Rozdział V- List od G, Prezent od V

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cała trójka wyszła z budynku pełna swoich własnych obaw, przemyśleń i nadziei. Po pierwszym kroku w świat magii, jakim była Ceremonia, czekało ich jeszcze wiele kroków do wielkości. Corin rozmyślał o swojej rodzinie, o tym że ich absolutnie nie potrzebuje, oraz że stanie się lepszy niż ktokolwiek przed nim. Mimo swojego nieco zmęczonego wyrazu twarzy był pełen determinacji by osiągnąć swój cel. Aileen już snuła w głowie jakie przygody przeżyją razem, jakie miejsca zobaczą... Wiedziała doskonale, że magowie zazwyczaj mają szansę poznać całe Jedyne Królestwo i miała zamiar ją w pełni wykorzystać. Tyle słyszała o różnych cudownych miejscach, tropikalnych Wyspach Bizar, Kryształowych Kanionach, Wiszącym Mieście Seacrest, lodowych pustyniach, jeziorach, plażach... chciała to wszystko zobaczyć, poczuć, podziwiać. Dla niej liczyły się przeżycia i zdobyci przyjaciele, a nie jakiś wielki, ambitny, cel. Nix tymczasem zastanawiał się co go czeka. Myślał o tym, że będzie musiał opuścić w końcu Cambrię i wyjrzeć za swój mały kawałek świata. Myślał o tym, że będzie musiał się liczyć z tym, że każdy dzień będzie mu przynosił nowe zagrożenia i trudności. Myślał o tym, że nie chce, by jego nowi kompani skończyli jak Rose, że musi ich chronić za wszelką cenę. Spojrzał na Corina i pomyślał o słowach Rose ze snu... „Nie ufaj od teraz nikomu. Wszyscy których poznasz mają być dla ciebie podejrzani...". Srebrnooki na pewno nie wyglądał na godnego zaufania, był nieprzewidywalny. „Jeżeli ma ten swój szósty zmysł"- myślał sobie blondyn - „To lepiej na niego uważać.". Popatrzył z kolei na Aileen. Dla kontrastu wyglądała jak osoba, która nawet choćby musiała, to nie była by w stanie wbić ci sztyletu w plecy. Uśmiechała się cały czas, idąc bardzo skocznym krokiem, Nix aż był zdziwiony, że czyjaś osoba może aż tak emanować radością. Nagle zwróciła się do niego:

- Hej, Nix, w sumie to jako że od dzisiaj jesteśmy drużyną, to może chciałbyś pójść gdzieś coś zrobić razem? Wiesz, przydało by się lepiej poznać i w ogóle... - zaproponowała mu.

- Uh... Wiesz, chętnie, ale Corin przypadkiem nie jest też częścią drużyny? Jego też można by nieco lepiej poznać. - odpowiedział białowłosy.

- Zniknął. - rzuciła dziewczyna.

- Co? Przecież jest tu po lewej... - odparł chłopak, po czym odwrócił się w lewo. Obok niego, tam gdzie przed chwilą stał Corin, było pusto. Chłopak przetarł oczy, żeby upewnić się, że tamten zniknął, po czym westchnął - Hm. Nawet się nie pożegnał.

- Nie wygląda na typ zbytnio rozmownego... Potrzeba czasu zanim się otworzy. - skomentowała rudowłosa. - To gdzie idziemy?

- Masz jakieś pomysły? - odpowiedział pytaniem na pytanie chłopak.

- Hm, wiesz, można by po prostu przejść się do lasu. Wiesz, tam jest cisza, spokój, nie to co w mieście... Idealne miejsce do rozmów.

- Do lasu... - Nixa ogarnęły z tymi słowami myśli o tych setkach spotkań z Rose w lesie, o wszystkich rozmowach które tam odbyli... Uśmiechnął się smutno i popatrzył w niebo.

- Coś nie tak z lasem? Zawsze możemy iść gdzieś indziej... - zaproponowała Aileen, widząc że jej propozycja wywarła na chłopaku takie wrażenie.

- Nie, nie, w porządku, po prostu kiedyś chodziłem często do lasu z pewną osobą...

- Tęsknisz? - spytała dziewczyna.

- Nawet nie wiesz jak... - odparł Nix.

- Kochałeś ją, prawda...?

- Bardziej niż kogokolwiek innego.

- Widać. - uśmiechnęła się Aileen - A co się stało? Wyjechała, pokłóciliście się...?

- Umarła, a dokładniej została zabita przez Czarne Oko.

- Och... - westchnęła dziewczyna, a uśmiech zszedł z jej twarzy - Tak mi przykro...

- Nie powinno ci być... Zresztą zostawmy ten temat, idziemy do lasu. - urwał rozmowę Nix i zanim zaczął się nowy temat minęła dłuższa chwila w nieco niezręcznej ciszy.

***

„Ta dwójka w ogóle nie ma pojęcia o magii" - myślał Corin, idąc w stronę swojego domu. - „Tylko będą mi się plątać pod nogami i spowalniać moje postępy... Ugh, a ten cały Navon... Za kogo on się ma? Phi, bez jego pomocy też mogę bez problemu zostać wielkim magiem, to tylko kwestia pracy, łaski bez..."

Tak sobie szedł i myślał jak to sam i tylko sam zostanie najpotężniejszym człowiekiem, jakiego Jedyne Królestwo miało zaszczyt wydać na świat, gdy nagle coś świsnęło mu przed nosem i wbiło się w pobliską ścianę. Corin odskoczył w tył, po czym podszedł do ściany. Na jakieś 5 centymetrów wbita w nią była czarna koperta, zaadresowana do niego. Chłopak wyciągnął ją i otworzył. Na szarym papierze, pachnącym bardzo dziwnie, napisane tam było:

„Szanowny Panie Nightshade,

Jest mi bardzo miło poinformować pana, iż został pan wybrany, jako jeden z nowicjuszy magii o naprawdę wielkim potencjale, aby wziąć udział w naszym wyjątkowym projekcie. Jest on okazją do nabycia doświadczenia cennego w drodze wielkiego maga, toteż liczymy iż pojawi się pan o świcie w ten piątek na Polu Bohaterów, na południe od Cambrii. Zważywszy że projekt ten jest dosyć specyficzny i nie wszyscy w Radzie zgodzili się by go przeprowadzić, nie możemy zdradzić zbyt wielu szczegółów, a wiadomość musiała trafić do pana w ten sposób. Mimo to wierzymy, że podejmie pan właściwą decyzję i pozwoli nam pan skorzystać z pana wspaniałych talentów w urealnianiu naszego celu.

~G.

P.S.

Jeśli pan chce, może pan przyprowadzić kolegę lub dwóch, o ile mają oni podobne talenty, im więcej osób przyczynia się do celu, tym lepiej."

Corin z każdym słowem czuł co innego, jednak przeważała duma, że ktoś w końcu widzi go jako kogoś cennego, ktoś go w końcu docenia. Martwiła go nieco tajemniczość tego listu, ale rozumiał, że gdyby Rada wywęszyła, że coś jest robione za ich plecami, wszyscy odpowiedzialni zostali by pozbawieni mocy, uwięzieni, albo nawet zabici. Corina denerwowała Rada - kontrolowanie czegoś tak dzikiego jak magia było dla niego idiotyzmem. Jedyne co według niego było dobre, to to, że osoby niegodne posiadania magii jej nie dostają. Spojrzał jeszcze raz na list. Piątek. Był poniedziałek, a więc miał cały tydzień na namysł. Zastanawiało go jednak kim był ten cały G, no i czy wielu innych dostało taki list, w końcu jak sami napisali „Im więcej osób tym lepiej"...

Chłopak schował list do kieszeni i zaczął iść dalej w stronę domu, teraz zastanawiając się czy może to nie jest jakaś pułapka zastawiona przez jedną z tych organizacji o których mówił Atlas w trakcie Ceremonii. Jeżeli tam pójdzie sam, nie ma szans się obronić przed kilkoma dorosłymi magami, nawet takimi głupimi. Wtedy postanowił, że zdobędzie zaufanie Nixa i pójdzie tam razem z nim. „Tak"- myślał do siebie - „Wykorzystam jego bańkę żeby mnie nie mogli zabić, a przy pierwszej okazji ucieknę. Niech sobie sam radzi ze złymi.". Zadowolony, że ma taki genialny plan zaczął fantazjować o potędze jaką osiągnie, a każda kolejna myśl była słodsza od poprzedniej.

***

Nix dawno nie widział lasu. Od tamtego dnia wolał się tam nie zapuszczać, nie przypominać o Rose... Ale tego dnia w końcu tam wszedł, bo dobrze wiedział, że jego ukochana nie chciałaby aby pamięć o niej miała go jakoś ograniczać. Pamiętał jak kiedyś rozmawiali o śmierci i zapytała go co by zrobił gdyby umarła, co wtedy zdawało się takie niemożliwe... On odpowiedział, że nie wie, ale na pewno był by smutny i nie mógłby o niej zapomnieć. Ona odpowiedziała mu że owszem, nie powinien zapominać, ale że chciałaby, żeby może znalazł kogoś innego, spełnił swoje marzenia, żył dalej choćby jej nie było. Nix obiecał wtedy, że postara się tak zrobić. Z perspektywy czasu cała ta rozmowa zdawała się dziwna, jakby Rose wiedziała że przedwcześnie spotka boginie i chciała go na to przygotować. Nix wiedział jednak, że własnego zabójstwa się raczej nie planuje i uznał to za „przypadek". „Przypadek" a nie przypadek, bo w te drugie nie wierzył. Starał się znaleźć sens we wszystkim co się dzieje, zauważać jak każdy szczegół wpływa na ogół, a przez to wiedział, że absolutnie nic nie dzieje się przypadkiem. Chłopak od zawsze wierzył w przeznaczenie - jeżeli coś ma się wydarzyć, to się wydarzy, a cały świat będzie działał tak, aby się to stało. Podejrzewał, że może to boginie chcą naprowadzić ludzi na ich właściwe ścieżki, chociaż czasami zastanawiał się czy boginie w ogóle interesują się losami Jedynego Królestwa, chociaż to zdarzało mu się raczej w gorsze dni. Musiał jednak przyznać, że żadne jego modlitwy nie zostały wysłuchane, a nikt nie udowodnił, że magia pochodzi od bogiń. Dlatego wolał wierzyć, że coś prowadzi go ku jego celowi i nie zastanawiać się czy to boginie czy nie.

- Ładnie tu, co nie? - spytała go Aileen gdy weszli nieco głębiej w gąszcz drzew. Dookoła nich pełno było różnych roślin. Poza różnymi gatunkami drzew iglastych i liściastych było tam wiele różnych krzewów pełnych różnokolorowych jagód, masa grzybów wszelakich kształtów, różne krzewinki, małe roślinki, którym trudno było nadać jakąkolwiek nazwę, leśne kwiaty... lasy dookoła Cambrii słynęły w całym kraju z różnorodności flory i mimo że Nix to doskonale wiedział i widział dziesiątki razy, za każdym razem był tym tak samo zaskoczony jak kiedy rodzice zabrali go do lasu po raz pierwszy kiedy miał kilka latek.

- Pięknie. - odparł z uśmiechem i wziął głęboki wdech. Zatęsknił za lasem od tamtego pamiętnego wieczoru, a każdy oddech i każda nowa zauważona roślina przypominały mu czemu.

- Zawsze lubiłam chodzić po tych lasach kiedy byłam mała, wydawały się takie magiczne, mimo że nie są niczym nadzwyczajnym. Lubiłam sobie wyobrażać, że gdzieś pośród drzew latają wróżki, że w nocy zbierają się by tańczyć pośród swoich magicznych światełek... Trochę głupie, przecież wróżki nie istnieją... Ale mimo to to taka miła i ciekawa myśl, że do dziś się jej nie pozbyłam. - mówiła dziewczyna krążąc wokół Nixa i oglądając wszystko dookoła.

- Nie aż taka głupia myśl, w końcu niewielu wie co się dzieje w lesie po zmroku. Może akurat istnieją w naszym świecie jakieś mityczne stworzenia... nie widzieliśmy jeszcze go przecież całego. - odparł chłopak.

- Hm, w zasadzie to nie widzieliśmy... - przyznała mu Aileen i się zamyśliła. Po chwili ciszy w końcu zwróciła się do Nixa - To może opowiesz coś o sobie? Wiesz, dobrze by było znać swojego kompana w drużynie...

- No tak, przydało by się... Chociaż przyznam że trudno mi mówić o sobie... nie jestem jakąś znowu wyróżniającą się osobą... Jak się pewnie domyśliłaś lubię czytać, książki o innych światach czy o jakichś niezwykłych magach potrafię pochłaniać po trzy na wieczór... Ale książki bardziej edukacyjne też czytam, nigdy nie wiadomo kiedy ta wiedza się przyda, nie?

- No, muszę przyznać że do zaimponowania mi się przydała... Z kimś z taką znajomością znaków raczej nie zginiemy - uśmiechnęła się do niego rudowłosa - A twoja rodzina? Jacy oni są?

- No cóż, moja mama to najwspanialsza osoba na świecie i wierzy we mnie bardziej niż ja sam... Nie wiem czy byłbym tu gdzie jestem gdyby nie powtarzała mi że dam radę i jestem niepokonany... Natomiast ojciec zniknął kiedy miałem jakieś siedem lat... Nie wiadomo czy go porwali, czy nas porzucił czy jak... W każdym razie nie było go z nami już od dłuższego czasu.

- Przykro mi...

- Znowu to robisz. Nie mów, że ci przykro, bo nie powinno ci być. Ani to twoja wina, ani ja nie oczekuję sympatii. Zniknął, chociaż powinien tu być, ale mimo to daję radę. I bez Rose też daję radę, chociaż było mi ciężko się przyzwyczaić do braku obojga. - To ostatnie zdanie Nix wypowiedział nieco smutniejszym tonem głosu, jakby pełnym tęsknoty. - Lepiej powiedz coś o sobie i jak wygląda twoja rodzina.

- Och, ja? No więc ja lubię wędrować, podróżować, zwiedzać i podziwiać różne widoki, moim marzeniem jest zobaczyć cały świat... Moi rodzice to mili ludzie, mama sprzedaje magiczną biżuterię, chociaż nie mam pojęcia skąd ona jej tyle bierze, natomiast ojciec jest rybakiem. Podobno poznali się kiedy tata wszedł do sklepu mamy i zapytał czy mają jakiś naszyjnik na chorobę morską, bo jego nowy członek załogi nie wytrzymuje. Mama musiała mu jakoś wyjaśnić, że magiczna biżuteria raczej daje moce niż leczy takie dolegliwości. Mam też dwie siostry, starszą Clementine, która wyruszyła już ze dwa lata temu w świat po tym jak dostała swoje moce i pisze do mnie co jakieś trzy miesiące, no i małą Lilie, ma dopiero trzy latka.

- To sporą macie rodzinkę... zawsze o takiej marzyłem. Więzy, które łączą rodzeństwo muszą być czymś niezwykłym... - skomentował Nix

- Hm, nie zawsze jest kolorowo, ale faktycznie, miło jest mieć tylu bliskich. Ale hej, może kiedyś założysz taką dużą rodzinę?

- Oj tak, na pewno kiedyś tak właśnie zrobię. - przytaknął Nix. Wtem, Aileen przestała się rozglądać po okolicy, stanęła jak wryta, pacnęła się dłonią w czoło i krzyknęła:

- Cholera, na śmierć zapomniałam, że mam pomóc dzisiaj mamie ze sklepem, miałam tam być przed południem!

Nix spojrzał na niebo. Słońce wprawdzie było blisko zenitu, ale jeszcze trochę mu brakowało.

- Leć, może jeszcze zdążysz. - poradził jej.

- Miejmy nadzieję... To do zobaczenia jutro! - rzuciła dziewczyna i pobiegła w stronę miasta. Nix też zaczął kierować swoje kroki w tamtym kierunku, ale nie spieszył się wcale. Szedł powolnym krokiem, wchłaniając otaczającą go naturę wszystkimi zmysłami. „Ciekawa dziewczyna z tej Aileen... trochę roztrzepana, ale przyjazna." - pomyślał sobie, idąc - „Ciekawe jak będzie wyglądała nasza współpraca w drużynie... Mam dziwne wrażenie że ten cały Corin będzie nam psuł układ drużyny swoimi dziwnymi odpałami... Dlaczego w ogóle tak nagle zniknął? Co to za dziwny człowiek... Wygląda na złego na świat, pełnego gniewu na istnienie... a zarazem na smutnego i samotnego...". Im bardziej Nix nad tym myślał tym bardziej stwierdzał że może Corin też wiele przeszedł w życiu, ale inaczej sobie z tym radził. Postanowił, że postara się jakoś z nim sympatyzować, wydostać go może z tej skorupy, sprawić że się na nich otworzy i zrzuci tę pozę „pana mrocznego zmęczonego światem". Gdy tak szedł zamyślony nad swoim kolegą i sposobami na dotarcie do jego chłodnego i skrzywdzonego serca, Nix nie zauważył drzewa, które było chyba największym w okolicy. Wszedł w nie, na szczęście nie z takim impetem jak Victor w słup, ale mimo wszystko odbił się od drzewa i mało nie upadł. Zdenerwowany nieco, że został wyrwany ze swojego potoku myśli, kopnął w drzewo, może żeby pokazać mu kto tu kogo może bezkarnie obijać. Kiedy jednak jego noga uderzyła w potężny pień, ku zdziwieniu Nixa rozległ się odgłos jakby przykopał w puste w środku metalowe pudło, a nie drzewo. Aby upewnić się, że nie ma od uderzenia omamów słuchowych, kopnął jeszcze raz. Znowu rozległo się dudnienie w środku drzewa. Nix przyjrzał się bliżej dziwnej roślinie i zauważył, że z pnia wyrasta dziwnie mała gałązka przypominająca bardzo klamkę. Chłopak pociągnął gałązkę w dół, a drzewo otworzyło się, ujawniając że faktycznie było metalowe i służyło jako skrytka. W środku znajdowała się czerwona szkatułka niewiele mniejsza od dłoni Nixa. Otworzył ją, a w środku znalazł złoty pierścień z czerwonym kamieniem szlachetnym, a także kartkę, na której było napisane:

„ Moje gratulacje, szczęśliwa osobo. Znalazłeś jeden z moich wielu skarbów rozsianych po całym Królestwie. Zbierałem je przez całą moją karierę jako maga, jednak w moim obecnym wieku nie przydadzą mi się już zbytnio, toteż postanowiłem je z powrotem pochować, aby mój godny następca tak jak ja odnalazł wszystkie. Ten akurat jest mi bardzo drogi i żal mi było się z nim rozstawać, tak więc niech służy ci dobrze.

~V.

P.S. Nie planuję wyjaśniać co robi którykolwiek z moich magicznych przedmiotów. Odkrywanie tego też było częścią mojej drogi. Powodzenia!"

- Hm. - mruknął do siebie Nix, założył pierścień na palec, wsadził list do kieszeni spodni, zamknął szkatułkę, włożył ją z powrotem do drzewa, po czym zamknął skrytkę i ruszył dalej w stronę miasta. Postanowił, że jeszcze zanim wróci do domu, odwiedzi bibliotekę i wypożyczy jakieś książki o magicznych przedmiotach i artefaktach. Zastanawiał się czy zna jakichś magów, którzy mają imię na V. Do głowy przychodziło mu wielu, Vivenus, Visas, Vermon, Valian, Varmin, ten wariat Vivialdi, który nazwał się na cześć fikcyjnego kompozytora, a sporo było też takich z nazwiskami na V. Chłopak stwierdził w końcu że nie ma sensu szukać tego maga, po prostu dowie się co znalazł. Popatrzył na błyszczący czerwony kamień. Nie wiedział czemu, ale był pewien, że ten mały przedmiot mu się przyda, ale też przysporzy kłopotów. Mimo to cieszył się, że go znalazł. Postanowił, że wykorzysta go najlepiej jak będzie umiał, jak tylko odkryje jaka drzemie w nim moc, a postanowiwszy to przyspieszył kroku. Wiedział, że czeka go sporo grzebania w książkach...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro