Rozdział X - Spotkania po latach

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nix obudził się wyjątkowo bardzo wypoczęty. Sam nie pamiętał kiedy ostatnio miał tyle energii. Praktycznie wyskoczył z łóżka, po czym spojrzał przez okno i stwierdził, że tak pięknego dnia już dawno nie widział. Uśmiechnął się widząc praktycznie bezchmurne niebo, słysząc jak ptaki na zewnątrz śpiewają swoje melodie... Nie wiedział czemu, ale miał świetny humor. Dosłownie czuł, że tego dnia wydarzy się coś świetnego. W takim nastroju zjadł śniadanie, rozmawiając z Fi o jej misji tego dnia. Zapewniał ją, że wszystko pójdzie dobrze i Czarne Oko już niedługo nie będzie istniało. „Obyś miał rację..." - żartowała dziewczyna, wiedząc, że rozbicie jednej rekrutacji i zniszczenie jakiejś broni to nieco za mało, żeby złoczyńcy skapitulowali. Mimo to Nix zaraził ją nieco optymizmem i tak jak on była dobrej myśli.

Większość dnia spędzili pomagając mamie chłopaka w pracach domowych, dopiero wieczorem zaczynało się ich zadanie. Sprzątanie domu razem było dla nich prawie tak dobrą zabawą jak planowanie strategii poprzedniego wieczora. Białowłosy zauważył, że bardzo dobrze dogaduje się z Fiore, chociaż stwierdził, że może to dlatego, że ją uratował od łysego. Dopuszczał jednak możliwość, że po prostu mają pasujące do siebie osobowości. Tak czy inaczej praca szła szybko i przyjemnie, co jeszcze bardziej umocniło pozytywną atmosferę.

Przyszedł jednak w końcu późny wieczór, więc oboje ruszyli pod bramę miasta, gdzie mieli się spotkać z Corinem, Aileen i Navonem. Całą drogę gadali o różnych głupotach, dużo się śmiejąc. Kiedy dotarli, Sage jeszcze raz wytłumaczył jaki jest plan, po czym rozdzielili się tak jak to było ustalone. Gdy odchodzili w osobne strony, Nix rzucił jeszcze do Fi:

- Powodzenia!

- Tobie też!

Chłopak uśmiechnął się, a Corin popatrzył na jego twarz i zapytał:

- A ty się w sumie z czego cieszysz?

Nix na chwilę spojrzał koledze prosto w oczy, a potem pokręcił głową i powiedział:

- Optymizm. Nie zrozumiesz.

- Hmph. - mruknął czarnowłosy i na chwilę nastała cisza. W tym czasie z nieba zleciał Solaris. Nix naprawdę nie miał pojęcia czemu ten ptak tak lubił po prostu znikać, a potem nagle się pojawiać. Czasami miał wrażenie, że jednak nie ma zwierzątka. Tylko wieczorami siedział w jego pokoju, ale wtedy był cichy jak myszka i szybko zasypiał. Mimo to, zdążył polubić Fi, a na Corina przestał już stroszyć pióra. Teraz skrzeczał coś do swojego właściciela, ewidentnie zaniepokojony.

- Spokojnie, mały. Będzie dobrze. - uśmiechnął się do niego chłopak.

***

- Proszę pana, a ci więźniowie mówili w jakiej części lasu jest ta broń? - spytała Aileen.

- Wspominali coś o polanie, tych dużych jest w naszym lesie tylko osiem, więc tam poszukamy. - odparł Navon.

Szli we trójkę pomiędzy drzewami różnej maści, pośród różnych dziwnych krzewów... Blask księżyca, który nadal był widoczny w całej swej krasie, przebijał się przez korony drzew, oświetlając magom drogę. Fi musiała przyznać, że z perspektywy osoby, która już nie musi się martwić o dach nad głową, noc była piękna. Gdy patrzyła w gwiazdy, czuła coś bardzo dziwnego - było ich tyle i były tak daleko, a jednak świeciły tak mocno, że czuła jakby mogła ich bez problemu dotknąć, gdyby tylko podskoczyła. Dziewczyna ociągała się z tyłu za nowym nauczycielem i Aileen, która cały czas wypytywała go o wszystko co mogło być ważne dla misji. Fiore nieco tego nie rozumiała, po co jej to wiedzieć, skoro Navon to wie, a je prowadzi. Trochę słuchała rozmowy, ale bardziej rozmyślała o różnych rzeczach - czy tamten łysy już może zdecydował że nie chce zemsty, czy łańcuchem dało by się kogoś podnieść, czy Nixowi idzie dobrze jego zadanie... Na wszystkie te pytania odpowiedź brzmiała „Nie mam pojęcia", ale mimo to dziewczyna nie mogła przestać o nich rozmyślać. Została jednak do tego zmuszona, kiedy nagle idący przed nią stanęli jak wryci, a ona weszła im w plecy. Spojrzała przed siebie, żeby ustalić czemu się zatrzymali i zaraz opuścił ją cały optymizm, który trzymał się od rana.

Na środku polany stał mężczyzna w czarnej szacie z kapturem obrócony do nich tyłem.

- Więc widzę, że moje robaczki powiedziały wam o „broni" - powiedział do nich, a jego głos przyprawił dziewczęta o dreszcze. - No więc przykro mi to mówić, ale zostaliście okłamani. Oszukani. Podle wrobieni... w spotkanie ze mną.

Powietrze przeciął złowieszczy rechot. Fi zrobiło się niedobrze gdy tylko go usłyszała.

- Szkoda, że nie ma z wami tego ze znakiem serca... O tak, tego rozszarpałbym z przyjemnością... Ale wy też dacie radę jako ofiary, panienki. - to powiedziawszy odwrócił się do nich i zaczął powoli iść w ich kierunku.

- Nie waż się ich tknąć...Po moim trupie! - warknął Navon.

- Liczyłem, że to powiesz, Sage. Ale chyba zostawię sobie ciebie na deser, w końcu najpierw obowiązek, a potem przyjemność, nieprawdaż? A wyrównanie rachunków z tobą będzie czystą przyjemnością.

Zakapturzony machnął ręką i polanę spowiła ciemna mgła. Zarówno Fiore jak i Aileen poczuły, jak ich serca biją szybciej wraz z malejącą widocznością. Nagle obie usłyszały łupnięcie i ponad mgłę wyleciał Navon.

- Tylko na tyle cię stać, staruszku? - zaśmiał się wróg. - Może faktycznie wykończę cię pierwszego...

Jednak Navon w powietrzu machnął ręką i w stronę z której wyleciał popłynęła fala lodowatego powietrza. Jednak pomimo rozwiania mgły, nie było tam już nikogo.

- Za tobą. - znowu zarechotał przeciwnik i posłał nauczyciela z powrotem na ziemię. Nagle jednak poczuł, jak coś ciągnie go za nogę i również został ciśnięty o glebę. To Fi w przypływie odwagi pochwyciła go za kostkę łańcuchem wystrzelonym z ręki.

- Ty mała mendo... Nie wiem czy chciałaś umrzeć pierwsza, ale zaraz to zrobisz! - wrzasnął zakapturzony podnosząc się z podłoża, po czym zaczął biec w kierunku dziewczyny. Ta zaczęła uciekać, ale wiedziała, że ma do czynienia z kimś szybszym i silniejszym. Gdy był już blisko, przygotowała się, by przyjąć od niego cios... Ale ten nie nadszedł. Zamiast tego dobiegł ją jęk rażonego wroga, który znowu upadł. Z mgły wynurzyła się uśmiechnięta Aileen.

- Dzięki... było blisko.

Wtedy pojawił się też Navon. Zobaczywszy, że obie uczennice żyją, zarządził:

- Uciekamy, nie mogę ryzykować waszych żyć.

- Ale proszę pana, on leży obezwładniony, można by go... - próbowała się kłócić ruda.

- Aileen, nie. - odparł stanowczo nauczyciel i spojrzał jej prosto w oczy z najsurowszym wyrazem jaki kiedykolwiek widziała, by zagościł na jego twarzy. Nie kłóciła się więcej, po prostu zaczęła biec, a tuż za nią Fi. Ich nauczyciel osłaniał tyły, mając gotową w ręku włócznię z lodu, na wypadek gdyby temu w czarnym zachciało się wstawać. Na szczęście jednak udało im się oddalić sporo, zanim przeciwnik doszedł do siebie. Gdy zauważył, że ofiary mu uciekły, zawył ze złości.

- Jeszcze ci się odpłacę za ostatni raz, Sage... A ty będziesz razem z Atlasem błagał... „Proszę, panie Null... litości!"... A ja ci jej nie okażę! Wgniotę cię w ziemię! Zniszczę! - krzyczał w pustkę, a gdy skończył, wystrzelił duchowe ostrze w jakieś ogromne drzewo, które zaraz potem runęło, strasząc sporą część leśnej fauny. Null warknął i zdenerwowany odszedł w głąb lasu.

***

Nix był już kiedyś na Polu Bohaterów. W zasadzie to każdy szanujący się obywatel Cambrii choć raz tam poszedł. Był to ogromny cmentarz, którego głównym punktem jest ogromna statua jakiegoś maga (podobno jakiegoś konkretnego, choć tabliczka z imieniem już dawno się zatarła) trzymającego w jednej ręce flagę Jedynego Królestwa, a drugą strzelającego w coś. Pod tą właśnie statuą gromadziło się właśnie całkiem sporo magów, wszyscy widocznie silni, chociaż młodzi. Nix i Corin ustawili się obok nich i czekali. Wkrótce pojawiło się jeszcze kilku nowych magów, a także trójka osób w czarnych szatach z kapturem - dwóch mężczyzn i kobieta. Stanęli oni tuż pod pomnikiem i owa kobieta zaczęła mówić:

- Moi drodzy, miło mi widzieć, że tak wielu z was zdecydowało się rozważyć naszą ofertę i się tu dzisiaj pojawić... - jej głos brzmiał dla Nixa bardzo znajomo... „Prawie jak... Ale to niemożliwe..." - mówił sobie.

- Zastanawiacie się pewnie co to za wielki cel, do którego chcemy, żebyście się przyczynili swoimi wyjątkowymi talentami... widzicie, na tym świecie sporo jest niesprawiedliwości. Jestem pewna, że zauważyliście już, że niektórzy, może nawet wasi dobrzy koledzy, rodzeństwo, rodzice... nie posiadają magii. W świecie w którym każdy mógłby mieć wielką moc, Rada postanawia że to ona chce decydować kto dostaje moc, a kto nie... Czy gdyby to wam jakiś stary grzyb odmówił tej mocy, jaką obecnie macie, nie czulibyście się źli? Sfrustrowani?

Pośród młodych magów pojawiły się szepty, z tego co słyszał Nix, głównie zgadzających się z mówiącą.

- Słyszę, że nie podoba wam się to. Bardzo dobrze. Zrozumienie problemu to pierwszy krok do rozwiązania go... Ale sami raczej niewiele zdziałacie, moi drodzy, pomimo waszych mocy... Nie, tu potrzeba zorganizowanego działania. Tu właśnie wchodzi moja organizacja... Mroczne Oko.

Pośród publiczności przewinęły się westchnienia zaskoczenia, jednak Nix patrząc na miny zgromadzonych nie widział złości, a przynajmniej nie na Czarne Oko...

- Hej, a wy nie jesteście przypadkiem tymi złymi? - białowłosy usłyszał kolejny znajomy głos. Spojrzał w jego kierunku i bardzo się zdziwił. Tak, to był Victor. Ten sam, który zaatakował go podczas Ceremonii.

- Nie, oczywiście że nie! - oburzyła się dziewczyna - Walczymy o równość w magii dla wszystkich.

- A wy nie zabiliście jakiejś dziewczyny rok temu? - spytał Victor.

- Nie, nic takiego się nie wydarzyło... - odparła mówiąca.

- Kłamiesz! - krzyknął Nix, a wszystkie oczy zwróciły się ku niemu. - Rok temu zabiliście moją dziewczynę i jeszcze śmiecie kłamać?

- N-nix? - jęknęła dziewczyna, zrobiła krok do tyłu, a wtedy kaptur zsunął się z jej głowy. Białowłosy zobaczył jej twarz i omal się nie rozpłakał. Nawet po ciemku mógł rozpoznać tę twarz, ten kolor włosów, no i wreszcie głos zaczął mu pasować...

- Rose... - wydukał - Ty żyjesz? Ale jak to możliwe? Przecież widziałem...

- Nic nie widziałeś, Nix. Nic nie wiesz, nie masz pojęcia co się wydarzyło. Dali mi ofertę - albo umrę naprawdę, albo pomogę im z ich celem... Jak myślisz, co wybrałam?

Chłopak zamilkł. Brakło mu słów do tej rozmowy, do tej sytuacji. Nagle, usłyszał krzyk Victora:

- Zabijacie dziewczyny, kłamiecie i chcecie obalić Radę? Chrzanić to!

Blondyn skoczył w górę i strzelił płomieniami w kierunku Rose. Dziewczyna pisnęła i zasłoniła się rękoma, ale kiedy się z powrotem odsłoniła, zobaczyła że jest w jakiejś bańce.

- Nie dotykaj jej, Vic. - warknął Nix z poważnym wyrazem twarzy.

- Nix, co ty do cholery robisz? - krzyknął na niego Corin. - Ona jest z nimi!

- Zamknij się. Nie obchodzi mnie to. - odparł białowłosy pełen gniewu. Otoczył Corina bańką, po czym cisnął ją gdzieś daleko. Tłum magów zobaczywszy to zaczął się rozbiegać, aż został tylko Nix, Rose i Victor.

- Ej, matołku, twój koleżka ci powiedział - ona jest z nimi, czaisz? - powiedział Victor.

- Vic, z łaski swojej zabierz zad w troki i spadaj tak jak reszta, muszę porozmawiać z Rose sam na sam. - odpowiedział mu ten niższy. - Ciebie to nie dotyczy.

- Ale... - zaczął większy, ale zobaczył wyraz twarzy kolegi i zaczął biec za tłumem.

Zostali tylko on i ona, patrzący sobie prosto w oczy, szukający odpowiednich słów na tę rozmowę, która prędzej czy później musiała się odbyć.

- Więc cały czas tęskniłem, cały czas po tobie płakałem... A ty byłaś z nimi?

- Ja przepraszam... Wiesz, że tego nie planowałam... Moja śmierć to była iluzja, Czarne Oko ma przecież tyle magów Iluzji... - mówiła dziewczyna, teraz już ze wzrokiem wbitym w grunt.

- I co? Dali ci tę ofertę, a ty tak po prostu się zgodziłaś? Żeby ratować swoją skórę? - oburzył się Nix.

- Wiesz, że chciałam żyć dalej, bo wiedziałam, że kiedyś się jeszcze spotkamy... jak widzisz miałam rację.

- Rose, pomagasz złym ludziom. Nie tędy droga. Nie mogłaś od nich uciec czy coś?

- Zabili by mnie oni albo Rada... Ale gdyby nie istniała...

- To nie jest rozwiązanie. Ich życia za twoje? Jesteś tą samą Rose, którą znałem? - spytał chłopak, a dziewczynie na te słowa łzy stanęły w oczach.

- Nix, ja...

- Nie musisz się tłumaczyć. Te sny to też magowie iluzji? - białowłosy rzucił kolejne pytanie.

- Nie, to moja osobista sprawka... Liczyłam, że może zatęsknisz i kiedy się spotkamy, dołączysz do Czarnego Oka...

- Zapomnij. Nikt nie zginie z mojego powodu. - powiedział chłopak stanowczo.

- I co teraz? Będziesz ze mną walczył? Oddasz mnie Radzie, żeby mnie zabili? - zapytała dziewczyna.

- Nie, teraz odejdę i zostaniesz tu sama, a to co zrobisz dalej będzie zależało od ciebie. Jestem zawiedziony, ale wierzę, że jesteś nadal tą Rose, którą znam... chcę, żebyś miała szansę to udowodnić. - odparł Nix, po czym zaczął się oddalać od pomnika.

Czarnowłosa patrzyła jak jej ukochany się oddala płacząc. Nie tego chciała, nie tak miało być... popatrzyła na swoje dłonie. Czy robiła coś złego chcąc żyć dalej dla niego? Nie wiedziała co myśleć. Westchnęła i zaczęła iść w stronę polany Nulla. Wiedziała, że będzie zły że nie zdołała zdobyć ani jednego rekruta, ale nie obchodziło ją to. Jedyne co ją obchodziło to rozczarowana mina Nixa... „Nie tak miało być..." - powtarzała w kółko w myślach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro