12. Jego alibi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*** Ronnie

Irytująco głośny dźwięk komórki nie dopuścił do zapewne ciętej riposty ze strony Deera. Mimo, iż sama wybrałam ten utwór w tym momencie w połączeniu z kacowymi dolegliwościami jest wręcz wkurwiający. Jak najszybciej i w miarę sprawnie, kogo ja oszukuje? Żadne sprawnie. Zwyczajnie w popłochu udaje mi się odnaleźć mój telefon.

- Halo? - zwykle nie odbieram numerów, które nie są opisane, jednak coś lub czyjeś spojrzenie mnie do tego skłonia. Cały mój profesjonalizm poszedł się jebać jednego wieczoru, gdy postanowiłam zapić smutki w barze, nie zważając na konsekwencje. Jakie jest prawdopodobieństwo, że w takim przypadku spotka się głównego podejrzanego w prowadzonej sprawie i niechybnie stanie się jego obiektem zainteresowania? Oczywiście nie zapominając o fakcie, iż uratował mnie on z nie lada opresji. Tak, pamiętam co się wydarzyło, przynajmniej tak myślę.

- Brewsten!? - przymykam oczy słysząc nienaturalnie wysoki ton.

- Tak. Kto mówi?

- Penny.. słuchaj jest kolejna ofiara - stwierdza tonem pozbawionym jakichkolwiek emocji. Krew odpływa mi z twarzy jak za każdym razem, gdy dowiaduje się takich rewelacji w tej sprawie. Przecieram dłonią twarz.

- Wiadomo kto to? - pytam.

- Wszystkiego dowiesz się na miejscu, to nie jest rozmowa na telefon. - Prycha. Krzywię się na ten dźwięk.

- Wyślij mi adres, zjawię się jak najszybciej - tymi słowami kończę rozmowę.

Nie zważając na obecność Deera i jego wzrok, który śledzi każdy mój ruch, w pośpiechu wciągam na siebie wczorajsze ciuchy. Zahacze szybko o mieszkanie i tam doprowadzę się do porządku.
Łapiąc za klamkę odwracam się jeszcze w stronę mężczyzny

- Chyba nie muszę mówić, że wczorajszego wieczoru nie było? - zwracam się do niego.

- Jakiego wieczoru? - odpowiada mi pytaniem z teatralnie zaskoczoną miną.
W odpowiedzi posyłam mu lekki uśmiech. Jedno tylko nie daje mi spokoju. Gdy już mam opuścić pokój ponownie się zatrzymuje.

- Deer?

- Tak?

- Dziękuję

***Josh

Po wyjściu kobiety opadam na poduszki.
Sam nie wiem czemu ją tu zabrałem. Równie dobrze mogłem wsadzić ją do taksówki i pozbyć się problemu. A tak wszystko skomplikowałem. Ona jest śledczą, a ja jak to sam ujęła - podejrzanym. Jeśli wydałoby się co wydarzyło się tej nocy.. Wolę nawet nie myśleć w jak wielkie gówno byśmy się wpakowali. Mimo to świadomość, że łączy mnie sekret z panią detektyw bardzo mi odpowiada. Coś jest w tej kobiecie. I nie chodzi mi tu tylko o jej urodę czy seksowne ciało, które po części miałem okazję zobaczyć, gdy ściągałem jej spodnie. To coś innego. Coś magnetyzującego.
Nasze drogi przetną się jeszcze nie raz, tego jestem pewien, a wtedy może uda mi się odkryć co to jest.

***Ronnie

Spoglądam w puste spojrzenie. W oczy, które całkiem niedawno patrzyły na mnie z obawą. Teraz nie wyrażają już żadnych uczuć. Jeśli potrzebne nam były jakieś dowody na to, że Josh Deer jest kluczowym elementem tego śledztwa, to właśnie je otrzymaliśmy.
Tessa Reich - jego alibi.

Ten widok staje się dla mnie coraz bardziej makabryczny. Mimo, że to nie jest pierwsza ofiara za każdym razem jest gorzej. Nie, nigdy nie da się do tego przyzwyczaić. Tym razem jest inaczej coś się zmieniło. Schemat jest niemal identyczny, jednak coś zmieniło się w jej działaniu. Tak, jestem pewna że to kobieta. Już teraz nie będę temu zaprzeczać. Ciała do tej pory były starannie ułożone, tym razem albo się śpieszyła, albo kierował nią większy gniew. Po cichu mam nadzieję, że traci pewność siebie, albo jest coś co wyprowadza ją z równowagi. Jakiś nieznany mi element.

- Co znaleźliście na miejscu? - pytam załogę, która dziwnie cicha, przegląda dokumenty.

- Nic nowego. - Odpowiada, o dziwo Penny. - Koroner twierdzi, że oprócz ghb, ofiara otrzymała cios w głowę, tępym narzędziem. Póki co ustalamy co to było.

Przyjmuje jej słowa do wiadomości. Jest jak podejrzewałam. Kieruje nią gniew lub głębokie wzburzenie. Poprzednie zbrodnie były zaplanowane. Nie musiała używać siły. Wystarczył moment zaskoczenia i ghb.

- Coś ją wzburzyło. Wygląda też jakby się śpieszyła - myślę na głos, mimo to zwracam uwagę wszystkich. - Czy ktoś zgłosił zaginięcie?

- Tak, mąż. - Odpowiada Alan podając mi raport.

Czytam go i żałuję, że nie miałam okazji porządnie odespać tego kaca. Może wtedy coś bym dostrzegła. Cokolwiek.

- Trzeba jeszcze raz przesłuchać Deera. Coś mi mówi, że czegoś nam nie powiedział. - Stwierdzam. Co, a raczej kto łączy Josha Deera i Santiago?

*

- Panie Deer. Wezwaliśmy Pana, żeby zadać kilka pytań. - Oznajmiam oficjalnym tonem. Na pełnych ustach mężczyzny pojawia się kpiący uśmiech.

- Czy jestem o coś oskarżony, pani detektyw? - odpowiada pytaniem, zaplatając ręce na klatce piersiowej.

- Tym razem nie. - rzucam pozornie obojętnie. - Pytania będą dotyczyły sprawy, która jest w toku.

- Zatem śmiało.

- Panie Deer, to nie zabawa - warcze widząc jego podejście. - Giną ludzie, a pan zdaje się coś ukrywać!

- Niczego nie ukrywam - pochyla się mrużąc groźnie oczy, ale nie robi to na mnie w tej chwili wrażenia.

- To jak pan wytłumaczy, że kolejna ofiarą jest Tessa Reich?! - przesuwam w jego stronę zdjęcie Tessy, zrobione po jej znalezieniu.
Jego oczy rozszerzają się w widocznym szoku, gdy rozpoznaje twarz swojej kochanki.
Przygląda się dłuższą chwilę.

- Zrobię wszystko co w mojej mocy żeby pomóc w znalezieniu sprawcy. - Mówi z mocą w głosie. A ja mu wierzę, ale..

- Czemu nie angażował się pan od samego początku?

- Na początku myślałem, że mnie to nie dotyczy, a śmierć Ellen to czysty przypadek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro