzała się i zobaczyła, że ulica faktycznie opustoszała. Wtem, z jednego rogu wyszły trzy postacie w czarnych szatach.

- Corin, to raczej nie twoi krewni, nie? - zaśmiała się nerwowo dziewczyna, podnosząc dłoń i szykując się do walki. Chłopak spojrzał na nią jakby serio było coś nie tak z jej mózgownicą.

- Serio? Żarty o moim stroju w takim momencie? - westchnął i też przygotował się do walki.

„To magowie!" - rzucił jeden z nieznajomych i wystrzelił w kierunku Corina i Aileen słup wiatru. Dziewczyna od razu rozpoznała działanie Amuletu Zefiru, który był przecież sprzedany w sklepie jej rodziców. A więc to nie byli magowie, a tylko ludzie z magicznymi przedmiotami. To uspokoiło ją nieco. Magiczne przedmioty generalnie były słabsze od magii naturalnej, jako że energia mieściła się tylko w przedmiocie, a nie jak u maga - przepływała przez całe ciało. Razem z czarnowłosym zwinnie uniknęli ataku, rozsuwając się na boki. Wtedy Corin rzucił się w kierunku napastników, a ona zaczęła ładować swoje pioruny. Kiedy jedna z postaci strzeliła w srebrnookiego ogniem, ten rozpłynął się niczym mgła, a prawdziwy on wyskoczył zza ogniomiota i kopnął go w głowę, posyłając go twarzą w bruk. „Cholera." -rzucił trzeci zakapturzony i strzelił w maga piorunem. Ten jednak zwinnie uniknął, spojrzał w stronę swojej kompanki, skoczył między pozostałych stojących wrogów, zasłonił się nimi i wycedził „Słodkich snów." Wtedy Aileen wystrzeliła piorun, który uderzył ich obu. Corin puścił ich, a oni osunęli się na ziemię. Ten, który oberwał od srebrnookiego nogą w międzyczasie wstał, a widząc co się stało z jego kolegami jęknął i zaczął uciekać. Dziewczyna zobaczyła, że jej towarzysz chce go gonić, ale szybko powiedziała:

- Zostaw, niech ucieka. Lepiej pomóż mi związać tych dwóch.

Chłopak niechętnie odwrócił wzrok od kierunku ucieczki tamtego, ale machnął ręką i rzeczywiście pomógł rudowłosej.

***

Kiedy Nix i Fiore dotarli na miejsce, zastali Corina i Aileen z dwoma zakapturzonymi facetami, związanymi na ziemi, a z nimi też Navona, wypytującego o coś swoich uczniów. Kiedy Corin zobaczył swojego kolegę, uśmiechnął się.

- Ominęła cię walka, Nix. - rzucił.

- Szkoda, musiała być niezła. - odparł białowłosy, patrząc na poległych.

- Ech, nic wielkiego, skończyła się w parę chwil. Załatwiliśmy ich w kilka chwil. - dumnie stwierdził Corin.

- Ja załatwiłam, ty ich tylko przytrzymałeś... - wtrąciła się Aileen z nieco złośliwym uśmieszkiem. Czarnowłosy chciał jej coś odpowiedzieć, ale nie mógł nic wymyśleć, co rozbawiło Fiore. Jej śmiech zwrócił uwagę chłopaka.

- A ta to kto? - spytał.

- Ten chłopak co to niby mówił coś o kundlu się do niej dobierał, jest ze mną dla bezpieczeństwa. - wyjaśnił Nix.

- Mhm. No ok. - mruknął Corin. Wtedy właśnie do Nixa podszedł Navon.

- Dobrze, że w końcu do nas dołączyłeś, twoi koledzy zatrzymali powód, dla którego mnie wezwano do Rady. Mroczne Oko, jak nic. Mieli ze sobą magiczne przedmioty, kupione u rodziców Aileen. Może jak ich przesłuchamy dowiemy się czegoś o planach tych wariatów. Ale widzę, że ty też masz mi coś do pokazania... a raczej kogoś, hm?

- Ach, tak... To jest Fiore, pomogłem jej z jednym natrętem... ale będzie potrzebowała ochrony.

- Hm. Masz w domu pokój gościnny? - spytał nauczyciel.

- Owszem, mam.

- W takim razie niech przenocuje u ciebie jedną czy dwie noce, a ja zajmę się kwestią jej bezpieczeństwa w przyszłości. Pozwolisz, że porozmawiam z nią w cztery oczy...

- Oczywiście. - odparł Nix i razem ze swoją drużyną oddalił się nieco od Navona i Fiore. Kiedy się oddalał, w końcu znowu pojawił się Solaris. „Musimy popracować nad twoim zostawianiem mnie ze wszystkim, Sol..." westchnął do niego białowłosy. Tymczasem instruktor magii podszedł do brunetki.

- Witaj, Fiore... jestem Navon i jestem magiem z Rady Magów. Kojarzysz Radę, prawda?

- Tak, słyszałam o was... - odparła dziewczyna.

- Wiesz, ze zajmujemy się osobami o talencie magicznym i dajemy im wykształcenie potrzebne do kształtowania naszego świata?

- Nie tym się zajmujecie według mieszkańców mojej dzielnicy, ale wiem.

- Powiedz, nie masz żadnego wykształcenia magicznego?

- Umiem czytać i pisać, ale poza tym nie mam zbytnio wykształcenia. - odpowiedziała zgodnie z prawdą Fiore. - Po co te pytania, proszę pana?

- Bo widzisz, moja droga... Nie zostałaś wzięta pod uwagę w systemie przyjmowania na maga, jako że nie chodzisz do żadnej szkoły, ale sądzę, że powinnaś... energia w tobie jest niewiele mniejsza niż u Nixa czy Corina...

- Czyli...

- Czyli mam dla ciebie propozycję... poproszę głowę Rady, aby zrobiła dla ciebie wyjątek i dała ci Znak. Ty zaś dołączysz do drużyny Nixa i będziesz pod moją opieką zdobywać umiejętności magiczne.

Fiore zatkało. Ona, biedna sierota, która jeszcze niedawno ledwo dawała radę przeżyć każdy dzień... jako mag? Na pewno musiał być w tym jakiś haczyk... a jednak brzmiało kusząco. Dostała by moc, która jej się nie śniła, no i perspektywa nie rozstawania się z Nixem, swoim wybawcą, była bardzo przyjemną...

- Zgoda, jeśli pan zdoła to chętnie dołączę do drużyny. - powiedziała po chwili namysłu. Navon się uśmiechnął.

- Nie pożałujesz tego. - obiecał jej.

Kiedy skończyli rozmawiać, cała piątka poszła pod adres z kartki Nixa, który okazał się być właśnie w tej uliczce, z której wyszli zakapturzeni. W ich kryjówce poza poszukiwaną Milunią było też masa magicznych przedmiotów, sporo innych rzeczy których zaginięcie zgłosili wpływowi mieszkańcy Cambrii, a także kilka listów od jakiegoś N. Navon poprosił Corina, aby wezwał kogoś z Rady na miejsce, a resztę uczniów odesłał do domu. Aileen była tuż koło sklepu rodziców, toteż szybko zniknęła, Nix i Fiore zaś ruszyli do domu tego pierwszego. W drodze rozmawiali o różnych rzeczach, weszło nawet na temat Rose, ale chłopak szybko go zmienił. Gdy dotarli do domu, mama Nixa była zdziwiona gościem, ale kiedy jej syn wyjaśnił wszystko, przygotowała dla Fiore pokój gościnny, nakarmiła ją, po czym przygotowała jej gorącą kąpiel. Kiedy dziewczyna wyszła z łazienki była jak inna osoba. Białowłosy uśmiechnął się kiedy ją zobaczył, a ona dziękowała na przemian jemu i jego matce za ich dobroć. W końcu jednak, zmęczona całym dniem, poszła spać. Niedługo potem i Nix stwierdził, że pora już późna i też poszedł się położyć. Gdy zamknął oczy, śniło mu się że razem z Corinem, Aileen i Fiore gdzieś idą jakąś ścieżką. Nagle, na ścieżce pojawiła się Rose z groźnym wyrazem twarzy. Wtedy on podszedł do niej i się uśmiechnął. Zaczęli iść w piątkę. Wtedy Corin odszedł od nich, a Nix ruszył za nim. Jednak po chwili zorientował się, że nie może znaleźć ani jego, ani dziewczyn. Dookoła była znowu ta sama czerń, która nawiedzała go w prawie każdym śnie.

***

- Więc mówisz - rzekł Atlas - że znalazłeś jakąś dziewczynę z ogromnym potencjałem, hm?

- O, tak... młody Goodheart znalazł ją w dzielnicy biedy, podobno jakiś brutal chciał jej zrobić coś okropnego... ona potrzebuje tej mocy.

- Potrzebuje, powiadasz... No cóż, gdyby ktokolwiek inny ją znalazł, powiedziałbym nie. Wiesz dobrze, że od dawania mocy jest Ceremonia... Ale to Nix. Nie wiem co jest w tym chłopaku, ale czuję wokół niego taką aurę jaką czułem tylko u jednego innego maga. Dobrze wiesz o kogo chodzi.

- Tak, oczywiście... w końcu jest legendą... Czyli rozumiem, że dziewczyna dostanie moc?

- Dostanie, niech tylko przyjdzie tutaj przed południem.

- Dziękuję bardzo, Sir. - skłonił się Navon i opuścił komnatę Aktywatora. Atlas westchnął, wyglądając przez okno. „Ach, ta młodzież... ciekawe co to z nich będzie..."

***

- Jestem absolutnie zawiedziony, Thorn. Dwójka twoich ludzi pokonana... i to przez twojego własnego syna. - powiedział zakapturzony.

- Panie mój, wybacz mi, zatrudniłem kompletnych idiotów... to się nie powtórzy.

- Nie powtórzy się, bo już nic nie zrobisz. Kiedy tylko Ona tutaj dotrze, przejmuje wszystkie twoje obowiązki, a kiedy tylko twój syn się wyniesie z miasta, wyślę cię gdzieś. Nie mogę sobie pozwolić, aby ktoś tak niekompetentny zajmował się naszymi sprawami w stolicy.

- Rozumiem, Panie. Jeszcze raz przepraszam.

- Nie przepraszaj, tylko się popraw na przyszłość.

- Tak jest, Mistrzu. - odparł Nightshade, po czym oddalił się z polany, posępny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro